— Co jest grane, braciszku? Nawierno dam radę osobiście poszagać tam, gdzie należy. A on mi na to:
— Lepiej będzie, jak cię zawiozę. — I faktycznie, braciszki, okazałem się ciut miękki w nogach, jak zlazłem z kojki. Chyba z niedożywienia, jak doktor Branom już zaznaczył, przez to szajsowate żarcie więzienne. Ale ten zastrzyk z witamin po jedzeniu apiać mnie postawi na nogi. Co do tego nie ma wątpliwości, pomyślałem.
4
To miejsce, dokąd mnie zawiózł, braciszkowie, nie przypominało żadnego kina, jakie dotąd widziałem. Owszem, jedną ścianę pokrywał srebrzysty ekran, a w ścianie naprzeciwko były te dziury kwadratowe do rzutnika, żeby miał skąd rzucać, i wszędzie poutykane głośniki stereo. Ale przy prawej ścianie było takie ustrojstwo, jakby konsoleta pełna zegarków i strzałek, a na środku, mordą zwrócony do ekranu, fotel jakby dentystyczny i mnóstwo odchodzących od niego drutów, i przyszło mi się na niego ciut nie przeczołgać z wózka na kółkach, i jeszcze mi pomagał inny łapiduch w białym kitlu. Potem zauważyłem, że pod otworami do projekcji jest na całość jakby matowe szkło i widać za nim jakby ruszające się cienie ludzkie i słychać jakby kaszlu kaszlu. A potem już niczewo nie odbierałem prócz tego. jaki jestem słabosilny, w przekonaniu, że sprawiło to przekluczenie się z więziennego żarcia na to nowe pożywne i jeszcze ten zastrzyk z witamin. — Dobrze powiada ten od kołowania na wózku to ja cię zostawiam. Pokaz się zacznie, jak tylko przybędzie tu doktor Brodzki. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Tak po prawdzie, braciszki, to nie bardzo ciągnęło mnie w to popołudnie do kina. Nie byłem w nastroju. Wolałbym się fajnie i spoko cichutko przekimać w kojce, aby cicho sza i tak przyjebnie sam na samo gwałt adzinoko. Czułem się zupełnie oklapnąwszy.
Aż tu jeden w białej katanie przywiązuje mi łeb do takiego jakby zagłówka, pośpiewując sobie cały czas jakąś pop szajsowatą piosneczkę. — A to po co? — spytałem. A ten flimon mówi, przestawszy na chwile zapiewać, że po to, abym głowę miał unieruchomioną i musiał patrzeć na ekran. Ale ja powiadam — chcę patrzeć na ekran. Przywiedli mnie tu, żebym oglądał filmy, i będę te filmy oglądał. — Na to drugi w białym płaszczu (była ich razem trójka, jedna z nich dziuszka, siedziała normalnie przy konsolecie u tych zegarków i gliglała różnymi kręciołkami) obśmiał się tak ciut niemnożko i powiada:
— To nigdy nie wiadomo. Oj, nie wiadomo. Zaufaj nam, przyjacielu. Tak będzie lepiej.
I okazało się, że mi przywiązują graby pasami do poręczy i także giczoły mam na beton umocowane do podnóżka. Widziało mi się to ciut jakby z uma szedłszy, ale dałem im wszystko robić, co chcieli. Skoro za dwa tygodnie mam znów być ten młody i swobodny malczyk, to niejedno za ten czas wytrzymam, o braciszkowie moi. Jedno co mi się nie ponrawiło, to jak mi założyli takie jakby klipsy na czole, skórę napinające, aż mi ciąg ciąg i podciągnęło górne powieki, że już nie mogłem zamknąć ani przyszczurzyć oczu, jak bym się nie starał. To spróbowałem się uśmiać i powiadam: — Ale to musi być po nastojaszczy horror szoł ten film, że tak wam zależy, abym go wyoglądał. — Na co jeden z tych w białym zarechotał i odezwał się:
— Tak jest, właśnie horror szoł, przyjacielu. Jakbyś zgadł, że szoł i że horror.
