Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Czyżby nastąpiło tak błyskawiczne rozbicie struktury?” I nagle nie wiedziałam, co się działo, zapis się urwał. Następny ciąg dziennika jest z pociągu do Wiednia. Wróciłam do Polski.

Za dziesięć dni spotkałam się z Ewą i Adamem w domku babci. Byli tydzień po ślubie.

Nie mam tego dziennika, spaliłam go, cały miesięczny zapis, nie byłam w stanie tego unieść.

A więc pozostaje mi moja pamięć.

Pojechałam do domku wcześniej, piłam sama alkohol, żyłam w jakimś dziwnym napięciu.

Pierwszy wieczór byłam sama z Ewą. Ewa opowiedziała mi, że potrzebowała ojca dla swego synka, poza tym Adam jest świetny w łóżku. Nie było nawet wzmianki o tym, że go kocha.

Na drugi dzień przyjechał Adam. Wieczorem rozpaliliśmy w ogrodzie wielkie ognisko, piliśmy bardzo dużo alkoholu. Poddałam się całkowicie Ewie, ona mnie rozbierała, pieściła, kazała Adamowi mnie dotykać. Byłam podniecona, lecz prosiłam, by przestała. Potem kąpał się Adam.

Ewa wzięła mnie za rękę i wodziła po jego ciele, podbrzuszu, każe dotykać jego członka, który już jest w wzwodzie.

Ciało Adama – mój cień. Zanoszą mnie do łóżka. Adam pieścił mnie, powiedziałam mu, że nie możemy iść na całość, bo mam dni płodne i mogę zajść w ciążę.

Tadeuszu, wiem że muszę przez to przejść.

Ewa zraniła mnie, uderzyła słownie także w Adama, porównała go do jakiegoś wcześniejszego kochanka. Adam mnie pragnął, czułam to, leżał koło mnie i pieścił. Potem wszedł w Ewę, przyglądałam się, Ewy nie było, był tylko orgazm.

Adam wrócił do mnie, chciał we mnie wejść, ja nie wpuściłam, tak jak podczas gwałtu, tak jak mężczyzna. To ja byłam tym mężczyzną, który kopulował z Ewą, w końcu miałam członka, byłam superfacetem, który ma zawsze natychmiast wzwód i może kopulować przez godzinę, bez żadnych problemów.

Ewa dostała napadu histerii, rzuciła się na ziemię, krzyczała, rzygała. Ja planowałam powieszenie, lecz powstrzymało mnie to miejsce.

Rano rozstaliśmy się. Ewa jeszcze do mnie dzwoniła, chcąc mnie dalej dręczyć, lecz nie dałam się, zerwałam znajomość.

Cały sierpień chodziłam jak potępiona, ratowałam się alkoholem i pracą. Cały wrzesień pisałam „Kokainę”. Te miesiące są bardzo zamazane. Są bólem i rozpaczą, totalnym upadkiem, przegraną istnienia, poczuciem winy.

I ostatni dziennik przed śmiercią. Trochę Ci już z niego napisałam. Zaczyna się 23 września:

Medytacja na temat drzewa:

Drzewo jest roztrzaskane na pół jednym cięciem. Jeszcze się trzyma połączone czymś nieokreślonym między korzeniami. Każda ze stron ma ochotę odejść w przeciwny kierunek. Lecz „jądro” je powstrzymuje. Drzewo przystanęło, nasłuchuje. W środek wdziera się mgła, osacza.

Jest tydzień przerwy w zapisie dziennika. Uśmiercam się w „Kokainie”, ostatecznie rozpadnięta, wyskakuję z dziesiątego piętra, a moje ciało nie upada na ziemię. Pracowałam i pozornie nic się nie działo. Wyczekiwałam.

Piszę – Basiu, co sobie chcesz uczynić? Samozniszczenie? Dlaczego?

3 października – Chciałam iść do psychiatry, lecz z tego zrezygnowałam. Mam kłopoty z cyframi, pustka myślowa, jakby działania typu mnożenia czy dodawania ulatywały ze mnie.

4 października – Ponowne zapalenie jajników samoukaranie?

8 października – Moje życie było absolutnie moim pomysłem – ostateczne rozbicie schizofreniczne.

9 października – Trzecia hospitalizacja na ginekologii – trzeci upadek Chrystusa pod krzyżem.

Pisałam do Ciebie listy w dzienniku i żadnego nie wystałam.

13 października W szpitalu czytałam Twoja książkę. – Usprawiedliwia (?) samobójstwo aksjologiczne w chorobie. W moim łonie niosę śmierć.

14 października – Śmierć już jest.

18 października – Ból rozprzestrzeniający się w Kosmos. Tadeuszu bardzo cierpię.

Nie szłam na żadne leczenie, przeżyłam kilka śmierci klinicznych. Chciałam, by Bóg przyjął moje ciało.

Po wybudzeniu stale pytałam siebie, co się stało, jak ja to zrobiłam, dlaczego mi się nie udało.

I potem mozolne dochodzenie do prawdy. Odzyskałam pełną świdomość 7 listopada.

