Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Zawahała się. Miała sztylet, mogła podciąć sobie nadgarstki i położyć w ciepłej wodzie jak uczniowie Epikura… Tylko że samobójstwo jest grzechem. Za to idzie się do piekła. Czy picie końskiej krwi też jest grzechem? Nie wiedziała. A zatem wybór był prosty. Mogła pozostać człowiekiem, tyle że martwym i potępionym, albo wampirem, żywym i nie wiadomo, czy potępionym. Jeśli się zabije, pójdzie do piekła. Natychmiast. Jeśli zostanie przy życiu, nie wiadomo. Może kiedyś tak, ale przecież jeszcze nie teraz. Głupia. Do tak prostych wniosków dochodziła tyle czasu…

Podeszła do klaczy i położyła jej rękę na grzbiecie. Jak trudno zabrać się za to samej. Dlaczego nie ma przy niej nikogo bliskiego? Dlaczego wybrała akurat ten dzień i dlaczego swoją ulubienicę? Objęła końską szyję i przytuliła się. Klacz poczuła szóstym zmysłem coś niedobrego, położyła po sobie uszy. Drobna dłoń księżniczki czochrająca grzywę pomogła jej odzyskać spokój… Dziewczyna wtuliła twarz w skórę zwierzęcia. Drobne włoski łaskotały ją w nos, powieki zamkniętych oczu, piersi, brzuch. Poczuła, jak sutki twardnieją, stają się wrażliwe na dotyk. Rozchyliła usta. Już czas. Ssawka bez udziału jej woli wślizgnęła się w sierść. Gdy przylgnęła do skóry, klacz drgnęła. Jeden raz, zespolenie było prawie bezbolesne.

Rozum się wyłączył. Tylko instynkt. Poczuła ciepło rozchodzące się w żyłach, mrowienie w dole brzucha i dziwną błogość ogarniającą całe ciało. Pragnienie ustąpiło. Odczepiła ssawkę i jeszcze długą chwilę trwała przytulona do ciepłego, końskiego boku. Spojrzała, czy nie trzeba założyć opatrunku. Nie. Na skórze zwierzęcia została tylko niewielka, przysychająca, brązowa plama.

Smak krwi w ustach był bardzo nieprzyjemny, ale domyślała się tego już wcześniej. Zabrała z domu woreczek daktyli. Żucie owoców pomogło. Dała też całą garść konikowi. Zasłużył. Było jej zimno, ciało ogarnęły dreszcze. Trzęsła się jak przy najgorszej febrze. Bolały ją serce i głowa. Czuła mrowienie pod skórą. Ubrała się w suknię. W zacisznym zakątku ocalałych ścian starożytnej willi rzuciła na ziemię matę i gruby, tkany z wełny koc.

Zwinęła się w kłębek i nakryła owczą skórą. Pod głowę podłożyła siodło. Trzęsło nią coraz gorzej. Ale wiedziała, że to minie. Nie jest dobrze chorować w samotności. Powinna wziąć ze sobą niewolnicę. Na przykład tę małą Nubijkę od sąsiadów. Miałby kto rozpalić ognisko i Monika mogłaby spać ze świadomością, że ktoś czuwa obok. Albo wziąć ją w posłanie, niech grzeje plecy. Dotknęła czoła. Wysoka gorączka. Wciągnęła powietrze. Pokrywający ciało gęsty, perlisty pot przypominał zapachem zgonionego konia.

Ale za kilka godzin poczuje się jak nowo narodzona. I w pewnym sensie będą to nowe narodziny. Czas zatrzyma się dla jej ciała. Przeżyje całe wieki, a przy odrobinie szczęścia może nawet tysiąclecie. Coś uwierało ją w policzek. Drobne okucie ze srebrzonego brązu.

– Tysiąc czterysta złotych – szepnął antykwariusz, widząc, że wyrwała się z zadumy.

– Dziewięćset – rzuciła swoją propozycję.

Poskrobał się z frasunkiem po głowie…

* * *

Ósma rano. Księżniczka zasiadła w ławce. Wyjęła książkę, zeszyt oraz wieczne pióro. Położyła przed sobą okucie i uśmiechnęła się do swoich myśli. Historyczka nadal jest chora – tym razem zastępstwo ma Stanisława. Kilka uczennic na jej widok przygarbiło się nieco. Ale lektorka jest w dobrym humorze.

– Dziś pomówimy sobie nie o przeszłości, ale o przyszłości – powiedziała z uśmiechem.

Wytrzeszczyły oczy.

– Zastanówmy się wspólnie nad takim problemem: nasza cywilizacja w ciągu ostatnich siedmiu tysiącleci wykonała skok od kultury zbieracko-łowieckiej do lotów w kosmos. Wiecie, jak wyglądało ostatnie dwieście lat. Spróbujmy zatem pofantazjować sobie, co będzie za kolejne dwadzieścia, czterdzieści, może sto…

Magda wyciągnęła z torby sczytany numer „Nowej Fantastyki”.

– „Polska 2036 r. Szwecja przystępuje do wypłaty szóstej transzy odszkodowań za Potop” – przeczytała na głos.

Po klasie przeleciał chichot.

– Nie ściągaj. – Stanisława też była rozbawiona. – Wymyślmy coś sami…

Monika podeszła do biurka.

