Литмир - Электронная Библиотека
A
A

To chyba było wcześniej, jednocześnie śmierć i psychoza.

16 rok życia – pierwsza hospitalizacja, ja – Bóg zamknięta za kratami psychiatryka, leczona insuliną i neuroleptykami, trochę mnie to wyciszyło, lecz nie na długo. W domu było stale piekło, z którego uciekłam właśnie w gwałt. Potem następne szpitale psychiatryczne. Łazili koło mojej schizofrenii i w zasadzie nie wiedzieli do końca, czy jest, ale dostawałam neuroleptyki przez pół roku. Miałam w szpitalu swobodę poruszania, byłam odizolowana od piekła.

Jednak trzeba było wrócić do domu i do szkoły.

Przestałam brać leki, czasami odwiedzałam „matkę” psychiatrę, kiedy narastało we mnie napięcie i lęk. Po cichu bratam narkotyki, przez półtora roku byłam w ciągu. W końcu nie byłam w stanie tego przetrzymać, dom to miejsce piekielne. Łopatkowa załatwiła mi pobyt u

Kotańskiego w Garwolinie. Miałam skończone 18 lat.

Tam zupełnie się zamknęłam, znowu zniewolona boskość, lekarze wymyślają mi padaczkę na podstawie zapisu EEG.

Marek Kotański pytał mnie, czy halucynuję, leczą mnie przeciwpadaczkowo. Ojciec w tym czasie podjął leczenie odwykowe. Miałam wtedy dużo urojeń, w zasadzie wszyscy byli w nie wciągani. Kotański był projekcją ojca ziemskiego. Byłam ponad nim, w niczym mi nie zagrażał.

Pojawiał się stale motyw samobójstwa, co personel wyczuwał, jednak tłumaczyli to głodem narkotycznym. Wcześniej miałam przekonanie, że ojciec mnie nienawidzi. Pojawiła się nienawiść do mężczyzn, w snach mordowałam i byłam zabijana. Miałam stale poczucie winy wobec rodziców z powodu narkotyków. Tęskniłam za domem. Zaczął się pojawiać motyw szatana, wypierałam go.

W 15 roku życia podpaliłam swoją szkołę, już w psychozie, fascynował mnie ogień. Ciągle gdzieś ten diabeł się przewija w Garwolinie. Pojawił się w snach wyrok śmierci i to, że nie ma go kto wykonać. Psychiatra jest oczywiście projekcją matki. Mój intelekt nadal się rozwijał, miałam najlepsze oceny w szkole ze wszystkich ćpunów.

Na oddziale złamałam abstynencję i znowu zawiodłam „rodziców”. Zawsze byłam bliżej terapeutów niż rówieśników, usiłowałam sobie skonstruować rodzinę.

W Garwolinie szłam w potępienie, w szatana. Od początku szłam w ogień, to znaczy byłam i Bogiem, i szatanem?

Halucynowałam i ukrywałam to przed nimi. Zaczęłam słyszeć głosy nakazujące. Widziałam wszędzie ogień.

Popatrz, Tadeuszu, wszystko miałam zapisane. I nie potrafiłam tego odczytać. Zamknęli mnie kilka razy na obserwacji, byłam bez kontaktu, niedorzeczna. Mobilizowałam się i dysymulowałam.

Milicja. To ja im właziłam w drogę, chciałam, by mnie ukarano, nic im nie mówiłam, stale mnie do siebie wzywali na przesłuchania.

Pobyt w Garwolinie to 78 rok. Halucynowałam, weszłam w Kosmos. Ogień wokół mnie rozstąpił się, otworzyła się przestrzeń kosmiczna, przeszłam przez gwiazdy i napotkałam punkt, którego nie potrafiłam określić. Czułam, że jestem poza czasem. Kotański wtedy dla mnie upada, wyzwał nas od psychopatów. Stale chciałam wejść do nieba. I normalnie uczestniczyłam w życiu oddziału, rozmawiałam z ludźmi, wykonywałam obowiązki, mówiłam, że leczę się z narkomanii. Ponownie mieli sygnały, że coś się ze mną dzieje, aleje lekceważyli.

Byłam pobudzona, rozkojarzona, w silnym niepokoju ruchowym. Znowu halucynowałam, słyszałam wołania, niestety nie mam zapisu o jakiej treści.

Pojawiła się myśl, że może jestem chora, może rzeczywiście mam schi, ale to odrzucałam.

Nakazywałam sobie opanowanie. Zaczęłam czuć potrzebę wzięcia narkotyku, wraz z tym potrzebę uśmiercenia się. Ostry rzut psychozy trwał.

Poznałam Marzenę na sali obserwacyjnej. Opowiadałam o śmierci, pająkach. Miałam jednak przekonanie, że jestem zdrowa psychicznie.

Na rysunku powiesiłam się, przekonywałam samą siebie, że jeżeli się nie unicestwię, to wszystko ode mnie zależy.

