Литмир - Электронная Библиотека

– Może wpadła w rezonans molekularny – podsunął Semen.

– Albo uderzenie spowodowało pęknięcie wibrującego ze znaczną częstotliwością metalu – dokończył fachowo Jakub. – Co ja teraz zrobię bez palca? – jęknął Semen. – Ty już kumplu niedługo pociągniesz – Jakub bywał czasami rozbrajająco szczery. – Więc i tak nie długo by się przydawał. – Lepiej mieć, a nie potrzebować, niż nie mieć i nie potrzebować -odgryzł się ranny. – A kto cię tak uślicznił po twarzy? – Tresowałem kota – mruknął egzorcysta. Na płycie znalazł dziwny ślad. Jakby zadrapanie pazurem. Potem popatrzył na krew przyjaciela wsiąkającą w pył podwórza. – Ziemia spragniona jest krwi – powiedział w zadumie. Odrzucił głowę do tyłu i węszył w powietrzu. Aura okolicy powoli zmieniała się. Wróg. Nadciągał. – Chodźmy się napić – zaproponował Semenowi. – Dziś ja stawiam. Poszli. Posterunkowy Birski dostojnie sunął poboczem drogi, usiłując utrzymać się w pionie. Wracał właśnie z akcji likwidacji bimbrowni na Witoldowie. Trzeba przyznać, że do zadania tego przyłożył się niezwykle sumienie. Dla ustalenia, czy naprawdę chodzi o samogon, wypił pół wiaderka produktu i jeszcze wziął kilka butelek ze sobą, żeby przeprowadzić specjalistyczne badania laboratoryjne. Wdrapał się na wzgórze koło kapliczki i właśnie przed jego oczyma zarysowała się panorama doliny i leżące na jej dnie miasteczko, gdy niespodziewanie minął go pędzący z zupełnie niedozwoloną szybkością samochód. – A żebyś wylądował w rowie – wrzasnął za nim gliniarz. Musiał wymówić to w złą godzinę, sto metrów bowiem dalej pojazd zniosło z szosy i rąbnął z całym impetem w drzewo. Posterunkowy przyczłapał po chwili. Pechowy kierowca wyrzucony przez okno siłą uderzenia leżał w rowie. Ciekła z niego krew. Birski popatrzył na niego ponuro. Uczyli go oczywiście udzielania pierwszej pomocy, ale teraz wpatrując się w liczne rany cięte i tłuczone, zwątpił w możliwość opanowania wycieku krwi. – Wykrwawi się – wydedukował wreszcie. – Będzie odstraszający przykład dla innych. Wyjął z kieszeni radiotelefon i wezwał Rowickiego. Ktoś musiał tu posprzątać. Jakub siedział w kącie gospody i wlewał w siebie piąty kufel. Czuł się coraz lepiej. Leniwie przysłuchiwał się rozmowom prowadzonym przy sąsiednich stolikach. Ludzie naradzali się między sobą, szeptali i popatrywali w jego stronę. Wreszcie Tomasz i Semen wystąpili jako coś w rodzaju delegacji. – Jakub – powiedział Semen – wyliczyliśmy to statystycznie. Każdy z tu obecnych dzisiaj się poharatał. W skali wsi daje to setki litrów krwi. Coś nam się tu nie zgadza. Jakub oderwał zamglone spojrzenie od kufla. – Mnie też się coś nie zgadza – powiedział z pewnym ociąganiem. – - poziom się nie zgadza – westchnął, patrząc na prawie pusty kufel. Ktoś z miejsca pobiegł go napełnić. Z wdzięcznością umoczył usta. Delegacja nadal stała. – Jakub, co się dzieje? – zapytał Tomasz.- Dlaczego tak? – Ziemia łaknie krwi – powiedział egzorcysta, po czym ze zmartwieniem stwierdził, że kufel znowu jest pusty. Napełniono go w mig. – Od czego tak się zrobiło? – zapytał ktoś z tłumu otaczającego stolik zwartym kręgiem. – Czasami tak bywa – zauważył Jakub i znowu się napił. – Czy to niebezpieczne? – zapytał ajent. Jakub kiwnął poważnie głową. – Jeśli nic nie zrobimy, połowa z was umrze w ciągu trzech dni – powiedział poważnie. – Połowa z was? – zdziwił się koś. – To ty nie jesteś nasz? – Połowa z was – powtórzył. – Ja jestem wiedzącym, więc wiem, jak się uchronić. W powietrzu zakotłowało się od wściekłych okrzyków, a kilka butelek roztrzaskano na "tulipany". – Odłóżcie to – powiedział Jakub. – Bo będzie jeszcze gorzej. Dużo gorzej. To pożąda krwi. Zamilkli. Z jakichś pociętych palców już kapały na podłogę czerwone krople. – Kto jest winny? – zapytał Semen. – Przez kogo to wszystko? I co się dzieje?. Jakub w zadumie popatrzył w kufel, jakby w pianie szukał odpowiedzi. – Zaraz tu wejdzie – powiedział. – Nie możecie go zabić, nie tutaj. To otworzy nam drogę prosto do piekła. Jego bełkotliwy glos zabrzmiał bardzo poważnie. Czekali milcząc, a on wypił jeszcze kufelek. Nieoczekiwanie otworzyły się drzwi. Do knajpy wszedł rozpromieniony Paweł Bardak. – Dziś jest mój wielki dzień – powiedział. – Wkrótce dostanę trzy tysiące dolarów. Wszystkim stawiam. Odpowiedziało mu milczenie. – To on – powiedział spokojnie Jakub. – To wszystko przez niego, choć nie ma w tym jego winy. On ucierpiał pierwszy… – Co ty bredzisz, pomerdało ci mózg? – Paweł spostrzegł nienaturalny spokój panujący w karczmie. Egzorcysta wstał zza stolika i podszedł do gościa. – Gdzie to jest? – zapytał, patrząc mu prosto w oczy. – Co? – zdziwił się Bardak.