– Przepraszam, czy mogę na chwilę…

Trzaśniecie drzwi. Wszedł dyrektor, blady jak ściana.

– Pani Kruszewska, inspekcja z kuratorium…

Aha! Zrozumiała od razu, dlaczego tak zbladł. Przysłali dranie niezapowiedzianą kontrolę. Kierownik szkoły spostrzegł błysk w jej oku i teraz naprawdę się przestraszył. Czuł przez skórę, że ta nieobliczalna kobitka zaraz wytnie jakiś numer.

Wizytatorów było dwoje. Ponury facet i wyniosła dama w garsonce. Oboje byli skrzywieni, jakby właśnie przełknęli po kawałku cytryny. Usadowili się na końcu sali. Po co tu przyszli? Dla Stanisławy jest to jasne. Od pewnego czasu władze mnożą bariery biurokratyczne, jak tylko mogą, przeszkadzają prywatnym szkołom przetrwać trudny okres recesji. Pewnie będą szukać dziury w całym. Liczą na to, że w wyniku kontroli szkoła utraci dotację. Dlaczego zjawili się akurat na lekcji historii? Widocznie przynajmniej jedno z nich jest historykiem. Szukają haka? Niech się udławią.

– Proszę kontynuować – mruknął mężczyzna.

Stanisława wiedziała już, co ma zrobić. Jest za młoda na nauczycielkę, mogą się tego czepić, musiała zatem maksymalnie odwrócić uwagę od siebie. Monika ciągle stała obok z niewinną minką. Hmmm. Pewnie chciała wyjść do toalety. Wytrzyma do końca lekcji? Chyba będzie musiała.

– Właśnie przepytywałam uczennicę – wyjaśniła nauczycielka. Odwróciła się w kierunku księżniczki. – Dalej proszę…

Monika mówiła nie do końca składnie, czasem brakowało jej jakiegoś wyrazu. Opisała historię tragicznej w skutkach pomyłki… Stefan Duszan ogłasza się carem Wielkiej Serbii, zaczyna się fatalna w skutkach wojna z Cesarstwem Bizantyjskim. Jan VI Kantakuzen wzywa na pomoc Turków osmańskich. Ci opanowują Bałkany i zwracają się przeciw dotychczasowemu suwerenowi. Mija zaledwie stulecie. Odsiecz pod wodzą polskiego króla Władysława zostaje rozbita pod Warną. Po kilku latach oblężenia upada Konstantynopol.

Wizytatorom szczęki opadły. Do tej pory nie słyszeli nawet, że poganie zaraz po zdobyciu Bizancjum rzucili ogromne siły na północny wschód, by wreszcie upokorzyć Gruzję i Armenię. Księżniczka opisała wypadki, wyliczyła ważniejsze miasta, daty, nazwiska dowódców. Była tam, ale o tym oczywiście nie wspomniała. Z lekką kuszą w dłoni, w niedużym oddziale ormiańskiej partyzantki. Zabiła wielu tureckich żołnierzy i może przynajmniej trochę przyczyniła się do ocalenia chrześcijańskiego kraju…

– No, siadaj, czwórka. – Stanisława odesłała ją na miejsce.

Wróg został częściowo spacyfikowany, teraz pora go dobić.

– Przejdźmy do omawiania sytuacji na Półwyspie Bałkańskim i w basenie Morza Śródziemnego.

Wykładała przez piętnaście minut w podobnym stylu jak księżniczka. Opowiedziała o sytuacji w Serbii i Bośni, o próbie budowy na gruzach cesarstwa niezależnych państw, o rozpaczliwym wysiłku zatrzymania fali islamu. O klęsce. Urwała w pół zdania.

– Sytuacja nie byłaby pełna, gdybyśmy nie omówili sobie jeszcze, jak to wyglądało od południa. Czy ktoś na ochotnika opowie nam o chrześcijanach w Nubii?

Na ochotnika? Wolne żarty. Zagrała va banque. Cała nadzieja w tym, że Magda zdążyła przeczytać pożyczoną książkę… Cuda się zdarzają. Uczennica podniosła dłoń.

– Na ocenę?

– Hmmm. Wolałabym postawić plusa za aktywność, ale jak się postarasz, pomyślimy. Niech ci będzie.

Pozostałe uczennice ledwo mogły wysiedzieć z emocji. Magda opowiadała. Nobadia, Makuria, Alodia… Unicestwione królestwa ożyły. Rok 745, armia chrześcijańska uderza z południa na islamski od dawna Egipt w obronie patriarchy aleksandryjskiego. Szaleńcza wyprawa tysiąc kilometrów na północ przez wrogi kraj, podjęta dla ratowania jednego człowieka. I dla ratowania swojej wiary.

Wszyscy milczą wstrząśnięci. Wreszcie Magda dochodzi do tragicznego roku 1504. Upada Alodia. Blisko tysiąc lat chrystianizacji Nubii staje się tylko pięknym wspomnieniem. Niedobitki chrześcijan wycofują się do królestwa Aksum, do Etiopii. Ci, którzy pozostali, jeszcze przez całe dziesięciolecia będą ukradkiem palić lampki i modlić się w zasypywanej przez piaski katedrze w Pahoras…

19
{"b":"100375","o":1}