Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Tematem numer jeden miał być oczywiście Tymon, ale natychmiast zapowiedziałam rodzinie, że o nim – proszę bardzo, o nas – nie ma mowy. Ogólnie bardzo im się podobał.

Mnie się też podoba, więc się im wcale nie dziwię.

W firmie zaczyna się kocioł. Krysia lata jak szalona, telefonuje na dwie ręce i przewala po biurku kupy papierów, które z szybkością światła wyrzuca z siebie jej drukarka. Ewa, która cały czas boi się, że urodzę przedwcześnie i cały ten jubileuszowy nabój zostawię na jej głowie, niebogatej w doświadczenia transmisyjne, biega za mną i usiłuje śledzić, co ja robię i w jakiej sprawie. Maciek zachowuje kamienny spokój, tylko czasami przyprawia o atak serca kolegów z techniki, śledząc postępy w przygotowaniach do transmisji i wynajdując różne, jak sam to nazywa, miny.

A ja po raz setny przeglądam punkt po punkcie scenariusz, sprawdzam, czy wszyscy zainteresowani wiedzą dokładnie, kiedy w jakim miejscu firmy mają się znaleźć, żeby można było ich zaprezentować kochanym telewidzom. Na szczęście poza Borysami nikt nie zgłaszał reklamacji. Niemniej dzwonię do wszystkich, czasami po kilka razy, uzgadniam i stawiam ptaszki…

Niedługo zwariuję.

Zwariuję!

Dzidzia, będziesz mieć matkę wariatkę!!!

Środa, 18 kwietnia

Klaudia jednak przylazła z reklamacją.

– Słuchaj, Wika – powiedziała z miną wyniosłą. – Widziałam wczoraj zajawkę jubileuszową. To ty robiłaś, prawda?

– Ja – odparłam krótko, bo mnie ogarnęły złe przeczucia.

– Dlaczego umieściłaś tam tylko moje „Perwersje” i „Granicę” Borysa, przecież my robimy o wiele więcej programów!

– Klaudynko kochana, każdy tu robi wiele programów, a zajawka ma swoje półtorej minuty i ani sekundy więcej. To i tak jest najdłuższa zajawka nowoczesnej Europy. Nie mogłam uwzględnić wszystkich.

– Ale Ewie uwzględniłaś dwa programy!

– Wam też dwa…

– Ale nas jest dwoje! Ja rozumiem, że Ewa jest twoją koleżanką, ale mogłabyś się powstrzymać…

– Słuchaj, Klaudyna, ja robię trzy cykle i nie reklamuję ani jednego. Wzięłam te czołówki, które się ładnie montowały i stwarzały jakąś rozmaitość. Wasze czołówki nie różnią się od siebie prawie niczym oprócz tytułów.

– To dlaczego nie wzięłaś swoich? Twoje są różne! Żeby dać miejsce Ewie?

– Żeby uniknąć takich głupich dyskusji jak ta! Niestety, widzę że mi się nie udało!

– W takim razie bądź uprzejma wymontować obydwie tamte czołówki i na ich miejsce włóż Borysa „Raport z miasta” i moje „Bliżej życia”. Nam bardziej zależy na reklamie tych programów.

– Chyba żartujesz. Niczego nie będę przemontowywać, nie mam czasu. Ani ochoty zresztą. Przecież sama wiesz, ile to roboty. Musiałabym praktycznie od nowa zrobić całą reklamówkę, wgrać nowego lektora i od nowa zrobić dźwięk. Nie ma takiej możliwości.

– Chyba zdanie autora się liczy? W końcu to nas reklamujesz!

– Mylisz się. Reklamuję stację, a nie prywatnych ludzi. A co do zawartości reklamówki, to nie masz co latać do Karola, bo on wie, co jest w środku. Sam to akceptował. A jeżeli chodzi o was to nawet proponował. Możemy najwyżej zmienić koncepcję twojego wejścia w programie. Jeśli chcesz, możesz się pokazać przy montażu „Bliżej życia”, a „Perwersje” tylko wymienimy w rozmowie.

– To ty nie pokażesz w programie jubileuszowym fragmentów naszych audycji?

– Zlituj się, kiedy?

– Autor powinien być pokazany na tle własnych programów!

Znudziło mi się to bicie piany.

