Jane miała wielką chęć poprosić Ellisa, aby zostali tutaj na noc, bo czuła się straszliwie skonana, ale do zmierzchu pozostało jeszcze kilka godzin i postanowili, że spróbują dotrzeć do Linar jeszcze dziś. Ugryzła się w język i przymusiła obolałe nogi do marszu.
Ku jej niezmiernej uldze okazało się, że przez ostatnie cztery mile z kawałkiem szło się łatwiej i dotarli do celu dobrze przed zmrokiem. Usiadła pod ogromnym drzewem morwowym i dłuższą chwilę siedziała w bezruchu. Mohammed rozpalił ognisko i zabrał się do przyrządzania herbaty.
Nie wiadomo w jaki sposób po wsi rozniosła się wieść, że Jane jest pielęgniarką z Zachodu, i po jakimś czasie, kiedy karmiła i przewijała Chantal, w przyzwoitej odległości ustawiła się mała grupka oczekujących pacjentów. Zebrała siły i przebadała ich. Stwierdzała jak zwykle infekcje ran, pasożyty jelit i dolegliwości oskrzeli, ale zauważyła, że dzieci są tu trochę lepiej odżywione niż w Dolinie Pięciu Lwów, prawdopodobnie dlatego, iż w tym dzikim zakątku wojna nie poczyniła tak wielkich spustoszeń.
W zamian za tę zaimprowizowaną pomoc medyczną Mohammed otrzymał kurczaka, którego ugotował zaraz w swoim rondlu. Jane wolałaby iść spać, ale zmusiła się, by zaczekać na posiłek i pochłonęła go żarłocznie. Kurczak był łykowaty i bez smaku, ale nigdy jeszcze nie była tak głodna.
Jane z Ellisem dostali izbę w jednej z wiejskich chat. Był tam dla nich materac i drewniana kołyska dla Chantal. Spięli ze sobą śpiwory i kochali się z leniwą czułością. Jane rozkoszowała się ciepłem i pozycją leżącą niemal tak jak seksem. Ellis zasnął potem natychmiast, a ona leżała jeszcze kilka minut z otwartymi oczyma. Teraz, gdy się odprężyła, mięśnie sprawiały wrażenie jeszcze bardziej obolałych. Rozmyślała o leżeniu w prawdziwym łóżku w zwyczajnej sypialni, do której poprzez zasłony przenika blask ulicznych świateł, a z zewnątrz dociera trzask drzwiczek samochodów, o ubikacji ze spuszczaną wodą, o kranie z ciepłą wodą, o sklepiku za rogiem, gdzie można kupić waciki, jednorazowe pieluszki i szampon dla dzieci. Uciekliśmy Rosjanom, myślała czując, jak ogarnia ją senność; być może uda nam się dotrzeć do domu. Może naprawdę się uda…
* * *
Obudziła się jednocześnie z Ellisem wyczuwając, jak nagle drgnął i spiął się w sobie. Przez chwilę leżał obok bez ruchu, wsłuchując się w szczekanie dwóch psów. Potem szybko zsunął się z posłania.
W izbie panowały absolutne ciemności. Usłyszała trzask zapałki i w rogu zapłonęła świeca. Spojrzała na Chantal – dziecko spało spokojnie.
– Co się stało? – spytała.
– Nie wiem – szepnął. Wciągnął dżinsy, wskoczył w buty, narzucił płaszcz i wyszedł.
Jane wrzuciła na siebie to, co miała pod ręką, i wybiegła za nim. Światło księżyca wpadające przez otwarte drzwi sąsiedniej izby wyławiało i mroku czwórkę dzieci leżących rzędem w jednym łóżku. Żadne z nich nie spało. Widać było tylko ich wytrzeszczone oczy, wyzierające spod krawędzi wspólnego koca. Ich rodzice spali w izbie obok. Ellis stał w progu i wyglądał na zewnątrz.
Jane stanęła obok. W blasku księżyca dostrzegła na wzgórzu samotną postać biegnącą w ich kierunku.
– Psy go usłyszały – szepnął Ellis.
– Ale kto to jest? – spytała Jane.
Nagle stanął przy nich ktoś jeszcze. Jane wzdrygnęła się, ale zaraz poznała
Mohammeda. W jego ręku połyskiwało ostrze noża.
Postać zbliżyła się. Jej chód wydał się Jane znajomy. Mohammed chrząknął i opuścił nóż.
– To Ali Ghanim – powiedział.
Rozpoznała charakterystyczny krok Alego, któremu w bieganiu przeszkadzał skrzywiony kręgosłup.
– Ale co on tu robi? – wyszeptała.
Mohammed wyszedł przed chatę i pomachał: Ali dojrzał go, pomachał również i podbiegł do nich. Uścisnęli się z Mohammedem. Jane czekała niecierpliwie, aż Ali złapie oddech.
– Rosjanie są na waszym tropie – wysapał w końcu.
