Литмир - Электронная Библиотека

CZĘŚĆ 3: 1983

ROZDZIAŁ 20

Idąc podmiejską alejką dojazdową i zajmując miejsce obok kierowcy w samochodzie Ellisa, Jane była we wspaniałym nastroju. To było udane popołudnie. Pizza smakowała wybornie, a Petal uwielbiała Flashdance. Ellis bardzo się obawiał ceremonii przedstawienia córki swej przyjaciółce, ale Petal zachwyciła się sześciomiesięczną Chantal i wszystko poszło gładko. Ellis wpadł z tego powodu w tak dobry nastrój, że kiedy odwozili Petal, zaproponował Jane, żeby podeszła razem z nim podjazdem pod dom i przywitała się z Gill. Gill zaprosiła ich do środka i też zaczęła się zachwycać Chantal, i tak Jane chcąc nie chcąc poznała zarówno jego córkę, jak i eks-żonę – i to wszystko jednego popołudnia.

Ellis – Jane nie mogła przywyknąć do faktu, że naprawdę ma na imię John i postanowiła dalej nazywać go Ellisem – położył Chantal na tylnym siedzeniu i wsiadł do wozu obok Jane.

– No i co ty na to? – zapytał ruszając.

– Nie mówiłeś mi, że jest ładna – powiedziała Jane.

– Petal jest ładna?

– Miałam na myśli Gill – roześmiała się Jane.

– Tak, jest ładna.

– To bardzo mili ludzie i nie zasługują na zadawanie się z kimś takim jak ty.

Żartowała, ale Ellis pokiwał poważnie głową. Jane nachyliła się i dotknęła jego uda.

– Nie mówiłam serio – powiedziała.

– Ale to prawda.

Jechali przez chwilę w milczeniu. Od dnia, kiedy uciekli z Afganistanu, minęło już sześć miesięcy. Od czasu do czasu Jane wybuchała jeszcze płaczem bez żadnego widocznego powodu, ale nie miewała już koszmarów, w których raz po raz zabijała Jean-Pierre’a. O tym, co się wydarzyło, nie wiedział nikt prócz niej i Ellisa – Ellis nie wyjawił prawdy o śmierci Jean-Pierre’a nawet swoim przełożonym – i Jane postanowiła, że powie Chantal, iż jej ojciec zginął w Afganistanie na wojnie; tylko tyle.

Zamiast kierować się z powrotem do miasta, Ellis jechał bocznymi uliczkami i w końcu skręcił na pustawy parking, z którego roztaczał się widok na rzekę.

– Co będziemy tutaj robić? – spytała Jane. – Kochać się?

– Jeśli masz ochotę. Ale chciałem porozmawiać.

– Okay.

– To był udany dzień.

– Przyznaję.

– Petal była ze mną dzisiaj bardziej na luzie niż kiedykolwiek przedtem.

– Ciekawe dlaczego?

– Mam pewną teorię – powiedział Ellis. – To dzięki tobie i Chantal. Jestem teraz częścią rodziny, nie stanowię już zagrożenia dla jej domu i jej stabilizacji. Tak mi się przynajmniej wydaje.

– To brzmi sensownie. O tym właśnie chciałeś porozmawiać?

– Nie. – Zawahał się. – Odchodzę z Agencji. Jane skinęła głową.

– Nareszcie – powiedziała z ulgą. Czekała na coś takiego. Regulował swoje rachunki i zamykał księgi.

– Afgańska misja jest w zasadzie zakończona – ciągnął. – Program szkoleniowy Masuda rozkręca się i Afgańczycy otrzymują swoje pierwsze dostawy. Masud jest teraz tak silny, że negocjuje z Rosjanami zimowe zawieszenie broni.

– Wspaniale! – powiedziała Jane. – Jestem za wszystkim, co prowadzi do przerwania ognia.

– Kiedy ja byłem w Waszyngtonie, a ty w Londynie, zaproponowano mi inną pracę. To coś, co zawsze chciałem robić, a do tego dobrze płatne.

– Co to takiego? – spytała Jane zaintrygowana.

– Praca w nowych prezydenckich służbach do zwalczania zorganizowanej przestępczości.

