– Nic podobnego – zaprzeczyła Holly.
– Właśnie że tak! – wrzasnęła jak dziecko Laura.
– Zamknij się już, dobra? – Holly spojrzała na Laurę i roześmiała się. – Przecież widzę, że wróciłaś do Daniela. Czy to teraz ważne? – Odwróciła się do Daniela. – Nie, nie całowałam się ze Steviem. Wyskoczyłyśmy do Galway na panieński weekend przed ślubem Denise, a Stevie się upił i próbował mnie pocałować.
– Łżesz! – przerwała jej Laura. – Widziałam, co się stało.
– Charlie też widział – Holly powiedziała Danielowi. – Spytaj go, jeśli mi nie wierzysz, chociaż to już obojętne. Przyszłam na umówioną rozmowę, ale widzę, że jesteś zajęty. – Spojrzała na kusy ręcznik. – Do zobaczenia na weselu.
Obróciła się na pięcie i wolnym krokiem pomaszerowała do windy, ciągnąc za sobą walizkę.
Nacisnęła guzik i odetchnęła z ulgą. Nawet nie była na niego zła. Cieszyła się jak dziecko, że sam unieważnił tę rozmowę. To on zdecydował, nie ona. Nie mógł być w niej zakochany, skoro tak prędko wrócił do Laury. Tak czy owak, przynajmniej nie wyrządziła mu krzywdy.
Chociaż uważała go za kompletnego idiotę.
Holly siedziała przy głównym stole w sali bankietowej. W chwili gdy ktoś postukał łyżeczką w kieliszek i rozpoczęły się toasty, wykręcała nerwowo palce, powtarzając w pamięci swoje przemówienie. Nie słuchała, co mówią inni.
Powinna była je spisać, bo właśnie zapomniała początku. Serce waliło jej jak oszalałe, kiedy Daniel usiadł i wszyscy zaczęli klaskać. Nadeszła jej kolej. Tym razem nie mogła uciec do toalety. Sharon złapała ją za drżącą rękę, Holly uśmiechnęła się do niej niepewnie. Ojciec Denise zapowiedział, że teraz przemówi Holly. Wszystkie oczy zwróciły się na nią. Kiedy wstawała, dostrzegła Johna, który siedział przy stole z przyjaciółmi Gerry’ego. Pokazał jej kciukiem, że wszystko będzie dobrze. Machnęła ręką na przygotowaną mowę i powiedziała coś zupełnie innego.
– Wybaczcie, jeśli się wzruszę, wznosząc toast, ale bardzo się dziś cieszę szczęściem Denise. Jest moją najlepszą przyjaciółką… – Urwała i spojrzała na Sharon. – Jedną z kilku najlepszych.
Gruchnął śmiech.
– Bardzo się cieszę, że zakochała się w tak fantastycznym mężczyźnie jak Tom. Cudownie jest znaleźć miłość kogoś cudownego. Ale znaleźć prawdziwą bratnią duszę to znacznie więcej. Taka osoba rozumie partnera jak nikt, kocha jak nikt i towarzyszy mu na dobre i na złe aż do śmierci. Wiem coś o tym i wiem, że Denise znalazła takiego człowieka w Tomie. – Coś chwyciło ją za gardło. Odczekała chwilę, żeby wziąć się w garść. – Czuję się zaszczycona, że zaproszono mnie do udziału w tym pięknym dniu Denise i Toma. Życzmy im wielu tak pięknych dni jak dzisiejszy.
Wszyscy zaczęli klaskać, sięgnęli po kieliszki. – I jeszcze jedno! – dodała, przekrzykując tłum. Musiała unieść rękę, żeby go uciszyć. Hałas umilkł, znów wszystkie oczy zwróciły się na nią.
– Niektórzy z obecnych tu gości słyszeli zapewne o liście wymyślonej przez pewnego wspaniałego człowieka. – Przy stoliku Johna zerwały się oklaski. – Jedna z zasad głosi, żeby nigdy nie wkładać kosztownej białej sukni.
