Литмир - Электронная Библиотека

Tłum oszalał. Holly załomotało serce.

Kiedy Margaret zaczęła śpiewać, na sali zapanowała absolutna cisza. Holly przyglądała się zasłuchanym ludziom. Wszyscy, nawet jej rodzina, wpatrywali się w Margaret z zachwytem. Zdrajcy! Wykonawczyni przymrużyła oczy i śpiewała z wielkim uczuciem. Zdawało się, że przeżywa każde słowo.

– Rzuciła nas na kolana, co? – podsumował prowadzący. Znów rozległy się głośne brawa. – Za chwilę na scenie pojawi się Keith, laureat konkursu z ubiegłego roku. Zaśpiewa „Amerykę” Neila Diamonda. Proszę go przyjąć brawami!

Holly nie chciała więcej słuchać. Wybiegła do toalety.

W toalecie chodziła tam i z powrotem, próbując się uspokoić. Nogi miała jak z waty, żołądek podszedł jej do gardła. Przejrzała się w lustrze. Zaczerpnęła kilka głębokich oddechów. Tłum na sali klaskał. Holly zamarła w bezruchu. Kolej na nią.

– Zgodzicie się państwo ze mną, że Keith dał iście mistrzowski popis? Znów burza oklasków.

– Ale to nie koniec. To tylko rozgrzewka. Teraz wystąpi przed państwem debiutantka, Holly…

Wpadła do kabiny i zamknęła się od środka. Nie wyjdzie stąd za żadne skarby.

Czy Holly Kennedy jest na sali? – zagrzmiał konferansjer. Brawa ucichły, widzowie rozglądali się wokół w poszukiwaniu kolejnej zawodniczki.

Niech sobie czekają, pomyślała. Zamknęła oczy i zaczęła modlić się w duchu, żeby ten koszmar jak najszybciej minął.

Publiczność ucichła. Czyżby na scenie była już następna osoba? Napięcie w ramionach ustąpiło. Strach minął, ale Holly postanowiła jeszcze trochę zaczekać w toalecie.

Wtem rozległ się trzask otwieranych i zamykanych drzwi.

– Holly? – Weszła Sharon. – Wiem, że tam jesteś, więc posłuchaj.

Holly przełknęła spływające po twarzy łzy.

– Wiem, że to dla ciebie ciężkie przeżycie, ale musisz zwalczyć zdenerwowanie i tremę.

Sharon urwała.

Prowadzący znów podszedł do mikrofonu.

– Proszę państwa, okazuje się, że nasza zawodniczka właśnie wyszła do toalety.

Na sali gruchnął śmiech.

– Sharon! – Głos Holly drżał ze strachu.

– Holly, nie musisz tego robić. Nikt cię nie zmusza…

– Proszę państwa, przypomnijmy Holly, że pora wychodzić na scenę! – krzyknął konferansjer. Publiczność zaczęła skandować jej imię.

– … Ale jeśli teraz się poddasz, nigdy sobie tego nie wybaczysz. Gerry z pewnością miał powód, by cię o to prosić.

– Holly! Holly! Holly!

– Och, Sharon – szepnęła z trwogą w głosie Holly. Nagle poczuła, jakby waliły się na nią ściany kabiny. Krople potu wystąpiły jej na czoło. Wybiegła za drzwi. Oczy miała zaczerwienione, spuchnięte, mascara czarnymi strużkami ściekała jej po policzkach.

– Nie mogę tego zrobić! – rzekła.

– Wiem, niech ich cholera weźmie! Nigdy więcej nie zobaczysz ich spragnionych uciechy i sensacji twarzy. Czy kogoś to obchodzi, co sobie pomyślą? Mnie nie obchodzi. A ciebie?

Holly zastanowiła się chwilę.

– Mnie też nie – szepnęła.

– Co? Bo nie dosłyszałam. Obchodzi cię, co sobie pomyślą?

– Nie – powiedziała odrobinę głośniej.

– Głośniej!

Sharon potrząsnęła ją za ramiona.

– Nie! – zawołała Holly.

– Głośniej!

– Nieeeeeeeeeee! Nie obchodzi mnie, co sobie pomyślą! – ryknęła. Obie zaniosły się śmiechem.

