Литмир - Электронная Библиотека

– A wachman, który pilnuje, nie próbował wykorzystać sytuacji? – zaciekawił się pułkownik – ostatecznie nieco dzień zdarza się… – Wykastrowaliśmy go – wyjaśnił generał – Jest nam zbyt potrzebna, aby narażać ją na przedwczesne zużycie…, ale gdybyście towarzyszu mieli ochotę, to po demonstracji…

– No wiecie, widzę, że macie tu w KGB burżuazyjne odchyły! Luksusów się zachciewa… władza robotniczo-chłopska…Ależ nie – uśmiechnął się generał – My to robimy tylko, żeby jej przywrócić świadomość klasową. Ale jaknie chcecie ryćkać, to nie będę zmuszał. Pułkownik popatrzył na księżniczkę.

– Chcę jęknął cicho.

– Da się załatwić po znajomości…, ale najpierw praca,potem przyjemności. Rozległ się cichy brzęczyk, a w ścianie otworzyła się klapa windy. Na podeście stało tekturowe pudełko. Generał otworzył drzwi. Do pomieszczenia wmaszerowali dwaj wachmani. Jeden dzierżył miotłę i szufelkę, drugi miał zarzucony na plecy pękaty worek. Zaraz też odwiązał sznurek i wysypał obok księżniczki trociny. Niedużymi grabkami rozprowadził je tworząc dwucentymetrową warstwę. Drugi oparł miotłę o ścianę. Widzę, że technika zakładania przenośnych punktów egzekucyjnych nie odbiega od naszej – pochwalił pułkownik. No cóż, opieramy się na podobnej, chlubnej tradycji… Od czasów rewolucji… Wyjął z windy pudełko i postawił na stole. Zdjął tekturową pokrywkę. – Widzę tu dwie żaby – zauważył gość.

– Aha – Kałmanawardze potwierdził jego przypuszczenia. – No to teraz patrzcie uważnie. Złapał zręcznie pierwszego płaza i podszedł do księżniczki. Jeden z wachmanów odkleił plaster. Księżniczka zawyła jak syrena.Chyba chce niemieckiego konsula – pułkownik zidentyfikował niektóre wywrzaskiwane przez dziewczynę wyrazy.

– Już wam mówiłem towarzyszko księżniczko, że niewpuszczamy tu obcych dyplomatów – powiedział łagodnie generał. – A jeśli nawet, to oczywiście nie po to, żeby ich później wypuszczać… – uśmiechnął się do swoichwspomnień. Księżniczka nie przestawała wrzeszczeć.Jest nawet miła, ale nie rozumie po naszemu – wyjaśnił generał – A więc do roboty. Jeden z wachmanów przyłożył arystokratce w łeb. Pomogło – natychmiast umilkła.Uważaj – ostrzegł go generał. – To cholernie delikatny materiał… Ci kapitalistyczni ludzie to jak z gówna zrobieni… Jedną ręką złapał ją za warkocz, a drugą podsunął żabę do jej ust.Całuj cholero – warknął. Błysnęło zielone światło i na ziemię zwalił się obity na ryju mężczyzna w okularach.Brać go, jest oszołomiony – polecił generał. Strażnicy odciągnęli nieprzytomnego na bok i rzucili na trociny. Generał wyjął z pudełka drugą żabę. Znowu błysnęło światło i na ziemię wywalił się mężczyzna w białym stroju i wysokiej, kucharskiej czapce. Wachmani pochylili się nad nim, ale zwierzchnik powstrzymał ich gestem.Zaraz, zaraz – mruknął – coś mi się tu nie zgadza…Ten tutaj – wskazał okularnika – to niejaki Suworow, nasz szpieg, który uciekł na Zachód i wypisywał paszkwile nanaszą socjalistyczną ojczyznę, która go wychowała, wykarmiła i dała mu pracę… Zdenerwował się do tego stopnia, że aż mu ręce zadrżały.Spokojnie – pułkownik poklepał go po ramieniu. Nie trzeba się tak denerwować…A ten tutaj – wskazał kucharza – Miał być przewodniczącym francuskiej partii komunistycznej, który zaczął zdradzać odchyły… Ale coś musieli pokręcić na miejscu… Trudno, rzućcie go w kącie, jak dojdzie do siebie sam wyśpiewa, kim jest. – A on? – pułkownik wskazał szpiega.

– A, byłbym zapomniał – generał strzelił do leżącego.Ciało zadrżało i znieruchomiało. Wachmani szybko i sprawnie posprzątali.

– Z tymi żabami jednak nie wszystko jeszcze jest dlamnie jasne – mruknął pułkownik. – Gdybyście towarzyszu zechcieli zreferować… – To proste. Nasz wydział rok temu upolował w tajdze prawdziwą czarownicę… Gdy ją upolowali, to znaczy zanim ją upolowali, zamieniła ośmiu agentów w żaby…KGB wyznaje zasadę, że zawsze należy dbać o naszych ludzi i ratować póki się… No to sprowadziliśmy księżniczkę, żeby ich odczarowała. A kiedy już się udało pomyślałem, że przecież można to wykorzystać na większą skalę. A więc babcia siedzi pod ambasadą w Paryżu. A księżniczka tutaj. Upraszczając, staruszki-jędzy używamy jako aparatury szyfrującej, a księżniczka jest swojego rodzaju dekoderem. Pułkownik z wrażenia cofnął się o krok. To wspaniały triumf przodującej, radzieckiej nauki – wykrzyknął. – Ale gdzie prawo zachowania masy? Anulowane. Szkoda, że to ściśle tajne – westchnął Generał Kałmanawardze. – Nagroda Nobla przeszła koło nosa. Ale przynajmniej order dali – zademonstrował złotą gwiazdę na kolorowej wstążeczce. Pułkownik podziwiał ją, a potem pokazał swoje odznaczenia. Obaj wojskowi nie zauważyli, że przez ciało przywiązanej do krzesła dziewczyny przebiegł dziwny dreszcz. Nogi kilka razy zadrżały, a potem głowa opadła na piersi… Z zamyślenia wyrwał ich dopiero brzęczyk przy windzie. Otworzyła się klapa i we wnęce ukazało się kolejne, tekturowe pudełko. Generał pospieszył i wydobył je wraz z jakąś kartką. W kartonie siedziała tylko jedna żaba. – To nasz najlepszy agent – pułkownik zreferował treśćkartki przyczepionej do pokrywki. – Musieli go pilnie ewakuować… – No to do dzieła, towarzyszu agencie, zaraz będziecie tacy jak dawniej – generał uśmiechnął się do żaby. Ruszyli w stronę księżniczki. – Coś kiepsko wygląda – mruknął Tichobzdiejew.

