– I wypełniliście ją zemstą. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Obwinia pan nas, Myron? Nie odpowiedział.
– W przypadku przekupnego szeryfa wyręczył nas rak. W przypadku drugiego policjanta, no cóż, pieniądze to wpływy, o czym dobrze wie pański przyjaciel Win. Na naszą prośbę Federalne Biuro Śledcze zastawiło na niego pułapkę. Chwycił przynętę. O tak, z przyjemnością zniszczyliśmy mu życie.
– Ale najbardziej chcieliście zaszkodzić Chi – wtrącił Myron.
– Zaszkodzić to nic. Chciałam go zmiażdżyć.
– Jego życie i tak było w rozsypce – rzekł Myron. – Żeby naprawdę go zmiażdżyć, najpierw trzeba mu było dać nadzieję. Dać nadzieję, a potem ją odebrać. Nic nie boli tak bardzo, jak jej strata. Wiedziała to pani, żyjąc wraz z mężem nadzieją tyle lat. Tak więc kupiliście Jankesów. Przepłaciliście, lecz co z tego? Mieliście pieniądze. Nie zależało wam na nich. Wkrótce po dokonaniu transakcji Gary zmarł.
– Z rozpaczy – przerwała mu Sophie. Uniosła głowę i Myron pierwszy raz dostrzegł w jej oku łzę.
– Z wieloletniej rozpaczy.
– Kontynuowała pani plan bez niego…
– Tak.
– Skupiając się na jednym jedynym celu: na dostaniu w swoje ręce Clu. Była to w powszechnej opinii niemądra wymiana, na dodatek dziwna, zważywszy na to, że resztę decyzji w sprawach sportowych właścicielka klubu powierzyła innym. Pani chodziło jednak wyłącznie o ściągnięcie Haida. Tylko z tego powodu kupiła pani Jankesów. Żeby dać mu ostatnią szansę. Co więcej, Clu się jej chwycił. Zaczął porządkować swoje życie. Nie ćpał, nie pił. Świetnie rzucał. Był maksymalnie szczęśliwy. Miała go pani w ręku.
– A potem zacisnęłaś pięść.
Jared otoczył ręką ramiona matki i przytulił ją do siebie.
– Nie znam kolejności zdarzeń – ciągnął Myron. – Posłała mu pani, tak jak mnie, dyskietkę komputerową. Wiem to od Bonnie. Wyznała mi również, że go pani szantażowała. Anonimowo. To wyjaśnia sprawę zaginionych dwustu tysięcy. Doprowadziła pani do tego, że żył w strachu, w czym mimowolnie pomogła pani Bonnie, składając papiery o rozwód. Sytuacja dojrzała, żeby go dobić. Zorganizowała pani kontrolę antynarkotykową tak, żeby na niej wpadł. Dopomógł w tym Sawyer Wells. Nadawał się najlepiej, wiedział, jak się sprawy mają. Wszystko poszło jak z płatka. Nie dość że test zniszczył Haida, to odwrócił uwagę od pani. No, bo kto podejrzewałby osobę, w którą również uderzała wpadka Clu? Ale o to pani nie dbała. Jankesi nic dla pani nie znaczyli, służyli jedynie jako środek do zniszczenia nikczemnika.
– Święta prawda – przyznała.
– Nie rób tego – ostrzegł matkę Jared.
– Wszystko w porządku. Poklepała syna po ramieniu.
– Clu nie miał pojęcia, że dziewczyna, którą zakopał w lesie, to pani córka. Lecz kiedy zasypała go pani telefonami, przesłała dyskietkę, a potem „wpadł” na kontroli narkotykowej, wreszcie dodał dwa do dwóch. Co miał począć? Z pewnością nie mógł zdradzić, że wyniki testu sfingowano, ponieważ zabił Lucy Mayor. Znalazł się w potrzasku. Próbował rozgryźć, skąd zna pani prawdę. Sądził, że być może od Barbary Cromwell.
– Kogo?
– Barbary Cromwell. Córki szeryfa Lemmona.
– A ona skąd ją znała?
– Starała się pani utrzymać śledztwo w tajemnicy, ale Wilston to małe miasto. Szeryfowi doniesiono poufnie o odkryciu zwłok. Umierał. Nie miał pieniędzy. Jego rodzina była biedna. Powiedział córce, co naprawdę zaszło tamtej nocy. Zapewnił, że nie musi się o nic martwić, bo to on popełnił przestępstwo, nie ona, mogą jednak wykorzystać tę informację do szantażowania baseballisty. Co też zrobili. Kilkakrotnie. Clu doszedł do wniosku, że Barbara się wygadała. Na jego pytanie przez telefon, czy powiedziała komuś o wypadku, wykręciła się sianem i zażądała więcej pieniędzy. Dlatego kilka dni potem Clu pojechał do Wilston. Odmówił zapłacenia jej. Oświadczył, że z tym koniec. Sophie skinęła głową.
– W ten sposób wszystko pan skojarzył.
