A więc byłam boska, a kiedy diabeł w Wenecji śmiał się, upadłam. Czy wtedy stałam się kobietą? Wiem, że na koniec było nas dwie i dokonałam aborcji na żeńskim pierwiastku. Nie było już Boga, została śmierć. Diabeł w Wenecji powiedział mi, że opętanie jest całkowite, wyśmiewał mnie – boską, upadłą kobietę?
Jeszcze tego nie pamiętam. Nie bałam się diabła, chciałam, by sobie poszedł.
Naśmiewał się z mego seksu – lęku przed orgazmem, lęku przed byciem kobietą, lęku przed dotykiem mężczyzny. Boskość się skończyła, byłam kobietą w panicznym lęku przed cieniem.
W 10 dni później spotkałam się z moim cieniem – kobietą i z projekcją gwałciciela. Miałam dopełnić grzeszności, skalać miejsce święte i być potępioną na zawsze. Teraz czekała mnie już tylko śmierć, znalazłam sposobność, dokonałam aborcji siebie na ginekologii. Kiedy wybudzono mnie w końcu po narkozie i stwierdziłam że żyję, zrobiłam resztę sama. „Matka” mnie uśmierciła. Czy ponownie stałam się boska i przecięłam tę nić?
Nie było już ani szatana, ani matki – śmierci, musiałam odejść.
W klinice po samobójstwie zjadały mnie pająki od wewnątrz. Co to było? Powoli regenerowałam ciało, powróciłam do domu. Zaczęłam być chorym dzieckiem, psychoza trwała. Zaczęłam się bronić. Najpierw dopieprzyłam ojcu – Tobie. Zaczęłam się w końcu bronić!!! Atakowałam, nie wycofywałam się. Nadal halucynowałam, ale to było jakieś inne.
Znowu osaczyła mnie śmierć – planowałam spalenie dzienników. Porównywałam siebie do martwego płodu. Zastanawiałam się, czy mogę odwrócić proces, tylko nie wiedziałam jak.
Kojarzyłam, że mam darowane życie nie przez siebie, odwiedził mnie Bóg. Miałam w końcu poczucie czasu. Pojawił się lęk, niewyobrażalny. Chciałam być sobą. We śnie stale powracał
14 rok życia. Zaczęło się pojawiać niejasne poczucie choroby. Zaczęłam kojarzyć, że po prostu jestem człowiekiem.
I od 1 lutego rozpoczęłam pracę nad sobą.
Przed telefonem do Ciebie 14 lutego śniłam obóz zagłady i rano zapytałam siebie, co to oznacza. I uratował mnie ten telefon. Już nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym nie zadzwoniła do Ciebie lub Ciebie akurat nie było.
22 lutego
Tadeuszu, trzynasty rok życia. Przestałam bać się ciemności, bo byłam skazana na śmierć i potępiona. Poruszałam się w piekle jako dusza potępiona!!! W mocy szatana!!!
Co mnie wtedy chroniło, że tak po prostu nie zginęłam w psychozie?
To prawda, co pisze Kępiński, że psychotycy mają bardzo dużą odporność na choroby i urazy, których by nie zniósł zwykły człowiek. Bo to jest nie do uniesienia.
Sama dokonałam na sobie gwałtu za ojca szatana. Mój Boże, teraz byłam już w pełni potępiona.
Ojciec Boski, Ty, Tadeuszu, potępiłeś mnie. Anka w szpitalu powiedziała mi, że jesteś na mnie wściekły.
Szukałam Boga – ojca, by mnie wyzwolił spod władzy szatana, bym mocniej weszła w boskość – i tak się stało na obozie.
Do Ciebie zawsze pisałam w chorobie, kiedy zawodziło mnie ciało. I Twoje wiersze skierowane do mnie i medytacja o samotności. To wszystko układa się w całość, niepojęte. Nie znam się na religii, lecz jest coś takiego jak „serce Chrystusa”. I mój opór w tej sprawie – syn boży zesłany na ziemię, kuszony przez szatana. Ojej!!!
Padaczka stanowiła również element opętania, miałam nad nią całkowitą kontrolę. Była mi potrzebna po to, by ojciec ziemski – profesor, mną się interesował.
I stałeś się ziemskim ojcem, któremu teraz dopieprzyłam. Ja stałam się kobietą.
Nie miałam Cię pokonać w czasie wartościowania, lecz miałam Cię przekonać, że jestem synem bożym, swego Boga – ojca.
A więc ja, syn – boży, miałam Matkę Boską, która czuwała, szatana – kusiciela i śmierć, która miała stać się spełnieniem, miałam powrócić do Boga – ojca. Wniebowstąpienie.
Dlatego nie znosiłam Bożego Narodzenia, wolałam Wielkanoc.
Ale numer, Tadeuszu, ja rzeczywiście cierpiałam za miliony. Kiedy czytałam Kępińskiego, nie potrafiłam sobie tego wyobrazić jak jest to możliwe.
Popatrz, mam 32 lata. Gdyby nie było „przyspieszenia”, odeszłabym za rok, jak Chrystus.
