Matt wziął mnie za rękę i zaprowadził do swojego pokoju. Miałam ochotę, a jednocześnie się bałam. Nie robiłam tego od dawna.
Milczeliśmy oboje. Wtem aż rozwarłam usta ze zdumienia. Przerobił całe poddasze na olbrzymią sypialnię ze świetlikami, które jakby wsysały do środka nocne niebo. Powiedział, że może z łóżka liczyć spadające gwiazdy.
– Pewnej nocy doliczyłem się szesnastu. To mój rekord.
Podszedł do mnie wolno, lecz zdecydowanie. Przyciągnął do siebie jak magnes. Czułam, jak rozpina mi guziki bluzki na plecach. Przejechał mi palcami po krzyżu, bardzo delikatnie. Zsunął bluzkę. Sfrunęła na podłogę niczym puch dmuchawca na wietrze.
Stałam tak blisko Matta i czułam się tak blisko, że ledwie oddychałam. Ogarnęła mnie jakaś lekkość, oszołomienie, magia.
Zsunął mi ręce na biodra. Następnie położył mnie na łóżku. Wpatrywałam się w niego w cieniu księżyca. Był piękny. Nie mogłam się nadziwić swojemu szczęściu.
Otulił mnie swoim ciałem jak kołdrą w chłodną noc. Nic więcej nie powiem, nic więcej nie napiszę.
Kochany Nicku.
Mam nadzieję, że kiedy dorośniesz, zdobędziesz wszystko, a zwłaszcza miłość. Jeśli dobrze trafisz, miłość da ci tyle radości, ile nie da absolutnie nic innego. Wierz mi, bo sama jestem zakochana, mówię z własnego doświadczenia.
My to zawsze coś dużo więcej niż ja.
Nigdy nie słuchaj nikogo, kto by ci wmawiał, że jest inaczej. I nigdy, przenigdy, Nick, nie stań się cynikiem!
Patrzę na twoje małe rączki. Liczę palce nóg i przesuwam niczym koraliki w liczydle. Całuję cię w brzuszek, aż zanosisz się śmiechem. Taki jesteś niewinny. I taki bądź, kiedy przyjdzie czas na miłość.
Nie mogę się na ciebie napatrzeć. Masz zgrabny nosek i usta. Niezrównane oczy i uśmiech. Już widzę, jak kształtuje ci się charakter. O czym teraz myślisz? O zabawce nad głową? O pozytywce? Tata twierdzi, że pewnie myślisz o dziewczynach, narzędziach i szybkich samochodach. „Wierz mi, Suzanne, to prawdziwy facet.”
Ma rację, i to pewnie naturalne. Ale wiesz, co najbardziej lubisz? Misie. Tak rozkosznie bawisz się zawsze misiami.
Tym, czego tata i ja najbardziej pragniemy dla ciebie, jest miłość, to, żeby cię zawsze otaczała. Miłość to dar. Jeżeli zdołam, postaram się ciebie nauczyć, jak ją sobie zaskarbić. Bo życie bez miłości, to życie bez łaski, która jest w życiu najważniejsza.
My to coś dużo więcej niż ja.
Jeśli chcesz dowodu, spójrz na nas.
– SUZANNE, co się z tobą dzieje? Mów mi natychmiast – poprosiła moja przyjaciółka, Melanie Bone. – Należą mi się najświeższe wieści.
Miała rację. Nie mówiłam jej o przebiegu związku z Mattem, ale mógł to wyczytać z mojej twarzy. Szłyśmy plażą w pobliżu naszych domów, dzieci z Gusem biegły przed nami.
– Bystra jesteś – pochwaliłam ją. – I wścibska.
– Tyle sama wiem, a teraz powiedz mi to, czego nie wiem. No, proszę. Zaczynaj.
Nie mogłam się dłużej opierać.
– Mel, zakochałam się. Zakochałam się do szaleństwa w Matcie Harrisonie.
Melanie aż zapiszczała i podskoczyła kilka razy na piasku. Taka z niej fajna babka, a przy tym wspaniała przyjaciółka.
– To cudownie, Suzanne! Wiedziałam, że jest świetnym malarzem, ale nie wiedziałam o pozostałych talentach.
– Wiedziałaś, że jest poetą? I to bardzo dobrym.
– Nie. Chyba żartujesz – zdziwiła się.
– I świetnym tancerzem.
– To mnie akurat nie dziwi. Tak zwinnie chodzi po dachach. No wiec, jak to się stało? Jak doszło od bielenia twojego domu do waszej miłości?
Roześmiałam się jak podlotek.
– Pewnego wieczoru pogadaliśmy sobie trochę dłużej w barku z hamburgerami.
Melanie uniosła brwi.
– No dobrze, pogadaliście sobie w barku z hamburgerami…
– Posłuchaj, Mel; z Mattem mogę rozmawiać dosłownie o wszystkim. Z nikim wcześniej się tak nie czułam. Jest żarliwy, intrygujący. A przy tym skromny. Chyba nawet za bardzo.
Wtem Melanie chwyciła mnie wpół.
