Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Biedna Ania – mruknął, wyładowując paczki. – Irina opowiedziała mi o tym strasznym czekaniu. Jutro będę okupował biuro poczty, dopóki nie znajdą tego listu. – Zamknął lodówkę i uścisnął mnie jak rosyjski niedźwiedź. Kiedy się ode mnie oderwał, jego wzrok powędrował do mojej talii. – Jesteś taka szczupła – westchnął.

Usiadłam na łóżku, a on przy biurku. Pocierał brodę i wpatrywał się w ciemny ocean za oknem.

– Jesteś dla mnie bardzo miły – powiedziałam.

– Traktowałem cię okropnie – odparł, nie patrząc na mnie. – Usiłowałem zmusić cię do uczuć, których do mnie nie żywisz.

Zapadła cisza. Nie patrzył na mnie, więc ja gapiłam się na niego. Na jego wielkie ręce, palce złączone na blacie; jego szerokie, znajome ramiona, kręcone włosy. Żałowałam, że nie potrafię kochać go tak, jak by tego pragnął, bo był dobrym człowiekiem i znał mnie na wylot. Uświadomiłam sobie, że ten brak uczuć wynika z pewnej pustki w moim wnętrzu, nie ma nic wspólnego z Iwanem.

– Iwan, zawsze będzie mi na tobie zależało.

Wstał, jakbym dała mu sygnał do wyjścia, chociaż tak naprawdę chciałam, żeby został, położył się na łóżku obok mnie. Pragnęłam się do niego przytulić i zasnąć z głową na jego ramieniu.

– Za dwa tygodnie wyjeżdżam do Melbourne – oznajmił. – Zatrudniłem kierownika wytwórni w Sydney.

– Och – wykrztusiłam. Poczułam się tak, jakby mnie uderzył.

Kiedy wyszedł, wróciłam do łóżka. Pustka we mnie wciąż się powiększała, niczym rana, z której sączy się coraz więcej krwi.

Dzień po wizycie Iwana siedziałam przy swoim biurku w redakcji i pracowałam nad artykułem o niegniotącej się bawełnie. Okna naszego biura wychodziły na zachód, promienie letniego słońca wpadały przez szyby, przez co dział kobiecy przypominał cieplarnię. Wentylatory na ścianie niemrawo młóciły powietrze, nie radząc sobie z upałem. Caroline pracowała nad artykułem o tym, co rodzina królewska zwykle jadała w Balmoral. Za każdym razem, gdy na nią zerkałam, coraz mocniej pochylała się nad biurkiem, niczym więdnący kwiat. Nawet Diana wydawała się przygaszona, – kosmyki włosów przylepiły się do jej lśniącego czoła. Tylko ja nie czułam upału. Moje kości były jak lód, mroziły mnie od środka. Diana powiedziała młodszym reporterkom, żeby podwinęły rękawy, jeśli chcą, ja jednak włożyłam sweter.

Zadzwonił telefon. Serce niemal mi stanęło, kiedy usłyszałam głos Iriny.

– Aniu, wracaj do domu – powiedziała. – List już tu jest.

W tramwaju ledwie mogłam oddychać. Moje przerażenie stało się niemal namacalne. Raz czy dwa pomyślałam, że zemdleję.

Miałam nadzieję, że Irina zadzwoniła do Keitha, tak jak ją poprosiłam. Chciałam, żeby oboje mi towarzyszyli, kiedy będę czytała list. Hałas aut skojarzył mi się z warkotem silnika ojca, kiedy całą rodziną jeździliśmy na niedzielne przejażdżki. Nagle przed moimi oczami pojawiła się matka, o wiele wyraźniejsza niż w ostatnich latach. Zdumiał mnie połysk jej ciemnych włosów, bursztynowych oczu, perełek w uszach.

Irina czekała na mnie pod drzwiami mieszkania. Zerknęłam na kopertę w jej dłoni i zamarłam. Była niechlujna i gruba.

– Chcesz zostać sama? – zapytała Irina.

Wyjęłam list z jej rąk. Wydał mi się bardzo lekki. Może nic w nim nie było. Może stryj Witalija napisał zwykły pamflet na temat słuszności działania partii komunistycznej. Chciałam zbudzić się z tego koszmaru.

– Keith? – zapytałam.

– Powiedział, że musi skończyć pilny artykuł, ale przyjdzie, gdy tylko będzie mógł.

– Dziękuję, że do niego zadzwoniłaś.

– To na pewno dobre wieści. – Przygryzła wargę.

Po drugiej stronie drogi, obok plaży, pod sosną rozciągała się mała polanka. Ruchem głowy wskazałam ją Irinie.

– Potrzebuje cię – powiedziałam. – Bardziej niż zazwyczaj.

Usiadłyśmy w cieniu drzewka. Ręce trzęsły mi się jak galareta.

Rozdarłam kopertę i wpatrywałam się w cyrylicę, początkowo nie mogąc przeczytać jednego zdania. Gapiłam się na wszystkie słowa na raz i nic nie rozumiałam. „Anno Wiktorowna”, tylko tyle rozszyfrowałam, zanim litery rozpłynęły mi się przed oczami.

– Nie mogę. – Wyciągnęłam list ku Irinie. – Proszę, przeczytaj.

