Литмир - Электронная Библиотека

– Niestety, nie. Umarł w lutym. Miał nowotwór mózgu.

– Bardzo mi przykro – powiedział Chris. – Domyślam się, że trudno się z tym pogodzić… w tak młodym wieku. – Wbił oczy w biurko. – Sam w zeszłym roku straciłem żonę. Miała raka piersi.

– Niezmiernie mi przykro.

– Podobno z czasem człowiek wraca do równowagi.

– Też to słyszałam – potwierdziła. – I podobno pomagają w tym litry herbaty.

Zaniósł się tubalnym śmiechem.

– Córki powtarzają mi także, że równie ważne jest świeże powietrze.

Holly roześmiała się.

– O tak, magia świeżego powietrza. Cudownie działa na serce. To pańskie córki?

Spojrzała na zdjęcie.

– Tak – przytaknął. – Trzy uzdrowicielki, które utrzymują mnie przy życiu – rzekł ze śmiechem. – Niestety, ogród nie wygląda już tak jak na tym zdjęciu – stwierdził ze smutkiem.

– To pański ogród? – spytała Holly.

– Dbała o niego Maureen. Ja nie mogę się oderwać od biurka na tak długo, żeby zrobić w nim porządek.

– Doskonale pana rozumiem – podchwyciła – bo też nie mam smykałki do ogrodnictwa.

Uśmiechnęli się do siebie.

– Wracając do naszej rozmowy – powiedział pan Feeney. – Czy ma pani doświadczenie w pracy z mediami?

– Trochę mam. – Przestawiła się na poważniejszy ton. – Kiedy pracowałam w agencji nieruchomości, zajmowałam się reklamą. Szukałam odpowiednich miejsc do umieszczania naszych reklam.

– Ale nigdy nie pracowała pani w redakcji?

Holly sięgnęła pamięcią wstecz.

– Kiedyś redagowałam cotygodniowy biuletyn przedsiębiorstwa, w którym pracowałam…

Wymieniła wszystkie swoje kolejne posady. W końcu znudził ją własny głos. Wiedziała, że nie bardzo nadaje się do tej pracy, a jednocześnie czuła, że mogłaby jej podołać, gdyby pan Feeney dał jej szansę.

Zdjął okulary.

– Widzę, że ma pani spore doświadczenie, tyle że w żadnej pracy nie zagrzała pani miejsca dłużej niż dziewięć miesięcy.

– Prawdę mówiąc, wciąż szukam pracy, która by mi naprawdę odpowiadała – przyznała Holly z mocno już nadwerężoną pewnością siebie.

– Skąd mam wiedzieć, że mi pani nie ucieknie?

Dziewczyna zastanowiła się chwilę, po czym odparła poważnie:

– Bo czuję, że to właściwe zajęcie. Potrafię ciężko pracować. Kiedy mi zależy, poświęcam się bez reszty. Chętnie się uczę. Jeśli mi pan zaufa, nie zawiodę.

Przerwała, żeby nie paść na kolana i nie zacząć błagać o tę cholerną pracę. Oblała się rumieńcem, kiedy zdała sobie sprawę, jak to musi wyglądać.

– Może na tej wzniosłej deklaracji zakończmy naszą rozmowę – zaproponował pan Feeney z uśmiechem. Wstał, wyciągnął do niej rękę.

– Dziękuję za fatygę. Skontaktuję się z panią.

Holly postanowiła wpaść do Ciary do pracy, żeby coś przekąsić. Skręciła za róg i weszła do pubu „U Hogana”. W środku elegancko ubrani ludzie jedli obiad. W kącie znalazła wolny stolik.

– Przepraszam! – zawołała głośno, strzelając palcami. – Czy ktoś tu obsługuje?

Kilka osób spojrzało na nią karcąco. Cóż za grubiaństwo wobec personelu! Ciara odwróciła się i spiorunowała ją wzrokiem.

– O mały włos, palnęłabym cię w łeb – powiedziała ze śmiechem, podchodząc.

– Mam nadzieję, że na co dzień nie traktujesz w ten sposób klientów – droczyła się z nią Holly.

– Nie wszystkich. Zjesz dziś u nas obiad?

Skinęła głową.

– Dowiedziałam się od mamy, że podajesz obiady. Sądziłam, że pracujesz tylko w klubie na górze.

– Ten człowiek goni mnie do pracy o wszystkich możliwych porach. Traktuje mnie jak niewolnicę – pożaliła się Ciara.

Podszedł Daniel.

– Dobrze słyszę, że o mnie mowa?

Ciara zdębiała.

– Nie, nie, mówiłam o Mathew. Goni mnie do pracy o wszystkich możliwych porach. A w łóżku traktuje mnie jak niewolnicę.

I poszła do baru po notes i długopis.

– Przepraszam, że się wtrąciłem – powiedział Daniel, wybałuszając oczy na Ciarę. – Mogę się przysiąść? – spytał Holly.

Zaprosiła go gestem.

– Co masz dobrego do jedzenia? – spytała, przeglądając kartę.

– Nic – szepnęła Ciara za plecami Daniela.

– Najbardziej polecam zapiekankę – poradził.

