Литмир - Электронная Библиотека

– Holly, poznaj małego Gerry’ego. A ty, Gerry, poznaj swoją mamę chrzestną.

Holly uśmiechnęła się, kartkując listopadowy numer pisma, w którym pracowała. Czuła podniecenie – nazajutrz, pierwszego listopada, nakład znajdzie się w sprzedaży. Jej pierwszy numer trafi na półki, a poza tym będzie mogła otworzyć listopadowy list od Gerry’ego. Zapowiadał się dobry dzień.

Chociaż sprzedawała tylko miejsca reklamowe, szczyciła się, że jest członkiem redakcji, która wydaje magazyn z prawdziwego zdarzenia. Czuła, że naprawdę się sprawdza.

Czas się zabrać za grudniowy numer, uznała. Najpierw jednak musi zadzwonić do Denise.

– Halo? Tu ohydny, staromodny, koszmarnie drogi sklep z ciuchami. Mówi wkurzona kierowniczka. Czym mogę służyć?

– Denise – wybąkała zdumiona Holly. – Nie możesz tak odbierać telefonu!

Koleżanka zachichotała.

– Mam prezentację numeru, wiedziałam, że to ty.

– Nagrałaś mi się na sekretarkę.

– Dzwoniłam, żeby potwierdzić twój udział w balu. W tym roku Tom opłaca stolik.

– W jakim balu?

– Gwiazdkowym, na który chodzimy co roku, matołku.

– A no tak. Przepraszam, ale w tym roku nie mogę.

– Przecież jeszcze nie wiesz, kiedy się odbędzie – zaoponowała Denise. – Tym razem trzynastego listopada. Możesz!

– Wybacz, Denise – przeprosiła Holly. – Ale przez dziesięć lat chodziłam z Gerrym. Nie dam rady.

– To ja przepraszam. Nie pomyślałam – odpowiedziała Denise. – Nie idź, jeżeli masz się źle czuć. Wszyscy zrozumiemy.

Holly odłożyła słuchawkę, obiecując, że zadzwoni później, kiedy podejmie decyzję. To przecież tylko głupi bal, nie musi iść, jeżeli nie ma ochoty. Tyle że ten głupi bal przypominał jej chwile znakomitej zabawy. Uwielbiali ten wieczór w gronie przyjaciół. Jeżeli pójdzie bez Gerry’ego, przekreśli ich tradycję, zastąpi szczęśliwe wspomnienia całkiem innymi. A tego nie chciała.

Pragnęła zachować wszystkie wspomnienia, co do jednego. Przerażało ją, że jego twarz zaciera jej się w pamięci. Nadal dzwoniła na jego telefon komórkowy, płaciła operatorowi co miesiąc, byle móc czasem usłyszeć jego głos nagrany w poczcie głosowej. Z domu zniknął jego zapach, a ubrania dawno wyrzuciła. Starała się więc zachować każdy, najmniejszy nawet ślad po mężu. Gerry był dla niej przecież całym światem. A teraz przestał istnieć. I dlatego kompletnie się zagubiła.

Po wyjściu z biura zajrzała do „Hogana”. Coraz lepiej się czuła w towarzystwie Daniela. Ustąpiło skrępowanie towarzyszące tamtej kolacji. Dawniej nie miała przyjaciół wśród mężczyzn, oprócz, oczywiście Gerry’ego, z którym łączyło ją przecież więcej. Dlatego zażyłość z Danielem z początku tak ją dziwiła. Z czasem zrozumiała, że przyjaźń z wolnym mężczyzną wcale nie musi mieć romantycznego podtekstu. Nawet jeżeli facet jest przystojny.

Przywitała go uśmiechem.

– Wybierasz się na bal? – zapytała i zmarszczyła nos. On też zmarszczył nos.

Roześmiała się.

– I znów zakochane pary będą się obnosiły ze swoim szczęściem. Podsunął jej stołek barowy, usiadła.

– Możemy w ogóle nie zwracać uwagi na innych.

– To po co iść? – Daniel usiadł obok i oparł kowbojski but o szczebelek jej stołka. – Chyba nie sądzisz, że będę cały wieczór rozmawiał tylko z tobą? Już się nagadaliśmy. Nie sądzisz, że może mnie to nudzić?

– W porządku! – Holly udawała, że się obraziła. – Zresztą i tak miałam zamiar cię ignorować.

– No, no! – Daniel potarł czoło i oznajmił: – W takim razie na pewno się wybiorę.

Holly przybrała poważny ton.

– Bo chyba powinnam się tam pokazać. Daniel przestał się śmiać.

– No, to chodźmy.

Uśmiechnęła się.

– Myślę, że i tobie ten bal dobrze zrobi – dodała cicho. Odwrócił wzrok.

– Jakoś się trzymam – powiedział nieprzekonująco. Pocałowała go na pożegnanie w czoło.

– Danielu Connelly, już przestań zgrywać silnego macho. Mnie nie nabierzesz.

34
{"b":"88481","o":1}