Литмир - Электронная Библиотека

– Jaką ma pracę?

Mama wzniosła oczy do nieba.

– Gra w jakimś zespole, który nazywa się Orgiastyczna Ryba, czy jakoś tak. Ciągle gada, jaki to on będzie sławny. Można oszaleć.

– Biedny Deco. Nie martw się, w końcu do czegoś dojdzie.

– Wiem, wiem. Znajdzie swoją życiową drogę. Zaniosły kubki do salonu i usiadły przed telewizorem.

– Dobrze wyglądasz, kochanie. Naprawdę świetnie ci w tej fryzurze. A co z pracą?

– Jeszcze nic, mamo. Nawet nie zaczęłam się rozglądać. Właściwie to nie wiem, co chciałabym robić.

Mama westchnęła.

– Dobrze się nad tym zastanów, żebyś nie wylądowała w miejscu, które znienawidzisz, jak to było ostatnim razem.

Holly pracowała jako sekretarka apodyktycznego łajdaka w biurze radcy prawnego. Musiała złożyć wymówienie. Ten cham nie rozumiał, że powinien dać jej urlop, by mogła czuwać przy umierającym mężu. Powinna poszukać nowej posady.

Na razie jednak nie potrafiła sobie wyobrazić, że miałaby rano wychodzić do pracy.

Holly porozmawiała trochę z mamą, trochę pomilczała. Wreszcie zdobyła się na odwagę, żeby poprosić o kopertę.

– Już ci ją daję, kochanie. Na śmierć o niej zapomniałam. Mam nadzieję, że to nic ważnego.

– Za chwilę się dowiem.

Zaraz potem się pożegnały. Holly chciała jak najszybciej wyjść.

Usiadła na trawie, skąd rozciągał się piękny widok na plażę i morze, pogłaskała grubą brązową kopertę. Z adresu na naklejce, wypisanego na maszynie, nie mogła się nawet domyślić nadawcy. Nad adresem widniało jedno słowo bijące w oczy wersalikami i wytłuszczonym drukiem – LISTA.

Drżącymi palcami rozerwała delikatnie przesyłkę i wytrząsnęła zawartość. Wypadło dziesięć kopertek, w jakich załącza się wizytówki do wiązanek kwiatów, a na każdej widniała nazwa innego miesiąca. Serce zaczęło jej łomotać jak szalone, kiedy ujrzała arkusz papieru. List był od Gerry’ego.

Ze łzami w oczach patrzyła na znajome pismo. Pogładziła papier, wiedząc, że on ostatni dotykał tej kartki.

Kochana Holly,

Nie wiem, gdzie jesteś ani w jakich okolicznościach czytasz ten list. Mam tylko nadzieję, że jesteś cała i zdrowa. Nie tak dawno temu szeptałaś mi, że nie poradzisz sobie sama. Poradzisz sobie. Jesteś silna i odważna. Spędziliśmy razem mnóstwo fantastycznych chwil, dzięki Tobie miałem wspaniałe życie. Ale ja jestem tylko rozdziałem w Twoim. Zachowaj nasze piękne wspomnienia, ale nie bój się tworzyć nowych.

Dziękuję Ci za ten wielki dar, że byłaś moją żoną. Za wszystko jestem Ci wdzięczny na wieki. Nie załamuj się, pamiętaj, że jestem z Tobą.

Na zawsze Twój, Gerry

PS Obiecałem Ci listę, oto i ona. Załączone koperty otwieraj dokładnie w oznaczonych miesiącach. Proszę, zastosuj się do moich wskazówek. Jestem przy Tobie, więc będę wszystko wiedział.

Holly ogarnął przemożny smutek. Jednocześnie odczuwała radość, że jeszcze przez jakiś czas Gerry będzie przy niej obecny. Przejrzała plik białych kopert. Był kwiecień. Przegapiła marzec. Delikatnie ujęła kopertę i otworzyła ją. Wyjęła bilecik z odręcznym pismem Gerry’ego:

Oszczędź sobie siniaków i kup nocną lampkę! PS Kocham Cię…

Jej płacz zamienił się w śmiech. Gerry wrócił!

Przeczytała list jeszcze kilka razy, jakby chciała wskrzesić męża do życia. Kiedy już nie widziała słów przez łzy, spojrzała na morze.

Zamknęła oczy i zaczęła oddychać miarowo, w rytm cichego szumu fal. Przypominała sobie, jak leżała przy Gerrym w ostatnich dniach i wsłuchiwała się w jego oddech. Bała się go zostawić choćby na minutę by nie opuścić go w chwili, w której zdecyduje się odejść. W milczeniu, przerażona, wpatrywała się w jego klatkę piersiową.

