Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Gdy czytałem Twój „Pamiętnik”, uderzyło mnie to, że nie możesz powiedzieć prawdy. Pełno tam stylistycznych piękności i miodu posmarowanego na kwaśnym chlebie, który nie przemienia się niestety w nic pożywnego. Ponieważ w SSHP nie mogłaś nic zrobić z sobą, bo byłaś wpisana w ten pamiętnikowy miód, podjęłaś rolę pacjenta, który nim nie jest. Nie mogłem w to ingerować. Mogłem tę decyzję tylko poprzeć, zdając sobie sprawę z tego, że jest to „rola”.

Czasem trzeba ją zrealizować do końca, aby przekonać się, że jest to rola wymagająca większego ładunku histerii. Tobie go zabrakło, gdyż rozbudowałaś swoje cierpienie i wyobraźnię za cenę cielesnego bólu, sztywnienia, znieczulenia. Przy Twoim wybitnym intelekcie (nie znam lepszej niż Twoja analiza schizofrenii w języku polskim!) masz zawsze możliwość bycia tym, kim chcesz, jak też tym, kim być nie chcesz. Nikt nie jest w stanie narzucić Ci wyboru.

Masz też pewną pretensje, że wypytuję Ankę o Ciebie. Ale to właśnie Ona zaangażowała w ratowanie Ciebie Czarka, Magdę i oczywiście mnie. Od razu zdiagnozowaliśmy Twój gest jako samobójczy. Więc może niezbyt doceniasz wiedzę Anki. Postanowiłem nie odzywać się bezpośrednio do Ciebie, bo Twoja próba, gdyby się udała, byłaby oskarżeniem lekarza, który

Cię leczył. A więc znowu próba zrzucenia odpowiedzialności na kogoś, kto Ci pomaga. Na szczęście ta próba się nie udała. Mówię tu o szczęściu dziecka, które ma teraz szansę przewartościować to, co w nim z Ojca i Matki. Ale szansa może być tylko szansą. Muszę Cię zmartwić – nasze pierwsze spotkanie, choć zakończone próbą podniesienia Ciebie, było pełne niepokoju o depresyjne, automatyczne reakcje, które zaprzeczały optymistycznym wypowiedziom prowadzących zajęcia kolegów. Powiedziałem im wtedy, czego się obawiam. I niestety te obawy zmusiły mnie do milczenia wobec Ciebie. Teraz już ich nie mam. Są w Tobie, wyjawiły Ci się w akcie rozpaczy.

Basiu, jeżeli jesteś pacjentką, to tylko samą dla siebie. I tylko sama możesz siebie wyleczyć.

Może pod warunkiem, że nie będziesz tak bardzo się przejmować kontaktami z ludźmi. Mam wrażenie, że uwewnętrzniłaś ich karcące spojrzenia, etykiety i utożsamiłaś się z pacjentem”.

Twój gest zamknął rolę pacjenta. Nie możesz już nim być bardziej niż jesteś. Musisz wybrać inną rolę lub inna rola musi wybrać Ciebie.

Musisz opłakać swój ból i klęski, jakie poniosłaś. Abyś nie musiała się czuć Panem Bogiem otoczenia, Super – Rodzicem, jakąś Nad – Osobą. Abyś mogła być Dzieckiem i Dorosłym jednocześnie.

A więc kimś, kto daruje siebie innym za nic. Co nie znaczy, że ma siebie za nic.

Możesz być wybitną terapeutką. Ale do tego trzeba porzucić istniejący układ, trzeba znaleźć miejsce dla siebie i w sobie wśród obcych. Tam, gdzie nikt Cię nie usprawiedliwi z powodu Twojej osobistej historii, bo nie będzie jej znał. A jeżeli pozna – machnie ramionami. Po negatywnym potrzebny jest Ci gest pozytywny. Wykonasz go sama albo zostaniesz nieporadnym Dzieckiem, które nie chce się narodzić. I zbuntujesz się przeciw Bogu, narzucając mu ponownie swoje nie.

Pozdrawiam Cię serdecznie

T.K.”

Rozdział II

Otrzymałam wyczekiwany list od Tadeusza. Powiedział w nim tyle, ile mógł, zachowując resztę w tajemnicy, która mogła mnie powalić. I chociaż sprawa wydawała się beznadziejną, zdecydował się na pomoc.

Zapisałam w dzienniku:

Tak, Tadeuszu, już najwyższy czas przyjąć odpowiedzialność za to, co zrobiłam.

I znowu ten sam błąd, hamuję płacz, a wyć mi się chce, hamuję, bo oni są w drugim pokoju.

Nie mogę jeszcze spalić dzienników. Tam, w nich, wszystko się kryje, część prawdy o mnie.

Nie ma losu i przypadku. Są nasze wybory.

Trzeba być odpowiedzialnym do końca, nawet za własne samobójstwo.

