Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Gdy dotarli do boksu w kącie, Zorra i Rozkosz paplali w najlepsze jak, hm, dwie samotne kobiety w barze.

– Zorze jest przykro, ślicznoto. Zorra uśmiechnął się do Myrona.

– Nie twoja wina – odparł Myron.

– Przykro z powodu ich śmierci – wyjaśnił Zorra. – Zorra wolałaby spędzić z nimi przedtem kilka godzin.

– No tak. Szkoda.

– Zorra opowiedziała Winowi już wszystko, co wie, czyli bardzo mało. Jest tylko piękną najmitką. Woli wiedzieć jak najmniej.

– Ale pracowałaś dla Pata?

Zorra skinął głową, blond peruka nie.

– Zorra była wykidajłą i ochroniarką Zorra Awahaim najęła się na zwykłego wykidajłę! Dacie wiarę?

– Owszem, ciężkie czasy. Czym się zajmował Pat?

– Wszystkim po trochu. Głównie narkotykami.

– Co łączyło Billy'ego Lee i Pata?

– Billy Lee twierdził, że jest jego wujem. – Zorra wzruszył ramionami. – Pewnie kłamał.

– Poznałaś Clu Haida?

– Nie.

– Nie wiesz, dlaczego Billy Lee się ukrywał?

– Bał się. Sądził, że ktoś chce go zabić.

– Tym kimś byłem ja?

– Na to wyglądało.

Myron nie potrafił tego rozgryźć. Zadał jeszcze kilka pytań, ale nie dowiedział się nic ponadto. Zorra uścisnął wyciągniętą rękę Wina i wyszedł z boksu. Wysokie obcasy w ogóle mu nie przeszkadzały. Nie każdy to umie.

– Dziękuję, że nie zabiłeś Zorry, ślicznoto – rzekł, całując Wina w policzek.

– Cała przyjemność po mojej stronie, madame – odparł z lekkim ukłonem galant Windsor Lockwood Trzeci. – Odprowadzę panią.

Myron wsunął się do boksu Rozkoszy. Bez jednego słowa chwyciła jego twarz w dłonie i mocno pocałowała. Oddał jej pocałunek. Chwała Winowi i jego płynowi do ust. Co za gość.

– Nie ma co, umiesz zabawić dziewczynę – powiedziała Rozkosz, gdy musieli zaczerpnąć powietrza.

– I vice versa.

– A poza tym cholernie mnie przestraszyłeś.

– Nie chciałem. Przyjrzała się jego twarzy.

– Dobrze się czujesz? – spytała.

– Pozbieram się.

– Z chęcią zaprosiłabym cię do siebie.

Spuścił oczy. Nie przestała wpatrywać się w jego twarz.

– Na tym koniec, tak? – spytała. – Nie zadzwonisz.

– Jesteś piękna, inteligentna, fajna…

– Niebawem mnie spławisz.

– Nie chodzi o ciebie.

– Bardzo oryginalna odzywka. Niech zgadnę. Chodzi o ciebie. Spróbował się uśmiechnąć.

– Znasz mnie na wylot.

– Chciałabym.

– Jestem uszkodzonym towarem, Nancy.

– A kto nie jest?

– Właśnie zakończyłem długi związek…

– A kto mówi o związku? Moglibyśmy po prostu gdzieś razem pójść, prawda?

– Nie.

– Słucham?

– To nie dla mnie. Nic nie poradzę. Kiedy idę z kimś na randkę, zaczynam myśleć o dzieciach, o grillowaniu w ogrodzie, o zardzewiałej obręczy do kosza na podjeździe przed domem. Zaraz przymierzam się do tych rzeczy.

Przyjrzała mu się.

– Mój Boże, dziwak z ciebie. Trudno się było nie zgodzić.

– Nie wyobrażasz mnie sobie w tej domowej scenerii? – spytała, bawiąc się słomką.

– Przeciwnie. W tym cały szkopuł.

– Rozumiem. Przynajmniej tak mi się zdaje. – Poprawiła się na kanapce. – Lepiej już pójdę.

– Odwiozę cię do domu.

– Nie, wezmę taksówkę.

– Nie musisz.

– Muszę. Dobranoc, Myron.

Odeszła. Do stojącego Myrona podszedł Win. Patrzyli, jak Rozkosz znika w drzwiach.

– Dopilnujesz, żeby bezpiecznie dotarła do domu? – spytał Myron.

Win skinął głową.

– Wezwałem dla niej taksówkę.

– Dzięki.

Zamilkli. Po chwili Win położył dłoń na ramieniu Myrona.

– Pozwolisz, że skomentuję sytuację? – spytał.

– Wal.

– Jesteś skończonym durniem.

Po drodze wpadli do domu lekarza na Upper West Side. Zszył ponownie ranę Myrona, mlaskając z dezaprobatą. Gdy dotarli do apartamentu Wina w Dakocie, usadowili się z ulubionymi napojami we wnętrzu urządzonym w stylu Ludwika Któregoś Tam. Myron popijał yoo – hoo, Win sączył bursztynowy trunek.