Nie poddawał się. Zdumiewał lekarzy swoją wolą życia; do ostatka zachował dobry humor. Nawet kiedy był już bardzo słaby, zaśmiewali się czasem z Holly do późna w nocy. Zdarzały się też wieczory, gdy leżeli razem w objęciach i płakali. Holly trzymała się ze względu na niego. Teraz, sięgając myślą wstecz, zrozumiała, że potrzebowała Gerry’ego bardziej niż on jej.

Drugiego lutego o czwartej nad ranem ściskała Gerry’ego za rękę, kiedy wydał ostatnie tchnienie. Nie chciała, żeby się bał ani by czuł, że ona się boi. Zresztą wtedy wcale się nie bała. Czuła raczej ulgę, że ból ustąpił raz na zawsze i że w tym momencie była przy nim. Pomogła jej miłość. Jej miłość do niego i jego miłość do niej. Pomogła jej świadomość, że odchodząc, widział uśmiech na jej twarzy, miał pewność, że może już przerwać walkę.

Kolejne dni zlały się ze sobą. Zajęła się organizacją pogrzebu. Cieszyła się, że Gerry już nie cierpi. Nie było w niej krztyny goryczy, którą odczuwała teraz. Głęboki żal zjawił się dopiero wtedy, gdy poszła odebrać akt zgonu męża.

Kiedy siedziała w zatłoczonej klinice i czekała na swoją kolejkę, zastanowiło ją, dlaczego Gerry’ego wezwano tak wcześnie. Tkwiła wciśnięta między parę młodych a parę starszych ludzi i uderzyła ją niesprawiedliwość losu. Zawieszona między przeszłością a utraconą przyszłością, zaczęła się nieomal dusić. Nie powinna tam wcale siedzieć. To niesprawiedliwość!

Zawiozła świadectwo zgonu do banku i do towarzystw ubezpieczeniowych, po czym wróciła do domu i zaszyła się w nim, odcięta od świata. Minęły dwa miesiące i dopiero dzisiaj po raz pierwszy wyszła z domu. I co za niespodzianka, pomyślała, uśmiechając się do kopert. Gerry wrócił.

– O rany – zawołali chórem Sharon i John, po czym wszyscy troje milczeli przez dłuższą chwilę, wpatrując się w zawartość przesyłki.

– Ale kiedy zdołał…

– Że też tak niepostrzeżenie…

– Jak to kiedy? Czasami zostawał sam…

Holly i Sharon siedziały zamyślone, a John usiłował dociec, jak śmiertelnie chory przyjaciel zdołał bez niczyjej pomocy przeprowadzić swój zamysł.

– O rany – powtórzył, kiedy zrozumiał, że Gerry i tym razem dopiął swego.

– Holly, dobrze się czujesz? – zapytała Sharon. – Chciałam spytać, jak to przyjęłaś? Bo to musi być dziwne uczucie.

– Dobrze. Naprawdę nic lepszego nie mogło mnie teraz spotkać. Chyba nie powinniśmy się tak bardzo dziwić, przecież zawsze tyle mówiliśmy o tej liście.

– Chyba tylko Gerry traktował ją poważnie – powiedziała Sharon.

Umilkli.

– Zastanówmy się – odezwał się John. – Ile jest tych kopert?

Holly przejrzała plik.

– Tu jest marcowa z lampą. A potem następne – kwiecień, maj, czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, październik, listopad, grudzień. Wiadomość na każdy miesiąc aż do końca roku.

– Czekaj! – Johnowi rozbłysły oczy. – Mamy kwiecień.

– Coś takiego! Całkiem zapomniałam! Otworzyć teraz?

– No pewnie – zachęciła ją Sharon.

Holly rozerwała kopertę i wyciągnęła z niej mały kartonik.

Disco Diwa zawsze musi znakomicie wyglądać. Kup sobie jakiś ciuch, bo przyda ci się w przyszłym miesiącu! PS Kocham Cię…

– Niesamowite! – wykrzyknęli z przejęcia John i Sharon. – Robi się coraz bardziej tajemniczo!

Holly leżała w łóżku i z błogim uśmiechem na twarzy to zapalała, to gasiła lampkę. Wcześniej wybrała się z Sharon do sklepu ze sprzętem domowym w Malahide i po naradzie z przyjaciółką zdecydowała się na pięknie rzeźbioną, drewnianą lampkę nocną z kremowym abażurem, pasującą do drewnianych mebli w sypialni. I chociaż Gerry’ego fizycznie przy tym nie było, czuła się, jakby dokonali zakupu razem.

Zaciągnęła zasłony, by wypróbować nowy nabytek. O ileż wcześniej mógł zakończyć ich wieczorne spory… Widocznie żadnemu z nich nie zależało, żeby wreszcie położyć im kres. Kłótnie weszły im w krew, a poza tym bardzo zbliżały. Jakże chętnie wyskoczyłaby teraz z wygrzanego łóżka i przeszła po zimnej podłodze. Ale taka możliwość przepadła raz na zawsze.

4
{"b":"100485","o":1}