Irina wyjęła kartkę z mojej ręki. Miała poważny wyraz twarzy, jej usta drżały. Zaczęła czytać.

Anno Wiktorowna, Brat poinformował mnie, że szuka Pani informacji o swojej matce, Alinie Pawłownej Kozłowej, zabranej z Harbinu transportem do Związku Radzieckiego. Tamtego sierpniowego dnia podróżowałem tym samym pociągiem. W przeciwieństwie do Pani matki jednak wracałem do Rosji z własnej nieprzymuszonej woli, więc jechałem w wagonie pasażerskim, razem z radzieckimi urzędnikami sprawującymi nadzór nad transportem.

Około północy pociąg, który zmierzał do granicy, nagle się zatrzymał. Pamiętam zaskoczoną minę oficera obok mnie, zrozumiałem, że postój nie był zaplanowany. W mroku dostrzegłem wojskowy pojazd zaparkowany przed pociągiem i sylwetki czterech Chińczyków. Był to niesamowity widok. Ci czterej mężczyźni i auto pośrodku zupełnej pustki. Rozgorzała jakaś dyskusja z maszynistą i wkrótce drzwi do naszego wagonu się otworzyły, nieznajomi weszli. Widziałem po mundurach, że to komuniści. Urzędnicy w wagonie wstali na powitanie. Trzej nowo przybyli niewątpliwie byli Chińczykami, jednak na zawsze zapamiętałem czwartego. Miał poważną, szlachetną i inteligentną twarz, jednak jego ręce…to były wypustki w wypchanych rękawiczkach, przysiągłbym, że czuję odór gnijącego ciała. Natychmiast domyśliłem się, kto to, chociaż nigdy go nie widziałem. Był to Tang, najsłynniejszy z przywódców komunistycznego ruchu oporu w Harbinie. Internowano go w japońskim obozie, trafił tam za sprawą szpiega udającego komunistę.

Nie miał czasu na powitania, natychmiast zaczął dopytywać się o pani matkę i numer wagonu. Wydawał się zdenerwowany, ciągle wyglądał przez okno. Powiedział, że dostał rozkaz, by zabrać pani matkę z pociągu. Słyszałem o niej. Słyszałem o Rosjance, która gościła japońskiego generała. Wiedziałem, że straciła męża, choć wtedy nie miałem pojęcia o pani istnieniu.

Jeden z urzędników zaprotestował Powiedział, że doszło do porozumienia w sprawie wywozu wszystkich więźniów i należy ich dostarczyć do Związku Radzieckiego. Tang był jednak nieugięty. Miał przekrwione z wściekłości oczy przeraziłem się, że dojdzie do rozlewu krwi. W końcu urzędnik ustąpił, gdyż zapewne doszedł do wniosku, że dalsze kłótnie z Chińczykami jedynie opóźnią pociąg.

Nałożył płaszcz i kiwając głową, poprowadził Tanga z obstawą do pani matki. Wkrótce ujrzałem, jak mężczyźni wychodzą z pociągu. Towarzyszyła im kobieta, zapewne pani matka. Radziecki urzędnik wrócił do naszego wagonu i nakazał opuścić rolety. Usłuchaliśmy, ale dolna listewka w mojej rolecie była złamana, mogłem dostrzec, co się dzieje na zewnątrz. Mężczyźni zaprowadzili kobietę do samochodu.

Wybuchła sprzeczka, światła auta zgasły i rozległy się strzały. Hałas był straszny, ale cisza, która po nim nastała, przeraziła mnie jeszcze bardziej. Niektórzy więźniowie zaczęli krzyczeć, chcieli wiedzieć, co się stało. Po chwili pociąg ruszył Pochyliłem się i wyjrzałem. Dostrzegłem jedynie ciało pani matki, jak mniemam, na ziemi.

Anno Wiktorowna, zapewniam Panią, że Pani matka zginęła szybko i bez bólu. Jeśli to jakaś pociecha, w Związku Radzieckim czekałby ją los o wiele gorszy…

Słońce opadło za horyzont niczym piłka, niebo pociemniało.

Irina skończyła czytać; choć jej usta się poruszały, nie wydawała z siebie żadnego dźwięku. Betty i Ruselina patrzyły na nas ze schodków, ale kiedy na nie spojrzałam, zgarbiły się na widok mojej miny. Betty złapała za poręcz i wbiła spojrzenie w swoje stopy.

Ruselina przycupnęła na schodkach i ukryła twarz w dłoniach.

Czego się spodziewały? Czego ja się spodziewałam? Matka od wielu lat nie żyła. Dlaczego się łudziłam? Czy naprawdę wierzyłam w to, że jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę?

Po chwili nic już nie czułam. Czekałam, aż ktoś przyjdzie i powie, że list to pomyłka, że z pociągu zabrano inną kobietę. Wezmą list i wymażą z mojej pamięci wszystko, co w nim napisano, tak abym znowu mogła żyć. Nagle, niczym dom, w którym wybuchła bomba, zapadłam się w sobie. Ból chwycił mnie tak mocno, że omal nie umarłam. Oparłam się o sosnę. Irina zrobiła krok w moim kierunku.

88
{"b":"100821","o":1}