Jane zamarło serce. Myślała już, że ucieczka się udała. Co się mogło stać? Ali dyszał jeszcze ciężko kilka sekund, po czym podjął:
– Masud mnie wysłał, abym was ostrzegł. Dzień po waszym odejściu przeszukali całą Dolinę Pięciu Lwów. Mieli setki helikopterów i tysiące ludzi. Ponieważ was nie znaleźli, rozesłali dzisiaj grupy pościgowe do wszystkich bocznych dolin prowadzących do Nurystanu.
– Co on mówi? – wtrącił się Ellis.
Jane podniosła rękę, by powstrzymać
na chwilę Alego i przetłumaczyć
jego słowa Ellisowi, który nie mógł nadążyć za szybką i zdyszaną relacją posłańca.
– Skąd wiedzą, że poszliśmy do Nurystanu? – spytał Ellis. – Mogliśmy przecież zdecydować, że ukryjemy się gdziekolwiek w tym przeklętym kraju.
Jane przetłumaczyła to pytanie Alemu. Nie wiedział.
– Czy któraś z grup pościgowych podąża tą doliną? – spytała Alego.
– Tak. Wyprzedziłem ich tuż przed przełęczą Aryu. Mogli dotrzeć do ostatniej wioski jeszcze przed zmrokiem.
– Och, nie – szepnęła zrozpaczona. Przetłumaczyła Ellisowi słowa Alego.
– W jaki sposób są w stanie poruszać się o tyle szybciej od nas? – spytała. Ellis wzruszył ramionami, a ona odpowiedziała sobie sama. – Z pewnością dlatego, że ich marszu nie opóźnia kobieta z dzieckiem. Cholera.
– Jeśli wyruszą z samego rana, dopadną nas jutro – stwierdził Ellis.
– Co robimy?
– Ruszamy natychmiast.
Jane czuła w kościach zmęczenie. Ogarnęło ją bezsensowne oburzenie na Ellisa.
– Nie lepiej gdzieś się ukryć? – spytała z irytacją w głosie.
– Gdzie? – spytał Ellis. – Tędy wiedzie tylko jedna droga. Rosjanie mają dostatecznie dużo ludzi, aby przeszukać wszystkie domy, a nie ma ich wiele. Poza tym mieszkańcy wioski niekoniecznie muszą trzymać naszą stronę. Mogą łatwo zdradzić Rosjanom, gdzie się ukryliśmy. Jedyne wyjście to utrzymywanie stałego dystansu między nami a pościgiem.
Jane spojrzała na zegarek. Była druga. Czuła, że jest gotowa ustąpić.
– Objuczę konia – powiedział Ellis. – Ty nakarm Chantal. – Przeszedł na dari i zwrócił się do Mohammeda: – Zrobisz nam herbaty? I daj Alemu coś do zjedzenia.
Jane weszła z powrotem do chaty, skończyła się ubierać i nakarmiła dziecko. Gdy to robiła, Ellis przyniósł jej słodką zieloną herbatę w kamionkowym kubku. Wypiła ją z przyjemnością.
Karmiąc małą zastanawiała się nad zaangażowaniem Jean-Pierre’a w ten nieustępliwy pościg za nią i Ellisem. Wiedziała, że brał udział w desancie na Bandę, gdyż sama go tam widziała. Podczas przeszukiwania Doliny Pięciu Lwów jego znajomość terenu musiała być nieoceniona. Zdaje sobie pewnie sprawę, że niczym psy w pogoni za szczurami polują na jego żonę i dziecko. Jak może im w tym pomagać? Urażona ambicja i zazdrość musiały sprawić, że jego miłość do niej przerodziła się w nienawiść.
Chantal miała dosyć. Jak to musi być błogo, pomyślała Jane, kiedy nie wie się nic o namiętności, zdradzie i zazdrości, kiedy nie zna się innych odczuć poza ciepłem i zimnem albo głodem lub sytością.
– Ciesz się tym, dopóki możesz, malutka – powiedziała na głos.
W pośpiechu zapięła bluzkę i wciągnęła przez głowę gruby sweter. Przewiesiła sobie przez szyję nosidełko dla Chantal, moszcząc jej wygodne posłanie. Na koniec zarzuciła na ramiona płaszcz i wyszła przed chatę.
Ellis z Mohammedem studiowali mapę przy świetle latarni. Ellis pokazał Jane trasę.
– Pójdziemy z biegiem strumienia Linar aż do miejsca, gdzie wpada do rzeki Nurystan, tam skręcimy znów w góry i podążymy jej brzegiem na północ. Potem wejdziemy w jedną z tych bocznych dolin – Mohammed nie jest w tej chwili pewny w którą – i skierujemy się na przełęcz Kantiwar. Chciałbym jeszcze dzisiaj wydostać się z doliny Nurystan – utrudni to Rosjanom podążanie naszym śladem, bo nie będą wiedzieli, którą z bocznych dolin wybraliśmy.
– Ile do niej jest? – spytała Jane.
– Tylko piętnaście mil, ale to czy będzie łatwo, czy trudno, zależy oczywiście od ukształtowania terenu.