– Chyba nie zrobisz tego przy nich wszystkich?
Nie zrozumiał. Arnne zamknęła oczy. Zasłoniła sobie głowę rękami. Aiiiiiiiiiiii razem z koleżanką patrzyły, obie zaciekawione.
– Wstydzę się.
Znowu zaczął ją całować. Całą. Pocałunek przy pocałunku. To wszystko, co „popsuł” jej Mistrz Anai, teraz było „naprawione”. Czuła. Czuła wszystko. Całował jej nogi, przesunął wargami po udzie, znowu poczuła jego język gdzieś we wnętrzu. Dokładnie we wnętrzu. W środku. Nie mogła przełknąć śliny, zupełnie jakby cała wilgoć jej ciała spłynęła na dół. Kiedy dotknął ud, natychmiast rozchyliła je, podciągnęła go w górę i wolnym, rytmicznym ruchem zaczęła unosić pośladki, dotykając łonem jego brzucha coraz niżej i niżej. Wreszcie uniosła nogi, żeby mu pomóc, a także żeby pomóc sobie. Położyła nogi na ramionach chłopca i wtedy poczuła że ociera się o nią.
– Chcę – szepnęła. – Teraz.
Wtedy wszedł w nią gwałtownie. Stali się jednym ciałem. Nie mogła otworzyć oczu. Przestała odczuwać wstyd. Jedynym uczuciem, jakie ją ogarnęło, była nieporównywalna z niczym błogość, przerodzona po chwili w lęk, że stanie się coś, co przerwie to, co się z nią dzieje. Wtedy zaczęła jęczeć. Zaczęła zatapiać się w tym, co ich łączy. Krzyknęła dokładnie w tej samej chwili co chłopak.
Dopiero po dłuższej chwili otworzyła leniwie oczy. Teraz zaczęła słyszeć, co działo się wokół niej. Dwie chichoczące dziewczyny przy ogniu, które bez jakiegokolwiek zażenowania komentowały to, co widzą, nawet wymieniały fachowe uwagi. Struchlałą Arnne oplecioną własnymi rękami, która mruczała coś do siebie przerażona.
Tak bardzo chciała się czymś przykryć. Mięśniami łydek i ud czuła jego młode, poruszające się rytmicznie i gwałtownie ciało. Rękami obejmowała jego głowę. Zacisnęła zęby, musiała. Drżała lekko, czuła, że wszystko, tam w środku, napina się coraz bardziej. O, mamo. Niech on nie kończy przy nich. Niech one tego nie widzą. Poczuła jak… jakby posłanie poruszyło się pod nią. Zacisnęła oczy aż do bólu. Niech on nie kończy przy nich. Niech nie robi tego na ich oczach!
– Au! – Poczuła pierwsze uderzenie. Poczuła łzy na policzkach i rumieniec, który palił jej twarz. – Mmmmmmmm… – Usiłowała zaciskać szczęki. To nie była grzeczność z jej strony. Przytulała się do niego całą siłą swych rąk i nóg.
– Leż jeszcze… Jeszcze trochę… – prosiła. – Leż jeszcze.
Pocałował ją leciutko.
– Jeszcze trochę, leż, proszę – szepnęła.
O, mamo… Jak on wstanie teraz? Przy wszystkich?… Rozluźniła nogi. Zsunął się z niej delikatnie. Skuliła się na posłaniu, ale to nic nie dawało. Usiadła, zsuwając nogi jak Arnne i obejmując się rękami. Chłopak siedział tuż obok, wyraźnie zadowolony. Policzki paliły ją tak, że tatuaż musiał się już pewnie zrobić czarny. Nie mogła podnieść wzroku.
Aiiiiiiiiiiii podeszła do niej i usiadła tuż obok.
– Gdzie… Gdzie mogę się umyć? – szepnęła.
– Tu obok jest malutkie jeziorko. Ale posiedź jeszcze z nami. – Aiiiiiiiiiiii podała jej małą czystą szmatkę. – Posiedź jeszcze.
Odczekała chwilkę, potem, objęła Achaję ramieniem.
– I co? Troszkę lepiej?
Achaja położyła głowę na jej ramieniu. Nie miała ochoty niczego mówić. Chłopak przykucnął nad ogniskiem. Zerknął kilka razy na dziewczyny, potem uśmiechnął się wrednie. Tak wrednie, jak to tylko potrafią mężczyźni.
