Литмир - Электронная Библиотека

– Nie teraz – powiedziała bibliotekarka i oddała jej pieniądze. – Zapłaci pani, kiedy pani skończy.

Ruszyła do komputerów, ale zorientowała się, że wszystkie są zajęte. Stała, bębniła palcami w torebkę i rozglądała się. Wtem zobaczyła klikającego Richarda. Podeszła, dotknęła go w ramię. Aż podskoczył, wystraszony, i obrócił się z krzesłem.

– Cześć – przywitała go szeptem.

– Cześć, Holly. Co ty tu robisz? – zapytał speszony, jakby go przyłapała na gorącym uczynku.

– Czekam na komputer – wyjaśniła. – Postanowiłam rozejrzeć się w końcu za pracą – oznajmiła z dumą.

– W takim razie weź ten – zaproponował i zgasił ekran.

– Wcale cię nie poganiam – wybąkała.

– Ale ja już skończyłem. Szukałem czegoś do pracy.

– Aż tutaj? – spytała zaskoczona. – Czy nie macie komputerów w Blackrock?

Nie była pewna, gdzie Richard pracuje, ale niegrzecznie byłoby pytać teraz, skoro nie zainteresowała się tym przez ponad dziesięć lat. Wiedziała, że chodzi w białym kitlu po laboratorium i wpuszcza kolorowe substancje do probówek.

– Służba nie drużba – zażartował ni w pięć, ni w dziewięć Richard. Pożegnał się prędko i podszedł do lady, żeby zapłacić.

Holly usiadła do komputera i rozpoczęła poszukiwania. Po czterdziestu minutach też podeszła do lady. Bibliotekarka kliknęła w komputer.

– Piętnaście euro.

Holly zdumiała się.

– Przecież mówiła pani, że pięć za dwadzieścia minut.

– Zgadza się – potwierdziła bibliotekarka z uśmiechem.

– Przecież korzystałam z sieci czterdzieści minut.

– Dokładnie czterdzieści cztery, czyli rozpoczęła pani następne dwadzieścia minut.

Holly ściszyła głos.

– Bardzo przepraszam, ale mam przy sobie tylko dziesięć. Czy mogłabym resztę donieść później?

Bibliotekarka pokręciła głową.

– Pani wybaczy, ale nie ma takiej możliwości. Trzeba zapłacić całość na miejscu.

– Tak, ale nie mam tyle przy sobie – wyjaśniła Holly. Kobieta patrzyła na nią tępo zza lady.

– No dobrze – powiedziała Holly i wyjęła komórkę.

– Przepraszam, ale tu nie wolno korzystać z telefonów. Wskazała napis Zakaz używania telefonów komórkowych. Holly policzyła w myślach do pięciu.

– W takim razie wynikł pewien problem. Czy mogę stąd wyjść, żeby zadzwonić?

– Tylko proszę nie oddalać się od wejścia.

Kobieta zaczęła przekładać papiery, udając, że wraca do pracy.

Holly stanęła na zewnątrz przy drzwiach i zastanowiła się, do kogo zadzwonić. Nie chciała, żeby promieniejące szczęściem Denise i Sharon dowiedziały się o jej kłopotach. Nie mogła też zadzwonić do Ciary, która pracowała w pubie „U Hogana”. Jack teraz wykładał, Declan miał zajęcia na uczelni, a Richard w ogóle nie wchodził w grę.

Łzy pociekły jej po twarzy, kiedy przewijała listę znajomych w telefonie. Większość w ogóle nie zadzwoniła do niej po śmierci Gerry’ego. Odwróciła się plecami do bibliotekarki, żeby nie widziała jej zdenerwowania. Jakie to upokarzające prosić kogoś przez telefon o pięć euro. A jeszcze bardziej upokarzające, było to, że nie miała do kogo zadzwonić. Wybrała więc pierwszy numer, jaki jej przyszedł do głowy.

– Cześć, tu Gerry. Proszę zostawić wiadomość po sygnale, oddzwonię, kiedy tylko będę mógł.

– Cześć, Gerry – powiedziała zapłakana. – Jesteś mi potrzebny.

Godzinę później leżała skulona na kanapie u mamy w Portmarnock. Czuła się znów jak nastolatka. Mama podjechała po nią do biblioteki, zapłaciła i przywiozła ją do domu na podwieczorek.

– Dzwoniłam do ciebie wczoraj wieczorem. Wychodziłaś? – zapytała. Holly łyknęła herbaty. Ten magiczny napój rzeczywiście czyni cuda.

Stanowi lek na wszystkie życiowe kłopoty. Na dotkliwą plotkę – filiżanka herbaty, na zwolnienie z pracy – filiżanka herbaty, na wiadomość, że mąż ma guz mózgu – filiżanka herbaty…

– Tak, byłam na kolacji z dziewczynami i setką nieznanych mi osób.

Holly przetarła ze znużeniem oczy.

