Литмир - Электронная Библиотека
A
A

27

Do Franka Juniora zadzwonił o dziewiątej rano. Od sekretarki usłyszał, że panu Ache'owi nie można w tej chwili przeszkadzać. To pilna sprawa, zapewnił. Niestety, pana Ache'a nie było w biurze. Gdy przypomniał, że przed chwilą powiedziała, że szefowi nie można przeszkadzać, wyjaśniła, że nie można mu przeszkadzać, bo jest nieobecny. Aha.

– Proszę mu przekazać, że chcę się z nim spotkać. I to dziś, koniecznie – zaznaczył.

– Nie mogę obiecać…

– Wystarczy, że mu pani powie.

Sprawdził godzinę, W południe był umówiony z tatą „w klubie”. Miał dość czasu, żeby spotkać się z Sally Li, szefową zakładu medycyny sądowej powiatu Bergen. Zadzwonił do niej i poprosił o rozmowę.

– Nie tutaj – odparła. – Znasz Centrum Mody?

– W centrum handlowym przy drodze siedemnastej?

– Tak, na skrzyżowaniu z Ridgewood Avenue. Przed sklepem Łóżko, Wanna i Nie Tylko jest kanapkarnia. Spotkajmy się tam za godzinę.

– Łóżko, Wanna i Nie Tylko to część Centrum Mody?

– Pewnie dzięki „Nie Tylko”.

Sally Li odłożyła słuchawkę. Myron wsiadł do wynajętego auta i wyruszył do Paramus w stanie New Jersey. Motto: Handlu nigdy nie za wiele. Miasto Paramus przywodziło na myśl duszną, zatłoczoną windę, w której jakiś trzymający drzwi otwarte cymbał wołał: „Proszę, proszę, wciśnie się tu jeszcze jedno centrum handlowe”.

Centrum Mody nie charakteryzowało się niczym szczególnie modnym. Szczerze mówiąc, było tak obciachowe, że nie przesiadywały w nim nawet nastolatki. Siedząca na ławce, ze zwisającym z ust niezapalonym papierosem, Sally Li miała na sobie zielony strój chirurgiczny, a na stopach gumowe sportowe sandały – obuwie popularne pośród koronerów, gdyż ułatwiało zmycie ogrodowym wężem z nóg krwi, wnętrzności i tym podobnych resztek po denatach.

Mała rekapitulacja: przez mniej więcej dekadę Myron z przerwami pozostawał w związku uczuciowym z Jessicą Culver. Ostatnimi czasy, znów w sobie zakochani, zamieszkali razem. Lecz ich romans właśnie się skończył. W każdym razie na to wyglądało. Myron właściwie nie bardzo wiedział, czemu się rozstali. Bezstronni obserwatorzy mogliby rzec, że z powodu koszykarki Brendy. Lecz jemu to wcale nie wydawało się takie jasne, choć pojawienie się Brendy w jego życiu wiele zmieniło.

Co to miało wspólnego z Sally Li?

Szefem zakładu medycyny sądowej powiatu Bergen był kiedyś ojciec Jessiki, Adam Culver. Gdy przed siedmiu laty zginął z ręki mordercy, stanowisko to objęła jego najbliższa przyjaciółka i asystentka.

Sally Li. Myron poznał ją dzięki niemu.

– Jeszcze jedno centrum handlowe dla niepalących? – spytał, podchodząc do niej.

– Nikt już nie używa słowa „nie” – odparła. – Zastąpiono je słowem „wolne”. To nie jest centrum handlowe dla niepalących. To strefa wolna od palenia. Tylko patrzeć, jak nazwą to, co pod wodą, strefą wolną od oddychania. A nasz senat strefą wolną od myślenia.

– To dlaczego wybrałaś to miejsce na spotkanie? Sally westchnęła i usiadła prosto.

– Bo chciałeś usłyszeć coś na temat sekcji zwłok Clu Haida, tak? Myron zawahał się, skinął głową.

– No cóż, moi przełożeni… używam tego słowa, choć wiem, że kudy im do mnie… zmarszczyliby brwi, widząc nas razem. Przypuszczalnie spróbowaliby wylać mnie z roboty.

– To dlaczego ryzykujesz? – spytał.

– Po pierwsze, zamierzam zmienić pracę. Wrócić na Zachód, prawdopodobnie na Uniwersytet Kalifornijski. Po wtóre, jestem bystra, jestem kobietą oraz, jak obecnie to nazywają, Amerykanką pochodzenia azjatyckiego. Dlatego trudniej mnie wyrzucić. Mogę zrobić aferę, a ambitni politycy za chińskiego boga nie chcą wyjść na takich, co zwalczają mniejszości. Po trzecie, jesteś równy gość. Domyśliłeś się, kto zabił Adama. Mam wobec ciebie dług. – Wyjęła z ust papierosa, schowała go do paczki, wyjęła następnego i włożyła do ust. – No, to co chcesz wiedzieć?

– Nie postawisz żadnych warunków?

– Nie.

– Już myślałem, że będę musiał użyć uroku osobistego.

– Użyj, jeśli chcesz, żebym się rozebrała. – Machnęła ręką. – Eh, z kogo ja żartuję? Mów, Myron, śmiało.

