Литмир - Электронная Библиотека

– Czy macie mi jeszcze co innego do zarzucenia oprócz tego, com wysłuchał od was po zdradzieckiej, tchórzliwej salwie do mnie i sztormana?

Związani marynarze milczeli.

– Rozumiem tedy, że wypowiedzieliście wszystko, ja zaś. zarzuciłem kłam waszym oskarżeniom. Przyczyny dla buntu nie było. Usprawiedliwienia dla was nie ma. Brońcie się, jeżeli możecie. Słucham was!

– Kapitanie! – jąkając się i drżąc zaczął mówić bosman. – Ja nie myślałem o buncie. To Ikonen nas podburzał, a przedtem z nim razem Mito… Mito, którego zmyła fala…

– Nie fala, lecz ja go wrzuciłem do morza! – poprawił Nilsen.

– Ikonen rozpoczął bunt, on strzelił trzy razy do was, kapitanie, i do sztormana. My strzelaliśmy w powietrze… My rozlewu krwi nie chcieliśmy… – mówił żałosnym głosem

Ryba.

– Lecz do buntu przymknęliście? – spytał kapitan, marszcząc brwi.

– Przymknęliśmy! – odparli, spuszczając głowy.

– Co powiesz ty. Udo Ikonen? – rzucił Nilsen pytanie, nie patrząc na Fina. Ikonen stał, zacisnąwszy zęby.

– Przyznajesz się do winy? – padło nowe pytanie.

– Żałuję, że kula tylko zadrasnęła ciebie, Olafie Nilsen, a nie ugrzęzła ci pośrodku czoła! -warknął.

– Tak! – zawołał krotochwilny Luda. – Nieodżałowana pomyłka, która z pewnością drogo będzie kosztowała zacnego pana Ikonena. Ha, trudno! Nie można być nieomylnym. Niech to pana pocieszy…

– Stawiam pytania obecnym! – przerwał mu Nilsen. – Pierwsze: czy fakt buntu został dowiedziony?

– Tak! – odezwali się marynarze.

– Drugie pytanie: czy Ikonen był hersztem tej bandy?

– Był! – odpowiedzieli Polacy i Kaszub Skalny.

– Ogłaszam wyrok! – rzekł podnosząc się Olaf Nilsen. Bunt na okręcie, szczególnie podczas ciężkiej pływanki i wszczęty w celach wyłącznie rabunkowych, zna tylko jedną karę – śmierć przez powieszenie. Skazuję na śmierć Udo Ikonena, Michała Rybę, Alena Hadejnena, Hugo Christiansena i Chińczyka Tun-Lee.

– Kapitanie! Kapitanie! – zawołał padając na kolana bosman. – Miłosierdzia!

– Jednak – ciągnął Nilsen, nie zwracając uwagi na klęczącego przed nim bosmana – jednak zważywszy, że wszyscy byli wciągnięci do buntu przez Ikonena, kara śmierci będzie dokonana tylko na herszcie, innym zaś zamieniam na wydalenie z pokładu „Witezia" w miejscu, które sam obiorę. Oprócz tego były bosman, Michał Ryba, jako człowiek najwięcej mi obowiązany, a więc i najniewdzięczniejszy, powinien ponieść dodatkową karę.

Kapitan umilkł na chwilę, wszyscy zatrzymali oddech, czekając wyroku.

– Michał Ryba! – mówił Nilsen zniżając głos prawie do złowrogiego szeptu. – Darowałem ci życie, lecz dziś, gdy się zacznie psia waruga, pozostaniesz sam na pokładzie i… powiesisz Udo Ikonena!

– Dobrze, dobrze, kapitanie! – wyrwał się bosmanowi radosny okrzyk.

– Podły zdrajco! – syknął Ikonen.

– Skazanego na śmierć Udo Ikonena przywiązać do fokmasztu! – rozkazał kapitan. -Resztę tamtych – do przedniego rumu i zaniknąć! Tak! Sąd skończony… Co do kuka -załatwię to osobno!

Olaf Nilsen, chwiejąc się na nogach, zbliżył się do felczera, schylonego nad sztormanem.

– Czy będzie żył? – szepnął Norweg. Walicki podniósł ramiona.

– Rana ciężka – odparł. – Nic nie mogę powiedzieć tymczasem. Trzeba przenieść rannego do jego kajuty, zrobię opatrunek i będę się starał, kapitanie, gdyż, wierzcie mi, że bardzo poważam i lubię naszego sztormana…

Zaniesiono rannego do biesiadni, skąd drzwi prowadziły do kajuty Pitta, lecz kabina była zamknięta. Gdy znaleziono klucz w kieszeni sztormana i otworzono kajutę, Nilsenowi błysnęły oczy. Ujrzał bowiem leżącego na podłodze skrępowanego Tun-Lee.

Kopnięciem nogi odrzucił go na bok, aby nie zawadzał.

Wniesiono i złożono na łóżku nieprzytomnego Pitta. Walicki zaczął przygotowania do operacji, zawezwawszy do pomocy Rynkę.

– Trzeba zabrać stąd tego Chińczyka – szepnął felczer do kapitana. – Zaraz zawołam naszych chłopców.