– Wiesz, o co pytam – powiedział Jakub. – O naszego starego boga, któremu nie stało wyznawców. I ofiar – dodał po chwili ciszej. Paweł cofał się powoli, ale trafił plecami na twardy mur stłoczonych ludzi. – Zaprowadź nas – powiedział Jakub. Miękko, ale tonem wykluczającym sprzeciw.

Pół godziny później stanęli na polu za stodołą Bardaka. Zadzwoniły o kamień łopaty. Posąg udało się odsłonić w całości. Otaczały go potrzaskane naczyńka wytępione ręcznie z gliny. Mimo upływu tysiąca lat widać w nich było jeszcze ciemną zaskorupiały masę. Jakub wyjął z kieszeni buteleczkę z wodą święconą. – Masz pecha – powiedział do posągu. – Za dwadzieścia lat nikt nie już by nie wiedział, jak to zrobić. Trafiłbyś do muzeum i niósłbyś śmierć między nas. Ale na szczęście są jeszcze po wsiach odpowiednio ciemni ludzie. Ludzie, którzy nie szanują pamiątek przeszłości. Wredni niszczyciele zabytków. Nazywaj nas, jak chcesz. Posąg milczał. Leżącą w ziemi statuę zaczął otaczać świetlisty pancerz. – Odsuńcie się – rozkazał Jakub. – To się robi niebezpieczne. – Ale co się dzieje? – zaniepokoił się Tomasz. – Wypił sporo krwi przez dzisiejszy dzień. Pożąda więcej. – Co mamy robić? – jęknął ktoś. – Jest głodny, więc będzie bił na oślep. Ale jeśli sobie troszkę podje, zaśnie. Wtedy go wykończymy. – Mówisz tak otwarcie – zauważył Semen. – Spokojnie. I tak nie rozumie po naszemu.

Kamienne powieki posągu podniosły się ze zgrzytem, odsłaniając żywe, choć nieludzkie oczy. – Pora – mruknął Jakub, popychając skamieniałego ze zgrozy Bardaka bliżej brzegu wykopu. Następnie wyjął z kieszeni starą jak świat, wyszczerbioną, fryzjerską brzytwę i przejechał mu po gardle, przecinając obie tętnice. Ludzie odwrócili głowy. Paweł runął na posąg. Krew lała się z niego strumieniami. Wsiąkała w kamień i ziemię bez śladu. – To nic osobistego – powiedział Jakub do konającego – ale sam rozumiesz, że ten, kto zakłóca spokój dawnych bogów, musi ponieść konsekwencje. Pewnie pójdziesz prosto do nieba, jako męczennik za wiarę złożony na pogańskim ołtarzu… Urwał, widząc, że śmiertelne drgawki już ustały. Ciało Bardaka znikało, roztapiało się w kamieniu. Demon przetrawi jego myśli, odczyta wspomnienia i zgodnie z wiedzą i logiką zabitego będzie wyznaczał kolejne ofiary. Na razie posąg utracił pozory życia. Zapadł w sen, trawił. – No to do roboty – warknął egzorcysta. Chlusnął wodą święconą na krzyż. W miejscach, gdzie upadła na kamień, wypaliła dziury. – Do dzieła – powiedział odsuwając się.. W powietrzu uniosły się siekiery kilofy i młoty. Echo uderzeń niosło się przez wieś. Sam egzorcysta cofnął się kawałek. Z kieszeni wygrzebał woreczek z tytoniem i kawałek szarego papieru pakowego. – Nie mogłeś od razu wodą święconą? – zapytał szeptem Semen. – Po cholerę go wykończyłeś? Jakub zaciągnął się skrętem z machorki. – Widzisz, mogłem oczywiście, bez wody też byśmy sobie poradzili, ale z Bardakami to mam jeszcze od czasów wojny porachunki i teraz trafiła się dobra okazja…

18
{"b":"100561","o":1}