– Klodzia – powiedziałam, bo wiedziałam, że nie znosi tego ohydnego zdrobnienia. – Weź scenariusz, macie go w poczcie wszyscy, wysłałam go wam w zeszłym tygodniu z prośbą o uwagi. I policz minuty, a zwłaszcza sekundy. Jak znajdziesz miejsce na pokazanie kawałków produkcji wszystkich nas, bo przecież ciebie jednej nie będziemy wyróżniać, to mi powiedz. Wtedy przerobię cały scenariusz, masz na to moje słowo. A teraz wybacz, mam co robić, a my tu gadamy o niczym.

Wytrzeszczyła na mnie oczy, co miało świadczyć o głębokim potępieniu.

– Coś podobnego! Niektórzy uważają, że mają patent na mądrość!

Zawinęła się i poszła. Obrażona. Niech żyje prawdziwy profesjonalizm!

Piątek, 20 kwietnia

Kończymy przygotowania. Jutro ostatnie odprawy. Padam z nóg, a jak już padnę, śnią mi się kamery, scenografia, konsolety i mikrofony.

Sobota, 21 kwietnia

Jesteśmy gotowi i pozapinani na wszystkie guziki.

O trzeciej po południu zebraliśmy się na ostatnią, najważniejszą odprawę – realizacja, kierownictwo produkcji, prezenterzy (oczywiście z obstawą), no i redakcja, czyli Ewka i ja.

Gdyby nas obserwował ktoś, kto nas nie zna, uznałby pewnie, że zbrodnią jest dawać takie pieniądze (program kosztuje!) takiej gromadzie szajbusów.

Przepadam za tymi odprawami, zwłaszcza jeżeli bierze w nich udział Marta. Tym razem wystąpiła w doborowym towarzystwie – z Elką, Michałem i jeszcze jednym moim ulubionym prezenterem, Jędrzejem, człowiekiem, który został stworzony przez dobrego Boga wyłącznie na użytek telewizji. Jędruś jest dżentelmenem w każdym calu, wszystkie możliwe tajniki zawodu ma w małym palcu i w dodatku prezentuje duży wdzięk. Innego typu niż ta cała zwariowana reszta. Jędruś jest pozornie chłodny, a nawet zimny jak lód. To pozory. Tak naprawdę jest wrażliwy, subtelny i delikatny. Ale gdzie miejsce w telewizji na wrażliwość, subtelność i delikatność? Toteż Jędruś się maskuje. Ale nie ze mną te numery, znam go od lat i wiem, co ma w środku.

Oczywiście, zaplanowaliśmy Jędrusia do wywiadów w studiu. Nie śmiałabym zagonić go do latania po piętrach, a do wrzeszczenia na ulicy nie pasuje. Do wrzeszczenia na ulicy mam Michałka.

Teraz siedzieli z nami wszyscy czworo i przeglądali scenariusz. Dam sobie głowę uciąć, że widzieli go pierwszy raz w życiu, chociaż dostali do łapy tydzień temu.

– Czy ja mam wystąpić w towarzystwie moich loków, które wiszą w szafie? – zapytała Martusia. – Planujesz nas w wersji wytwornej czy na wesoło?

– Wytwornie wesoło. Macie emanować niewymuszoną pogodą ducha i ukrytą głęboko radością życia. Jednocześnie absolutny Wersal.

– Za dużo wymagasz – jęknął Michałek. – Albo ci będę emanował, albo Wersal. Zdecyduj się.

– Ja mogę emanować, to dla mnie drobiazg – powiedział niedbale Jędruś. – A jak mam się ubrać na tę okazję?

– Wytwornie, to na pewno. Nie w sznycie pogrzebowym, tylko przedpołudniowo. Mogą być drobne ekstrawagancje.

– A moje loki? – Marta chciała wiedzieć dokładnie.

– Loki, oczywiście, tak, jak najbardziej. Zdejmij z haka już dzisiaj i przewietrz.

– No, kochani – Maciek, jak zwykle, dążył do uporządkowania sytuacji – proszę wziąć w łapki scenariusze i lecimy od pierwszego wejścia. Obstawa wie, kogo obstawia?

– Wie. Marta z Tomkiem, Ela z Wiesiem, Jędrek z Bartkiem, Michała pilnuje Krysia.

Polecieliśmy ze scenariuszem od początku. Pierwsze wejścia, studio wita, ulica wita, scena rusza, Elka w newsroomie i Martusia z ekipą filmową.

– Ja nie wiem, jak to będzie w tym newsroomie – kręciła głową Ela. – Ileś ty na to zaplanowała? Dwie minuty? A jak się na mnie te wszystkie harpie rzucą…

– Nie dwie, tylko półtorej. I nie ma pogaduszek z redaktorkami. Jedna z tobą gada, a reszta mile się uśmiecha i kiwa główką.

