Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– On też go nie zabił – uprzedziła Sophie.

– Zabiło jedno z was.

– Nie.

Myron spojrzał na milczącego Jareda. Otworzył usta i zamknął je, bo nic nie przyszło mu do głowy.

– Niech pan pomyśli. – Sophie splotła ręce i uśmiechnęła się do niego. – Poprzednim razem zapoznałam pana z moją filozofią. Jestem myśliwym. Nie zabijam z nienawiści. Przeciwnie, szanuję to, co zabijam. Poważam swoją zdobycz. Zwierzęta są dzielne i szlachetne. A uśmiercać można miłosiernie. Dlatego zabijam jednym strzałem. Naturalnie nie kogoś takiego jak Palms. Chciałam, żeby choć przez kilka chwil bał się, cierpiał. Clu Haidowi oczywiście też nie okazałabym miłosierdzia.

– Ale… zaczął Myron, próbując ją zrozumieć.

I wówczas znów go olśniło. Odtworzył w głowie rozmowę z Sally Li.

Miejsce zbrodni…

Miejsce zbrodni! Było w strasznym nieładzie. Krew na ścianach. Krew na podłodze. Rozprysk krwi zdradzał prawdę. Trzeba było rozpryskać jej więcej. Zniszczyć dowody. Wystrzelić więcej kul w ciało.

W łydkę, w plecy, nawet w głowę. Zabrać z sobą pistolet. Narobić bałaganu. Ukryć, co się naprawdę stało.

– Mój Boże…

Sophie Mayor skinęła głową.

Myron poczuł w ustach pustynną suchość.

– Clu popełnił samobójstwo? – spytał. Spróbowała się uśmiechnąć, lecz nie całkiem jej to wyszło. Kiedy wstawał, jego kontuzjowane kolano głośno trzasnęło.

– Koniec małżeństwa, niepomyślny wynik testu, ale głównie powracająca przeszłość… za wiele się na niego zwaliło. Strzelił sobie w głowę. Reszta kul posłużyła zmyleniu policji. Bałagan w mieszkaniu zrobiliście po to, żeby nikt na podstawie analizy śladów krwi nie uznał tego za samobójstwo. Upozorowaliście morderstwo.

– Aż do śmierci pozostał tchórzem – powiedziała Sophie.

– Ale skąd wiedziała pani, że się zabił? Założyła mu pani podsłuch, mieszkanie było pod obserwacją?

– Nic z tych rzeczy. Haid sam chciał, żebyśmy go znaleźli, a konkretnie ja. Myron wbił w nią wzrok.

– Tego wieczoru miało dojść do ostatecznego starcia. Wprawdzie Clu sięgnął dna, lecz ja z nim jeszcze nie skończyłam. W żadnym razie. Zwierzę zasługuje na szybką śmierć. Clu Haid na nią nie zasłużył. Niestety, przed naszym przyjazdem tchórzliwie skończył z sobą.

– A pieniądze?

– Miał je w mieszkaniu. Rzeczywiście był szantażowany telefonami przez anonimową osobę, która przesłała mu dyskietkę. Wiedział jednak, że to my. Jeszcze tego wieczoru wpłaciłam całą sumę na Instytut Zdrowia Dziecka.

– Zmusiła go pani do samobójstwa. Wyprostowana jak struna, pokręciła głową.

– Nikogo się do tego nie zmusi – odparła. – Clu Haid sam wybrał swój los. Nie było to moim zamiarem, ale…

– Zamiarem? On nie żyje, Sophie.

– Tak, lecz nie było to moim zamiarem – powtórzyła. – Pan też nie miał zamiaru ukryć zabójstwa mojej córki.

Zamilkli.

– Wykorzystała pani jego śmierć. Podrzuciła w moim biurze i samochodzie pistolet i krew. Albo kogoś do tego wynajęła.

– Tak.

– Prawda musi wyjść na wierzch.

– Nie musi.

– Nie pozwolę, żeby Esperanza zgniła w więzieniu…

– Już to załatwiłam – przerwała mu Sophie Mayor.

– Co?

– Mój adwokat rozmawia w tej chwili z prokuratorem. Oczywiście bez nazwisk. Nie dowiedzą się, kogo reprezentuje.

– Nie rozumiem.

– Zachowałam dowody. Tamtego wieczoru zrobiłam zdjęcia zwłok. Zbadają dłoń Clu na obecność śladów prochu. Dysponuję też na wszelki wypadek listem, który napisał przed śmiercią. Zarzuty przeciw Esperanzy zostaną wycofane. Rano ją zwolnią. Koniec sprawy.

– Prokuratorowi to nie wystarczy. Zechce poznać tę historię w całości.

– Każdy czegoś chce, Myron. Prokurator będzie musiał obejść się smakiem i pogodzić z rzeczywistością. To przecież tylko samobójstwo. Głośne czy nie, nie zyska priorytetu. – Sophie sięgnęła do kieszeni i wyjęła kartkę. – Proszę, to jego list samobójczy.

