Lecz on nie zważał na to.
– Dlaczego pani zawzięła się na mnie!
W głosie jego była szczerość. Patrzyła na niego – wyglądał uczciwie. Przypomniała sobie taniec, tę wiedzę o nim, którą zdobyła w tańcu. Musiał być subtelny, wrażliwy, inteligentny.
A jednak…
Podniosła głowę. Stali u szczytu schodów, wiodących do wyjścia. Przed chwilą było tu dość pusto. A teraz kilkadziesiąt osób spacerowało tuż przed nimi tam i z powrotem – damy z balonikami, panowie we frakach i w marynarkach, w miękkich i sztywnych kołnierzykach. Wszystko to przechadzało się i – podglądało.
Naraz ktoś ukłonił się przed nią nisko.
Był to Szułk, a za nim stały Róża i Krzyska, trzymając się pod ręce, z filuternymi minami.
Daruje pani, że przeszkadzam – wyrzekł uroczyście Szulk, kłaniając się Leszczukowi – ale prezesowa prosi panią.
– Zaraz idę.
– Pozwoli pan się przedstawić: Szulk.
Jednocześnie zbliżyły się obie panny.
– Co to za flirty na boku! Stęskniłyśmy się za tobą! – wołały ze śmiechem.
Szulk natychmiast przedstawił im Leszczuka.
– Bardzo nam przyjemnie!
– Już idę – rzekła nerwowo Maja.
Ale oni otoczyli Leszczuka.
– Prosimy pana również.
– Chodźmy wszyscy!
– Prosimy do naszego stolika!
Orkiestra rozpoczęła fokstrota. Powódź skocznych lekkich i urywanych dźwięków uderzyła w tłum, który znowu jął łączyć się w pary.
Maja zawahała się. Nie chciała, żeby Leszczuk szedł z nimi. Ale nie było rady – poprowadzili ich do prezesowej. Tu Szulk swoim nosowym uroczystym głosem ponownie jął przedstawiać Leszczuka każdemu z osobna.
– Pan Leszczuk!
Maja zaczerwieniła się. Leszczuk kłaniał się niezgrabnie i ściskał podane dłonie, a prezesowa wycedziła:
– Jakże mi miło! Proszę, niech pan siada!
Przyglądali mu się z zaledwie maskowaną ciekawością. Był to pomysł Szulka – żeby przyprowadzić ich tutaj i „zobaczyć co to takiego jest”. Wszyscy byli szalenie zaintrygowani.
Kto to był? Skąd ta zwariowana Maja wydobyła tego chłopaka? Co to miało znaczyć? Co jest między nimi! Bo, że coś musi być, to na pewno!
Zwłaszcza Szulk był w głębi duszy obrażony i wściekły, że Maja zdradziła ich towarzystwo. Postanowił ukarać ją i ośmieszyć, umyślnie dążył do podkreślenia wszystkich drastycznych momentów sytuacji. Oni wszyscy ledwie panowali nad sobą!
Szulk zwracał się do Leszczuka z nadmierną grzecznością. Nalał mu wina, ale chłopcu zadrżała ręka, płyn rozlał się, częściowo na suknię Róży.
– Przepraszam.
– Państwo dawno się znają? – zapytał Szulk Maji, nadrabiając przy tym uprzejmością tonu niewłaściwość tego pytania.
Maja podniosła brwi.
– Och, Marian jest dużo dawniejszym moim znajomym… od pana!
Szulk zakrztusił się winem. Jakim tonem to było powiedziane! W ten sposób on nie zwracał się do kelnerów! Co ona sobie myśli, ta smarkata?! I to oni są ze sobą po imieniu!
Ale w oczach Maji pojawiły się niebezpieczne ogniki. Wiedziała już, że będą chcieli go ośmieszyć. Ta banda! Ten zespół wielkomiejskiej hołoty!
– Ja pana już miałem przyjemność gdzieś o-glą-dać – rzekł Szulk. Czy pan również ma to wrażenie?
– Może w barze Europejskim – powiedziała Maja – on tam jest pomocnikiem kelnera.
Był to nowy cios dla Szulka! Kelner! Nawet nie kelner, a pikolak! Sięgnął do papierośnicy i zapalił papierosa, ażeby ukryć wzrastające zdenerwowanie. Przyjaciółkom Maji oczy wychodziły z głowy. No, no, ta Maja! Prezesowa popijała w milczeniu kawę. Młody Krzewuski kręcił się na krześle, zażenowany.
Szulk podsunął Leszczukowi salaterkę z sałatką pomarańczową.
– Może tych cias-te-czek!
– Dziękuję.
– A czym można sza-now-nemu panu słu-żyć? Może jakie dan-ko?
– Kiedy naprawdę dziękuję.
Obsługiwał go ostentacyjnie. Nałożył mu sałatki i podsunął talerz, parodiując zawodowego kelnera.