Ta granica mego ziemskiego bytowania już gdzieś się przewija, poszukam tego.
W nocy drugiego gwałtu stałam się kobietą. Nie powiesiłam się od razu, bo babcia z zaświatów czuwała nade mną. W domu piłam alkohol, ten cień był do przyjęcia. I czekałam, i pisałam „Kokainę”. Tekst „Kokainy” od razu postałam wydawnictwu, jej ciężar byt nie do uniesienia w Królestwie Bożym. I już byłam gotowa odejść, wszystko zostało zakończone.
W końcu przełamałam lęk i położyłam przed sobą stos dzienników, by rok po roku przeanalizować zapis. Wyruszyłam w tę podróż zupełnie sama, nie przewidując, co się wydarzy, co mnie zaskoczy i jakie tajemnice mego istnienia jeszcze odkryję.
R.D. Laing tak podchodzi do tej wewnętrznej podróży zwanej schizofrenią. Człowiek wkracza w inny świat, gubi się w nim całkowicie i pada ofiarą lęku, spotykając się u innych jedynie z niezrozumieniem. Jedni ludzie rozmyślnie, inni mimo woli wkraczają lub też zostają wrzuceni w totalną wewnętrzną czasoprzestrzeń.
Czasami ktoś po przejściu na drugą stronę zwierciadła, po przejściu przez ucho igielne, w krainie, gdzie się znalazł, odnajduje własną utraconą ojczyznę, ale większość tych, którzy wkroczyli w wewnętrzną czasoprzestrzeń, znajduje się w krainie im nie znanej, toteż popada w przerażenie i dezorientację.
Ludzie ci czują się zagubieni. Zapomnieli, że kiedyś tu byli, walczą z narastającym chaosem, uciekają się do projekcji i introjekcji. Nie wiedzą i nie rozumieją, co się dzieje, i nie ma nikogo, kto by ich oświecił.
W doświadczeniu utraty ego nie ma nic z patologii, ale znalezienie żywego kontekstu dla wewnętrznej podróży, z którą wiąże się ta utrata, może okazać się bardzo trudne.
Jest to podróż, którą przeżywa się jako posuwanie się coraz dalej w głąb, jako cofanie się ku początkom dziejów własnego życia, jako posuwanie się w głąb i wstecz poprzez doświadczenie całej ludzkości praczłowieka (archetypy), a być może także wyjście poza nie i wkroczenie w sferę istnienia zwierząt i roślin.
W tej podróży jesteśmy wiele razy narażeni na utratę drogi, dezorientację, częściowe niepowodzenia, a nawet całkowitą klęskę, przychodzi nam przeżyć wiele lęków i spotkać wiele duchów i demonów, które możemy pokonać lub które mogą pokonać nas.
Zamiast szpitala psychiatrycznego potrzeba miejsca, gdzie ci, którzy w swej wyprawie dotarli dalej i wskutek tego mogą być bardziej zagubieni, byliby w stanie znajdować dalszą drogę w głąb wewnętrznej czasoprzestrzeni, jak i drogę powrotną.
Potrzebują oni ceremoniału inicjacji – przy jego pomocy i zachęcie ze strony społeczeństwa, ludzie, którzy byli w wewnętrznej czasoprzestrzeni i z niej powrócili, wprowadzą do niej następnych.
Oznacza to przedsięwzięcie podróży:
I. ze świata zewnętrznego do wewnętrznego
II. za życia pewien rodzaj śmierci
III. przejście od progresji do regresji
IV. od ruchu czasu do zatrzymania się czasu
V. z czasu doczesnego w czas eoniczny
VI. od ego do jaźni, do łona wszystkich rzeczy – do świata prenatalnego – a następnie podjęcie podróży powrotnej:
1. ze świata wewnętrznego do świata zewnętrznego
2. ze śmierci do życia
3. przejście od regresji do ponownej progresji
4. od nieśmiertelności z powrotem do śmiertelności
5. z wieczności w czas
6. od jaźni do ego
7. od kosmicznej fetalizacji do egzystencjalnego odrodzenia.
Być może powinniśmy zachować tę – dziś już starą nazwę, i zrozumieć ją w znaczeniu zgodnym z jej etymologią – schiz – pęknięty, złamany, phrenos – dusza, serce.
Doświadczenia transcendentalne, które są czasami dostępne w psychozie, to doświadczenia świata boskiego, które stanowią źródło wszelkich religii. Największemu wstrząsowi ulegają same postawy ontologiczne. Byt zjawisk ulega zmianie, a zjawiska bytu zdają się prezentować nam zupełnie inną twarz. Tracimy wszelkie oparcie, wszystko, czego zazwyczaj trzymamy się kurczowo, i nie pozostaje nam nic innego jak zaledwie parę szczątków naszego umysłu, kilka wspomnień i nazw, jedna lub dwie rzeczy, które pozwalają nam zachować więź ze światem dawno utraconym. A w tej pułapce pojawia się coś nowego – wypełniają ją teraz wizje i głosy, widma i dziwne kształty i zjawy.