Литмир - Электронная Библиотека

– Mnie potrzebny jest Mobil – odparła. – W schowku na rękawiczki jest karta na stację Mobila. Nie mam czym zapłacić w Exxonie.

– Nie masz nawet forsy na benzynę?

Pokręciła głową.

– Skończyła się. Tankuję teraz na konto teściowej w Mobilu. Rachunek przyjdzie do niej dopiero za miesiąc.

Kierowała jedną ręką, ponieważ drugą sięgnęła do tyłu po torebkę. Rzuciła mu ją na kolana.

– Sam sprawdź – powiedziała.

– Nie przystoi grzebać w torebce damy.

– Ale ja ci pozwalam – nalegała. – Chcę, żebyś zrozumiał.

Z ociąganiem otworzył torebkę. Znalazł w niej szczotkę do włosów, cążki do paznokci oraz chudy portfel.

– Zajrzyj – kazała.

W przegródce znalazł banknot jednodolarowy. To było wszystko. Jeden dolar. Żadnych kart kredytowych. Prawo jazdy wydane w Teksasie ze zdjęciem, na którym miała wystraszoną minę. W przezroczystej kieszonce fotografia dziewczynki z połyskującymi blond włosami i żywymi oczami.

– To Ellie – wyjaśniła.

– Urocza dziewczyneczka.

– Prawda?

– Gdzie spałaś zeszłej nocy?

– W samochodzie.

– Jadłaś coś?

– Nie muszę jeść.

Zwolniła, może żeby oszczędzić paliwo.

– Zapłacę za benzynę – zaoferował. – Przecież w końcu jestem twoim pasażerem.

– No dobrze – przyjęła propozycję. – Pozwolę ci zapłacić. Ale tylko dlatego, żebym mogła pojechać po Ellie.

Znów wdusiła pedał gazu.

– Zatrzymaj się – rozkazał nagle.

– Po co?

– Rób, co mówię

Zerknęła na niego zdezorientowana, ale zjechała z drogi.

Odpiął pas, zerknął w dół i oderwał kieszeń w swojej koszuli.

– Co masz na sobie? – spytał.

– Co? O co ci chodzi?

– Powiedz mi dokładnie, w co jesteś ubrana.

Oblała się rumieńcem.

– Mam tę sukienkę – wyliczała – bieliznę oraz buty.

– Pokaż buty.

Zdjęła i podała mu obuwie. Sprawdził je dokładnie. Nie znalazł niczego. Rozpiął koszulę, zdjął i podał jej.

– Teraz wysiądę z samochodu – powiedział – i odwrócę się plecami. Rozbierz się do rosołu i włóż moją koszulę. Zostaw ubranie na siedzeniu i wyjdź z wozu.

– Czemu?

– Jeśli chcesz, żebym ci pomógł, to rób, o co proszę.

Wysiadł z samochodu i odszedł kawałek. Upał byt straszny Czuł, jak słońce pali mu skórę na ramionach. Po chwili usłyszał trzask otwieranych drzwi. Kiedy się odwrócił, zobaczył, jak wychodzi bosa w jego koszuli, która była na nią sporo za duża.

– Teraz odejdź i zaczekaj.

Odeszła trzy metry, on zaś wrócił do samochodu. Na siedzeniu leżało równiutko złożone ubranie. Jeszcze raz przeszukał torebkę i aktówkę. Nie znalazł nic szczególnego. Wytrząsnął sukienkę, biustonosz oraz figi. Nic w nich nie było schowane. Przeszukał resztę samochodu. Zajęło mu to dwadzieścia minut. Zajrzał we wszystkie możliwe zakamarki. Pod maskę, pod siedzenia, do bagażnika, dosłownie wszędzie. Niczego jednak nie znalazł, a dałby sobie głowę uciąć, że żadnemu cywilowi nie udałoby się przed nim niczego ukryć w aucie.

– W porządku – zawołał. – Ubieraj się.

Zaczekał odwrócony plecami, póki nie usłyszał jej za sobą. Trzymała w ręku jego koszulę. Wziął ją od niej i włożył.

– Po co to wszystko? – spytała.

– Teraz mogę ci pomóc – oznajmił. – Bo w końcu ci uwierzyłem.

– Czemu?

– Faktycznie nie masz żadnych pieniędzy. Nikt nie oddala się samochodem pięćset kilometrów od domu bez grosza przy duszy, chyba że znalazł się w poważnych tarapatach. A ktoś w opałach zasługuje na pomoc.

Pochyliła lekko głowę, jakby powiedział jej komplement. Albo odwrotnie, sama chciała mu się przypochlebić. Wsiedli z powrotem do samochodu, a ona szybko wjechała na szosę.

– Więc mamy cały rok – skonstatował. – To mnóstwo czasu. Za rok możesz być na drugim końcu świata. Zacząć wszystko od początku, prowadzić nowe życie. Czy mam ci w tym pomóc? W ucieczce?

W oddali pojawiły się jakieś budynki. Chyba stacja benzynowa.