– No, to zaserwuj im kolejny wygłup z kolekcji Holly, żebyśmy za kilka miesięcy miały się z czego śmiać – zaordynowała Sharon.

Holly zmyła z policzków rozmazany tusz do rzęs, zebrała się w sobie i pomaszerowała w stronę drzwi. Otworzyła je i z podniesionym czołem wkroczyła na salę, do rozentuzjazmowanych fanów, skandujących jej imię. Wykonała teatralny ukłon, po czym, zachęcana oklaskami, wyszła na estradę.

Wszystkie oczy skupiły się na niej. Stanęła z założonymi rękami i potoczyła błędnym spojrzeniem po widowni. Kiedy zagrała muzyka, wszyscy przy jej stoliku podnieśli kciuki na znak zachęty. Miły gest, ale niewiele pomógł. Ściskając mocno mikrofon, zaśpiewała drżącym i niepewnym głosem:

– „Co powie świat, jeśli zdarzy mi się fałsz? Czy wszyscy wstaną i pójdą sobie stąd?”

Denise i Sharon ryknęły śmiechem. Piosenka dobrana była perfekcyjnie. Zaklaskały, żeby choć trochę podnieść nieszczęsną przyjaciółkę na duchu.

Holly śpiewała okropnie, krzywiąc się, jakby za chwilę miała się rozpłakać. Niewiele brakowałoby zaczęli ją wygwizdywać, ale w tym momencie rodzina i przyjaciele chórem włączyli się do refrenu.

– „Dam sobie radę z pomocą przyjaciół, tak, dam radę z niewielką pomocą przyjaciół”.

Na widowni rozległy się śmiechy, atmosfera nieco się rozluźniła. Holly przygotowała głos na wyższy ton i zapiała ze wszystkich sił:

– „Czy ktoś jest ci potrzebny?”.

Kilka osób podchwyciło refren.

– „Potrzebny, bo chcę kogoś kochać”.

– „Czy ktoś jest ci potrzebny?” – powtórzyła i skierowała mikrofon w stronę sali, a widownia zgodnie zaśpiewała znany motyw.

Trema trochę odpuściła i Holly dzielnie dobrnęła do końca piosenki. Ludzie z tyłu wrócili do rozmów; barmani rozlewali trunki. Kiedy wreszcie skończyła, uprzejmi goście przy stolikach z przodu oraz jej stolik rodzinny skwitowali występ brawami. W różnych miejscach sali wybuchały salwy śmiechu.

Prowadzący wziął od Holly mikrofon i powiedział:

– Proszę o brawa dla niesłychanie dzielnej Holly Kennedy!

Rodzina i przyjaciele oklaskiwali ją. Denise i Sharon miały policzki mokre od łez.

– Nie masz pojęcia, jaka jestem z ciebie dumna – pochwaliła Sharon, zarzucając jednocześnie przyjaciółce ręce na szyję. – Zafundowałaś nam niezłą zabawę!

– Dzięki za pomoc.

Holly uściskała przyjaciółkę. Abbey klaskała.

– Groza, po prostu groza! – krzyczał Jack.

Mama się uśmiechała, a tata nie mógł spojrzeć córce w oczy, z trudem powstrzymując chichot.

Z drugiego końca sali machał do niej Declan, wskazując kciukiem porażkę. Holly skuliła się przy stoliku, popijała wodę i wysłuchiwała gratulacji za to, że się przełamała i przezwyciężyła strach. Rozpierała ją duma.

Podszedł John i oparł się o ścianę przy jej stoliku.

– Gdzieś musi tu być Gerry – powiedział i spojrzał na nią szklistymi oczami.

Biedny John. On także tęsknił za Gerrym, był to w końcu jego najlepszy przyjaciel. Uśmiechnęła się do niego ze współczuciem. John miał rację. Ona też czuła obecność Gerry’ego. Zupełnie jakby objął ją mocno, przytulił i obdarzył jednym ze swych czułych pocałunków, za którymi tak tęskniła.

Godzinę później, po zakończeniu występów, prowadzący wyszedł, żeby przedstawić wyniki głosowania. Zamiast fanfar rozległ się podniosły kawałek na werblach. Na deski wkroczył Daniel w swej czarnej skórzanej kurtce. Przywitały go gwizdy i piski dziewcząt. Richard z przejęciem ściskał kciuki za Holly.