I tak na nich jest bardzo dużo, bo jeszcze Marta pokazuje ekipę filmową w akcji, a ty idziesz w tym czasie do pokoju wydawców, potem jeszcze Marta w ich montażu, wystarczy.

– Wicia, a jak ja mam tę ekipę pokazać? – zainteresowała się Marta. – Na ulicę za nimi polecę? Nie zdążę wtedy na następne wejście!

– Spokojnie. Oni nie będą stali na ulicy, tylko w korytarzu, a pan reporter, nie wiem, który…

– Filipek będzie – wtrąciła Krysia.

– Filipek. No więc on będzie robił stendapa i opowiadał, że jest jubileusz, że gości przyjmujemy, takie tam. A ty masz powiedzieć ludziom, co on robi i do czego mu służą ci trzej faceci za kamerą. Proste?

– Proste. Ale nudne…

– To wymyśl coś ciekawego! Ubarw to!

– Wika, uważaj na nią, bo jak ona ci ubarwi – ostrzegawczo powiedział Maciek. – Wiesz, że jest zdolna do wszystkiego!

– Rzuć mu się znienacka na szyję – zaproponował Jędruś. – W ramach ubarwiania.

– Na szyję? Nie, na szyję nie… Już wiem, złapię go za tyłek! Słuchajcie, co mi Filip zrobi, jak go złapię za tyłek?

– Złapie cię za loki! – ucieszyła się Ela. – I zostaniesz łysa!

– Ucieszy się – mruknął Maciek – i straci wątek. Jedziemy dalej!

W przyjemnej atmosferze narada, przerywana co chwila wybuchami śmiechu (inwencja Marty nie miała granic!) skończyła się około siódmej wieczór.

– Ale nas skatowałaś – krzywił się Jędruś. – Ja nie wiem, czy będę miał jutro siły do pracy!

– Idź od razu spać – poradziła mu Krysia.

– Tylko zrób sobie maseczkę piękności do kąpieli – dorzuciła Marta. – Ty, Michał, też. Musimy być śliczni, bo nas Wika z pracy wyrzuci i więcej nie da zarobić!

– Teraz też nie dam wam zarobić – powiedziałam lekko. – Nie wiecie jeszcze, że praca ze mną jest nieopłacalna?

– Ale przynajmniej bywa śmiesznie – oznajmił Michał, który jest młodym entuzjastą zawodu. – Ja tam z tobą lubię, Wika. Zarobię sobie gdzie indziej.

– Dziękuję ci, kochany Michałku. Jesteś słodki. A Marta jest interesowna harpia.

– Ja też jestem interesowna harpia – mruknął Jędruś. – Wiecie, ile byśmy za takie prowadzenie zarobili w ogiepie?

– A z dziesięć razy tyle – rzuciła wesoło Martusia. – Wiem, bo prowadziłam. Zapomnij, Jędrek. Jutro jesteśmy harcerze.

I trąbiąc przez nos jakiś okropny harcerski sygnał, poszła sobie, machając nam jeszcze ręką na pożegnanie.

Ewa, również obecna na odprawie, bo w razie czego miała przejąć moją fuchę, podrapała się w głowę i poprosiła:

– Wika, zrób to dla koleżanki, nie rozkracz się jutro.

– Nic się nie martw – odpowiedziałam jej beztrosko. – Nawet jeżeli padnę na posterunku, to to wszystko już będzie się samo pasło!

Niedziela, 22 kwietnia

Program miał się zacząć równo w południe, ale już od dziewiątej rano przelatywałyśmy z Krysią ulicę i korytarze naszej firmy, sprawdzając wszystkie miejsca, które miały się stać naszymi planami zdjęciowymi. Co chwila wpadałyśmy przy tym na Szymona, ganiającego tą samą trasą w towarzystwie kilku swoich ludzi, sprawdzających, czy wszystko się świeci należycie i czy kamery nie będą miały za ciemno. Ganiał też Maciek z operatorami, pokazując im plany i udzielając wszelkich wyjaśnień. Ganiał Marcin w obstawie dwóch techników z kablami i mikrofonami. W studiu ganiała z maszynistami scenografka, pilnując ustawiania sceny i urządzania kawiarenki dla gości. W podziemiach ganiały rozmaite osoby przysłane przez zaprzyjaźnioną restauratorkę, szykując zaplecze gastronomiczne dla załogi, czyli możliwości wypicia kawy i zjedzenia kanapki w przerwie między częściami programu.

67
{"b":"87899","o":1}