– Nie potrzeba!-mruknął Nilsen i schyliwszy się, wziął kuka niby tiomok i wyszedł z kajuty. Nikt nie widział, kiedy Olaf Nilsen zjawił się ze swoją noszą na pokładzie i podszedłszy do parapetu, wyrzucił ją za burtę, strzepnąwszy dłonie i nie oglądając się nawet. Po chwili stał już na mostku i mówił przez telefon do Skalnego:

– Musimy oszczędzać ludzi do Archangielska, gdzie zaakorduję pięciu majtków do Londynu… Przez sześć godzin na dobę będziemy dryfowali, aby dać załodze całkowity wypoczynek… Tymczasem pełny chód!

– Pełny chód! – powtórzył mechanik. Kapitan stanął przy sztorwale, myśląc o rozkładzie warug. Wieczorem w biesiadni przy stole zebrała się cała załoga, nie wyłączając nawet Ottona Lowego, który zwlókł się z łóżka i żądał, aby wpisano go do kolejnej zmiany, gdyż czuł się znacznie lepiej.

– Będziecie doglądali rannego sztormana! – mruknął kapitan. Zdrowi potrzebni do pracy, wy zaś jeszcze nie możecie podołać…

– Dobrze! – odparł Lowe. – Dziękuję wam, kapitanie!

– Kulawy ślepego będzie doglądał! – zażartował Luda. Zresztą do żartów było dużo powodów tego wieczoru. Wszyscy trochę się uspokoili co do Pitta, gdyż Walicki oznajmił, że rana czysta, że płuco nie krwawi, a z nogi kulę pomyślnie wyjęto.

Najwięcej śmiano się z Stefana Sanickiego. Wypadło mu być kukiem. Pierwszy występ nowego kucharza był nie bardzo udany. Mięso było mocno podpalone, kasza niedogotowana, kawa słaba.

– Ho, ho! – śmiał się Rynka. – To z was kucharz nie lada, towarzyszu! Dlaczego nie pójdziecie na szefa kuchni do jakiejś pierwszorzędnej restauracji w Londynie? Brzuch by wam urósł, policzki napęczniały jak bania – i święte mielibyście życie!

– Dajcie chłopakowi spokój!____________________ dorzucił Walicki. – Starał się przecież z całej siły. Czuć

to, bo wszystkie potrawy pachną… potem!

– Chudy, to dlatego i pot nie tłusty! – dodawał Luda. Wszyscy się śmiali, a Olaf Nilsen widząc to, przyniósł z rumu bardzo sympatyczne dzbanki z porterem i parę butelek dżinu.

– Jak to wlejecie w siebie, wszystko wam się wyda smaczniejsze! Nie dokuczajcie Sanickiemu! Cóż on winien, że nigdy nie był kukiem. Od jutra Lowe będzie pielęgnował chorego sztormana i przyrządzał strawę…

– Tak, to będzie lepiej! – zawołał Luda. – A to ta „kawusia" do gardła mi nie idzie.

– Delikatną madę gardziel! – odciął się Sanicki. – Wolicie słabe napoje, jak dżin lub gorzałka. Kawa dla was za mocna, kolego!

– Pij, towarzyszu kuku, porter, i nie gadaj dużo! – klepiąc go po ramieniu zawołał podochocony Luda, głośno się śmiejąc. Psią warugę wziął na siebie Nilsen, a po niej maszyna stanęła i na szonerze zapanowała cisza. Wszyscy spali. „Witeź", zatrzymany w biegu, stał cicho kołysząc się na spokojnych, szerokich falach.

Gdy rozległy się sygnały porannej warugi, marynarze wyszli na pokład. Przy fokmaszcie nie było już uwiązanego Udo Ikonena.

Zniknęła też zapasowa kotwica, zawsze leżąca na deku…

NIEZNANY ŚWIAT „WITEZIA"

„Witeź" spokojnie płynął, kierując się do Białego Morza, gdyż Nilsen zamierzał iść do Archangielska, aby skompletować uszczuploną po buncie załogę.

Jednak następnego dnia po sądzie Polacy zaprosili kapitana do tylnego kasztelu i oświadczyli mu, że są gotowi nieść podwójne warugi, aby tylko nie rzucać kotwicy w rosyjskim porcie. Obawiali się bowiem marynarze, że jako uciekinierzy, mogliby się narazić na prześladowanie władz sowieckich.

Po tej rozmowie Nilsen obmyślił szczegółowo nowy rozkład pracy na deku i przy maszynach, ucieszony postanowieniem załogi. Nieraz już myślał Norweg o tym, że przyjęcie nowych ludzi na statek pociągnie za sobą różne powikłania, gdyż nie mógłby ukryć przed oczyma obcych majtków zamkniętych w rumie bosmana z jego czeladzią.

Mogło to dojść do władz portowych, a wtedy trudno było przewidzieć wyniki. Władze sowieckie, broniące zawsze wszelkich zbrodniarzy, mogłyby przemocą zwolnić więźniów i na ich żądanie nawet zasekwestrować ładunek szonera.

29
{"b":"100838","o":1}