– Delikatna, psia krew – dłoń generała zacisnęła się zezłości, a żaba zarechotała rozpaczliwie. – Zabiorę ją jutro do kołchozu. Jak porobi w polu kilka dni, to doceni jeszcze naszą opiekę i wygody… – Wydaje mi się, że ona nie żyje – pułkownik pochylił się, zajrzał jej w twarz. Cholera, tak szybko się zużyła? – zdumiał się jego towarzysz. – Na pewno nie żyje? Pułkownik przyłożył jej dłoń do piersi, a na jego twarzy odmalował się wyraz rozmarzenia. – Mmmm – mruknął.

– Ty mi nie badaj anatomii, tylko sprawdzaj, czy żyje!

– Nie żyje, ale jeszcze ciepła. Dajcie tę żabę towarzyszu Kałmanawardze – Może jeszcze zadziała? Przyłożyli żabę do stygnących ust, ale nic z tego nie wyszło.Cholera – generał rzucił agenta z powrotem do pudełka – do dupy z taką robotą. Zamówię następną, to chłopaki się wściekną. Nie zamówię, zginie nasz najlepszy człowiek. Wtedy dopiero się wściekną… Wyjął z kieszeni pistolet i wykręcając rękę, przytknął sobie lufę z tyłu głowy.

– Co wy robicie? Towarzyszu! – zdumiał się jego gość.

– Jak to co? Popełniam samobójstwo dla uniknięcia odpowiedzialności – wyjaśnił z godnością generał. – Ale tak?

– Tradycja naszej służby zobowiązuje. W taki sposób popełnił samobójstwo sam Feliks Dzierżyński. Czytałem w książkach historycznych. Zabił się trzykrotnym strzałem w potylicę… A tobie radzę to samo. Lepsza śmierćz własnej ręki niż zamiatanie do końca życia poligonu atomowego w Kazachstanie…A może by ją jakoś ożywić? – zadumał się pułkownik.Generałowi ścierpła wykręcona ręka, więc opuścił ją i uważnie słuchał gościa.

– Nasza przodująca radziecka nauka jeszcze nie potrafi ożywiać zmarłych – zauważył. – Ale z Leninem przecież się udało – pułkownik spojrzał na kolegę świdrującym wzrokiem. – A wy skąd o tym wiecie?

– A myślicie, że co, mamy swoje źródła… skoro ten cały Wędrowycz potrafił unieszkodliwić Lenina, to może umie też podziałać w drugą stronę?Może i faktycznie warto spróbować – mruknął generał.A potem zdjął słuchawkę czerwonego telefonu wiszącego na ścianie i zaczął wykręcać numer. – Swoją drogą to skoro Lenin ożył, dlaczego nie wypuściliście go na wolność? – zagadnął pułkownik. – A po co? Jeszcze by uciekł i zrobił rewolucję światową… – To chyba dobrze… Nie byłoby kapitalistów…

– I od kogo byśmy pożyczali pieniądze na zbrojenia? – generał uśmiechnął się z politowaniem. W słuchawce rozległ się głos dyżurnego. Trzeba było wydać odpowiednie dyspozycje…

Tymczasem gdzieś daleko od Moskwy… Oskarżyciel odchrząknął i zaczął mówić. Jakub Wędrowycz oparł brodę na skutych kajdankami rękach i wsłuchał się w jego słowa. Jednocześnie rozmyślał o manierce leżącej pod krzesłem, na którym siedział w ławie oskarżonych. Manierkę umieścił tam zapewne któryś z jego kumpli, obecnych na sali.W toku śledztwa ustalono, co następuje. Oskarżony zakupił w bazie rolniczej w Wojsławicach uszkodzony elewator. Fakt sprzedaży mienia państwowego osobie prywatnej jest jawnym pogwałceniem kodeksu karnego PRL i w tej sprawie toczyć się będzie osobne postępowanie. Następnie oskarżony przetransportował elewator nateren swojego gospodarstwa i wyremontowawszy, zaraz po żniwach wypełnił go zbożem. Elewator ma pojemnośćpięćdziesięciu ton. Biorąc pod uwagę, że przechowywanie zboża w ilości większej niż dwie tony, podpada pod paragraf o gromadzeniu zapasów spekulacyjnych…Veto – krzyknął Jakub, ale zignorowano go.Spuścił wzrok w dół i podziwiał manierkę. Trącił ją lekko butem. Była pełna.Ponadto do zakupu zboża od rolników upoważnione są jedynie punkty skupu.Proszę o głos – powiedział Jakub, wstając.Udzielam głosu oskarżonemu – sędzia ocknął się z zamyślenia.

14
{"b":"100561","o":1}