– Do finału przechodzi dwoje uczestników. – Urwał dla wzmocnienia efektu. – Keith i Samantha!

Holly zerwała się z miejsca i zatańczyła radośnie, ściskając Denise i Sharon. Richard był kompletnie zdezorientowany, a reszta rodziny gratulowała Holly zwycięskiej porażki.

Holly, teraz już odprężona, w zadumie sączyła drinka. Sharon i John wdali się w zagorzałą dyskusję. Abbey i Jack zachowywali się jak para zakochanych nastolatków. Ciara tuliła się do Daniela, a Denise… No, właśnie, gdzie jest Denise?

Holly rozejrzała się po klubie i wypatrzyła koleżankę na scenie. Stała przed gospodarzem wieczoru w prowokacyjnej pozie. Rodzice Holly już wyszli, pozostał jej więc tylko Richard. Siedział wyraźnie zagubiony, co kilka sekund przechylając szklankę. Holly usiadła naprzeciwko.

– Dobrze się bawisz?

– Dziękuję, Holly. Naprawdę sprawiłaś mi ogromną frajdę.

– Zdziwiłam się, że w ogóle przyszedłeś. Wydawało mi się, że omijasz takie miejsca.

– Oj, bo trzeba wiecznie tyrać na rodzinę.

– A gdzie jest Meredith?

– Z Emily i Timothym – powiedział, jakby to tłumaczyło wszystko.

– Jutro pracujesz?

– Tak – odparł zwięźle i szybko dopił swojego drinka. – Muszę już iść. Świetnie się spisałaś, Holly.

Rozejrzał się niepewnie, zastanawiając się widocznie, czy się żegnać i zakłócać swej rodzinie dobrą zabawę, po czym, bez słowa, przebijając się przez tłum, ruszył w kierunku wyjścia.

Znów została sama.

Najchętniej chwyciłaby torebkę i uciekła do domu, ale wiedziała, że musi trochę odczekać. Jeszcze nieraz znajdzie się sama w towarzystwie par, trzeba się przyzwyczajać. Muszę uzbroić się w cierpliwość, powiedziała sobie w duchu.

Uśmiechnęła się na widok siostry kokietującej Daniela. Ciara była absolutnie beztroska, zdawało się, że niczym się nie przejmuje. W żadnej pracy nie zagrzała miejsca ani nie utrzymała dłużej żadnego chłopaka. Często błądziła gdzieś myślami, zatopiona w marzeniach o podróży do kolejnego dalekiego kraju. Holly spojrzała na Jacka, który na krok nie odstępował Abbey. Zawsze opanowany, jak przystało na nauczyciela, szanowanego przez wszystkich uczniów. Westchnęła i wróciła do swojego trunku.

Daniel poszukał jej wzrokiem.

– Napijesz się jeszcze czegoś?

– Nie, dzięki. Niedługo i tak wracam do domu.

– Zostań, Hol – poprosiła Ciara. – Jeszcze wcześnie. Daj jej wódki z colą – zwróciła się do Daniela. – I mnie też.

– Ciara! – zawołała Holly, speszona bezceremonialnością siostry.

– W porządku. Przecież sam zaproponowałem coś do picia. – Daniel ruszył do baru.

– Ciara, co ty wyprawiasz? Tak nie wypada! – zbeształa siostrę.

– Dlaczego? Przecież on nie płaci. Jest właścicielem czy nie? – powiedziała na swoją obronę. – Gdzie jest Richard?

– Pojechał do domu.

– No wiesz! A miał mnie odwieźć!

Ciara zaczęła gorączkowo szukać swojej torebki, zwalając przy tym na podłogę wiszące na oparciach krzeseł ubrania.

– Już go nie złapiesz. Wyszedł dawno temu.

– Ale zaparkował daleko stąd, a musi przejechać koło wyjścia, by wydostać się na ulicę. – Znalazła torebkę i wybiegła z okrzykiem: – Trzymaj się, Holly. Wypadłaś fantastycznie!

Wrócił Daniel, postawił na stole tacę z trunkami i usiadł naprzeciwko niej.

12
{"b":"88481","o":1}