Mogło to od biedy uchodzić za chęć ośmielenia intruza, który musiał się czuć obco i egzotycznie w ich towarzystwie. A Leszczuk rzeczywiście czuł się fatalnie, gdyż wiedział, że oni go obserwują i oceniają, że spodziewają się po nim okazji do śmiechu. Ażeby nie być niegrzecznym przyjął sałatkę, ale – nie wiadomo skąd mu się to wzięło – zaczął jeść głośno, gminnie.
Połapał się zaraz. Co to go napadło, przecież w Połyce nigdy tak nie jadł! Czy dlatego, że w Połyce nikt nie oczekiwał po nim takiego jedzenia? Niemniej Szulk powiedział złośliwie:
– Widzę, że panu smakuje!
Leszczuk poczuł się niezgrabny i nieszczęśliwy. Zaczął się pocić! On, który na korcie nie pocił się w największe upały. Kropelki potu pokazały mu się na czole.
Męczył się.
A Maja męczyła się również. Ten pot, to chlipanie, te niezgrabne ruchy! Znowu przekonywała się, jak bardzo był z innego świata! Raził ją. I znowu wydał jej się dziki! Nieokrzesany! Nieobliczalny! Oczy zebranych przelatywały z niej na niego i z niego na nią – ciekawie, natrętnie.
W głębi tańczono.
Szulk dalej błaznował. Proponował Leszczukowi coraz to inne potrawy, a wreszcie zawołał kelnera.
– Kartę!
I w tej samej chwili wyzwoliła się w nim złość.
– Jak pan stoi! – huknął. Proszę stać przyzwoicie! Cofam dys-po-zy-cję! Nie jestem przy-zwy-cza-jo-ny! Proszę jeszcze raz po-dejść i stanąć właściwie!
Ale dobrze już, dobrze – uspokajała go prezesowa. Lecz on już zupełnie stracił równowagę. Kelner, człowiek już starszy i zmęczony próbował się sumitować, ale nie dał mu przyjść do słowa.
– Ja nie zamierzam dyskutować! Proszę jeszcze raz podejść i przyjąć moje zlecenie w for-mie przy-zwo-i-tej! Zrozumiano?
Wszystkim zrobiło się nieprzyjemnie. To już było za grube chociażby ze względu na Maję. Ale w nim wyładowywała się wściekłość, tłumiona od dłuższego czasu. Jeżeli nie można zbesztać Leszczuka, to przynajmniej tego kelnera w jego obecności!
– Niech pan przestanie się rzucać – rzekła naraz z naciskiem Maja!
– Ja się nie rzucam – odparł zimno – tylko żądam przyzwoitej obsługi!
– To niech pan jej żąda w sposób przyzwoity – panie Szulk!
Zaniemówił! Jej ton! I to „panie Szulk”! Ależ ona się zapomina!
– Zechce pani łaskawie przyjąć do wiadomości, że nie jestem już dzieckiem i uwag nie przyjmuję od nikogo!
– A dlaczego? Jeżeli pan innym robi uwagi, to powinien pan również przyjmować je!
Nie można było wymiarkować, czy mówi poważnie, czy kpiąco. W każdym razie nutka lekceważenia była niewątpliwa i bolesna!
– Ja nie jestem zakochany w kelnerach! – odparł zjadliwie. Panna Ochołowska spojrzała na niego, jak na rzecz.
– Zgadł pan! Rzeczywiście – i nawet zaręczyłam się z jednym z nich – właśnie dzisiaj! – rzekła od niechcenia.
Wrażenie było piorunujące. Halimska pisnęła z cicha. Róża i Krzyska otworzyły usta, niepewne czy Maja to na serio… Ale gdy milczenie przedłużało się wszyscy zrozumieli, że tym razem nie żartuje. Wreszcie Szulk, przyglądając się z wysoka Leszczukowi, rzekł.
– A to… winszuję gustu.
Leszczuk z oczyma spuszczonymi nie ruszał się… Nie mógł skupić myśli, A Maja położyła rękę na jego rękach i powiedziała spokojnie, z głębokim westchnieniem radości.
– To jest mój narzeczony.
W tej chwili wpadł na salę korowód tańczących i przeciągał bez końca między stolikami, aby wreszcie zniknąć w następnych drzwiach. Damy i kawalerowie mknęli w rytmicznych przegibach, z balonikami, z rękami wzniesionymi, ściągając w przelocie obrusy, wywołując radosne zamieszanie.
Musieli się usunąć przed tym swawolnym najściem. Wstali.
– Dosyć – rzekł Szulk. – Ja płacę!
Sięgnął do kieszeni, podczas gdy kelner podawał rachunek. Ale ręka jego powróciła z niczym, a na twarzy odbiło się zdziwienie.
– Nie mam pugilaresu – oświadczył. – A miałem jeszcze przed pięcioma minutami.
Panowie pośpieszyli z pomocą, wyjmując swoje pugilaresy. Zaczęli się rozglądać na wszystkie strony, jakby pugilares Szulka zawisł gdzieś w powietrzu.
– A może wypadł panu z kieszeni – odezwała się prezesowa.