Rozpiął jej pasek za uszami i zdjął ten element uprzęży. Marika oglądała z zaciekawieniem swoje ręce, a potem zaczęła zginać palce.
– Spokojnie – zwrócił się do Moniki. Postaram się zwrócić wam wasze ciała. Ale najpierw muszę wydusić tę informację od tego drania, a to nie będzie łatwe. Czy jeszcze czegoś potrzebujesz?
Zarżała z rozpaczą. Starał się wydedukować, o co jej chodzi.
– Sukienka? Chodzi ci o to, że jesteś goła? Tak, rozumiem, to może być trochę żenujące, ale nie przejmuj się. Ogon zasłania to, co najgorsze, a ja z całą pewnością nie będę tam ci zaglądał. A żadna twoja sukienka nie wbije się teraz na ciebie. Może ci uszyć coś?
Pokręciła głową.
– Dobrze. Masz w żłobie owies i siano. Woda jest w wiadrze. Może przyniosę ci tu radio?
Pokiwała głową. Popatrzył teraz na Marikę, która właśnie wypróbowywała jak się odpina i zapina guziki.
– Postaraj się mówić po ludzku – poprosił. Teraz możesz. Pamiętasz mam nadzieję słowa?
Milczała chwilę. Wreszcie odpowiedziała z wysiłkiem.
– Tak.
Odetchnął z ulgą.
– Widzisz – zwrócił się do Moniki, która właśnie sprawdzała jak smakuje owies. Nie jest tak najgorzej. Wreszcie dowiem się jak głęboka jest inteligencja koni.
– Chcę mieć źrebaczka – powiedziała wolno Marika. Zawsze chciałam.
– Pomyślimy o tym, jak wrócisz do siebie – obiecał.
– Wkrótce będę mogła mieć, ale poczekam aż wrócę – powiedziała z trudem.
– Poczekamy. Przecież nie podstawimy Moniki pod ogiera.
Dziewczyna zamieniona w konia wydała z siebie długie oburzone rżenie. Jakub podszedł i pogładził japo boku.
– Przecież wiesz, że nie zrobiłbym ci czegoś takiego. Wiem, co czujesz. Możesz mi zaufać. Jeśli chcesz spać w normalnym łóżku, to w moim powinnaś się zmieścić.
– Trzeba będzie wzmocnić – powiedział Marika lekko charkotliwie. Zapasłeś mnie Jakubie.
– Ja cię zapasłem? A kto stawał na tylnych nogach, żeby przez szpary wyskubywać siano ze strychu? Aha, jeszcze jedno. Może ty lepiej zrozumiesz, co twoje przyjaciółka ma do powiedzenia…
– Konie nie mówią. Nasze komunikaty są krótkie i mało treściwe. Ograniczają się do wymieniania powitań i nastrojów – powiedziała klacz zamieniona w dziewczynę. Chciałabym spróbować jak smakuje piwo, jeśli nie masz nic przeciwko.
– Znajdziesz butelkę w lodowce. Ale nie wypij naraz więcej niż połowę. Wystarczy nam tych kłopotów, które mamy.
Kiwnęła głową potakująco. Zupełnie jak wtedy, gdy była koniem.
– Ja pójdę poszukam tego drania. Gdybym nie wrócił przez dwa dni, to skontaktuj się z Semenem. Może on coś wymyśli.
– Wróć.
– Jeśli nie wrócę, to będzie znaczyło, że nie żyję.
– Mogę cię wyszczotkować? – zapytała Monikę. Kłaczka popatrzyła na Jakuba niepewnie.
– Ja już idę. Będziecie tu same. Musisz zadbać o swój wygląd. Opiekuj się nią – przykazał Marice.
– Zadbam ojej wygląd jak o swój własny – powiedziała.
Uśmiechnął się. Co za palant mógł pomyśleć, że konie nie mają poczucia humoru? Spod kurtki wydobył kaburę z rewolwerem. Zawiesił ją na ścianie.
– To tak na wszelki wypadek – powiedział. – Jest nabity i odbezpieczony. Będziesz umiała?
Kiwnęła głową. Wyszedł z obory i wyprowadziwszy z szopy motor, pojechał do wsi. Wyczuł Iwanowa niemal natychmiast. Iwanów wręcz go wzywał. Zatrzymał się przed gospodą. Wszedł do środka. Czarownik kiwał się przy stoliku, na którym stała bateria opróżnionych butelek. Przy nim stał ajent i jeden glinowinka, praktykant.
– Próbował zapłacić tym – ajent pokazywał złotą dwudziestodolarówkę.
– Zapiszmy w protokole. Moneta okrągła żółtego koloru z napisem twenty dolar… Zaraz to wyjaśnimy – powiedział praktykant.
Iwanów odgiął klapę marynarki i pokazał tkwiącą pod nią odznakę UB.
– Dokumenty obywatelu – glina był nieustępliwy.
– Jakub usiadł przy drzwiach.
– Pomóż mi – poprosił telepatycznie czarownik.
