– Jest tu jeszcze ktoś, kto chce z tobą pomówić. I po chwili w pokoju Maji zjawił się Cholawicki.
Pani Ochołowska usunęła się dyskretnie – z dwoją złego wolała już Cholawickiego, niż Leszczuka. Oni zaś podali sobie ręce i stanęli naprzeciwko siebie:
– Zmieniłaś się – rzekł Cholawicki.
– Zmieniłeś się – jak echo odpowiedziała Maja.
W istocie zaraz po wyjściu matki opadła z niej maska. Cholawicki zdumiał się, ujrzawszy jej piękność, ale nie była to już owa nobliwa, pańska uroda dawnej panny Ochołowskiej. Było w niej coś dwuznacznego, niepewnego i poniżonego…
Ale Maja nie mniej zdziwiła się jego wyglądem. Cholawicki przypominał widmo. Wychudł, zżółkł, oczy mu latały, ręce drżały, zdawał się być ciężko chory nerwowo. Czuć było, iż trzyma się jeno nieustannym wysiłkiem woli, a na czole pojawiły się dwie pionowe zmarszczki, których dawniej nie było. A nawet kilka siwych włosów na skroni…
Zrobiło jej się przykro. Nic nie czuła do tego człowieka, ale on cierpiał przez nią.
– Nie widzieliśmy się trzy tygodnie – rzekł.
I naraz uprzytomniła sobie, jak niedawno była jeszcze w Połyce i ile od tego czasu się zmieniło.
Przypatrywał się jej bacznie i rzekł:
– Nie ma co gadać! Nie wrócisz do mnie. Skończone.
– Skąd wiesz?
– Widzę. Nie warto mówić.
Odetchnęła.
– Masz rację.
Usiłował się pohamować, ale nie wytrzymał.
– Trzy tygodnie żyłem tą myślą, żeby ciebie odnaleźć i pomówić. Ale nie warto! Uśmiechnął się zjadliwie. – Życzę szczęścia na łonie natury z tym pasterzem!
Czy jesteś pewny, że z nim?
– No, przecie widać! Nie wierzyłem temu, co mi opowiedziano – dziś, przed godziną. Ale teraz wierzę! Ty już nie jesteś podobna! Jesteś identyczna! Ty się nim zaraziłaś! Stałaś się gminna i pospolita, jak on. Winszuję – już nic was nie dzieli!
– Mam do ciebie prośbę. Nie dziel się tymi obserwacjami z moją matką. Ona nic nie powinna wiedzieć.
Po dłuższym milczeniu powiedział, rozglądając się nerwowo.
– Za godzinę wracam do Mysłoczy. Wpadłem tu na krótko. Muszę jechać. Tu wszystko przepadło. Ale ja także mam do ciebie prośbę. Jesteś wtajemniczona w moje sprawy – mam nadzieję, że nikomu nie powiesz i zachowasz w dyskrecji moje plany.
– Możesz być spokojny. A jak tam interesy?
– Nieźle.
Znów się rozejrzał i zdawało się Maji, że coś go zaniepokoiło.
– Jak załatwiłeś ze Skolińskim?
Jakże daleko odbiegła od tych spraw! Mówiła o nich, jak o czymś przedpotopowym.
– Skoliński? Skoliński jest jeszcze na zamku. Robi katalog. Doszedłem z nim do porozumienia.
Podniósł się z krzesła, postąpił parę kroków w róg pokoju gdzie była umywalnia i wrócił na miejsce.
– Chcesz wody? – zapytała zdziwiona.
– Nie.
– A cóż z księciem?
– Jako tako. Jeszcze się trzyma.
Znów podniósł się i zbliżył do umywalki. Na blaszanym drążku zawieszony był szalik Maji. Cholawicki przyjrzał mu się badawczo.
– Cóż on się tak rusza? – mruknął. Przecież okno zamknięte.
– Co się rusza?
– Nie widzisz? Drży cały od góry do dołu.
Dopiero gdy podeszła blisko zdołała uchwycić niedostrzegalny prawie ruch.
– Cóż w tym dziwnego? Oberluft otwarty, a tu w ścianie idzie rura z gorącą z wodą. To zaraz wytwarza prąd powietrza. Nie rozumiem o co ci chodzi.
Rzucił się do okna i zamknął oberluft. Szalik przestał drżeć, a Cholawicki przesunął ręką po czole i szepnął:
– Oszaleję!
– Co ci się stało?
– Nic, nic.
Lecz ona przypomniała sobie naraz swój sen, tę ruszającą się płachtę, która ją tak przeraziła i o której także śnił Leszczuk.
– Śniła mi się kiedyś taka płachta ruszająca się – na jakimś wieszaku – rzekła machinalnie.
Słowa jej miały efekt nieoczekiwany. Cholawicki uczynił się blady.
– Jak to? Jaka płachta? Opisz mi dokładnie.
