Литмир - Электронная Библиотека

Holly stała bez słowa z całą rodziną i patrzyła, jak Ciara, trzymając za rękę Mathew, znika za drzwiami. Nawet Declanowi zakręciła się łza w oku, chociaż udawał, że tłumi kichanie.

– Spójrz na lampy, Declan. – Jack objął młodszego brata. – To podobno pomaga, kiedy człowiek chce kichnąć.

Declan spojrzał w górę, toteż ominął go widok siostry znikającej w drzwiach. Frank tulił żonę, której łzy ciekły po policzkach.

Kiedy Ciara przechodziła przez bramkę, rozdzwonił się alarm. Wszyscy się roześmiali. Kazano jej opróżnić kieszenie, następnie ją dokładnie przeszukano.

– To się powtarza za każdym razem. Aż dziw, że w ogóle gdzieś ją wpuszczają – skomentował na głos Jack.

Holly bębniła palcami w biurko i wyglądała przez okno. Przez cały ostatni tydzień praca ją uskrzydlała. Nigdy nie doznała uczucia takiej satysfakcji z tego, co robi. Teraz nie wychodziła nawet na obiad, zostawała po godzinach.

W redakcji panowała przyjacielska atmosfera, więc praca w tym gronie była dla niej prawdziwą przyjemnością. Zdarzały się, co prawda, gorsze dni, ale radość dodawała jej otuchy.

Wróciła do papierów na biurku. Ich autor napisał artykuł o tym, jak objechał całą Irlandię w poszukiwaniu najtańszego piwa. Bardzo zabawny tekst.

U dołu kolumny pozostało sporo wolnego miejsca, zadaniem Holly było je wypełnić odpowiednią reklamą. Przeglądała notes ze spisem współpracowników, kiedy przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Wzięła słuchawkę, wybrała numer.

– Pub „U Hogana” – słucham.

– Daniel? Cześć, mówi Holly.

– Cześć, co słychać?

– Wszystko dobrze, dziękuję. A u ciebie?

– Nie mogłoby być lepiej. A jak ta twoja bajerancka praca?

– W tej sprawie dzwonię. Pamiętasz, jak wspominałeś, że powinieneś bardziej reklamować „Klub Diwa”?

Właściwie rozmawiał o tym z Sharon. Ale nie sądziła, że zapamięta taki szczegół.

– Owszem, pamiętam.

– A może chciałbyś się zareklamować w piśmie „X”?

– Ty w nim teraz pracujesz?

– Nie. Tak mi coś strzeliło do głowy – zażartowała. – Oczywiście, że w nim pracuję!

– No tak, zapomniałem. Przecież redakcja mieści się tuż za rogiem – dodał sarkastycznie. – I chociaż codziennie przechodzisz pod moim barem, ani razu nie wpadłaś. Dlaczego nawet nie zajrzysz na obiad?

Poczuła, że się czerwieni.

– Bo tu się jada obiady przy biurkach – wyjaśniła. – To co z tą reklamą, Danielu?

– Wiesz, że to niezły pomysł.

– W takim razie wrzucę cię do listopadowego numeru. Kiedy reklama ukaże się w druku, zostaniesz milionerem.

– Nie miałbym nic przeciwko temu – odparł ze śmiechem. – A skoro już dzwonisz, w przyszłym tygodniu promujemy nowy koktajl. Wpisać cię na listę zaproszonych?

– Będzie mi miło. A co to za koktajl?

– „Blue rock”. Ohydny w smaku, ale przez cały wieczór będziemy go podawali za darmo.

– No proszę, jak chcesz, potrafisz się nieźle zareklamować. – Roześmiała się. – Kiedy ta impreza? – Wyjęła kalendarz, zapisała. – Świetnie. Wpadnę zaraz po pracy.

– Tylko nie zapomnij wziąć bikini. Impreza odbędzie się w plażowych dekoracjach.

– Przecież jest zima, wariacie.

– Nie ja to wymyśliłem. Hasło reklamowe brzmi: „Blue rock rozgrzeje cię nawet zimą”.

– Tani chwyt. – Skrzywiła się. – Dobra, dzięki. I zastanów się, co ma być w tej reklamie.

– O której kończysz pracę?

– O szóstej.

– Może wpadniesz o szóstej, pójdziemy coś przekąsić.

– Dobra.

Odłożyła słuchawkę i przez chwilę siedziała zamyślona. Po czym coś jej przyszło do głowy. Wstała od biurka i zajrzała do Chrisa, który siedział za ścianą.

– Co cię sprowadza? – zapytał. – Siadaj.

– Znasz pub „U Hogana” na rogu?

Skinął głową.

– Właśnie zaproponowałam właścicielowi, żeby umieścił u nas reklamę. Dowiedziałam się, że urządzają imprezę promującą nowy koktajl. Ma plażowe dekoracje, cały personel wystąpi w bikini.

– W środku zimy?

Chris uniósł brwi.

– „Blue rock rozgrzeje cię nawet zimą”.