Potem nałożyli mi taką jakby myckę na łeb i widziałem, że idzie od niej mnogo drutów, i do brzucha przyssali mi taką jakby ssawkę i drugą do starego cykacza, i było mi kącikiem widno, że od nich też biegną druty. Potem rozdał się hałas drzwi otwieranych i zrazu było poznać, że wchodzi jakiś oczeń gromadny ważniak, jak te wszyslkie unter flimony w białym zesztywnieli. No i zobaczyłem ja tego doktora Brodzkicgo. Był to malutki chujowinka, bardzo zatłuszczony, kudełki mu się kręciły jak u baranka pokręcone kudłato na całej czaszce, na klufie jak ta kartoszka miał bardzo grube oczki. Dojrzałem, że odziany jest w garnitur po nastojaszczy horror szoł i absolutny szczyt mody, a wydawał z siebie oczeń subtylną i leciutką woń sali operacyjnej. Towarzyszył mu doktor Branom, cały w ułybkach, jakby chciał mnie podeprzeć na duchu. — Wszystko gotowe? — odezwał się doktor Brodzki z tym przydechem. I usłyszałem głosy wykrzykujące: ta jest! ta jest! ta jest! najpierw z odległości, a potem bliżej, no i rozłegł się taki buczący szum, jakby coś powkluczano. A potem światła zgasły i został się Wasz Pokorny i Opowiadający To Wszystko Przyjaciel, sam jeden po ciemku, cały w strachu sam na sam i adzinoko, nic mogący się ani poruszyć, ani zamknąć oczu, ani w ogóle nic. A potem, o braciszkowie moi, zaczął się pokaz filmowy od bardzo gromkiej muzyki, lecącej z głośników, dzikiej i pełnej dysonansów. A potem na ekranie pokazał się obraz, ale bez tytułu i czołówki. Tylko ulica, mogła to być jaka bądź ulica w jakim bądź mieście, w mroku nocy i przy palących się latarniach. Film tak jakby oczeń charoszy i profesjonalny, żadnych tam chlups chlaps i migania, jak w tych dajmy na to świńskich obrazkach, co widuje się u kogoś w ciemnym zaułku. Muzyka cały czas dudniąca bardzo ponuro. I pokazał się stary, bardzo stary chryk idący ulicą i nagle wyskoczyli na niego dwaj małysze odziani w to, co było jak raz szczytem mody (sztany po dawnemu obciśnięte, ale już nie ten obfity fular, tylko normalnie halsztuk) i wzięli się z nim figlować. Słychać było każdy jego wrzask i jęk, całkiem po nastojaszczy, daże zmachany oddech i sapanie tych dających wycisk małyszów. Przerobili go sawsiem na budyń, tego chryka, przysuwając łup łup lup z piąchy, obdarłszy go do imentu z łachów i na zakończenie z buta w te gołą płyć (walającą się czerwono i krwawo w szajsowatym błocku rynsztoka) i precz odbiegli raz dwa raz. A potem zbliżenie na baszkę tego ciężko złomotanego chryka, jucha ciekła z niej krasno i przekrasno. To komiczne, jak barwy nastojaszczego świata dopiero się widzą prawdziwe, kiedy je zobaczysz na filmie.
Przyglądałem się temu i zaczęło do mnie mocno docierać, że wcale się nie czuję za dobrze, co przypisałem niedożywieniu i temu. że mój żołąd jeszcze się nie sawsiem przestawił na pożywne jadło i witaminy, jakie mi tu dają. Ale próbowałem o tym zapomnieć i skupić się. o braciszkowie moi, na puszczonym od razu kolejnym filmie. Ten wszedł prosto na młodziutką dziulkę, jak najpierw jeden malczyk robi jej nasilno to stare tam i nazad, potem drugi i trzeci i jeszcze następny, a ona w głośnikach wrzeszczy gromko i wprost użasno, a przy tym leci muzyka przejmująca taka i tragiczna. To było prawdziwe, bardzo prawdziwe, choć jak dobrze pomyśleć, to niemożebne sobie wyobrazić, że wpychle po nastojaszczy dają sobie to robić na filmie i gdyby to nakręcał ktoś z Tych Dobrych albo Firma Państwowa, chyba nie wyobrażacie sobie, żeby im pozwolili zdejmować te filmy bez interwencji w to, co się wyrabia. Więc nawierno był to na balszoj sprytny montaż albo trik czy jak się ta sztuczka nazywa. Bo aż do izbytku prawdziwe. A jak przyszło się do tego, że szósty czy siódmy już malczyk obszczerza się w rechot i dawaj pchać jej w międzynoże, a ta dziulka na ścieżce dźwiękowej krzyczy jak z uma szedłszy, to mnie zaczęło mdlić. Jakby cały obolawszy poczułem, że mogę się porzygać, albo i nie porzygać, i zrobiło mnie się niewynosimo, braciszkowie moi, tak sztywno uwiązanemu na tym krześle. Jak ten kawałek się skończył, usłyszałem od konsolety glos doktora Brodzkiego: Reakcja dwanaście i pięć dziesiątych? A to całkiem całkiem obiecujące.
I dawaj w następny kawałek, na ten raz po prostu ludzka morda, całkiem pobladłszy ludzki pysk i jak trzymają go fest i robią, z nim różne parszywe sztuczki.
Ciut spotniawszy od tego bólu w kiszkach i pić mi się chciało niewynosimo i w czaszce pulsowało mi buch buch buch, i jakbym nie wyślepial się na ten film, to wierojatno by mnie tak nie mdliło. Tylko że nie mogłem zawrzeć oczu i nawet jak starałem się przewracać głazami, to i tak nie mogłem wykręcić gałek na tyle, żeby umknąć się temu filmowi spod lufy. Tak i musiałem widzieć, co się wyprawia, i słuszać tych obłąkanych wrzasków, co krugom dobywały się z tego ryja. Wiedziałem, że to się nie może dziać naprawdę, ale co za różnica? Do gardła mi podchodziło a rzygnąć nie mogłem, widząc, jak brzytew mu najpierw oko wyrzyna, później chlaszcze w dół płat policzka i wreszcie pru pru prut po całości, a czerwona krew bryzga na obiektyw. I apiać ten zadowolony głos doktora Brodzkiego: