31
Frank Junior siedział przy tym samym stoliku. Sam. Z nogą założoną na nogę sączył kawę, jakby na dnie filiżanki było coś, z czym nie chciał się rozstać. Do dolnej wargi przywarł mu strzępek piany.
Twarz miał czystą i gładką jak po odżywce woskowej. Myron sprawdził, czy nie ma Hansa i Franza lub innych gangsterów, ale nie było żadnego. FJ. uśmiechnął się i jak zwykle Myronowi spełzło po plecach coś zimnego.
– Gdzie Win?
– Na zewnątrz – odparł Myron.
– To dobrze. Siadaj.
– Wiem, dlaczego Clu podpisał z tobą kontrakt.
– Co powiesz na mrożoną latte? Z chudym mlekiem, tak?
– Strasznie mnie to gryzło – rzekł Myron. – Dlaczego Clu go podpisał? Nie zrozum mnie źle. Miał wszelkie powody, żeby odejść z MB. Ale znał opinię o TruPro. Co go skłoniło do przejścia?
– Zapewniamy sprawną obsługę.
– Z początku myślałem, że chodzi o hazard albo dług za narkotyki. Tak działa twój tatuś. Wbija szpony w ofiarę, a potem ją obgryza. Ale Clu nie brał. A ponadto miał dużo gotówki. Więc nie to zadecydowało. F.J. położył łokieć na stoliku i podparł podbródek dłonią.
– Fascynujące, Myron.
– To nie koniec. Nim uciekłem na Karaiby, nie traciłeś mnie z oczu. W związku ze sprawą Brendy Slaughter. Sam to zresztą przyznałeś, gdy wróciłem, pamiętasz? Wiedziałeś, że odwiedzam cmentarz.
– Wzruszająca chwila dla nas wszystkich – potwierdził FJ.
– Kiedy zniknąłem, nadal chciałeś mieć mnie na oku. Moje zniknięcie prawdopodobnie podsyciło twą ciekawość. Zwietrzyłeś w tym również okazję dla TruPro, lecz nie to jest najważniejsze. Chciałeś wiedzieć, gdzie się podziałem. Ponieważ nie było mnie w mieście, zrobiłeś to, co najlepsze w takiej sytuacji: poleciłeś śledzić Esperanzę, moją wspólniczkę i najbliższą przyjaciółkę.
FJ. mlasnął językiem.
– Myślałem, że twój najbliższy przyjaciel to Win.
– Przyjaźnię się z obojgiem. Ale nie w tym rzecz. Siedzenie Wina byłoby za trudne. Dostrzegłby twój „ogon”, nim ten by go namierzył. Dlatego zacząłeś śledzić Esperanzę.
– A jaki to ma związek z decyzją Clu, by zmienić agenta na lepszego?
– Wiedziałeś, że zniknąłem, i wykorzystałeś to. Obdzwoniłeś moich klientów, informując, że ich porzuciłem.
– Myliłem się?
– W tej chwili nie dbam o to. Dostrzegłeś słabość i wykorzystałeś ją. Nie mogłeś się powstrzymać. Tak cię wychowano.
– Au!
– Ważne, że zacząłeś śledzić Esperanzę, licząc, że cię do mnie doprowadzi lub przynajmniej dostarczy wskazówki, jak długo mnie nie będzie. Dotarłeś za nią do New Jersey. I natknąłeś się na coś, co miało pozostać tajemnicą.
– To znaczy, na co? – spytał z obleśnym uśmieszkiem F J.
– Zetrzyj z twarzy ten uśmiech, Frank. Nie różnisz się niczym od podglądacza. Nawet twój ojciec nie zniżyłby się do tego.
– E, zdziwiłbyś się, do czego zniża się mój stary.
– Nie dość że jesteś zboczony, to używasz swojej wiedzy o klientach do szantażowania ich. Clu oszalał ze zmartwienia, kiedy Bonnie wyrzuciła go z domu. Nie wiedział, co się stało. Ale ty wiedziałeś. I dobiłeś z nim targu: podpisze kontrakt z TruPro, dowie się prawdy o żonie.
F J. rozparł się w fotelu, założył nogę na nogę, splótł dłonie i umieścił je na kolanach.
– Niezła historia – powiedział.
– I prawdziwa.
F J. przekrzywił głowę, co mogło oznaczać „tak” lub „nie”.
– Powiem ci, jak to widzę – zaczął. – Była agencja Clu Haida, RepSport MB, wyraźnie robiła go w konia. Pod każdym względem. Jego agent, czyli ty, Myron, opuścił Clu w chwili, gdy ten najbardziej go potrzebował. Twoja wspólniczka, urocza gibka Esperanza, wdała się w lizanko z jego żoną. Zgadza się?
Myron nie odpowiedział.
FJ. rozplótł dłonie, łyknął pianki i ponownie je splótł.
– Ja tylko wybawiłem Haida z tej okropnej sytuacji – ciągnął. – Ściągnąłem go do agencji, która nie nadużyje jego zaufania. Która będzie pilnować jego spraw. Między innymi dzięki informacjom.