Wzniósł oczy do nieba.

– Tani chwyt.

– To samo mu powiedziałam. Ale może warto by tam zajrzeć i zamieścić u nas jakiś materiał.

– Niezły pomysł. Wyślę któregoś z chłopaków.

Holly uśmiechnęła się.

– Wziąłeś się już za ogród?

Spochmurniał.

– Oglądało go z dziesięć osób. Wszyscy twierdzą, że to musi kosztować co najmniej sześć stów.

– Toż to majątek!

– Ale i ogród jest duży, wymaga sporo roboty.

– Mój brat zrobi to za pięć – wypaliła.

– Za pięć? – Otworzył szeroko oczy. – Tak przyzwoitej oferty nie dostałem. A zna się chociaż na tym?

– Pamiętasz, jak ci opowiadałam, że mam zapuszczony ogród?

Pokiwał głową.

– No to teraz wygląda wzorowo. Richard świetnie się spisał. Tyle że pracuje dłużej, bo wszystko robi sam.

– Wcale mi to nie przeszkadza. Masz jego wizytówkę?

– Poczekaj, zaraz przyniosę.

Podwędziła elegancki papier na wizytówki z biurka Alice, wstukała stylowym liternictwem nazwisko Richarda i numer jego komórki, wydrukowała.

– Zaraz do niego zadzwonię – ucieszył się Chris.

– Może nie teraz – poprosiła szybko Holly. – Dziś tonie w robocie. Jutro będzie wolniejszy.

– No dobrze. Dzięki, Holly.

Przez ostatnią godzinę nie mogła się skupić. Wciąż spoglądała na zegarek, marząc, żeby czas płynął wolniej. Dlaczego nie biegnie tak prędko, kiedy czeka z niecierpliwością, żeby otworzyć kolejny list od Gerry’ego? Sprawdziła w torebce, czy jego ósmy list spoczywa bezpiecznie w wewnętrznej kieszeni. Ponieważ był ostatni dzień miesiąca, wzięła ze sobą październikową kopertę do pracy. Jakoś nie mogła zostawić jej na kuchennym stole. Już za kilka godzin znów poczuje się bliżej niego i chociaż najchętniej przesunęłaby wskazówki zegara, żeby przeczytać, co napisał, jednocześnie każda chwila zbliżała ją do kolacji z Danielem. A tego się obawiała.

Punkt szósta usłyszała, jak Alice wyłącza komputer i stukając obcasami, schodzi po schodach. Marzyła w duchu o tym, żeby Chris dorzucił jej roboty. Musiałaby wtedy zostać po godzinach. Przecież tyle razy spotykała się z Danielem, czym więc teraz tak się przejmuje? Zastanowił ją jakiś nieznany ton w jego głosie.

Bez pośpiechu wyłączyła komputer i spakowała teczkę. Poruszała się teraz w zwolnionym tempie, jak gdyby chciała odsunąć od siebie to spotkanie. Nagle popukała się w głowę. Przecież to jest kolacja służbowa. Raz kozie śmierć!

Serce zabiło jej żywiej na widok Daniela, który wyszedł jej naprzeciw Nastała chłodna jesień, miał więc na sobie czarną skórzaną kurtkę i dżinsy. Czarne włosy w nieładzie, lekki zarost. Wyglądał, jakby przed chwilą wstał z łóżka. Odwróciła wzrok.

– Przepraszam – powiedziała. – Zatrzymali mnie – skłamała.

– Nie przejmuj się. – Uśmiechnął się do niej. – Gdzie masz ochotę coś zjeść?

– Może tam? – zaproponowała, wskazując wzrokiem barek na parterze swojej redakcji. Marzyła o najmniej intymnym i najbardziej niezobowiązującym lokalu.

Daniel się skrzywił.

– Jestem naprawdę głodny. Nie jadłem cały dzień.

W końcu wybrał włoską restaurację. W środku panował spokój, stało tam tylko kilka stolików, na których paliły się świece, przy wszystkich siedziały pary. Kiedy Daniel wstał, żeby zdjąć kurtkę, Holly prędko zdmuchnęła świecę na ich stole.

– Masz uczulenie na dym? – zażartował, podążając za spojrzeniem Holly, która patrzyła na parę całującą się przez stół.

– Nie – przyznała. – Jest mi smutno.

Daniel nawet nie usłyszał, tak pilnie studiował kartę dań.

– Co zjesz?

– Cesarską sałatkę.

– Ech, wy kobiety, i te wasze cesarskie sałatki – zakpił.

Holly postanowiła skierować rozmowę na bezpieczne tory, dlatego w rezultacie przez cały czas rozmawiali o promocji koktajlu i jego reklamie. Nie miała ochoty rozważać spraw dotyczących ich dwojga. Zresztą sama nie potrafiła określić, co do niego czuje. Wyszła z restauracji mocno speszona. Nie rozumiała, dlaczego tak krępuje ją mężczyzna, który chce się z nią tylko przyjaźnić.

29
{"b":"100485","o":1}