– Suzanne, to jest to! Ja to czuję. Wspaniale. Moje gratulacje. Wpadłaś po uszy.
Roześmiałyśmy się jak para szalonych piętnastolatek i zawróciłyśmy. Potem gadałyśmy u niej w domu non stop o wszystkim, od pierwszych randek po pierwsze ciąże. Melanie wyznała, że rozważa piąte dziecko, co zwaliło mnie z nóg.
Nickolas, ja też wtedy snułam marzenia o dziecku. Wiedziałam, że z powodu zawału byłaby to ciąża wysokiego ryzyka, ale nie przejmowałabym się tym. Może po prostu wierzyłam, że któregoś dnia musisz się zjawić. Miałam łut nadziei. Albo przeczuwałam, co musi przynieść miłość dwojga ludzi.
Ciebie – przyniosła ciebie.
NICKOLAS, złe rzeczy też się zdarzają. Czasem nie wiadomo zupełnie dlaczego.
Zza zakrętu wypadła czerwona półciężarówka, jechała prawie setką, ale wszystko rozegrało się jak na zwolnionym filmie. Gus przebiegał przez ulicę w kierunku plaży, gdzie lubił ganiać z falami i szczekać na mewy. Źle wyliczył.
Wszystko odbyło się na moich oczach. Otworzyłam usta, żeby krzyknąć, go ostrzec, ale chyba i tak już było za późno.
Półciężarówka wyprysnęła zza ślepego zakrętu jak maźnięcie. Niemal czułam smród palonych gum. I widziałam, jak lewy przedni zderzak rąbnął Gusa. Zabrakło sekundy, a umknąłby spod tego bezlitosnego żelastwa. Gdyby kierowca jechał dziesięć kilometrów na godzinę wolniej zdążyłby Gusa wyminąć.
– Niee! – zawyłam.
Już było po wszystkim. Gus leżał jak stłamszona szmata na poboczu. Rozdzierający widok. A kilka sekund wcześniej tak beztrosko biegał.
Półciężarówka zatrzymała się, wysiadło dwóch niedogolonych mężczyzn po dwadzieścia kilka lat.
– O rany, przepraszam. Nie zauważyłem go – wybąknął kierowca.
Nie miałam czasu myśleć, kłócić się, krzyczeć. Chciałam tylko zorganizować pomoc.
Rzuciłam kierowcy moje kluczyki.
– Z tyłu mojego dżipa – krzyknęłam, podnosząc ostrożnie Gusa.
Był ciężki, bezwładny, ale wciąż oddychał, wciąż był Gusem.
Położyłam go z tyłu dżipa. Jego kochane, znajome oczy teraz patrzyły na mnie jak zza mgły. Skamlał żałośnie.
– – Gus, nie umieraj – błagałam szeptem. – Trzymaj się, chłopcze – mówiłam przez zęby, wyjeżdżając z podjazdu. – Nie odchodź.
Zadzwoniłam z komórki do Matta, spotkaliśmy się u weterynarza. Doktor Pugatch natychmiast przyjęła Gusa.
– Ciężarówka jechała za szybko – pożaliłam się Mattowi. Wszystko stanęło mi przed oczami, widziałam najdrobniejsze szczegóły.
Matt wpadł w jeszcze większy gniew niż ja.
– To ten cholerny zakręt. Zawsze się martwię, kiedy z niego wyjeżdżasz. Muszę zrobić ci nowy podjazd z drugiej strony domu. Żebyś przy wyjeździe widziała szosę.
– To jest takie straszne. Gus był przy mnie, kiedy… – urwałam.
Jeszcze nie powiedziałam Mattowi o zawale. Gus wiedział, a Matt nie. Będę musiała mu wkrótce powiedzieć.
– Cii, Suzanne, już dobrze. Wszystko będzie dobrze.
Matt trzymał mnie w ramionach. Wtuliłam twarz w jego pierś i tak zastygłam.
Po dwóch godzinach pani weterynarz wyszła. Minęła dosłownie wieczność, zanim wykrztusiła słowo. Zrozumiałam, jak czują się moi pacjenci, kiedy brak mi słów.
– Suzanne, Matt… – odezwała się wreszcie. – Tak mi przykro. Gus nie przeżył.
Rozszlochałam się nieopanowanie. Gus był zawsze ze mną, dla mnie. Był mi wiernym towarzyszem, współlokatorem, powiernikiem. Przeżyliśmy razem czternaście lat.
Nickolas, złe rzeczy czasem się zdarzają. Zawsze o tym pamiętaj, ale pamiętaj też, że trzeba iść naprzód. Trzeba podnieść głowę, zapatrzyć się w coś pięknego i brnąć, do diabła, naprzód.
Nickolas.
Nazajutrz przyszedł do mnie niespodziewanie list.
Stałam na końcu podjazdu przed wysłużoną skrzynką pocztową, z której obłaziła biała farba. Otworzyłam delikatnie kopertę, wyjęłam list i trzymałam mocno, żeby nie wyrwał mi go wiatr znad oceanu. Nick, zamiast przytaczać go niedokładnie, po prostu go tu wkleję.