Литмир - Электронная Библиотека

– To ślepy zaułek – powiedział. – Ten układ to nic takiego. Slup się załamał i postanowił spłacić zaległe podatki. Dopiekło mu więzienie. Al skontaktował się z urzędem skarbowym i przedstawił im propozycję. Oskarżyciel federalny musiał wyrazić zgodę, przyznam, że trochę popchnąłem sprawę. Dzięki mnie załatwił to szybciej niż w normalnym trybie. Był to rutynowy układ z urzędem skarbowym.

Znów potrząsnął głową i zastygł nieruchomo.

– Muszę już iść – powiedział.

Alice skinęła głową.

– Bardzo nam przykro, że stracił pan przyjaciela.

Walker wyglądał na stropionego, jakby gryzło go coś innego.

– O co chodzi? – spytał Reacher.

– Uważam, że nie powinniśmy już więcej rozmawiać. Kręcimy się wokół własnego ogona i trafiamy na fałszywe tropy.

– Naprawdę?

– Pomyślcie tylko. Nikt nikogo nie morduje z powodu banalnego układu z urzędem skarbowym. Prawda? Slup i Al chcieli odebrać Carmen pieniądze z rachunków powierniczych i przekazać urzędowi. Teraz Słupa i Ala nie ma już wśród żywych. Jej motyw wygląda coraz bardziej przekonująco. Jeśli przyjmiemy, że to prawda, mamy do czynienia ze spiskiem. Są już dwie śmierci, a nie jedna.

– Nie było żadnego spisku – nie zgodził się Reacher. – Gdyby wynajęła ludzi do mokrej roboty, czemu chciałaby zatrudnić mnie?

Walker wzruszył ramionami.

– Żeby trochę zamącić? Żeby odsunąć od siebie podejrzenia?

– Czy jest aż tak bystra?

– Chyba tak.

– Proszę to udowodnić. Pokazać, że zatrudniła kogoś. Ma pan przecież jej wyciągi bankowe. Proszę pokazać jakąś dużą wypłatę.

Walker skrzywił się i otworzył szufladę w biurku. Wyjął stos dokumentów finansowych: Niezależne Rachunki Powiernicze Greerów od l do 5, i zaczął je przyglądać strona po stronie. Potem przesunął dokumenty na drugą stronę biurka. Z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.

Alice przejrzała je, przyglądając się kolumnie wypłat. Wielokrotnie pobierano pieniądze, ale sumy były niewielkie i przypadkowe.

– Zsumuj zeszły miesiąc – polecił Reacher. Dodała cyfry.

– Dziewięćset, okrągła suma.

Reacher kiwnął głową.

– Za dziewięćset dolarów nie zatrudni się kogoś, kto działa tak, jak widzieliśmy. Musimy z nią porozmawiać.

– Nie da rady – powiedział Walker. – Jest już w drodze do więzienia.

– Ona tego nie zrobiła – rzekł z naciskiem Reacher. – Jest niewinna.

– To czemu się przyznała?

Reacher zamknął oczy. Siedział przez chwilę nieruchomo.

– Nie miała wyjścia – oświadczył. – Ktoś ją zmusił.

– Kto?

Reacher otworzył oczy.

– Nie wiem, ale się tego dowiemy. Niech pan poprosi strażnika z dołu o kajet. Sprawdzimy, kto ją odwiedzał.

Twarz Walkera nadal nic nie wyrażała, podniósł jednak słuchawkę i wykręcił numer wewnętrzny. Poprosił, żeby przyniesiono mu zeszyt odwiedzin. Po trzech minutach zjawił się strażnik z zeszytem.

Walker przejrzał go i podał na drugą stronę biurka. Carmen Greer została przywieziona wczesnym rankiem w poniedziałek, a wywieziona przed dwiema godzinami do więzienia Teksańskiego Wydziału Karnego. W tym czasie poza Alice dwa razy odwiedziła ją tylko jedna osoba. O dziewiątej rano w poniedziałek i ponownie we wtorkowe południe złożyła jej wizytę zastępczyni prokuratora generalnego.

– Pierwsza wizyta to przesłuchanie wstępne, a następna zeznanie – wyjaśnił Walker.

Reacher zerknął jeszcze raz do zeszytu. Pierwsza wizyta pani prokurator trwała dwie minuty. Najwyraźniej Carmen nie chciała mówić. Druga rozmowa trwała dwanaście minut. Po niej zaprowadzono ją na górę, gdzie nagrano zeznanie.

– To wszystko? – spytał.

– Byty jeszcze telefony – odparł strażnik. – Przez cały poniedziałek i wtorkowy ranek.

– Kto do niej dzwonił?

– Jej adwokat.

– Jej adwokat? – zdumiała się Alice.

Mężczyzna przytaknął.

– Straszny upierdliwiec – dodał. – Ciągle musiałem ją prowadzać do telefonu.