Holly pokiwała głową.

– W takim razie poproszę.

Ciara przyłożyła palce do ust, udając, że wymiotuje.

– Jesteś dziś bardzo elegancka – stwierdził z uznaniem Daniel.

– Wracam z rozmowy kwalifikacyjnej. – Holly aż się skrzywiła na samo wspomnienie. – Szczerze mówiąc, nie spodziewam się odzewu.

– Nie przejmuj się – pocieszył ją. – Gdybyś miała ochotę, nadal miałbym dla ciebie pracę na górze.

– Sądziłam, że dałeś ją Ciarze.

– Znasz swoją siostrę. Urządziła tu niezłą scenę. Gość za barem powiedział coś, co jej się nie spodobało, a ona wylała mu piwo na głowę.

– Coś podobnego! – Holly aż się żachnęła. – Dziwię się, że jej nie wyrzuciłeś.

– Nie mógłbym zwolnić dziewczyny z klanu Kennedych. Wróciła Ciara zjedzeniem dla Holly, spojrzała złym wzrokiem na siostrę, po czym obróciła się na pięcie i odeszła.

– Rozmawiałaś ostatnio z Denise albo z Sharon? – spytał Daniel.

– Tylko z Denise – powiedziała, patrząc w bok.

– A ty?

– Tom zanudza mnie swoim ślubem. Chce, żebym został jego drużbą.

– I zostaniesz?

– Bo ja wiem. – Westchnął. – Egoistycznie cieszę się jego szczęściem. – Wyobrażam sobie, jak się czujesz w tej sytuacji. Rozmawiałeś ostatnio ze swoją byłą?

– Z Laurą? Nie chcę o niej słyszeć.

– Czy ona przyjaźni się z Tomem?

– Chwała Bogu, nie tak bardzo jak dawniej.

– Czyli nie będzie zaproszona na ślub?

Daniel zrobił zdziwioną minę.

– Wiesz, że nie przyszło mi to do głowy. – Zamilkł. – Jutro wieczorem spotykam się z Tomem i Denise, żeby omówić plany ślubu. Może masz ochotę przyjść?

Wzniosła oczy do nieba.

– Zapowiada się niezła zabawa.

Daniel roześmiał się.

– Wiem. Dlatego wolałbym nie iść sam. Zadzwoń do mnie, jak się namyślisz.

Skinęła głową.

Serce zaczęło walić jej jak młotem, kiedy zobaczyła pod domem samochód Sharon. Długo z nią nie rozmawiała. Wiedziała, że powinna ją była odwiedzić. Podjechała, wysiadła i podeszła do auta, ale ku jej zdziwieniu z samochodu wysiadł John. Najwyraźniej przyjechał sam.

– Cześć, Holly – przywitał się z marsową miną.

Trzasnął drzwiczkami.

– Gdzie jest Sharon? – zapytała.

– Wracam ze szpitala.

Przeraziła się.

– O Boże! Nic jej nie jest?

John wyraźnie się stropił.

– Nie, odwiozłem ją tylko na badania. I zaraz po nią jadę.

– Rozumiem – Holly poczuła się idiotycznie.

– Skoro tak się przejmujesz, może powinnaś do niej zadzwonić. Przeszył ją lodowatym spojrzeniem.

Zagryzła wargę. Zrobiło jej się głupio.

– No wiem. Wejdź, napijemy się herbaty.

Włączyła czajnik, zaczęła się krzątać przy herbacie. John usiadł przy stole.

– Sharon nie wie, że tu jestem, może więc zachowaj dyskrecję, co? Poczuła się jeszcze bardziej parszywie. Czyli to nie Sharon go wysłała. Przyjaciółka nie chciała jej widzieć.

– Sharon za tobą tęskni.

Holly przyniosła kubki z herbatą.

– Ja też.

– Ale długo się nie odzywasz. Dawniej rozmawiałyście codziennie.

Wziął od niej kubek.

– Bo dawniej wszystko było inaczej – odparowała rozdrażniona.

– Wiemy, co przeżyłaś.

– Wiem, że wiecie, John, ale chyba nie rozumiecie, że ja to nadal przeżywam! Nie umiem przejść nad tym do porządku tak jak wy i udawać, że nic się nie stało.

– Uważasz, że my udajemy?

– Może spójrzmy na fakty, dobrze? – zaproponowała ironicznie. – Sharon spodziewa się dziecka. Denise wychodzi za mąż…

Przerwał jej w pół zdania.

– Bo na tym polega życie. Najwyraźniej zapomniałaś, że trzeba dalej żyć. Też tęsknię za Gerrym. Był moim przyjacielem. Zawsze mieszkałem z nim po sąsiedzku. Razem chodziliśmy do szkoły, graliśmy w piłkę w jednej drużynie. Byłem drużbą na jego ślubie, a on na moim! Zwierzałem mu się ze wszystkich problemów, ze wszystkich radości zresztą też. Mówiłem mu rzeczy, których nie powiedziałbym Sharon, a on mówił mi takie, których nie powiedziałby tobie. Fakt, że nie brałem z nim ślubu nie znaczy, że mniej przeżywam jego odejście.

26
{"b":"100485","o":1}