– I co u nich słychać? – zapytała serdecznie Elizabeth. Zawsze znajdowała wspólny język z przyjaciółmi Holly, podczas gdy koleżanki Ciary po prostu ją przerażały.

Kolejny łyk herbaty.

– Sharon jest w ciąży, a Denise się zaręczyła – powiedziała, patrząc przed siebie.

Elizabeth westchnęła, nie wiedząc, jak zareagować wobec oczywistego przygnębienia córki.

– I co teraz czujesz? – spytała cicho, odgarniając włosy z twarzy Holly.

Holly wbiła wzrok w swoje ręce. Usiłowała wziąć się w garść. Ale nic z tego nie wyszło, jej ramiona zaczęły drgać.

– Och, dziecko… – szepnęła smutno Elizabeth i przysunęła się do córki. – Rozumiem, że to boli.

Holly nie mogła się opanować. Wtem trzasnęły drzwi wejściowe.

– Jesteśmy! – zawołała Ciara.

– To świetnie – powiedziała Holly, kładąc głowę na piersi mamy.

– Gdzie są wszyscy? – krzyczała Ciara, trzaskając drzwiami w całym domu.

– Poczekaj, kochanie! – odkrzyknęła Elizabeth, zniecierpliwiona, że przeszkodzono jej w ważnej rozmowie z Holly.

– Mam wiadomość! – Jej głos nasilał się w miarę, jak zbliżała się do salonu. Po chwili wparował do niego Mathew, który niósł Ciarę na rękach. – Wracam z Mathew do Australii! – obwieściła rozradowana. Urwała na widok roztrzęsionej siostry w objęciach mamy. Zeskoczyła z rąk Mathew, oboje wyszli, zamykając cicho drzwi.

– I na dodatek Ciara wyjeżdża.

Holly rozszlochała się teraz na dobre, a Elizabeth zapłakała cicho razem z nią.

Do późna w nocy zwierzała się matce z przeżyć ostatnich miesięcy. I chociaż Elizabeth nie szczędziła jej ciepłych słów, Holly nadal czuła się jak w potrzasku. Przenocowała w pokoju gościnnym, a nazajutrz rano obudził ją kociokwik typowy dla tego domu. Aż uśmiechnęła się, słysząc znajome odgłosy – brat i siostra biegali po domu i wykrzykiwali, że się spóźnią, jedno na uczelnię, drugie do pracy. Świat najzwyczajniej kręcił się dalej i nie było dostatecznie dużego klosza, by mogła się schować.

Koło południa tata podrzucił Holly do domu i wcisnął jej czek na pięć tysięcy euro.

– Nie mogę przyjąć – odmówiła bardzo wzruszona jego gestem.

– Weź – poprosił serdecznie. – Pozwól sobie pomóc, kochanie.

– Zwrócę co do centa – obiecała, przytulając go mocno.

Stała w drzwiach i machała odjeżdżającemu ojcu. Spojrzała na czek i natychmiast poczuła, że spadł jej ciężar z barków. W jednej chwili uświadomiła sobie dwadzieścia pilnych potrzeb i po raz pierwszy nie było wśród nich wydatków na ciuchy.

Usiadła w pustym pokoju przy komputerze i zaczęła pisać życiorys. Dopiero po dwóch godzinach wydrukowała zadowalającą wersję. Roześmiała się, pełna nadziei, że przekona przyszłych chlebodawców, którzy uwierzą w jej przydatność zawodową. Ubrała się elegancko i pojechała do agencji pośrednictwa pracy samochodem, który wreszcie mogła zatankować. Przestaje tracić czas. Skoro Gerry polecił jej znaleźć pracę, to znajdzie.

Kilka dni później siedziała na jednym z nowych krzeseł w ogrodzie za domem i popijała czerwone wino. Przyglądała się pięknie zagospodarowanej przestrzeni, nabierając przekonania, że ogrodem zajmuje się jakiś tajemniczy fachowiec. Wciągnęła w nozdrza słodki zapach kwiatów. Była ósma wieczorem, powoli się ściemniało. Kończyły się długie jasne wieczory, świat znów się szykował do zimowego snu.

Przypomniała sobie wiadomość, którą zastała pewnego dnia na sekretarce automatycznej. Zadzwoniono z biura pośrednictwa pracy. Urzędniczka poinformowała ją przez telefon, że na jej ofertę przyszło wiele odpowiedzi i że wyznaczono jej już spotkanie. Szef dublińskiego wydawnictwa poszukuje pracownika do działu sprzedaży reklam. Nie miała w tej dziedzinie żadnych doświadczeń. Ale przecież Gerry kazał jej mierzyć wysoko…

Przypomniał jej się również niedawny telefon od Denise. Wcale się nie przejęła, że Holly nie zadzwoniła do niej po tamtej wspólnej kolacji. Opowiadała jak najęta o swoim wyznaczonym w styczniu ślubie. Wystarczyło, że Holly chrząknęła od czasu do czasu, żeby koleżance zdawało się, że słucha… choć wcale nie słuchała.

24
{"b":"100485","o":1}