Wciąż się nie uśmiechał. Wzruszył tylko ramionami i oznajmił:
– Chodź, napijemy się w restauracji.
Ruszyłam za nim po schodach. Kierownik sali posadził nas przy stoliku z widokiem na parkiet. Zauważyłam, że Dymitr spogląda na moją sukienkę.
– Pamiętasz ją? – spytałam.
– Tak – odparł i oczy mu błysnęły. Przez chwilę myślałam, że napełniły się łzami, ale była to tylko gra świateł.
Kelner przyniósł butelkę wina i napełnił nasze kieliszki. Zjedliśmy dwa niewielkie bliny z kawiorem i kwaśną śmietaną. Dymitr pochylił się nade mną i dotknął moich włosów.
– Piękna z ciebie dziewczyna – powiedział.
Poczułam dreszcz rozkoszy. Przysunęłam się bliżej, w nadziei na szczęście, które nas omijało od śmierci Siergieja. Wszystko będzie dobrze, pomyślałam. Od teraz wszystko zacznie układać się lepiej.
Oderwał ode mnie spojrzenie i wbił je w swoje dłonie.
– Nie chcę, żeby między nami były jakieś kłamstwa, Aniu.
– Nie ma żadnych kłamstw – przytaknęłam.
– Amelia i ja jesteśmy kochankami.
– Co? – Zabrakło mi tchu.
– Nie zrobiłem tego celowo. Kochałem cię, kiedy braliśmy ślub – dodał.
Odsunęłam się od niego. Zrobiło mi się zimno.
– Co? – Miałam wrażenie, że skręcają mi się wnętrzności.
Zawodziły mnie zmysły, jeden za drugim. Muzyka zwolniła, przestałam dobrze widzieć. Ściskałam kieliszek, ale go nie czułam.
– To prawdziwa kobieta – dodał. – Właśnie tego teraz mi trzeba. Prawdziwej kobiety.
Wstałam od stolika, przewracając kieliszek. Czerwone wino zaplamiło biały obrus, ale Dymitr tego nie zauważył. Przestrzeń między nami się zniekształciła. Zamiast przy tym samym stoliku, znajdowaliśmy się po dwóch stronach pomieszczenia. Dymitr uśmiechał się do siebie. Nieznajomy, który niegdyś był moim mężem, nie patrzył na mnie. Znajdował się wiele kilometrów stąd: mężczyzna zakochany w innej.
– Zawsze nas coś łączyło – powiedział – ale dopiero po śmierci Siergieja drzwi się otworzyły.
Dziwny niepokój skręcający mi wnętrzności zmienił się w przerażający ból. Pomyślałam, że jeśli teraz odejdę, to nie będzie prawda. Odwróciłam się od Dymitra i zaczęłam torować sobie drogę między stolikami. Ludzie spoglądali na mnie znad talerzy albo przerywali w pół zdania. Usiłowałam wysoko trzymać głowę, żeby wyglądać jak doskonała gospodyni, lecz łzy żłobiły bruzdy na moich upudrowanych policzkach.
– Nic pani nie jest? – spytał jakiś mężczyzna.
– Nic, nic – odparłam, ale ugięły się pode mną kolana. Uczepiłam się kelnera roznoszącego drinki. Razem się przewróciliśmy, padając, zmiażdżyłam kieliszek z szampanem.
Po pewnym czasie odzyskałam przytomność i uświadomiłam sobie, że jestem w mieszkaniu, a Mei Lin wyciąga kawałki szkła z mojego ramienia. Znieczuliła skórę lodem, ale ramię mi spuchło i miało kolor śliwki. Sukienka zwisała z oparcia krzesła obok kredensu; zaplamiona krwią dziura w rękawie kojarzyła się z raną po kuli. Dymitr przycupnął obok kominka.
– Jeśli rana jest czysta, obandażuj ją, a jutro wezwiemy lekarza – powiedział do Mei Lin.
Dziewczynka spojrzała na niego, wyczuwając napięcie. Przycisnęła gazę do rany i zabezpieczyła ją bandażem. Skończywszy, rzuciła Dymitrowi przenikliwe spojrzenie, a następnie odeszła.
– Ta mała robi się bezczelna. Nie powinnaś jej tak rozpieszczać – zauważył i sięgnął po płaszcz.
Wstałam i zatoczyłam się jak pijaczka.
– Dymitrze! Jestem twoją żoną.
– Wyjaśniłem ci sytuację – stwierdził zimno. – Teraz muszę wracać do klubu.
Oparłam się o drzwi, nic nie rozumiejąc. Jak Dymitr mógł mi to zrobić? Czemu mówił, że kocha Amelię? Wykrzywiłam usta i wybuchnęłam płaczem. Od łez rozbolała mnie pierś, walczyłam o oddech.
– Daj spokój. – Dymitr próbował mnie ominąć. Zamrugałam, usiłując dojrzeć coś przez łzy. W jego twarzy było zacietrzewienie, którego nigdy wcześniej tam nie dostrzegłam. Zrozumiałam, że żaden płacz niczego nie zmieni.
