Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Co jeszcze?

– Mówimy o Winie, Myron. Powiedział, cytuję: „Jest bezpieczny, nie martw się”, i odłożył słuchawkę. To wszystko. Uznałam, że Clu, chcąc zwrócić moją uwagę, nieco przesadził.

– Pewnie tak – odparł Myron.

– Chyba. Znów zamilkli.

– Jak się czujesz? – spytała.

– Dobrze. A ty?

– Próbuję dojść do siebie po tobie. Myron ledwie mógł oddychać.

– Jess, powinniśmy porozmawiać…

– Nie – przerwała mu ponownie. – Nie chcę rozmawiać, dobrze? Wyrażę to prosto: jeśli zmienisz zdanie, zadzwoń. Znasz mój numer. Jeśli nie, powodzenia.

Trzask.

Myron odłożył telefon, wziął kilka głębokich oddechów, spojrzał na komórkę. Banalnie proste.

Faktycznie znał numer. Z łatwością mógł go wystukać.

– To na nic.

Podniósł wzrok na doktor Czerski.

– Słucham? Pokazała dyskietkę.

– Twierdzi pan, że był na niej obraz? Wyjaśnił, co widział.

– Już go nie ma – odparła. – Pewnie sam się skasował.

– Jak?

– Program ruszył automatycznie?

– Tak.

– Prawdopodobnie samoczynnie się odpalił, wyświetlił i usunął. Proste.

– A czy nie ma programów uniemożliwiających usunięcie plików?

– Są. Ten plik zrobił jednak coś jeszcze. Sam sformatował dyskietkę. Najpewniej wykonując ostatnie z poleceń.

– Co to oznacza?

– Że cokolwiek pan widział, przepadło bezpowrotnie.

– Na dyskietce nie ma nic poza tym?

– Nie.

– Najmniejszego śladu? Nic specyficznego? Pokręciła głową.

– To typowa dyskietka. Do kupienia w każdym sklepie z oprogramowaniem. Standardowo sformatowana.

– A co z odciskami palców?

– Ja się tym nie zajmuję.

Myron wiedział, że to strata czasu. Jeżeli ktoś zadał sobie trud, aby zniszczyć nagranie, to z pewnością usunął też odciski palców.

– Jestem zajęta.

Doktor Czerski oddała mu dyskietkę, zrobiła w tył zwrot i wyszła. Wpatrując się w czarny kwadrat, Myron pokręcił głową.

Diabli wiedzą, o co tu chodziło.

Zadzwoniła komórka.

– Panie Bolitar? – usłyszał głos Wielkiej Cyndi.

– Tak.

– Zgodnie z poleceniem przeglądam billingi rozmów pana Clu Haida.

– No i?

– Wraca pan do biura?

– Już jadę.

– Jest w nich coś, co chyba pana zdziwi.

12

Wielka Cyndi czekała na niego tuż przy windzie. Wreszcie umyła twarz. Usunęła cały makijaż. Pewnie szmerglem. A może wiertarką udarową. Powitała go słowami:

– Bardzo dziwne, panie Bolitar.

– Co takiego?

– Z pańskiego polecenia przeszukałam billingi telefoniczne Clu Haiga. – Pokręciła głową. – Bardzo dziwne – powtórzyła.

– Co? Wręczyła mu kartkę.

– Numer zakreśliłam na żółto.

Myron spojrzał na kartkę w drodze do gabinetu. Wielka Cyndi podążyła za nim i zamknęła drzwi. Telefon zaczynał się na dwieście dwanaście. Poza tym, że był z Manhattanu, nic mu nie mówił. – I co z tym numerem? – spytał.

– To numer nocnego klubu.

– Którego? – Zgadnij.

– Słucham?

– Tak się nazywa – odparła Wielka Cyndi. – Zgadnij. Dwie przecznice od Skury i Chóci. Hasłem Skury i Chóci, lokalu sado – maso, w którym Wielka Cyndi stała na bramce, było „Rań tych, którzy cię kochają”.

– Znasz ten lokal?

– Trochę.

– Co to za klub?

– Głównie dla crossdresserów i transwestytów. Ale klientela jest zróżnicowana.

Myron potarł skronie.

– Przez „zróżnicowana” rozumiesz…

– To bardzo ciekawy pomysł, panie Bolitar.

– Nie wątpię.

– Kiedy idzie się do Zgadnij, nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi. Rozumie pan?

– Wybacz moją naiwność seksualną, czy mogłabyś mi to wyjaśnić? – odparł Myron, nic nie rozumiejąc.

Wielka Cyndi zmarszczyła twarz w namyśle. Nie był to miły widok.

– Po części jest to to, czego można oczekiwać: mężczyźni przebrani za kobiety, a kobiety za mężczyzn. Bywa jednak, że kobieta jest kobietą, a mężczyzna mężczyzną. Rozumie pan?

– Ani trochę.