Cennym informacjom. Tak by klient miał jasność, na czym stoi. To zadanie agenta, Myron. Jedna z naszych firm naruszyła zasady etyki. I to nie była agencja TruPro.
Była to odmienna historia, ale również prawdziwa. Gdyby Myron znalazł kiedyś czas, by ją rozważyć, słowa Franka Juniora z pewnością by go zraniły. Lecz nie dziś.
– A więc przyznajesz się? F.J. wzruszył ramionami.
– Jeżeli śledziłeś Esperanzę, w takim razie wiesz, że tego nie zrobiła. F.J. znów przechylił głowę.
– Czyżby?
– Przestań kręcić, Frank.
– Chwileczkę.
F.J. sięgnął po komórkę, wystukał numer, wstał i przeszedł w kąt kawiarni. Przyciskając telefon ramieniem do ucha, wyjął pióro, papier i coś zapisał. Rozłączył się i wrócił do stolika.
– Na czym skończyłeś?
– Czy Esperanza to zrobiła? F.J. uśmiechnął się.
– Chcesz znać prawdę?
– Tak.
– Nie wiem. Słowo. Owszem, śledziłem ją. Ale, jak z całą pewnością wiesz, lesbijskie figury też w końcu się powtarzają. Dlatego po jakimś czasie, kiedy przejeżdżała przez most Waszyngtona, przestaliśmy ją śledzić. Nie było sensu.
– Naprawdę nie wiesz, kto zabił Clu?
– Niestety.
– Nadal mnie śledzisz, Frank?
– Nie.
– A wczoraj wieczorem? To nie był nikt z twoich?
– Nie. Prawdę mówiąc, gdy wpadłeś tu wczoraj, też nikt cię nie śledził.
– Nie ty nasłałeś typka sprzed mojego biura?
– Wybacz, ale nie. Coś tu się nie zgadzało.
F.J. pochylił się do przodu. Po ustach pełzał mu uśmiech, który zdawał się wprawiać w ruch jego zęby.
– Jak daleko gotów jesteś się posunąć, by ocalić Esperanzę? – spytał szeptem.
– Wiesz, jak daleko.
– Po krańce ziemi?
– Do czego zmierzasz, F.J.?
– Oczywiście, masz rację. Dowiedziałem się o Esperanzy i Bonnie. Dostrzegłem okazję. Zadzwoniłem do Clu w Fort Lee. Nie zastałem go. Zostawiłem mu więc intrygującą wiadomość na sekretarce. Typu „Wiem, z kim sypia twoja żona”. Przed upływem godziny oddzwonił do mnie na prywatny numer.
– Kiedy?
– Jakieś… trzy dni przed śmiercią.
– Co powiedział?
– Zareagował, jak należało się spodziewać. A to, co powiedział, było niemal równie ważne jak to, skąd dzwonił.
– Czyli?
– W telefonie mam identyfikator numerów. – F.J. usiadł wygodnie. – Clu nie dzwonił z Nowego Jorku.
– A skąd?
Zwlekając z odpowiedzią, FJ. pociągnął duży łyk kawy, zrobił „aaaaa”, jakby grał w reklamówce 7 – Up, odstawił filiżankę, spojrzał na Myrona i pokręcił głową. Myron czekał.
– Moja specjalność, jak już wiesz, to zbieranie informacji. Informacja to władza. To waluta. Gotówka. Nie rozrzucam gotówki.
– Ile chcesz?
– Nie chodzi o pieniądze, Myron. Nie chcę od ciebie pieniędzy. Obaj dobrze wiemy, że mogłem cię wykupić dziesięć razy.
– Więc czego chcesz?
FJ. pociągnął kolejny duży łyk. Myron miał wielką ochotę złapać go za gardło i udusić.
– Na pewno niczego się nie napijesz?
– Przestań chrzanić, Frank!
– Ochłoń, ochłoń.
Myron zacisnął dłonie i ukrył je pod stolikiem. Narzucił sobie spokój.
– Czego chcesz, F.J.? – powtórzył.
– Znasz Deana Pashaiana i Larry'ego Vitale'a.
– To moi klienci.
– Poprawka. Poważnie rozważają przejście ze SportRep MB do TruPro. Wyczekują. Oto moja propozycja. Zostawiasz ich w spokoju. Nie dzwonisz do nich, nie wciskasz im, że agencja TruPro należy do gangsterów. Przyrzeknij mi to – FJ. pokazał Myronowi kartkę, na której przed chwilą zapisał coś w kącie kawiarni – to dam ci numer telefonu, z którego zadzwonił Clu.
– Twoja agencja zrujnuje im kariery. Jak zawsze. F J. znowu się uśmiechnął.
– Ręczę ci, że żadna z moich pracownic nie nawiąże lesbijskiego romansu z ich żonami.
– Nie oddam ci ich.
– No to żegnam. F J. wstał.
– Zaczekaj.
– Przyrzekasz albo idę.
– Porozmawiajmy – rzekł Myron. – Możemy się dogadać.
– Żegnam.
FJ. ruszył do drzwi.