Serce Jane przeszyła igiełka strachu.

– Czy to niebezpieczne?

– Jeśli o mnie chodzi, to nie. Jestem już za stary do pracy w terenie. Do moich obowiązków będzie należało kierowanie działalnością tajnych agentów.

Jane była pewna, że nie jest z nią zupełnie szczery.

– Nie kręć, draniu – powiedziała.

– No więc, jest to mniej niebezpieczne od tego, czym się dotychczas zajmowałem. Ale z drugiej strony nie tak bezpieczne jak praca w przedszkolu.

Uśmiechnęła się do niego. Wiedziała już, do czego zmierza, i nie posiadała się z radości.

– Poza tym będę miał bazę wypadową tutaj, w Nowym Jorku. To ją zaskoczyło.

– Naprawdę?

– Co cię tak dziwi?

– Bo rozpoczynam pracę w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Tutaj, w Nowym Jorku.

– Nie powiedziałaś mi, że nosisz się i takim zamiarem! – powiedział urażonym tonem.

– Ty też mi się nie zwierzałeś ze swoich planów – obruszyła się.

– Teraz ci o nich mówię.

– A ja tobie.

– Ale… zostawiłabyś mnie?

– A dlaczego mielibyśmy mieszkać tam, gdzie ty pracujesz? Dlaczego nie tam, gdzie pracuję ja?

– Przez ten miesiąc, kiedy nie byliśmy razem, zapomniałem zupełnie, jaka jesteś cholernie obrażalska – powiedział.

– Racja.

Zapadło milczenie.

W końcu przerwał je Ellis.

– No nic, jeśli już oboje mamy mieszkać w Nowym Jorku…

– Moglibyśmy prowadzić wspólny dom?

– Tak – odparł niepewnie.

Nagle pożałowała swoich słów. Właściwie nie był lekkoduchem, lecz zwyczajnym tępakiem. Tam, w Afganistanie, prawie go straciła, i teraz nie potrafiła się już na niego długo boczyć, bo zawsze będzie pamiętała, jak panicznie się bała, że rozdzielą ich na zawsze, i jak niewyobrażalnie była szczęśliwa, kiedy zostali razem i przetrwali.

– W porządku – powiedziała łagodniej. – Prowadźmy wspólny dom.

– Prawdę mówiąc… myślałem o zalegalizowaniu tej sprawy. Jeśli nie masz nic przeciwko temu.

Na to właśnie czekała.

– Zalegalizowaniu? – spytała udając, że nie rozumie.

– Tak – bąknął ostrożnie. – Pomyślałem sobie, że moglibyśmy się pobrać. Jeśli nie masz nic przeciwko temu.

Roześmiała się serdecznie.

– Zrób to jak należy, Ellis! – powiedziała. – Oświadcz mi się! Ujął jej dłoń.

– Jane, moja droga, kocham cię. Czy wyjdziesz za mnie?

– Tak! Tak! – wykrzyknęła. – Jak najszybciej! Jutro! Dzisiaj!

– Dziękuję ci – powiedział. Nachyliła się i pocałowała go.

– Ja też cię kocham.

Siedzieli potem w milczeniu, trzymając się za ręce i patrząc na zachodzące słońce. To zabawne, pomyślała Jane, ale Afganistan wydaje się teraz tak nierealny jak zły sen; wyrazisty, ale już nie przejmujący strachem. Dosyć dobrze pamiętała ludzi – mułłę Abdullaha i akuszerkę Rabię, przystojnego Mohammeda i zmysłową Zaharę, i oddaną Farę – ale bomby i helikoptery, strach i przeżycia zamazywały się w pamięci. W jej odczuciu prawdziwa przygoda zaczynała się teraz; małżeństwo, wychowywanie Chantal i urządzanie świata tak, by lepiej było jej w nim żyć.

– Jedziemy? – spytał Ellis.

– Jedziemy. – Uścisnęła go jeszcze raz za rękę i puściła. – Mamy dużo do zrobienia.

Zapuścił silnik i ruszyli w kierunku miasta.

90
{"b":"101332","o":1}