Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Bezskutecznie, jak przypuszczam.

– Brakuje im kilku elementów układanki, które pozwoliłyby zebrać wszystko w logiczną całość.

– Brakuje im raczej kilku szarych komórek.

Ingo Freed zmrużył oczy.

– I skoro tacyście mądrzy, dlaczego nie sprawdzicie systemów Galileo, Kennedy’ego czy innych jednostek?

– Sprawdziliśmy.

– I niczego nie znaleźliście? – zapytał ze zdziwieniem Dija Udin, a rozmówca pokręcił głową. Najwyraźniej Romanienko i reszta również okazali się nie w ciemię bici. Wiedzieli, co mogą pokazać, a co dobrze byłoby ukryć. Informacje o proelium były powszechną wiedzą, ale sposób, w jaki Håkon i Ev’radat ograli Diamentowych, pozostawał dla Ingo Freeda tajemnicą.

Alhassan uśmiechnął się w duchu.

– Masz jeszcze tylko chwilę, by się zdecydować – powiedział Stephen. – Moja cierpliwość powoli…

– Goń się, ty pierdolony imbecylu – wpadł mu w słowo Dija Udin.

Kontradmirał raptownie schwycił go za kark i szarpnął w przód. Alhassan uderzył czołem o wyświetlacz i poczuł ból oplatający całą czaszkę. Wiedział, że ma tylko jedną okazję, by zareagować.

Uderzył łokciem w zgięcie wyciągniętej ręki Stephena. Gdy uścisk na karku zelżał, Dija Udin natychmiast obrócił się i złapał za ramię przeciwnika, po czym przycisnął je do pulpitu. Wziął zamach i z impetem uderzył w kość przedramienia. Rozległ się trzask, a Ingo Freed zawył z bólu.

Alhassan poprawił, waląc go mocnym podbródkowym tuż pod szczękę. Gdy przeciwnik zatoczył się w tył, a krew wylała się z jego ust, Dija Udin natychmiast zerwał się ze swojego miejsca i ruszył na niego.

Kolejne dwa proste wyprowadził w krtań Ingo Freeda. Ten złapał się jedną ręką za gardło, tę złamaną próbował bezskutecznie unieść. Dija Udin chwycił za nią i pociągnął mocno. Przeraźliwy krzyk Przewodniczącego był dla niego najcudowniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek usłyszał.

Szarpnął za dłoń przeciwnika i sprowadziwszy go do parteru, ułożył rękę na mocowaniu krzesła.

Czas poprawić.

Wyprostował się, uniósł nogę i z impetem opuścił ją na przedramię Ingo Freeda. Ten znów zawył. Tym razem tak głośno, jakby chciał zedrzeć sobie gardło.

Alhassan spojrzał na swoje dzieło. Z zakrwawionej ręki wystawały kawałki białych kości, widok poszarpanej skóry dostarczał mu jeszcze więcej satysfakcji. Dija Udin schylił się i wyciągnął impulsator z kieszeni oszołomionego Stephena.

Nie musiał się obawiać, że ktokolwiek ich usłyszy. Mostek był zamknięty, izolacja dźwiękowa działała bez zarzutu. A poza tym na Yorktown nie było wielu załogantów. Ingo Freed rozesłał swoich ludzi po podziemnych miastach, by tam trzymali rękę na pulsie.

Alhassan trącił nogą zwijającego się na ziemi kontradmirała.

– Panie Przewodniczący – odezwał się. – Co pan tak się wijesz jak piskorz?

– Ty…

Dija Udin zamachnął się i z całej siły kopnął w szczękę przeciwnika. Ten wziął paniczny oddech, jednocześnie wypluwając kawałki ułamanych zębów. Zakaszlał, rzucając się na bok.

– Chciałeś coś powiedzieć?

Ręka leżała bezwładnie na podłodze, jakby ledwo trzymała się reszty ciała. Dija Udin spojrzał na nią z nieskrywaną dumą, a potem jeszcze raz podniósł nogę. Chrzęst pod jego butem był wprost cudowny.

– Chyba coś złamałeś – powiedział muzułmanin, nachylając się nad Ingo Freedem.

Stephen milczał, oddychając ciężko i chrapliwie. Alhassan obrócił go na plecy, chcąc mu się przyjrzeć.

– Będę miał do ciebie prośbę – powiedział.

Ingo Freed zaczął dławić się kawałkami zębów, więc Dija Udin szybko położył go na boku i uderzył kilkakrotnie w plecy. Gdy przeciwnik wykrztusił wszystko, znów obrócił go na wznak.

– Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale możesz jeszcze przeżyć.

Stephen wyrzęził coś w odpowiedzi.

– Co tam charkoczesz?

– Ty przs… ebrzydły…

– Nie przeklinaj. Ja ci przebaczę, ale Bóg chyba nie.