Jedna choroba ustąpiła miejsca innej. Następnego dnia Mei Lin próbowała mnie zmusić do jedzenia, ale nie mogłam przełknąć nawet łyżeczki jajecznicy. Złamane serce jest o wiele gorsze od gorączki. Bolało mnie całe ciało. Ledwie oddychałam. Dymitr mnie zdradził i odszedł. Nikt mi nie pozostał. Ani ojciec, ani matka, ani opiekun, ani mąż.
Luba pojawiła się w progu w niespełna godzinę po moim telefonie.
Zazwyczaj starannie układała fryzurę, tego ranka jednak kosmyki sterczały jej na wszystkie strony, kołnierzyk bluzki był zawinięty pod materiał. Poczułam się dziwnie pokrzepiona, gdy zrozumiałam, że mój stan odbił się na jej wyglądzie.
Zerknęła na mnie i od razu pobiegła do łazienki. Wróciła z wilgotną szmatką, którą przetarła mi twarz.
– Najgorsze w tym wszystkim jest to, że usiłowałaś mnie ostrzec – westchnęłam.
– Kiedy coś zjesz i odpoczniesz, przekonasz się, że nic nie jest takie straszne, jak się wydaje.
Zamknąwszy oczy, zacisnęłam pięści. Czyżby mogło być gorzej? Przecież to właśnie Luba powiedziała mi, że Amelia doprowadziła nieznaną kobietę do samobójstwa i że miała jakąś ponurą władzę nad duszą Dymitra.
– Nie uwierzysz mi, ale teraz, kiedy już do tego doszło, widzę przewagę po twojej stronie – stwierdziła. – Sprawy, których nie dostrzegałam wcześniej.
– Zrobiłam wszystko, przed czym usiłował ochronić mnie Siergiej. – Rzuciłam się na sofę. – Oddałam im klub.
Luba usiadła obok mnie.
– Wiem, ale klub to tylko klub, a poza tym trwa wojna i kto wie, co się z nim stanie. Najważniejsze, że wciąż jesteś właścicielką domu i wszystkiego, co się w nim znajduje.
– Nie obchodzi mnie dom ani pieniądze. – Uderzyłam się pięścią w obolałą pierś. – Kiedy mnie ostrzegałaś, sądziłam, że Amelii chodzi o mój majątek, nie o męża. – Odetchnęłam z bólem. – Dymitr mnie już nie kocha. Zostałam zupełnie sama.
– Sądzę, że Dymitr oprzytomnieje – oznajmiła Luba. – Nie chciałby niemoralnej Amerykanki za żonę. Jest o wiele bardziej próżny niż Siergiej. Prędzej czy później wróci mu rozum. Poza tym ona ma prawie dziesięć lat więcej od niego.
– I co z tego?
– Nie może jej poślubić, dopóki się z tobą nie rozwiedzie. Jakoś nie wierzę, żeby to zrobił. A nawet jeśli spróbuje, możesz się nie zgodzić na rozwód.
– On ją kocha. Nie chce mnie. Tak mi powiedział.
– Aniu! Czy ty naprawdę wierzysz, że ona go pragnie? To chłopiec. Amelia nim manipuluje, żeby się odegrać na tobie. A jemu wszystko się miesza z żalu i poczucia krzywdy.
– Nie chcę go. Nie po tym, jak był z nią.
Luba objęła mnie ramieniem.
– Płacz, byle nie za dużo. Trudno być mężatką i nie rozumieć natury mężczyzn. Mają uciechę z najbardziej nieprawdopodobnymi kobietami, nagle pewnego dnia im przechodzi i zjawiają się na twoim progu, jak gdyby nigdy nic. W młodości Aleksiej sprawił mi dużo bólu.
Wzdrygnęłam się po tych słowach, ale wiedziałam, że Luba próbuje mnie pocieszyć i że jest moją jedyną sojuszniczką.
– Zarezerwuję stolik na lunch w klubie – oznajmiła, klepiąc mnie po plecach. – Po posiłku i drinku poczujesz się lepiej. Wszystko będzie dobrze, Aniu, jeśli tylko zachowasz spokój.
Nie miałam najmniejszej ochoty wychodzić, ale posłuchałam Luby, która nalegała, że mam się wykąpać i ubrać. Wiedziałam, do czego zmierza. Gdybym siedziała w mieszkaniu, wykończyłabym się. Wszystko w Szanghaju było skazane na klęskę. Chorzy żebracy, którzy mdleli na ulicach, umierali, podobnie jak opuszczone dzieci i wyczerpani rikszarze. Szanghaj był tylko dla silnych. Sekret polegał na tym, by iść przed siebie.
Jakoś pogodziłam się z rozpadem swojego małżeństwa, zamknęłam w sobie. Usiłowałam jak najmniej myśleć. Gdybym łamała sobie głowę nad tym, co się wydarzyło, stanęłabym w miejscu. Wtedy zaczęłabym umierać od środka, tak jak żołnierze, którzy jeśli się zatrzymują, zamarzają na śniegu. Usiłowałam wierzyć w słowa Luby: że romans Dymitra i Amelii to chwilowa sprawa, że się nie kochają. To złudzenie prysło w dniu, w którym ujrzałam ich razem.