– Figę. Najpierw mi powiedz, jak odczarować dziewczyny.
– To bardzo trudne. Moglibyśmy pogadać gdzieś indziej?
– Co ci szkodzi, aby zniknąć?
– Przy dużym stężeniu alkoholu we krwi moje moce zawodzą. Jeśli Bieluch się o tym dowie, to będą kłopoty.
– Kim on właściwie jest?
– Zawsze był sługą mego pana, tak jak ja. Teraz przejął chyba kontrolę. Najwyraźniej jestem mu niepotrzebny.
– Dlaczego nie wrócisz do siebie?
– To nie takie proste. Mój pan mnie potrzebuje. Czekał już tyle wieków.
Niewidzialny Jakub podszedł do siedzącego i położył mu rękę na głowie. W jedenaście sekund później siedzący zniknął niespodziewanie w połowie jakiegoś usprawiedliwienia. Jednocześnie z depozytu w kieszeni gliniarza wyparowała złota dwudziestka.
Rozdział IX
Herberto był twardym człowiekiem. Zresztą, mięczaków nie szkolono na egzorcystów.
Wisiał w paskudnej piwnicy o pomalowanych olejną farbą ścianach. Nadgarstki związane drutem przerzucone miał przez bloczek. Przez dwa inne przeciągnięto sznury zaczepione o jego kostki. Wisiał więc w powietrzu w wyjątkowo niewygodnej pozycji. Tortura ta zwana była niegdyś kołyską Judasza i stosowała ją święta Inkwizycja. Wiedział o tym, uczęszczał na cykl wykładów z dziedziny archeologii prawa. Miejscowi ubecy stosowali ją bardziej na wyczucie, ale dawała podobnie paskudne efekty.
– Pytam po raz ostatni – facet z mordą małpy był bardzo cierpliwy. Dlaczego cię tu przysłano?
– Obowiązuje mnie tajemnica spowiedzi. Ubek zgasił papierosa na jego pięcie.
– Takich szpiegów jak ty należy likwidować.
– Zostałem aresztowany pod zarzutem niszczenia rzeźby z dziesiątego wieku, choć rzeźba wykonana z takiego surowca nie przetrwałaby na wolnym powietrzu nawet
roku, o tysiącu nie wspominając. Fakt, że uważa mnie pan za szpiega, jest dla mnie nowy i głęboko zasmucający.
– Portugalski duchowny, który przyleciał z przesiadką w Rzymie, a mówi po polsku jak rodowity Polak. To cholernie ciekawe. Nie masz tu rodziny ani znajomych, więc po co przyjechałeś?
– Mój ą rodziną jest cała ludzkość.
– To masz pecha, bo twój własny kuzyn chce się dowiedzieć, co inny kuzyn kazał ci zrobić.
– Nie odpowiem na żadne pytania. Przysięgałem milczeć. Pitekantrop zapalił zapalniczką świeczkę i postawił ją pod stopą więźnia na podłodze.
– Mamy mnóstwo czasu. Poczekamy sobie aż staniesz się bardziej rozmowny.
Niebawem Herberto zaczął wyć. Wył jak zwierzę. Trwało to całymi godzinami. Tracił przytomność. Gdy ją odzyskiwał po oblaniu kubłem wody, zaczynał ponownie krzyczeć. Pierwszy poddał się małpolud. Spuścił go na ziemię i zawlókł do celi.
– Jutro pogadamy znowu – obiecał.
Zakonnik nie odpowiedział. Popadł w całkowite odrętwienie.
* * *
Gdy czarownik odzyskał przytomność, leżał związany jak baleron w kałuży wody w jakiejś na wpół zatopionej piwnicy. Jakub siedział opodal i rozżarzał pogrzebacz nad palnikiem gazowym.
– No to, co, pogadamy? – zapytał.
– Nie mamy o czym.
– Na przykład o dziewczynie zamienionej w konia. – A czy jej jest źle?
– Wiesz, o co mi chodzi. Nie o to, czy jest jej źle, czy może raczej głupio się czuje. Ja pytam, jak to odkręcić.
– Nie wiem, jak to odkręcić. Nie uczyłem się tego. Całe umiejętności przelano mi bezpośrednio do mózgu.
– Tym gorzej dla ciebie. Myślę, że na początek wypalę ci przyrodzenie.
– Jeśli to zrobisz, to dziewczyna nigdy nie odzyska swojego ciała.
– Chyba się wygadałeś.
– No dobra. Można to odkręcić. Muszę tylko sobie przypomnieć jak.
– Masz pięć minut.
Czarownik natężył swoją wolę. Alkohol we krwi i w żołądku bardzo mu przeszkadzał. Spróbował wydalić go przez skórę. Poszło. Nim upłynęło pięć minut był trzeźwiuteńki jak niemowlak.
– Czas minął – powiedział Jakub. – Gadaj. Czarownik rozpłynął się powoli w powietrzu. Pozostała po nim tylko kałuża czystego spirytusu.