Литмир - Электронная Библиотека

– Miałem go tutaj, w tylnej kieszeni spodni – demonstrował Szulk, uchylając poły fraku.

– A może pan zapomniał w szatni, przecież nikt panu nie mógł go wyjąć tu taj.

– Nie, miałem go na pewno! – powiedział i zwrócił się do Leszczuka, który siedział koło niego. – Może pan wstanie – rzekł – zobaczymy czy się nie zawieruszył z tej strony.

Leszczuk poruszył się, ale nie wstał. Zapanowało milczenie. Wszystkich uderzyło to, że tylko on jeden siedzi, podczas gdy reszta towarzystwa już dawno powstała z miejsc.

Maja zbladła. Spostrzegła róg pugilaresu za Leszczukiem, pomiędzy jego plecami a oparciem krzesła. Gdy chłopak poruszył się, pugilares opadł głębiej. Uczuł to i znieruchomiał.

– Noo?… – rzekł Szulk powoli.

Ale w tej samej chwili Maja nachyliła się i z całej siły uderzyła go w twarz. Binokle spadły mu z nosa. Powstał zamęt Panie rzuciły się między nich, prezesowa krzyknęła przeraźliwie.

– Oszalała!

A Maja przez ten czas złapała pugilares i wsunęła go do swej torebki. Jednocześnie szarpnęła Leszczuka. Wstał. I kiedy tak stali przy sobie, wszyscy znowu po raz nie wiedzieć który doznali wrażenia, że to jest para – że oni są ze sobą identyczni.

– Ha! – rzekł Szulk. – Pani mi uniemożliwiła wezwanie policji!

Wszyscy prędko ruszyli do szatni. Maja i Leszczuk zostali.

– Fiu! Fiu! – zawołał pan Pitulski, przechodząc obok nich, z wyżyn swojego romansowego nosa.

– Chodźmy – powiedziała Maja.

Rozdział XV

Skandal z panną Ochołowską rozszedł się szeroko w „towarzyskich sferach” stolicy. Na prawo i lewo rozpowiadał o tym Szulk, a przyjaciółki Maji zwierzały tę historię w najgłębszej tajemnicy. Nareszcie poznano sekret pięknej Maji, która w ciągu swego niedługiego pobytu w Warszawie zdążyła już zainteresować wszystkich swoim niepokojącym sposobem bycia. Zakochana w pikolaku! Zaręczona z pikolakiem, który nota bene poszlakowany jest o „zwędzenie” pugilaresu Szulkowi!

Tłumy pędziły do baru Europejskiego, ale Leszczuka już tam nie było. Nazajutrz po balu wymówiono mu miejsce, wskutek zapewne interwencji Szulka.

A Maja znalazła – się naraz zupełnie odosobniona. Całe stadko prezesowej odsunęło się od niej gładko i natychmiast. Nawet Róża rozluźniła z nią stosunki. Już nie zapraszano jej na dansingi i zabawy. Pozostał jej tylko Maliniak i do szału przez niego doprowadzona markiza.

Zresztą nie gniewała się o to. Nie potrzebowała ludzi. Żyła jak w transie. – Nie! Nie ukradł! – wmawiała sobie. – Nie ukradł! Nie! To niemożliwe! Jak to?! Akurat wtedy, kiedy ona na koniec przyznała się do niego! Ale oczywistość przeczyła temu. Któż mógł ukraść, jeśli nie on? Lecz jeszcze jedna wizja Leszczuka prześladowała Maję – zamknąwszy oczy widziała jego szczerą, przyjazną twarz – zdawało się to niemożliwe! A jednak w Połyce dopuścił się kradzieży!

A kiedy przypominała sobie, jak ordynarnie, po prostacku jadł tę sałatkę – i pocił się – orientowała się, że to jest typ obcy, z innego środowiska, o którym ona nic nie może wiedzieć na pewno i dla którego dostępne jest każde chamstwo!

Lecz jeszcze jedna wizja Leszczuka prześladowała Maję – z sinymi ustami, z twarzą przez te usta ohydnie odmienioną. I wtedy zdawało się jej, że to musi być człowiek chory, zdegenerowany – czemu znowu przeczyło jego niewątpliwe fizyczne zdrowie, widoczne na pierwszy rzut oka. Gubiła się w tych sprzecznościach.

Kiedy zaraz po opuszczeniu balu napadła na niego, żeby się raz przyznał – przysięgał się, że nie ukradł! Nie mogła nic z niego wydobyć, jak tylko to, iż wie, kto mu podsunął ten pugilares. Ale mówił to dziwnie. Maja czuła, iż odnosi się do niej z niedowierzaniem.

I czyż można było się dziwić? Przecież ona od pierwszej chwili swojej z nim znajomości zachowywała się – co najmniej ekscentrycznie.