– To teraz. Ta druga.
– Nie! – jęknęła Arnne. – Proszę! Nie! Ja… Ja jestem dziewicą! Proszę!
Chłopak podszedł do niej. Delikatnie dotknął jej głowy. Czarownica szarpnęła się mocno.
– Nie! Proszę, nie. Achaja, zrób coś! Ja nie chcę!
– Uspokój się – szepnęła Achaja. – To nie bitwa trzech kompanii otoczonych w lesie.
– Ale ja nie chcę! No, powiedz mu, że ja nie chcę!
Chłopak dotknął tyłka Arnne, a ta podskoczyła, wierzgając nogami. Upadła na plecy. Nie wykorzystał tego, choć mógł. Uśmiechnął się. Obie dziewczyny z lasu roześmiały się głośno.
– Achaja! Ratuj!
Achaja opuściła oczy. Aiiiiiiiiiiii jednak uderzyła ją łokciem w bok.
– Patrz teraz.
– Nie, nie, nie! – krzyczała czarownica. – Powiedz mu, że go zamienię w mrówkę!
– Akurat.
Chłopak położył się obok Arnne. Objął ją delikatnie. Czarownica wierzgnęła jak stary muł. Ale chłopak też był silny.
Achaja znowu opuściła oczy. Dziewczyny z lasu przeciwnie. Jak zwykle zaczęły chichotać i komentować. Widać nie było tu żadnych tabu.
Dłuższy czas potem myły się w malutkim jeziorku, raczej stawie zagubionym wśród drzew. Właściwie to myła się Achaja, pływała, nurkowała w niesamowicie zimnej wodzie. Arnne stała jakieś piętnaście kroków dalej.
– Kurczę! Jak mam do ciebie dojść? – krzyknęła w desperacji.
– Rób małe kroczki.
– Ale, kurczę, jak? Przecież… – Nie mogła powiedzieć tego, co chciała. Jej policzki płonęły dużo bardziej niż u koleżanki przedtem.
– No, przyjdź tu. Masz przecież szmatkę.
– Ale… No, przecież zrobić krok to…
– Rób małe kroki, z nogą przy nodze. – Achaja zanurkowała znowu. Wypłynęła po chwili tuż przy brzegu. – No. Rusz się.
– Ale nie mogę. – Arnne nie wiedziała jak to powiedzieć. Peszyła się coraz bardziej.
– Dobra. Zapomnij o wszystkim i chodź tu.
– Odwróć się, proszę.
Achaja zanurkowała znowu. Odpłynęła na sam środek stawu. Wynurzyła się, prychając głośno, dokładnie w momencie, kiedy czarownica kucała nad brzegiem.
– Ty świnio.
– Daj mi spokój. – Achaja położyła się na plecach, pozwalając, żeby niosła ją woda. Nie czuła tego dawno. Nie czuła od czasów Troy łączności ze wszystkim, co ją otaczało, jakiegoś dziwnego, wewnętrznego zadowolenia z prostego faktu, że żyje. Nie znaczy to, że była szczęśliwa. Przypomniała sobie Lanni, która kąpała się w podobnym leśnym jeziorku, zanim to wszystko zaczęło się na dobre.
Podpłynęła do czarownicy, chwyciła ją i wciągnęła do wody. Przez chwilę kotłowały się walcząc. Potem Arnne, jak już poczuła, że nie ma gruntu pod nogami, zaczęła płynąć. Nieźle nawet. A właściwie lepiej niż Achaja. Prychała niezadowolona.
– Nie chcę, żeby mnie dotykała goła dziewczyna.
– Że cię wciągnęłam do wody? Daj sobie na wstrzymanie.
– Już ja wiem, co się dzieje w naszej armii – syknęła Arnne. – Słyszałam, co wy tam wyrabiacie, dziewczyny. Widziałam, jak na ciebie patrzyła ta twoja sierżant. I nikt mi nie wmówi, że to normalne.
– Ty mi, kurwa, nie przypominaj sierżant.
– Bo co?
– Bo ci, psiamać, oczy wybiję!
Arnne odpłynęła na tyle, na ile mogła. Staw nie był zbyt duży.
– Kochasz ją?