Miałam przekonanie, że moje ciało to inna rzecz, że mnie nie ma. Powrócił szatan, który wota, że mam się powiesić, bym weszła dopiekła.

Skończyłam w Garwolinie 19 lat i uciekłam z oddziału na lubelskie pola makowe. W halucynacjach dominowały zwierzęta – potwory.

Zawiązała się nasza śmiertelna przyjaźń z Marzeną.

Miałam totalny blok na Kościół nie ma w nim Boga, już nie mogło być, omijałam kościoły, twierdząc, że jestem ateistką.

Po powrocie do domu z leczenia dalej trenowałam karate, pracowałam nad ciałem. W domu ojciec już nie pił, miałam urojenia mocy – kreowania życia. W dzień byłam boska, w nocy przychodziła śmierć. Zauważyłam, że zachowuję się jak mężczyzna. W szkole miałam już spokój, to klasa maturalna. Często goliłam włosy, stale przewijał się motyw samobójstwa. W domu był pozorny spokój, rodzice pracowali, brat się uczył.

Miałam pozorną swobodę w decydowaniu. Cały czas byłam w czynnej psychozie, miałam zaburzenia poczucia czasu i przestrzeni. Byłam Tu i Tam. Wypierałam rodziców, prawie ich nie ma w dzienniku. Byłam rozszczepiona na tego drugiego – mężczyznę. On istniał, on Bóg, lecz alter ego, męskie alter ego.

Rozdział IV

Wybacz mi, Czytelniku, pewien chaos w zapisie zdarzeń. Chciałam pokazać kolejne kroki budzenia się mej świadomości. Nie chciałam, by to była kolejna książka biograficzna, jakich jest wiele w literaturze, dlatego nie zachowuję chronologii zdarzeń z życiorysu. Pokazuję tutaj odzyskiwanie wiedzy o sobie w procesie autoanalizy, w procesie zdrowienia, niesamowitego przebudzenia po 30 latach psychozy i zdrowia, udręki i sukcesów, porażek, ogromnych przegranych, poprzez zagładę po całkowite zwycięstwo.

Czułam sama, że chaotycznie biegam po moich dziennikach, jakby bojąc się ujrzeć prawdę do końca. Czułam, że znowu stanęłam w martwym punkcie i poruszam się wokoło zamiast iść do przodu. Zadzwoniłam do Tadeusza, który ponownie wskazał mi drogę. Wystarczyło jedno hasło – bodziec: przeżyłaś to, bo miałaś silne ciało, inaczej mogłaś zginąć.

Ciało, ciało, wyczułam, że jest to klucz do dalszej pracy. Tadeusz nie mógł mi powiedzieć wprost, bo mogłam ponownie się schować w zaprzeczeniu, wystraszyć.

Siedziałam nad tym kluczem dniami i nocami i znalazłam dalszą prawdę:

Tadeuszu, mam to!!!

13, 14 rok życia – zdrada ojca przez picie, opuszcza mnie, traci autorytet, dowiedziałam się, że matka mnie nie chciała, od razu weszłam w urojenia grzeczności i winy. Dom był piekłem, które chciało mnie wchłonąć. Ojciec oskarżycielem, walczyłam z nim, walczyłam z potępieniem, walczyłam z szatanem. Kusił mnie stale szatan, więc zamieniłam go najpierw na alkohol, potem na narkotyki. Nawet dobrze, że nie mam dzienników z tamtego okresu, musiało się to we mnie samo otworzyć, teraz ma inną wartość.

Nie byłam w stanie już przyjąć tego cienia – szatana, byłam w stanie brać narkotyki, zabijać nimi lęk, przerażenie, seks. Bóg potem zwyciężył na wiele lat, dojdę do tego. Matka była śmiercią, ojciec szatanem, a ja musiałem stać się Bogiem albo od razu zginąć.

Tadeuszu, jestem oszołomiona. Na początku szłam w szatana i śmierć. Uciekałam z domu, okaleczałam się, podpalałam, by ogień piekielny płonął cały czas, wzniecałam pożary – na szczęście nikogo nie skrzywdziłam, a także nie zamknęli mnie w domu poprawczym czy wiezieniu.

Dałam się katować milicji.

I moment przełomowy – gwałt, dwa lata później. Walczyłam ze złem i już zaczęta we mnie przeważać boskość. W Garwolinie mocniej się zdezintegrowałam, powrócił motyw szatana, lecz ponownie wyszłam z tej walki zwycięsko. Radziłam sobie z szatanem, lecz ze śmiercią było trudniej. Nabierałam mocy, stale atakowała mnie boskość, przecież Bóg jest nieśmiertelny.

A może miałam stąd odejść jako Syn Boży? Jak Chrystus?

Ojej, aż strach to dalej analizować, ale trzeba przez to przejść, nie ma innej drogi.

13
{"b":"100563","o":1}