I prawdę mówiąc, ona sama odnosiła się do siebie z coraz większym niedowierzaniem. Skandal na balu – policzek wymierzony Szulkowi – schowanie pugilaresu – cały ten splot czynów brutalnych, trywialnych, nawet nieuczciwych mógł wytrącić z równowagi osobę stokroć lepiej osadzoną w sobie, niż Maja. A jednocześnie wszystkie te czyny były jakieś naiwne, poniżające, a zarazem dziecinne, nieomal – głupie.

I Maja znowu nic nie wiedziała! Czy ona jest dziecinna i naiwna? Czy zepsuta i cyniczna? Czy trywialna i pospolita? Jaka jest i do czego jest zdolna? Wszystko było – niejasne i mętne, przypadkowe.

W ciemnym hallu w Bristolu ktoś ujął ją delikatnie za ramię. Obejrzała się. Matka.

Pani Ochołowska postarzała się o dziesięć lat. Koło jej ust i pod oczami pojawiły się sine bruzdy – takie było pierwsze wrażenie Maji.

– Mama mnie odnalazła?

Nie zdziwiła się nadmiernie. Było oczywiste, iż dłuższy jej pobyt w Warszawie nie da się ukryć. Od dawna już przygotowywała się do tej rozprawy.

Ciotka Wiktorowa napisała do mnie, że cię widziała na mieście. Informowałam się także w klubie. Z początku myślałam, że pojechałaś do Lwowa – mówiła prędko pani Ochołowska, idąc z Mają korytarzem do jej pokoju.

– Podobno jesteś sekretarką Maliniaka?

– Tak.

– Maja, czy to prawda, że…

– Co?

Pani Ochołowska ciężko i sztywno usiadła na krześle. – Moje dziecko, powiedz mi. Czyś ty się zaręczyła z nim? Czy on tu jest z tobą? Czy to prawda, co ludzie mówią?

– Mama zanadto się przejmuje.

– Zanadto? Więc ty uważasz, że wszystko w porządku?

Maja zaśmiała się.

– No, nic w tym nie ma nadzwyczajnego!

Stanęła przed matką i zaczęła mówić, swobodnie i spokojnie, jakby rzeczywiście nie było nic nadzwyczajnego. Przezwyciężyła wzruszenie, nie chciała za nic, aby matka przyjęła udział w jej męczarniach. Nie, matkę należało trzymać z dala!

I Maja swoim nieco dziecinnym tonem wyjaśniała, że właściwie jest bardzo zadowolona ze swojej ucieczki z domu i z pobytu w Warszawie. Tak, właściwie doskonale się stało! Wprawdzie przysporzyła trochę niepokoju matce, ale od czasu do czasu takie radykalne cięcia są konieczne i wychodzą na zdrowie. Przyjęła posadę u Maliniaka i zarabia na utrzymanie. To bardzo zdrowo. Poza tym poznała wielu ludzi, otarła się o świat…

– Wie mama, zdaje mi się, że ogromnie zyskałam – mówiła naiwnie. – Pogłębiłam się. Zaczynam poważniej ujmować życie. A co do Leszczuka to rzeczywiście widuję się z nim i nawet zrobiłam awanturę o niego na balu, ponieważ zarzucono mu rzezcy, których nie popełnił. Opiekuję się nim trochę i chciałabym ułatwić mu jego zamierzenia tenisowe, ale mama nie wyobraża sobie, jakie są intrygi i zawiści w tym świecie sportowym. O tych zaręczynach to głupstwo! Bajki i plotki. Ale to mi nie może zaszkodzić, bo przecież z Cholawickim zerwałam już na amen.

Pani Ochołowska nie wierzyła własnym uszom. Nie mogła przypuścić, ażeby Maja do tego stopnia umiała się maskować. Jechała tutaj z bólem w sercu, z trwogą – a tymczasem zastała ją zadowoloną i zrównoważoną. Słuchając ją miało się wrażenie, iż wszystko jest proste, samo przez się zrozumiałe, naturalne.

Nie umiała zrozumieć Maji.

– Możliwe, iż niedługo wrócę do Połyki – mówiła dalej Maja najnaturalniej w świecie. Tylko – zarumieniła się – jedna rzecz… Z tymi pieniędzmi… Wie mama, przepraszam bardzo. Rozumiem świetnie, co to znaczy taka suma w mamy położeniu. Odkładam sobie z pensji i oddam, niech mama będzie pewna!

– Dziecko drogie, ale czyż ty nie rozumiesz, że się kompromitujesz?! Że ludzie o tobie mówią?!

A Maja ze ściśniętym gardłem śledząc ślady przeżytych cierpień na jej twarzy, powtarzała sobie:

– Muszę ją uspokoić! Muszę ją uspokoić!

I tak pogodnie przedstawiła jej całą swoją egzystencję na gruncie warszawskim, że pani Ochołowska zaczęła wstydzić się łez, które niepotrzebnie wylewała. Zresztą znała o tyle Maję, aby wiedzieć, że wszelka presja nie odniosłaby żadnego skutku. Obietnica, że już wkrótce wróci do Połyki ostatecznie ją uspokoiła. Na odchodnym rzekła:

51
{"b":"100709","o":1}