Pierwszy zapis jest z 24 listopada. Uczyłam się w tym czasie chodzić, czytać, pisać. Lęk ponownie zaczął mnie osaczać. Było to prawdziwe zderzenie z Kosmosem.

3 grudnia – Już wiedziałam od Anki, która stale we mnie uderzała, że użyłeś słowa szantaż.

Boli mnie to mocno, nie rozumiałam tego, dlaczego szantaż, ani dlaczego tak boli to stwierdzenie.

We śnie byłam stale zabijana, pytałam się, jak ich przekonać, że jestem martwa, by mnie już nie zabijali. Stale halucynowałam, ale się już tego nie bałam.

10 grudnia – Czy jestem zagrożona samobójstwem? Totalną dezintegracja ku śmierci. Jeżeli tego potrafiłam dokonać, mogę to odwrócić.

11 grudnia – Cokolwiek uczyniłam ostatecznie przeciwko sobie, wydawało mi się, że było niemożliwe, nie zaistniało, nie dotyczyło mnie, lecz powracało w przetworzonych fantazjach i zabijało.

12 grudnia – Idę w tym samym kierunku. Jak to przetrzymać?

16 grudnia – Bóg znowu do mnie przyszedł.

22 grudnia – Jeżeli wymyśliłam wszystkie swoje nieszczęścia, to także mogę wymyśleć dobre rzeczy. Muszę znaleźć sposób, by ponownie we mnie nie rosły rany, blizny, agresje, obsesje i nie eksplodowały tym razem siłą ostateczną. Czy chcę żyć?

28 grudnia – Śniłam zaślubiny z morzem.

2 stycznia 1991 przyszła kartka od Ciebie, na drugi dzień wysłałam pierwszy list.

6 stycznia – Skojarzyłam, że list od Ciebie to zemsta.

16 stycznia – Wystałam Ci drugi list.

28 stycznia – List od Ciebie, który wywołuje ból, ból, ból. Zaczynam czuć, co mam robić.

Twoje słowa prawdziwie uderzają o skałę, w której schowałam się w dzieciństwie. Teraz mogę umrzeć lub zacząć nowe życie. Wybrnąłeś w tym liście, Tadeuszu. Nie powiedziałeś mi.

2 lutego – A jednak, Tadeuszu, zbrakło mi boskiej mocy tamtego dnia, by z sobą skończyć, i kilka lat wcześniej, kiedy powinnam odejść. Walczę, Tadeuszu, o każde tchnienie tutaj.

3 lutego – W kogo byt skierowany cios?

Słowo „szantaż”, które się rozrastało i eksplodowało bólem przerażającym. Usypiałam ze słowem „szantaż" i wybudzałam się z tym słowem.

Oto prawda, Tadeuszu, o mojej schizofreni, którą Ci ofiarowuję.

Rozdział V

Powoli zaczęłam dochodzić do całości prawdy o sobie. Pomogła mi w tym znajomość koncepcji Junga. Dzięki niemu zaczęłam poruszać się swobodniej w gąszczu projekcji i nieświadomości.

Moim cieniem kobiecym była prostytutka – Ewa, a także animą, kiedy psychicznie byłam mężczyzną.

W końcu dotknęłam swojego kobiecego cienia – dziwka, kurwa. Chyba wtedy, kiedy miałam stać się dziewczyną, w 14 roku życia, kiedy pozbawiłam się dziewictwa jako chwilowa córka. „Zgwałcił” mnie ojciec – szatan. Dokonałam gwałtu za ojca – szatana.

To już konsekwencja cienia, moim animusem stal się albo diabeł albo Chrystus.

Anka projektowała na mnie starszego brata, teraz jest to projekcja matki – alkoholiczki, dlatego chce mnie zniszczyć.

I na koniec, kiedy na ginekologii nie zabrała mnie jako córki matka – śmierć, stałam się ponownie synem, zabiłam w sobie ojca – alkoholika, a psychicznie chciałam ulecieć jako Chrystus.

Nareszcie to sobie ułożyłam w marcu 1991 roku.

Wygląda to tak: Jeżeli jestem kobietą, to Cień: kurwa – śmierć – autoagresja – Madonna Animus: diabeł – superfacet – Chrystus

I odwrotnie, kiedy utożsamiałam się z mężczyzną.

W marcu spotkałam się w Warszawie z Kasią, mieszkałyśmy przez tydzień razem i opowiadałam jej dalej swoją historię, w miarę jak sama poznawałam prawdę o sobie. Było to bardzo trudne, spędzałyśmy całe dni i noce na analizie mego życia, to znaczy, ja to robiłam, a Kasia dzielnie to przyjmowała, jak prawdziwy przyjaciel. Były to niesamowite godziny, kiedy odkrywałyśmy się dla siebie od nowa, lecz tylko szczerość mogła pokazać, na ile jesteśmy w stanie unieść swoje życie. Kasia udźwignęła wszystko i nasza przyjaźń jest nierozerwalna, jest tym, czego szukałam przez cale życie, prawdziwą przyjaźnią.

22
{"b":"100563","o":1}