– Tak, to był ostatni szczegół układanki – potwierdził. – Gdy odkryłem, że Clu odwiedził córkę Lemmona, wszystko złożyło się w całość. Niemniej intryguje mnie jedno, Sophie.
– Co?
– To, że go pani zabiła. Skróciła jego cierpienia. Jared zdjął rękę z ramion matki.
– Co pan plecie? – spytał.
– Niech mówi – powiedziała Sophie. – Proszę, Myron.
– A jest coś do dodania?
– Po pierwsze, co z pańską rolą w tej sprawie?
Nie odpowiedział. W piersiach zaciążył mu kawał ołowiu.
– Nie powie mi pan, że jest bez winy.
– Nie powiem – odparł cicho.
W oddali, poza boiskiem, dozorca przystąpił do czyszczenia tablic upamiętniających dawnych wielkich graczy. W tej chwili pucował spryskaną płynem kamienną płytę poświęconą Lou Gehrigowi. Żelaznemu Koniowi, tak dzielnemu w obliczu tak strasznej śmierci.
– Też pan to robił.
– Co? – spytał, patrząc na dozorcę. Wiedział jednak, o czym mówi Sophie.
– Sprawdziłam pańską przeszłość. Pan i pana partnerzy w interesach często bierzecie prawo w swoje ręce, mylę się? Wcielacie się w sędziego i ławę przysięgłych.
Milczał.
– Zrobiłam to samo. Przez wzgląd na pamięć córki.
– Z chęci wrobienia mnie w mord na Clu.
Znów pomyślał o zatartej linii pomiędzy dobrem a złem.
– Tak.
– Zemsta w sam raz za wręczenie łapówki policjantom.
– W tamtym czasie tak myślałam.
– Ale poszkapiła się pani, Sophie. Wrobiła pani niewłaściwą osobę.
– Przez przypadek. Myron pokręcił głową.
– Nie zwróciłem na to uwagi, a powinienem. Wspomniał o tym nawet Billy Lee Palms. I Hester Crimstein przy naszym pierwszym spotkaniu.
– O czym?
– Podkreślili, że w moim samochodzie znaleziono krew Clu, a w moim biurze narzędzie zbrodni. Więc być może to ja go zabiłem. Logiczny domysł, gdyby nie fakt, że wcześniej wyjechałem z kraju. Ale o tym pani nie wiedziała. Nie wiedziała pani, że Esperanzą i Wielka Cyndi zwodzą wszystkich, udając, że jestem w Stanach. Dlatego tak wytrąciło panią z równowagi, kiedy okazało się, że byłem za granicą. Zburzyłem pani plan. Nie wiedziała pani również, że Clu pokłócił się z Esperanzą. Tak więc wszystkie dowody, które miały wskazywać na mnie…
– Obciążyły pańską wspólniczkę, panią Diaz – dokończyła Sophie Mayor.
– Właśnie. Do wyjaśnienia jest jeszcze jedna sprawa.
– Więcej niż jedna – sprostowała.
– Słucham?
– Nie wątpię, że zapragnie pan wyjaśnić więcej spraw. Ale proszę pytać. Co chciałby pan wiedzieć?
– Kazała mnie pani śledzić – rzekł Myron. – To pani wynajęła gościa, którego nakryłem przed biurowcem Lock – Horne'ów.
– Tak. Wiedziałam, że Clu szukał z panem kontaktu. Liczyłam, że poszuka go również Billy Lee Palms.
– I poszukał. Podejrzewał, że zabiłem Clu, żeby ukryć swój udział w tej sprawie. Bał się, że chcę zabić także jego.
– Logiczne – przyznała. – Miał pan wiele do stracenia.
– A więc śledziła mnie pani? Wtedy, w barze?
– Tak.
– Osobiście? Uśmiechnęła się.
– W młodości nauczyłam się tropić i polować. Miasto jako teren łowiecki niewiele się różni od lasu.
– Ocaliła mi pani życie. Nie odpowiedziała.
– Dlaczego?
– Pan wie dlaczego. Nie przyszłam tam, żeby zabić Billy'ego Lee Palmsa. Niemniej istnieją stopnie winy. Mówiąc prosto, zawinił bardziej niż pan. Kiedy przyszło do kwestii: pan czy on, wybrałam jego. Zasłużył pan na karę, Myron, ale nie na śmierć z ręki takiego śmiecia jak Billy Lee Palms.
– Znów wcieliła się pani w sąd i ławę przysięgłych?
– Tak, na pana szczęście.
Z Myrona wyparowała nagle cała energia, usiadł ciężko tam, skąd Clu rzucał piłki.
– Mogę pani współczuć – powiedział. – Lecz nie dopuszczę, żeby uszło to pani płazem. Clu Haida zabiła pani z zimną krwią.
– Nie.
– Słucham?
– Nie zabiłam Clu Haida.
– Nie spodziewam się, że się pani przyzna.
– Spodziewa się pan czy nie, nie zabiłam go. Myron zmarszczył czoło.
– Zabiła go pani. To logiczne.
Jej spojrzenie pozostało niezmącone. Myronowi zawirowało w głowie. Obrócił się w stronę Jareda.