Myron zawahał się. Wziął list. Od razu rozpoznał pismo Clu i zaczął czytać:

Szanowna pani Mayor

Moja udręka trwała wystarczająco długo. Wiem, że nie przyjmie pani moich przeprosin, co trudno mieć pani za złe. Z drugiej strony nie znalazłem w sobie dość siły, żeby spojrzeć pani w oczy. Uciekałem od tej nocy całe życie. Skrzywdziłem swoją rodziną i przyjaciół, ale nikogo tak bardzo jak panią. Mam nadzieję, że moja śmierć przyniesie pani nieco pocieszenia.

Tylko ja jestem winien temu, co się stało. Billy Lee Palms zrobił to, o co go poprosiłem. To samo dotyczy Myrona Bolitara. Przekupiłem policję. Myron jedynie przekazał pieniądze. Nie znał prawdy.

Nie znała jej też i nadal nie zna moja żona, która straciła w tym wypadku przytomność.

Pieniądze są tutaj. Proszę nimi rozporządzić wedle woli. Proszę również przekazać Bonnie, że jest mi przykro i wszystko rozumiem. Niech moje dzieci wiedzą, że ojciec zawsze je kochał. Tylko one były tym, co czyste i dobre w moim życiu. Pani jedna powinna to rozumieć.

Clu Haid

Myron przeczytał list jeszcze raz. Wyobraził sobie, jak Clu pisze go, odkłada, a potem bierze pistolet i przystawia do głowy. Zamknął wtedy oczy? Czy zanim nacisnął spust, myślał o swoich dzieciach, o dwóch synkach uśmiechających się całkiem jak on? Czy się zawahał?

– Nie uwierzyła mu pani – rzekł, wpatrując się w list.

– W kwestii winy innych? Nie. Wiedziałam, że skłamał. Na przykład w pana przypadku. Był pan kimś więcej niż posłańcem. Pan przekupił tych policjantów.

– Clu skłamał, żeby nas ochronić – odparł Myron. – Na koniec poświęcił się dla tych, których kochał.

Sophie zmarszczyła brwi.

– Niech pan nie robi z niego męczennika.

– Nie robię. Ale nie może pani wykręcić się sianem od tego, co zrobiła.

– Nic nie zrobiłam.

– Doprowadziła pani mężczyznę, ojca dwóch chłopców, do samobójstwa.

– To był jego wybór.

– Nie zasłużył na to.

– A moja córka nie zasłużyła na śmierć i pogrzebanie anonimowo w dole! Myron spojrzał na światła stadionu, nie dbając, że go oślepiają.

– Clu nie brał narkotyków – rzekł. – Dlatego wypłaci pani resztę jego honorarium.

– Nie.

– Oraz ujawni światu i jego dzieciom, że nie ćpał.

– Nie – powtórzyła. – Świat się o tym nie dowie. Nie dowie się też, że Clu był mordercą. Nie sądzi pan, że to całkiem dobry interes?

Myron jeszcze raz przeczytał list. Oczy szczypały go od łez.

– Jedna heroiczna chwila u kresu życia z niczego go nie rozgrzesza – powiedziała.

– Ale o czymś świadczy.

– Niech pan jedzie do domu, Myron. I cieszy się, że to koniec. Gdyby prawda wyszła kiedyś na jaw, cała wina spadnie na jedną osobę.

– Na mnie.

– Tak.

Spojrzeli sobie w oczy.

– Nie wiedziałem nic o losie pani córki – powiedział.

– Teraz to wiem.

– Sądziła pani, że pomogłem Clu ukryć prawdę.

– Ja wiem, że pan mu w tym pomógł. Nie byłam tylko pewna, czy wiedział pan, co robi. Stąd moja prośba o odszukanie Lucy. Chciałam ocenić pański udział w sprawie.

– A co z pustką?

– O co pan pyta?

– Pomogło to pani ją wypełnić?

– Myślę, że tak, o dziwo – odparła po chwili Sophie. – Nie przywróci to życia Lucy. Ale mam świadomość, że wreszcie spoczęła w grobie. Nasze rany się zabliźnią.

– I będziemy żyć dalej? Uśmiechnęła się.

– A co nam pozostaje?

Skinęła głową synowi. Jared ujął rękę matki i ruszyli w stronę ławki zawodników.

– Jest mi bardzo przykro – rzekł Myron.

Sophie Mayor zatrzymała się. Wypuściła rękę syna i przyjrzała się Myronowi.

– Przekupując tych policjantów, popełnił pan przestępstwo – powiedziała, przesuwając oczami po jego twarzy. – Przez pana ja i moja rodzina cierpieliśmy całe lata. Możliwe, że przyczynił się pan do przedwczesnej śmierci mego męża. Miał pan też swój udział w śmierci Clu Haida i Billy'ego Lee Palmsa. A mnie zmusił do okropnych czynów, do których, jak sądziłam, nie jestem zdolna. – Cofnęła się do syna, patrząc już nie tyle oskarżycielsko, co ze zmęczeniem. – Nie chcę pana ranić jeszcze bardziej. Przeprosiny zechce pan z łaski swojej zachować dla siebie.

59
{"b":"101691","o":1}