Przełączając pilotem kanały, zatrzymał się na CNN. Myron spojrzał na ekran i pomyślał o samotnej Teresę na wyspie. Sprawdził godzinę. O tej porze zwykle prowadziła program. Akurat szedł materiał o farbowaniu włosów. Myron zadawał sobie pytanie, kiedy Teresę wróci na antenę. I dlaczego wciąż o niej myśli.

Win zgasił telewizor.

– Chcesz jeszcze? – spytał. Myron odmówił, kręcąc głową.

– Co ci powiedział Sawyer Wells? – zagadnął.

– Niestety, niewiele. Clu był narkomanem, on próbował mu pomóc, ple, ple, ple. Wiesz, że Sawyer opuszcza Jankesów?

– Nie.

– Przyznaje, że dzięki nim stał się znany. Ale cóż poradzić, czas wziąć sprawy w swoje ręce i powiększyć grono akolitów, których będzie motywował. Wkrótce drogi Sawyer rusza w trasę.

– Niczym gwiazda rocka? Win skinął głową.

– Do kompletu z koszulkami po zawyżonych cenach.

– Czarnymi?

– Nie wiem. Ale pod koniec każdego występu bisuje po tym, jak szalejący fani zapalają zapalniczki, wrzeszcząc „Dawaj Wolnego ptakal”.

– Całkiem jak w tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym siódmym roku.

– Prawda? Aha, zasięgnąłem języka. Zgadnij, kto sponsoruje trasę Wellsa.

– Budweiser, niekwestionowany Król Piwa?

– Ciepło. Jego nowy wydawca. Riverton Press.

– Vincent Riverton, były właściciel New York Yankees?

– Tenże.

Myron gwizdnął, przetworzył wiadomość w głowie, lecz nie wyniknął z tego żaden wniosek.

– Zważywszy na wszystkie przejęcia firm w branży wydawniczej, do Rivertona należy połowa książek w mieście. Prawdopodobnie to nic nie znaczy – powiedział.

– Prawdopodobnie – przyznał Win. – Jeżeli masz więcej pytań, to jutro w Sali Cagemore'a na Uniwersytecie Restona Sawyer ma seminarium. Zaprosił mnie na nie. Wolno mi przyjść z wybranką.

– Na pierwszej randce się nie puszczam.

– To ma być powód do dumy?

Myron pociągnął duży łyk yoo – hoo. Może to kwestia wieku, lecz czekoladowy napój już mu nie smakował tak jak dawniej. Marzył o wielkiej porcji mrożonej kawy z chudym mlekiem z dodatkiem wanilii, chociaż nie znosił zamawiać jej na oczach innych mężczyzn.

– Jutro spróbuję się wywiedzieć o sekcji zwłok Clu – powiedział.

– Od Sally Li?

– Dziś była w sądzie, ale jutro rano ma być znów w kostnicy.

– Sądzisz, że coś ci powie?

– Nie wiem.

– Może znowu będziesz musiał włączyć urok osobisty – rzekł Win. – Czy ta Sally Li ma orientację hetero?

– W tej chwili tak – odparł Myron. – Lecz gdy tylko włączę mój urok…

– Wszystko może się zdarzyć.

– Potęga jego uroku zohydzi kobiecie mężczyzn.

– Wydrukuj to na swojej wizytówce. – Win zakręcił koniakówką, ogrzewając ją z wierzchu i od spodu dłonią. – Czy przed śmiercią nasz dawny koleżka Billy Lee wyjawił coś ważnego?

– Nie bardzo. Tylko to, że to ja zabiłem, jego zdaniem, Clu i chce mnie za to zabić.

– Hmm.

– Co?

– Twoje nazwisko znów wraca jak zły sen.

– Był skończonym ćpunem.

– Aha. Więc tylko gardłował?

– Można tak powiedzieć – odparł Myron po chwili. – Tak czy siak ciągle jestem w to jakoś wmieszany.

– Na to wygląda.

– Nie mam pojęcia dlaczego.

– Życie składa się z małych tajemnic.

– Nie umiem też dopasować Billy'ego Lee do tej historii: zamordowania Clu, romansu Esperanzy z Bonnie, wyrzucenia Clu z drużyny i podpisania przez niego umowy z Frankiem Juniorem… Do niczego.

Win odstawił kieliszek i wstał.

– Prześpijmy się z tym – zaproponował.

Dobra rada. Myron wsunął się pod pościel i natychmiast znalazł się w krainie snów. Kilka godzin później – po fazie paradoksalnej i dojściu do stanu „alfa”, gdy zaczęła się budzić świadomość i mózg zaczął pracować – wreszcie go oświeciło. Wrócił myślami do Franka Juniora i tego, że ten go śledził. Śledził go nawet, jak sam przyznał, na cmentarzu, przed jego ucieczką z Teresę na Karaiby. I raptem wszystko sobie skojarzył.

44
{"b":"101691","o":1}