Twoje słowa prawdziwie uderzają o skałę, do której schowałam się w dzieciństwie i być może wydrążę niewielki otwór, poprzez który zacznę się rozszerzać.

Łzy, łzy, Tadeuszu, nareszcie prawdziwe.

Teraz mogę umrzeć lub zacząć nowe życie. Jutro, jutro podejmę decyzję.

Wybrnąłeś w tym liście, Tadeuszu. Nie powiedziałeś mi!!!

Jestem już na tym etapie, że nikt inny nie jest w stanie mi pomóc.

Może psychoza jest jedyną formą istnienia, bym w ogóle tu pozostała.

Pytanie – po co? Może i psychotycy są potrzebni. Może i ja powstanę z absurdu.

29 grudnia

Tadeuszu, chyba nie potrafię sobie pomóc. Każdy może sobie pomóc sam, lecz czy ma być w tym tak osamotniony?

Najpierw broniłam się, by nie zostać pacjentką, zamykano mnie w psychiatrykach, etykietowano, aż w końcu poddałam się i nie potrafiłam zmienić roli. I kiedy wydawało mi się, że już wiem, zadałam ostateczny cios.

Niewiele jest nadziei, niewiele nadziei daję sobie. Znowu trzymam zamiast ryknąć tupnąć, zadławić się płaczem i przemówić.

A ja miałam poczucie, że traktujesz mnie jak śmierdzące gówno. Dlatego nie byłam w stanie do Ciebie podejść. Nie mam zamiaru na nikogo zwalać odpowiedzialności. Nawet nie wiesz, jak koszmarnie czuję się za to wszystko odpowiedzialna.

Jesteś, Tadeuszu, dla mnie najważniejszą osobą, dlatego Twoje milczenie było takie okrutne.

Czasami chciałam Ci coś bez lęku opowiedzieć.

Muszę jednym ciosem miecza rozciąć pępowinę, węzły, kajdany, spętanie, opętania.

Tadeuszu, cały czas z Tobą rozmawiam.

Bezsenność. Ciężar, którym się przywaliłam, powoduje miażdżenie klatki piersiowej i brzucha, rozpłatuje czaszkę, wyłamuje kończyny.

Dławienie się rozpaczą.

To już chyba gryzienie ścian. Łamię zęby, opluwam się i wbijam paznokcie.

Noc, noc, wszędzie noc.

Jest trochę światła.

Mój Boże, jest?

Wpisywałam wszystko do dzienników, a później w prawie nie zmienionej formie wysyłałam Tadeuszowi w listach.

Listy pisałam codziennie, czasami dwa razy dziennie. Tadeusz milczał, czekał cierpliwie, aż się otworzę, aż zacznę pracować. Przeczuwał, czym może to grozić i ufał, że podczas pracy nic sobie nie zrobię, bo będę chciała dowiedzieć się prawdy, okupionej tak koszmarnym bólem istnienia. Nikt nie mógł przewidzieć, jaki krok uczynię. Mogłam skorzystać z ostatniej szansy ratowania siebie.

Podjęłam walkę, można było wyczekiwać na rezultaty.

W tym czasie Czarek przyjechał do Katowic, do Anki i powiedział jej, z jakimi problemami może się spotkać rozmawiając ze mną. Zakładali z Tadeuszem, że Anka jako jedyna osoba, która wie więcej i ma najbliższy kontakt ze mną, zechce mi pomóc i pokierować.

Tadeusz popełnił jeden błąd, zaufał Ance, która deklarowała chęć niesienia pomocy. W jej podświadomości tkwiła już tylko myśl o tym, by we mnie uderzyć. Nie chciała być ze mną, przekazała informacje wprost i wyjechała. Czy zostawia się bliskiego człowieka, wiedząc, że w każdej chwili może się zabić? Anka o tym wiedziała, poinformował ją Czarek, że mogę w niedługim czasie ponowić próbę samobójczą.

Nie chciałam, by Anka mi pomagała, wyczuwałam intuicyjnie, że jest przeciwko mnie.

Była dla mnie osobą bardzo ważną, kochałam ją prawdziwie. Zaufałam Tadeuszowi i w rezultacie opowiedziałam Ance o tym, o czym już sama wiedziałam. W przyszłości wykorzystała to przeciwko mnie. Jej nienawiść do mnie się spotęgowała, ale w tym czasie była pozornie najbliżej, odgrywała rolę wielkiej terapeutki, a każde słowo, które wypowiadała, mogło być śmiertelne.

Przetrzymałam wszystko, ile sił tak naprawdę ma człowiek, ile zabijających słów jest w stanie unieść.

Był to kolejny cud w moim istnieniu, jakby Bóg szczególnie mnie sobie upodobał. Niosłam taką wiedzę, którą kiedyś miałam ofiarować innym. Czy dlatego przeżyłam to wszystko?

6
{"b":"100563","o":1}