– Ty…

Dija Udin westchnął, po czym kilkakrotnie przywalił mu w twarz. Nie mógł pozwolić sobie na spowodowanie większych obrażeń – Ingo Freed i tak balansował już na granicy omdlenia, mamrocząc pod nosem. Alhassan wiedział, że przesadził, ale było to silniejsze od niego. Czekał na to od momentu, gdy skurwysyn po raz pierwszy podniósł na niego rękę.

Kopnął go w podbrzusze.

– Wybacz – powiedział. – Przypomniałem sobie, że poprzysiągłem ci zemstę.

– Hrrrmpfff…

– A teraz powiedz: chcesz żyć?

Przykucnął obok niego i jeszcze kilka razy go spoliczkował. Gdy stwierdził, że nie przynosi to zamierzonego efektu, rozejrzał się. Na Accipiterze mostek był dobrze wyposażony w artykuły pierwszej pomocy. Tutaj zapewne nie było inaczej, wystarczyło znaleźć odpowiednią szafkę.

Dija Udin uderzył Stephena po twarzy nieco mocniej.

– Skup się, przebrzydła kreaturo. Gdzie trzymacie medykamenty?

Ingo Freed wskazał mu nieprzytomnym wzrokiem ściankę pod jedną z konsol. Nie widać było tam żadnego schowka, ale gdy Alhassan położył dłoń we wskazanym miejscu, drzwiczki się uaktywniły i rozsunęły.

Wyjął apteczkę i pigułki energetyczne. Wrzucił kilka do gardła kontradmirała, a potem pomógł mu je przełknąć. Następnie wstrzyknął mu środki cucące i przeciwbólowe bezpośrednio do krwiobiegu. Tylko chwilę trwało, nim oczy Ingo Freeda rozszerzyły się w przerażeniu.

– Teraz lepiej – powiedział Alhassan, poklepując go po złamanej ręce. Uniósł ją tak, by znalazła się przed oczyma przeciwnika. Ten krzyknął jak małe dziecko, ku niewypowiedzianej radości Dija Udina.

– Jezus Maria!

– Na razie tylko Dija Udin. Ale resztę niebawem spotkasz, bez obaw.

– Panie wszechmogący na niebiosach, jedyny i wszechpotężny!

– Tak też czasem do mnie mówią.

– Ojcze nasz, któryś jest…

Dija Udin nie chciał nikomu odmawiać prawa do modlitwy przed śmiercią, ale zwyczajnie nie miał czasu na wysłuchiwanie tego wszystkiego. Uderzył Ingo Freeda w podbródek, a potem poprawił ciosem w nos. Krew obficie z niego popłynęła, zalewając kołnierz.

– Rób, co mówię, a przeżyjesz – zełgał.

– Ja… jak…

Urwał i zaczął łkać. Alhassan przypatrywał się temu bez cienia satysfakcji. Lubił łamać ludzi, ale nie cenił tych, którzy ulegali zbyt szybko. Stephen najwyraźniej nie miał zbyt dużej tolerancji na ból. Cała ta zasadnicza fasada, którą zbudował, runęła jak domek z kart.

Płynęły z tego także plusy. Dija Udin szybciej załatwi to, co zamierzał.

– Słuchaj… – zaczął spokojnie. – Daruję ci życie i nigdy więcej mnie nie zobaczysz, musisz zrobić tylko jedną, prostą rzecz.

– Tak… tak… – mamrotał cicho kontradmirał.

– Potrzebuję kodu do systemu komunikacyjnego.

– Nie, nie mogę…

Dija Udin rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś ostrego. Niestety niczego takiego nie znalazł, co trochę komplikowało sprawę. Westchnął, uznając, że musi odwołać się do tradycyjnych argumentów.

Zaczął okładać Ingo Freeda – i robił to tak długo, aż ten zaczął przysięgać, że powie mu wszystko. Do tej pory Alhassanowi udało się wybić wszystkie przednie zęby kontradmirała, rozciąć mu łuk brwiowy, złamać nos, a także poranić sobie ręce. Prawdopodobnie zmiażdżył mu też klejnoty i pozbawił go wzroku przynajmniej w jednym oku.

– Już… proszę… – wyrzęził Stephen. – Błagam…

Dija Udin z ulgą wypuścił powietrze, ocierając dłonie o spodnie.

– Kod.

Podał mu go, a Alhassan szybko wprowadził właściwy ciąg do systemu. Uśmiechnął się, widząc, że uzyskał kontrolę nad ansiblem. Obrócił się do Ingo Freeda, który starał się wykasłać krew. Dija Udin podszedł do niego i stanąwszy nad jego głową, wyciągnął impulsator.

– Hej – powiedział. – Popatrz no tutaj.

Gdy Ingo Freed podniósł mętny wzrok, Dija Udin wypalił. Czaszka pękła, jakby była z tektury, a mózgowie i krew wylały się z dziury w głowie. Alhassan przez moment patrzył na pozbawione życia ciało kontradmirała, po czym schował broń i zasiadł przy pulpicie.

22

Jaccard odetchnął z ulgą, ale tylko na moment.

50
{"b":"690736","o":1}