Przy stoliku Johna wybuchła istna owacja, Denise zwinęła się ze śmiechu na wspomnienie tamtego fatalnego wieczoru, kiedy to wpisano ową zasadę na listę.
– W imieniu Gerry’ego – dodała Holly – wybaczam ci, Denise, złamanie owej zasady tylko dlatego, że tak ślicznie wyglądasz. I poproszę cię, żebyś wzniosła razem ze mną toast za was oboje i za bardzo drogą białą suknię. A wiem coś o tym, bo przeciągnęłaś mnie po wszystkich sklepach ze ślubnymi kreacjami w całej Irlandii!
Goście podnieśli kieliszki.
– Za Toma i Denise w bardzo drogiej białej sukni! Holly promieniała. Przyjęcie się rozpoczęło.
Ze łzami w oczach przyglądała się, jak Tom i Denise tańczą po raz pierwszy razem jako małżeństwo i przypomniała sobie, co czuła w takiej samej sytuacji. Uniesienie, nadzieję, szczęście, dumę i chociaż nie wiedziała, co przyniesie los, wszystkiemu była gotowa stawić czoło. To wspomnienie przepełniło ją radością. Musi przestać płakać i otworzyć się na przyszłość. Otrzymała fantastyczny dar – życie. Czasem okrutnie się urywa, ale najważniejsze jest to, co z nim zrobimy.
– Mogę cię prosić?
Patrzył na nią uśmiechnięty Daniel.
– Oczywiście.
Odwzajemniła uśmiech, przyjęła rękę.
– Mogę ci powiedzieć, że pięknie dziś wyglądasz?
– Bardzo mi miło.
Denise wybrała jej śliczną liliową suknię z gorsetem, bez ramiączek i z głębokim rozcięciem z boku. Włosy upięła do góry, ale pojedyncze loki spadały tu i ówdzie na ramiona. Czuła się piękna. Niemal jak księżniczka Holly, i aż roześmiała się na tę myśl.
– I wzniosłaś piękny toast – pochwalił. – Dopiero teraz zrozumiałem, jakim byłem egoistą. Powtarzałaś mi, że nie jesteś gotowa, a ja nie słuchałem – wyznał.
– Nie szkodzi. Chyba jeszcze długo nie będę. Ale dziękuję, że tak szybko dałeś za wygraną.
Tu wskazała głową Laurę, która siedziała naburmuszona przy stoliku. Daniel zagryzł wargę.
– Może wydaje ci się, że to szybko, ale kiedy nie odbierałaś moich telefonów, nawet do mnie, tępego, dotarto, że nie jesteś gotowa na związek. A kiedy pojechałem na święta do domu i spotkałem Laurę, znów między nami zaiskrzyło. Miałaś rację, wcale się nie odkochałem. Ale wierz mi, że gdybym nie był pewien, że mnie nie kochasz, nie zaprosiłbym jej na wesele.
– Przepraszam, że unikałam cię przez ten miesiąc. Potrzebowałam czasu dla siebie. Jednak nadal uważam, że głupio robisz.
Pokręciła głową, widząc wściekłe spojrzenie Laury.
Westchnął.
– Wiem, że mamy wiele do wyjaśnienia i że nie możemy się spieszyć, ale tak jak powiedziałaś, miłość nie umiera.
Holly wzniosła ręce do nieba.
– Przestań mnie cytować. – Roześmiała się. – Bylebyś był szczęśliwy. Chociaż trudno mi to sobie wyobrazić.
Westchnęła dramatycznie, teraz Daniel się roześmiał.
– Jestem szczęśliwy. Chyba nie potrafię żyć bez dramatu. – Spojrzał na Laurę ciepłym wzrokiem. – Potrzeba mi żarliwości, a tej nie można Laurze odmówić. A ty jesteś szczęśliwa? – Patrzył badawczo na Holly.
Zastanowiła się.
– Dziś jestem. A jutrem zajmę się jutro. Ale zmierzam chyba w dobrym kierunku.