– Dlatego lokal nazywa się Zgadnij. Nigdy nie ma pewności, kto jest kim. Na przykład na widok niezwykle wysokiej pięknej kobiety w platynowej peruce domyśla się pan, że to on przebrany za nią. Choć, i to właśnie wyróżnia Zgadnij, wcale nie musi tak być.

– Jak?

– To wcale nie musi być on. Transwestyta, transseksualista. Może to być piękna kobieta, która dla zmyłki włożyła buty na ekstrawysokich obcasach i perukę.

– Z jakiego powodu?

– Na tym polega zabawa. Na wzbudzeniu wątpliwości. W środku wisi hasło: „Zgadnij: na dwoje babka wróżyła”.

– Chwytliwe.

– W tym rzecz. To lokal zagadek. Przyprowadzasz kogoś do domu. Wiesz, że to piękna kobieta albo przystojny mężczyzna. Ale aż do opuszczenia majtek nie jesteś tego pewien. Ludzie przebierają się, żeby zwodzić. Do końca nie wie się… Widział pan Grę pozorów!

Myron zrobił minę.

– I to ma być atrakcja?

– Jeśli kogoś to kręci, jasne.

– Ale co?

– To.

Wielka Cyndi uśmiechnęła się. Myron znowu potarł skronie.

– Tak więc bywalcom nie przeszkadza, że… – zaczął, szukając właściwego słowa, ale go nie znalazł. – Na przykład, gej się nie wkurza, gdy odkrywa, że sprowadził do domu kobietę?

– W tym cały smak. Podnieta. Niepewność. Tajemnica.

– Seksualny odpowiednik kupowania kota w worku.

– Właśnie.

– Z tym że w tym przypadku może trafić się prawdziwa niespodzianka.

– Na dobrą sprawę tylko jedna z dwu, panie Bolitar – odparła po namyśle Wielka Cyndi. Myron nie był tego pewien.

– Niemniej podoba mi się pańskie porównanie z kotem w worku – ciągnęła. – Wiadomo, z czym przychodzi się na ubaw, lecz się nie wie, z czym się wraca do domu. Kiedyś jeden taki wyszedł stamtąd z grubaską, która, jak się okazało, była facetem z karłem schowanym pod sukienką.

– Powiedz, że żartujesz.

Wielka Cyndi spojrzała na niego wymownie.

– Hmm, często tam bywasz? – spytał.

– Byłam kilka razy. Dawniej… nie ostatnio.

– Dlaczego?

– Z dwóch powodów. Po pierwsze, konkurują ze Skurą i Chócią. To co prawda inna klientela, lecz walczymy o podobne rynki.

Myron skinął głową.

– Środowisko dewiantów.

– Nikomu nie szkodzą.

– W każdym razie nikomu, kto tego nie chce. Wielka Cyndi nadąsała się, co nie wyglądało zbyt miło w przypadku ważącej blisko sto czterdzieści kilo zapaśniczki, zwłaszcza nieotynkowanej makijażem.

– Esperanza ma rację.

– W czym?

– Bywa pan bardzo ograniczony.

– Fundamentalnie, jak Jeny Falwell. A jaki jest ten drugi powód? Zawahała się.

– Jestem oczywiście za swobodą seksualną. Nie obchodzi mnie, co kto robi, jeżeli nikogo do tego nie zmusza. A robiłam szalone rzeczy, panie Bolitar. – Spojrzała mu prosto w oczy. – Bardzo szalone. Myronowi ścierpła skóra na myśl, że Wielka Cyndi zdradzi mu szczegóły.

– Ale Zgadnij zaczął ściągać niewłaściwą klientelę – powiedziała.

– O rety! Rodziny na wakacjach? Wielka Cyndi pokręciła głową.

– Pan ma tyle zahamowań, panie Bolitar.

– Dlatego, że zanim się rozbierzemy, wolę wiedzieć, z kim mam przyjemność?

– Mówię o pańskim nastawieniu. Tacy jak pan mnożą kompleksy seksualne. Represyjność w społeczeństwie prowadzi do przekraczania granicy dzielącej seks od przemocy, granicy dzielącej udawanie od prawdziwie groźnych praktyk. Dochodzi do tego, że znajduje się przyjemność w ranieniu tych, którzy nie chcą być ranieni.

– Zgadnij przyciąga taką klientelę?

– Najczęściej.

Myron usiadł prosto i potarł twarz dłońmi. Coś mu zaczęło świtać w głowie.

– To tłumaczyłoby kilka rzeczy – rzekł.

– Jakich?

– Dlaczego Bonnie w końcu wyrzuciła Clu na dobre. Co innego mieć sznur kochanek, ale jeśli Clu odwiedzał taki lokal, jeśli zaczął zdradzać ciągoty ku… jak go zwał, tak go zwał, a Bonnie to odkryła… wyjaśniałoby to prawną separację. – Myron skinął głową, kojarząc coraz więcej. – A także jej dzisiejsze dziwne zachowanie.

17
{"b":"101691","o":1}