– Utwierdź mnie, że nie popełniłam błędu – rzekła – że rok to wystarczająco dużo. Że nie ma powodu się spieszyć.

– Jasne – przytaknął. – Rok wystarczy. Nie ma pośpiechu.

ZATANKOWALI ponad siedemdziesiąt litrów benzyny, za które Reacher zapłacił tyle, co za noc w motelu. Podał należność przez swoje okno i zostawił dolara napiwku. Uznał, że benzyniarz na niego zasłużył. Termometr na tablicy rozdzielczej wskazywał temperaturę na zewnątrz 44 stopnie.

– Gracias, seňor – powiedziała Carmen. – Dzięki.

– Nie ma sprawy – odparł Reacher. – De nada, seňnorita

– Mówisz po hiszpańsku?

– Raczej nie – odparł. – Służyłem na całym świecie, więc znam po kilka zwrotów w wielu językach. Ale tylko tyle. Inaczej jest z francuskim. Całkiem nieźle mówię w tym języku. Moja mama była Francuzką. Paryżanką.

– Jesteś, więc w połowie cudzoziemcem – zauważyła.

– Czasem mam wrażenie, że więcej niż w połowie.

Uśmiechnęła się jakby z niedowierzaniem i wjechała na szosę.

– Powinieneś mnie tytułować seňora. Jestem mężatką.

– Faktycznie – powiedział. – Chyba jesteś.

Nie odzywała się przez ponad kilometr. Potem z rozmysłem wzięła głęboki oddech.

– Problem w tym – powiedziała – że nie mam całego roku.

– Dlaczego?

– Bo przed miesiącem jego kolega prawnik zjawił się u nas w domu i oświadczył, że szykuje się jakiś układ. Podejrzewam, że Slup wsypie swoich współpracowników w zamian za wcześniejsze wyjście z więzienia. Pewnie ten jego drugi kumpel forsuje to w biurze prokuratora okręgowego.

– Cholera – zaklął Reacher.

Carmen kiwnęła głową.

– Kiepska sprawa. Zwlekałam zbyt długo.

Reacher skinął głową.

– Na jakim są etapie?

– Decyzja już zapadła – powiedziała cicho.

– Kiedy mają go wypuścić?

– Dziś jest piątek. Chyba nie wypuszczają nikogo w weekend. Więc pewnie w poniedziałek. Boję się.

– Może się zmienił – podsunął Reacher. – Więzienie odmienia ludzi.

Mówił bez sensu. Wyraźnie widział to po jej minie. Ponadto z doświadczenia wiedział, że na pewno nie stają się tam lepsi.

– Nie. Jestem w poważnych opałach, Reacher. Uwierz mi.

Było w jej głosie coś niepokojącego.

– Dlaczego? Bo to ja go wydałam urzędowi skarbowemu – wyjaśniła.

– Jakim sposobem?

– Po prostu do nich zadzwoniłam. Numer można znaleźć w książce telefonicznej.Mają cały wydział do zbierania informacji od współ małżonków. To jeden z ważniejszych sposobów na łapanie krętaczy. Zwykle dzwonią tam rozwodzący się małżonkowie.

– Czemu więc się z nim nie rozwiodłaś? – spytał. – Mąż w więzieniu to niezły pretekst. Można by go oskarżyć o porzucenie.

Zerknęła na aktówkę leżącą na tylnym siedzeniu.

– To mi nie rozwiązuje problemu z Ellie. Sytuacja jeszcze bardziej by się pogmatwała. Wszyscy baliby się, że opuszczę stan. Slup mógłby sądownie nakazać mi podanie swojego nowego adresu zamieszkania, a ja nie miałabym wyjścia.

– Mogłabyś zostać w Teksasie – powtórzył.

Kiwnęła głową.

– Wiem, wiem. Ale nie mogę. Po prostu muszę stąd wyjechać, Reacher. Zostałam tu tak bardzo skrzywdzona, że muszę opuścić to miejsce. Nie tylko Slupa.

Wzruszył ramionami.

– W czym mam ci w takim razie pomóc? W ucieczce?

Nie odezwała się. Zadumał się nad tym, jak określiła mężczyzn, wśród których szukała swojego zbawcy. Bezrobotni kowboje z rodeo, zbiry. Mężczyźni zdolni do wielu rzeczy, ale czy potrafiliby przechytrzyć ścigające ją FBI? Trafił się jej jak ślepej kurze ziarno.

– Musisz działać szybko – zawyrokował. – Zostały tylko dwa dni, nie mamy czasu do stracenia. Odbierzemy Ellie, zawrócimy samochód o sto osiemdziesiąt stopni i ruszymy z kopyta. Może najpierw udamy się do Vegas.

– I co tam zdziałamy?

– Skombinujemy ci jakieś dokumenty. W mieście takim jak Vegas znajdziemy jakieś lokum, choćby tymczasowo. Mam trochę pieniędzy. Mogę postarać się o więcej, jeśli będzie trzeba.

– Nie mogę przyjąć od ciebie pieniędzy – zaoponowała. – To nie byłoby fair.

7
{"b":"108056","o":1}