– Szlag! – Achaja podpłynęła do brzegu. Oparła ramiona na trawie. – Kurde. Nie kocham jej jak dziewczyna chłopaka. Przeszłyśmy razem trochę. W pewnym momencie czujesz jednak, że jak nie masz siostry, to strasznie ciężko. Ona nie jest jakoś tam szczególnie inteligentna. Ale jest najlepszym człowiekiem, jakiego spotkałam. Jest mi strasznie bliska. Chociaż za skarby nie pogadam z nią o wyższej filozofii, nie będę roztrząsać spraw bytu, a nawet nie porozmawiam tak jak z tobą chociażby. Ale to… No, dobra. Kocham ją! Jak siostra siostrę! Nie mam nikogo bliższego.
– Ale robiłyście to ze sobą.
– „To”? To znaczy co? Żadna z nas nie jest chłopakiem. Więc co, niby, robiłyśmy? – Achaja zaklęła jak szewc. – No, dobra. Robiłyśmy! Leżałyśmy razem gołe, całowałyśmy się. No i… A żeby cię szlag! Czasem jest tak ciężko, że nie możesz już nawet płakać. Czasem potrzebujesz kogoś bliskiego. Kto cię zrozumie, kto sam czuje to samo. No, dobrze. Całowałyśmy się i to tak, że pewnie apopleksje by cię chwyciły, gdybyś widziała. Ale powiem ci jedno. Jak Shha stoi za twoimi plecami, czy w bitwie czy w życiu, to jest więcej, niż mieć za plecami nawet dziesięć inteligentnych, wygadanych czarownic. Brakuje mi jej! To chciałaś usłyszeć? Brakuje mi jej. Mogłabym tu nawet zostać na resztę życia, ale nie wiem, czy ona żyje. I się, kurwa, martwię. To jest pierwszy człowiek, na którym mi naprawdę zależy w życiu. Tak! Głupia dupa ze wsi! Głupia dupa. Którą byś w dyskusji zagięła na tysiąc sposobów. Której byś pokazała, gdzie jej miejsce, w przeciągu jednej modlitwy, która nie potrafi się zachować na oficjalnej uczcie, bo ją nauczyli, że je się palcami. Ale ona za to potrafi mi pokazać, że to obsrane życie ma sens. A ty tego nie potrafisz, chociaż przeczytałaś sto razy więcej książek, niż ona wypiła wódek w karczmie. Tak. Brakuje mi jej. Brakuje! To chciałaś usłyszeć?
– Kochasz ją – szepnęła przejęta Arnne.
– Oż, psia mać! Nie kocham jej jak dziewczyna chłopaka. Nie jesteśmy sobie potrzebne w łóżku, jeśli ci o to chodzi. To tylko tak obok. Zamiast. Ale jeżeli ci o to chodzi, to owszem, kocham ją! Kocham ją. Bo ona jest jedynym człowiekiem, który również kocha mnie. Ale bezinteresownie. Jestem jej potrzebna. Tak jak ona mnie. Bo jesteśmy siostrami. Prawdziwymi. Nie przez zwykłe urodzenie. Shha jest moją siostrą. Czuję, że jestem za nią odpowiedzialna. Czuję, że się muszę nią opiekować. Czuję, że muszę o nią dbać. Muszę! A ona musi dbać o mnie, mną się opiekować, być za mnie odpowiedzialna. Wiem, że jeśli żyje, to się teraz męczy. Ja jej naprawdę potrzebuję.
– Kiedy uciekamy? – spytała Arnne.
Achaja otrząsnęła się nagle. Nie sądziła, że czarownica ją zrozumie. A jednak zrozumiała.
– Spróbujmy – westchnęła. – Spróbujmy najpierw dogadać się z tymi Starszymi, czy jak im.
Arnne westchnęła ciężko. Oparła ręce na brzegu, pozwalając, by jej ciało unosiło się na powierzchni, lśniąc lekko w świetle gwiazd.
– Ty dalej jesteś agentem wywiadu – mruknęła. – Masz kły i pazury, masz ogon. Ale dalej jesteś agentem wywiadu pana Biafry. Dalej usiłujesz wykonać zadanie.
– Tak cię to dziwi?
– A ciebie nie? Zrobili z nami jakieś niesamowite rzeczy, powołali do życia z martwych, przerobili na zwierzęta. A ty tylko: wykonać zadanie! Panie generale, major Achaja melduje się po zrobieniu wszystkich zleconych jej świństw, ku chwale, tfu! królestwa, czy co.