Литмир - Электронная Библиотека

– Pewnie. Każdy umie, żadna sztuka.

– Posłuchaj, barania głowo. Gdyby sekretarz powiedział, że prywatną inicjatywę trzeba niszczyć, a twoi koledzy nazbieraliby kamulców i przyszli pod nasz płot, i zaczęli rzucać w naszą szklarnię – wiesz, co by się stało?

– Szkło…

– Gówno szkło. Zmarnowałoby się pięć ton pomidorów, ośle patentowany. Ściągaj portki!:

Chwycił pas, przełożył jedynaka przez kolano i wrzepił mu taką porcję batów, iż pośladki posiniały. Po czym obszedł rodziców młodocianych wspólników Antka, zebrał odpowiednią kwotę i zaniósł burmistrzowi w charakterze odszkodowania.

– Sam pan widzi, panie Świderski – powiedział Zoras – ten klecha jest chory z nienawiści. Nawet dzieci szczuje.

W tych dniach odbywało się w kościele zebranie Rady parafialnej, którego mimowolną bohaterką stała się dentystka Róża. Jak wiadomo nawiedzał ją duch apostolstwa, gadała nieprzerwanie o wszystkich świętych, próbowała nawracać niedowiarków, a trzykroć w ciągu dnia widywano ją w kościele, proboszcz zaliczał ją do grona ścisłego aktywu.

Seksualna interwencja Artysty zapoczątkowała w Róży przemianę, która – jak się początkowo wydawało – zmierza we właściwym kierunku. Niestety, nagle szajba odbiła jej w drugą stronę. Przerwała księżowskie wywody w pół zdania, podeszła do ołtarza i z wazonów wyrwała naręcz kwiatów. Zrobiła to chaotycznie, najładniejszy ręcznie malowany wazon grzmotnął o posadzkę a odłamki poleciały duszpasterzowi pod nogi.

– Te lilie – zapiszczała – powinny leżeć na grobie niewinnej ofiary, tam, pod dębami! Ja zaniosę! A z waszym stadem papug nie chcę mieć nic wspólnego.

Oniemiałe towarzystwo odprowadziło ją wzrokiem ku wyjściu. Dreptała stukając obcasami, z głową uniesioną dumnie, kwiaty podążały przed nią, za nią pędziły klątwy księdza Maciąga. Od tej pory Róża zamiast do kościoła chodziła na wzgórze i Ateusz miał codziennie świeży bukiet.

Godne uwagi wypadki zaszły również w szkole. Nauczycielka Piotrowska, osoba energiczna, korpulentnej budowy, znana z niewyparzonej gęby – nabyła w antykwariacie książkę Zdzisława Mierzyńskiego, zatytułowaną Jak człowiek stworzył Boga. Autor, łódzki wolnomyśliciel, wydał ją w roku 1931. W przystępny sposób omawia kształtowanie się wierzeń od czasów pierwotnych po nowożytne, szczególny nacisk kładąc na tło społeczne i nie szczędząc przygany zabobonom (cuda, czary, duchy) oraz nikczemnym praktykom inkwizycji. Książkę kazała odbić na kserografie i zleciła młodzieży klas ósmych jako lekturę obowiązkową.

– Jeśli ktoś z domowników – oświadczyła przezornie wyrostkom – będzie wam mówił, że to komunistyczna propaganda, pokażcie rok wydania, tutaj, na pierwszej stronie. Dzieło powstało jeszcze za życia marszałka Piłsudskiego, który je zresztą bardzo chwalił.

Chwalił nie chwalił, w każdym razie wąsaty marszałek miał stanowić skuteczną tarczę przeciw protestom proboszcza, jakoby szkoła propagowała ateizm. Nie na tym koniec. Drogą zawiłych, lecz skutecznych zabiegów Piotrowska spowodowała podjęcie uchwały o nadaniu szkole imienia Bolesława Śmiałego. Uroczystość otrzymała godną oprawę – były władze różnych szczebli, przemawiał kurator, podczas apelu uczniów odczytano życiorys króla-patrioty. Rzecz zrozumiała, że na eksponowanym miejscu w holu szkoły został odsłonięty stosowny obraz.

Namalował go Artysta, który po wykonaniu zamówienia księdza Maciąga zajęty był wypędzaniem z dentystki demona dewocji. Wymagało to czasochłonnych zabiegów i pewnych wydatków, dlatego chętnie przyjął nowe zlecenie, choć honorarium zapowiadało się mizerne. Obraz jak obraz: koloryt podobny, rama identyczna, rozmiar także zacny, trzy na dwa metry. Tylko pewne akcenty dzieła zostały przestawione. Król o szlachetnym obliczu, z mieczem w dłoni zasłaniał białego orła, zagrożonego przez wrażą siłę. Od tyłu skradał się biskup Stanisław w fioletowej szacie, ze sztyletem w garści, by zadać monarsze zdradziecki cios w plecy. Natomiast diabeł był identyczny jak w kościele, lecz chował się teraz w cieniu purpurata, by chichotać z uciechy. Dzieci zauważyły bez trudu, że biskupowi mistrz pędzla nadał drapieżne rysy proboszcza.