– Kim byt ten adwokat? – spytała Alice.

– Nie mamy prawa pytać, proszę pani. To sprawy poufne. Rozmowa z adwokatem objęta jest tajemnicą.

– Mężczyzna czy kobieta?

– Mężczyzna.

– Ten sam za każdym razem?

– Tak sądzę. Mówił trochę ściszonym głosem.

Zapadła cisza. Walker skinął nieznacznie głową, co strażnik zrozumiał jako polecenie odejścia.

– Nic nam nie mówiła, że ma swojego przedstawiciela – powiedział Walker. – Twierdziła, że w ogóle nie chce reprezentacji.

– Mnie mówiła to samo – dodała Alice.

– Musimy się dowiedzieć, kim jest ten człowiek – postanowił Reacher. – Trzeba wydębić od telekomunikacji billing.

Walker potrząsnął głową.

– Nic z tego. Rozmowy z adwokatem są poufne.

Reacher wybałuszył oczy.

– Naprawdę pan sądzi, że to adwokat?

– A pan nie?

– No jasne, że nie. Jakiś gość ją zastraszył i zmusił do fałszywych zeznań. Niech się pan tylko zastanowi, Walker. Za pierwszym razem Carmen nie chciała gadać z pańską zastępczynią. A dwadzieścia siedem godzin później przyznała się do winy. Między tymi spotkaniami rozmawiała tylko przez telefon z tym gościem.

– Jakie groźby mogły ją zmusić do takich zeznań?

– Niech pan dzwoni do opieki społecznej – zażądał Reacher.

Hack Walker utkwił w nim wzrok.

– Nie domyśla się pan? Porwali dziecko.

Walker podniósł słuchawkę i wykręcił numer. Kiedy ktoś odebrał po drugiej stronie, podał pełne imię i nazwisko Ellie, Mary Ellen Greer. Nastąpiła dłuższa przerwa. Potem Walker bardzo powoli odłożył słuchawkę.

– Nigdy o niej nie słyszeli.

Cisza. Walker zamknął oczy.

– No dobrze – powiedział zmęczonym głosem. – Tylko kogo powiadomić? Oczywiście policję stanową i FBI, bo chodzi o porwanie. Ale musimy działać błyskawicznie. Czas zawsze ma wielkie znaczenie w przypadku uprowadzenia. Chcę, żebyście natychmiast oboje wybrali się do hrabstwa Echo i wypytali o wszystko Rusty Greer. Rysopis i inne szczegóły.

– Rusty nie będzie z nami gadać – zauważył Reacher. – Jest do nas uprzedzona. Można wysłać tam szeryfa Echo.

– Żaden z niego pożytek. Na pewno o tej porze ma już nieźle w czubie. Sami musicie się tym zająć.

– Walker wyjął z pudełka dwie chromowane gwiazdy i rzucił je na biurko.

– Podnieście prawe dłonie – rzekł. – Powtarzajcie za mną.

Wymamrotał słowa jakiejś przysięgi. Reacher i Alice powtórzyli na tyle, na ile zrozumieli. Walker kiwnął głową.

– Teraz jesteście zastępcami szeryfa – oświadczył. – Rusty będzie musiała z wami gadać.

Reacher wpatrywał się w niego.

– Nadal można w ten sposób powoływać zastępców szeryfa?

– A czemu nie? – odparł Walker. – Jak to na Dzikim Zachodzie. No, to teraz w drogę. Muszę wykonać mnóstwo telefonów.

Reacher wziął swoją chromowaną odznakę i wstał. Znów po czterech i pół roku był oficjalnie stróżem prawa. Alice stanęła obok niego. Skierowali się do wyjścia.

– Wracajcie potem prosto do mnie! – zawołał jeszcze Walker. – No, powodzenia.

Osiem minut później znów siedzieli w żółtym garbusie i drugi raz tego dnia ruszyli na południe do Czerwonego Domu.

TELEFON odebrała kobieta. Nie musiała nic mówić, tylko słuchała. Gdy rozmówca rozłączył się, odłożyła słuchawkę.

– Dziś wieczorem – powiedziała.

– Co takiego?

– Dodatkowe zlecenie. W Pecos. Sytuacja się gmatwa. Znaleźli ciało Eugene’a.

– Cholera – zaklął wysoki mężczyzna. – Kto jest naszym celem?

– Nazywa się Jack Reacher. Jakiś niebieski ptak, były wojskowy. Mam jego opis. Jest też prawniczka, którą także musimy się zająć.

– Mamy ich załatwić, jednocześnie bawiąc się w niańkę?

Kobieta wzruszyła ramionami.

– Tak jak było umówione, bawimy się w niańkę dopóki jest to możliwe, ale w przypadku nieprzewidzianych okoliczności, możemy z tego zrezygnować.

Mężczyźni spojrzeli po sobie. Ellie przyglądała im się z łóżka.

30
{"b":"108056","o":1}