– Co z obrażeniami? – spytał.

– Cztery rany postrzałowe.

– Sądziłem, że trzy.

– My z początku też. Dwie w głowie, od strzałów z bliskiej odległości, obie śmiertelne. Policja myślała, że była tylko jedna. Trzecia w prawej łydce, czwarta w plecach, między łopatkami.

– Od strzałów z dalszej odległości?

– Tak, co najmniej z półtora metra. Na oko z trzydziestkiósemki, ale nie zajmuję się balistyką.

– Byłaś na miejscu zbrodni, tak?

– Tak.

– Nie było wtargnięcia siłą?

– Policja mówi, że nie. Myron usiadł prosto.

– Sprawdźmy, czy dobrze odczytałem hipotezę prokuratury. Popraw mnie, jeśli się mylę.

– Nie mogę się doczekać.

– Sądzą, że Clu znał mordercę. Że wpuścił go lub ją dobrowolnie, rozmawiali i coś się stało. Morderca wyjął broń, a gdy Clu rzucił się do ucieczki, dwa razy do niego strzelił. Jedna kula trafiła w łydkę, druga w plecy. Potrafisz powiedzieć, w jakiej kolejności?

– Ale co?

– W łydkę czy w plecy?

– Nie potrafię.

– Dobra, Clu pada. Jest ranny, ale wciąż żyje. Morderca przystawia mu broń do głowy. Bum, bum! Sally uniosła brew.

– Imponujące.

– Dziękuję.

– Ale to nie wszystko.

– Słucham?

Westchnęła i poprawiła się na ławce.

– Wynikły komplikacje.

– Jakie?

– Zwłoki przeniesiono. Myronowi przyśpieszył puls.

– Clu zginął gdzie indziej? – spytał.

– Nie. Zwłoki przeniesiono po morderstwie.

– Nie rozumiem.

– Sinica nie wystąpiła, więc krew nie zdążyła zakrzepnąć. Ale tuż po śmierci, a w każdym razie najwyżej godzinę po niej ciało przemieszczono, ciągnąc po podłodze. A pokój przetrząśnięto.

– Morderca czegoś szukał. Pewnie tych dwustu tysięcy dolarów.

– Tego nie wiem. W całym mieszkaniu były smugi krwi.

– Smugi krwi?

– Jestem lekarzem. Nie zajmuję się analizą miejsca zbrodni. Ale w mieszkaniu był bałagan. Poprzewracane meble i półki na książki, opróżnione szuflady, wszędzie krew. Na ścianach, na podłodze. Tak jakby ciągnięto go jak szmacianą lalkę.

– Może się czołgał. Po postrzeleniu w łydkę i plecy.

– Niewykluczone. Trudno jest jednak czołgać się po ścianach, chyba że jesteś Spidermanem. Temperatura krwi Myrona spadła o kilka stopni. Próbował uporządkować, przesiać i przetworzyć informacje. Dopasować je. Morderca zrobił kipisz, szukając gotówki. To miało sens. Ale po co przeciągać ciało? Smarować ściany krwią?

– Na tym nie koniec – powiedziała Sally. Myron zamrugał jak wyrwany z transu.

– Przeprowadziłam pełne badanie toksykologiczne denata. I wiesz, co znalazłam?

– Heroinę?

– Figę z makiem.

– Co?

– Nul, nic, zero.

– Clu był czysty?

– Nie brał nawet tabletek na nadkwasotę. Myron zrobił zdziwioną minę.

– Ten stan może być tymczasowy. Może wydalił narkotyki z organizmu.

– Nie.

– Co znaczy, nie?

– Uprośćmy wiedzę, zgoda? Jeśli nadużywasz narkotyków i alkoholu, zawsze zostają ślady. W postaci powiększonego serca, uszkodzonej wątroby, zmian w płucach et cetera. I zostały. Clu z pewnością lubił mocne używki. Lubił! W przeszłości. Są też inne badania, na przykład włosów, ujawniające stan obecny. Te zaś nie wykazują niczego. Oznacza to, że Clu od jakiegoś czasu nie brał.

– Przecież dwa tygodnie temu wpadł na kontroli antynarkotykowej. Sally Li wzruszyła ramionami.

– Chcesz przez to powiedzieć, że test sfałszowano? – spytał. Uniosła ręce.

– Nie. Po prostu moje wyniki przeczą tamtym. Nic nie mówiłam o fałszerstwie. Mogło dojść do całkiem niewinnej pomyłki. Zdarza się, że badanie daje wynik fałszywie dodatni.

Myronowi wirowało w głowie. Clu nie brał. Strzelono do niego cztery razy, zwłoki przeciągnięto. Dlaczego? Gdzie tu sens?

Rozmawiali jeszcze z dziesięć minut, głównie o przeszłości, a potem Myron ruszył do swojego samochodu. Nadszedł czas na spotkanie z tatą. Żeby wypróbować nową komórkę – na Wina zawsze można było liczyć, że ma w mieszkaniu kilka „zapasowych” – zadzwonił do przyjaciela.

45
{"b":"101691","o":1}