Pani Piotrowska, która tymczasem objęła kierownictwo szkoły, zacierała ręce z zadowolenia. Ponieważ fotograf wykonał kolorowe zdjęcie obrazu, posłała powiększoną odbitkę księdzu Maciągowi wraz z liścikiem:

Przekazując niniejszym zdjęcie malarskiego arcydzieła, dumy naszej społeczności, pozwolę sobie wyrazić nadzieję, że wielebna osoba zechce mu się uważnie przyjrzeć i wyciągnie właściwe wnioski.

Kotłowały się w Trzydębach podskórne nurty, a Zajazd Pod Mieczem funkcjonował bez zarzutu. Ba, zaczął wprowadzać pewne nowości. W jadłospisie pojawiły się: kotlet a la Bolesław Śmiały, rzymskie flaki z olejem, pieprzony pasztet kaznodziejski, bigos heretycki, barszcz z kołdunami biskupimi, jajca w sosie tatarskim. Nazwa tego przysmaku nie pochodzi -jak sądzi się w Polsce – od Tatarów, lecz od schizmatyków katarów z południowej Francji, wyrżniętych w pień w XIII wieku za sprawą Świętej Inkwizycji. Serwowano także przeróżne koktajle? Torquemada, Auto-da-fe, Papieżyca Joanna. Ten ostatni cieszył się największym wzięciem z uwagi na pokaźną zawartość czystego spirytusu, który firma otrzymywała po cenie hurtowej z pobliskiej gorzelni.

Jako atrakcja artystyczna w dni wolne od pracy występował zespół Bolko: dwie gitary i akordeon. Założony został niedawno przez brygadzistę Benjamina, który ku zaskoczeniu Pelagii i znajomych okazał się samorodnym talentem – nie tylko grał i śpiewał miłym barytonem, lecz także komponował i układał teksty. Dyskusyjna pozostaje kwestia, na ile perypetie małżeńskie rudzielca wywarły wpływ na ujawnienie się muzyczno-poetyckiej strony jego natury. Trwała moda na muzykę country, więc zespół popisywał się balladami, opiewającymi aktualne tematy. Łatwo wpadały w ucho i niebawem nuciło je pół miasteczka.

Szczególne powodzenie zdobyła piosenka o nauczycielu Pokornym. Zaczynała się zwrotką:

Razu jednego młodzian Ateusz,

Co wzrok miał śmiały, serce bez lęku -

Wlazł na ambonę

Wlazł na ambonę

Wlazł na ambonę

Aby przygadać pewnemu księdzu.

Strof było dwadzieścia; opisywały drobiazgowo fakt, który tak niedawno wstrząsnął mieszkańcami. Finał brzmiał:

Śpi już Ateusz w grobu ciemnicy

A wichry sławę niosą po świecie -

Szumią mu dęby

Szumią mu dęby

Szumią mu dęby

Ślady zginęły po księżym biesie.

Tak się złożyło, że willa zbudowana przez rodziców, którą później odziedziczył rudowłosy Ben, znajdowała się opodal plebani. Zapiewajło nagrywał swoje utwory na taśmę i puszczał na cały regulator, ilekroć zauważył proboszcza wracającego z kościoła albo podążającego na ranną mszę. Wspomniane domostwo było jednym z kilkunastu, wzniesionych ostatnio po obu stronach projektowanej ulicy. Należało dać jej nazwę. Dyskusja podczas posiedzenia Rady Miejskiej miała przebieg burzliwy, większość radnych głosowała jednak za uczczeniem tragicznie zmarłego nauczyciela.

Stało się tedy, że ksiądz Maciąg, by pełnić służbę bożą, musiał kilkakrotnie w ciągu dnia przekraczać ulicę Ateusza Pokornego, przy akompaniamencie ballady o tymże osobniku, na wspomnienie którego wstrząsał nim dreszcz odrazy.

Pewien przyjaciel nauczyciela a znajomy Raka, z wykształcenia elektronik, prowadził zakład naprawy telewizorów. Nie interesował się ani religią, ani polityką, dlatego śmierć druha, jej okoliczności, wydawały mu się absurdalne. Postanowił na swój sposób uczcić zmarłego. Przy pomocy biuralisty w koronie dębu umieścił skrzynkę obitą blachą, zawierającą akumulator, skąd ciągnął się przewód do lampy rtęciowej. Instalację uzupełniał mały odbiornik, który na sygnał radiowy włączał prąd. Urządzenie funkcjonowało znakomicie, a ukryte w gęstym listowiu z ziemi było niewidoczne.

Pewnego piątku, dnia targowego, do gabinetu dentystycznego Róży zwaliło się tylu pacjentów, że borowała, plombowała i rwała zęby do późna. Dopiero o zmroku mogła zanieść obowiązkowa wiązankę na grób. Zbliżała się już do wzgórza, gdy oto nad dębami zajaśniała zorza promienista.

14
{"b":"101057","o":1}