Maja pokrótce opowiedziała mu sen. Podziemie, czy też pokój, wąskie okno, białe ściany, żelazny wieszak, a na nim wzdymająca się płachta czy też ścierka, a może zwierzę jakieś. Nie mogła dobrze rozróżnić. Coś tak wstrętnego i złego, że trudno o tym mówić. Kilka razy jej się to śniło i zawsze budziła się, wyczerpana i zlana potem.
– Czy w tym pokoju nie było pieca? Pieca kuchennego?
– Nie. A może był. Nie pamiętam dokładnie. Ale czy tobie także się to śni? Co to znaczy?
Jednakże nie mogła niczego od niego się dowiedzieć. Odpowiadał jej półsłówkami i zaraz począł się żegnać. Maji zdawało się że zwariował. Złapał ją za rękę.
– Mam do ciebie prośbę. Jakbyś jeszcze miała sen w związku z tą płachtą, nie zapomnij do mnie napisać. Bardzo proszę. Zależy mi! No, do widzenia.
I znowu opadła ją natrętna myśl. Co znaczą te sny?
Maja na szczęście nie miała czasu zastanawiać się nad tym za wiele. Maliniak wezwał ją i oświadczył, że za dwa dni przenoszą się do Konstancina. Znudziło mu się mieszkać w hotelu, wzdychał do słońca i zieleni. I zdawało mu się, że na świeżym powietrzu jeszcze lepiej wykończy nieszczęsną „lwicę”, dla której zakupił już niesłychane, sielskie toalety.
Nienawiść markizy do Maji osiągnęła chorobliwe napięcie. Daremnie hamowała się wiedząc, że to woda na młyn wujaszka, że Maliniakowi właśnie o to chodzi. Ona, europejska awanturnica w wielkim stylu, demoniczna, kruczowłosa, blada wampirzyca z karminowymi usty nie mogła znieść tego, iż musi ulegać tej prowincjonalnej kozie, smarkatej, tej gąsce, która wkradła się w łaski Maliniaka.
Ją również doszły dziwne historie na temat Maji i nie omieszkała donieść o nich Maliniakowi. Ta panienka ze dworu była w istocie osóbką zamieszaną w podejrzane sprawki! Ostentacyjnie chowała przed Mają te resztki osobistej fortuny.których jej jeszcze nie odebrał Maliniak. Traktowała Maję nieomal jak osobę z półświatka. A Maja już sama nie wiedziała, kim właściwie jest i jak należy ją traktować.
A w te nie kończące się wątpliwości wdarł się telefon od prezesowej Halimskiej.
– Jak się pani miewa, dziecko drogie! Jestem tak oburzona na Szulka! Moje dziecko, czy pani nie mogłaby zobaczyć się ze mną dziś wieczorem, miałabym do pani jeden drobiazg.
Dla Maji ta propozycja, zarówno jak miodowy głos prezesowej, były niespodzianką. Prezesowa nie dała znaku życia od balu. Umówiły się w jakiejś pomniejszej cukierence – widocznie jednak Halimska wolała nie pokazywać się publicznie.
Ale, gdy Maja nadeszła, przyjęła ją bardzo wylewnie, chociaż – trochę inaczej niż zwykle.
– No, no! Nie przypuszczałam, że pani taka rezolutna! Z takim charakterkiem dasz sobie radę w życiu, moja droga! Nie posądzałam pani o tyle sprytu! Przecież gdyby pani go nie uderzyła i nie nadała przez to sprawie zupełnie innego charalc -.’ teru, zawezwałby policję i z tym chłopakiem byłoby niedobrze. A propos, czy ty rzeczywiście chcesz wyjść za niego, moja kochana?
– Dlaczego pani pyta?
– No, chyba mam prawo. Opiekuję się tobą już od dłuższego czasu. Mnie zawdzięczasz Maliniaka, a w przyszłości, sądzę, także mogę ci być pomocna, bo chyba z rodziną już tego… nie wrócisz do niej, co? W twoim położeniu beze mnie nie dałabyś sobie rady.
I prezesowa dłuższy czas wykazywała Maji, iż tylko ona może uratować jej sytuację towarzyską i finansową. Po czym przystąpiła do rzeczy.
– Moje złotko, ja cię umieściłam u Maliniaka, a ty za to musisz mi załatwić jeden drobiazg.
– O co chodzi?
– Głupstwo. Chodzi także o pugilares, ale nie Szulka, tylko Maliniaka.
– Jak to?
– Otóż zależałoby mi na tym, abyś stamtąd wyjęła jeden papier. Pewien projekt w związku z rozbudową tych jego nowych zakładów przemysłowych. Ten szkic przyniesiesz mi na parę godzin, a polem wsadzisz z powrotem do pugilaresu. Żywa dusza nie będzie wiedziała.
– No – pomyślała Maja – jeszcze tydzień temu nie ośmieliłaby się zrobić mi takiej propozycji. No tak, ale przecież ona mnie uważa za jego narzeczoną i wie, że jestem podobna…
A przy tym gdyby odmówiła, Halimska mogłaby się zemścić – co w jej położeniu równało się katastrofie. Maja postanowiła odwlec decyzję.