Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Minęła przeszklone gabloty w drodze do biblioteki. Medale, pamiątki, broń. Ledwo je zauważyła, myślała jedynie o spotkaniu z bratem.

Przed drzwiami przystanęła na moment. Uniosła wysoko brodę i głośno zapukała, okazując odwagę, której wcale nie czuła.

– Wejdź.

Otworzyła drzwi, przekroczyła próg.

– Chciałeś ze mną rozmawiać? – Czuła się jak przed sądem, a nie w to

warzystwie ukochanego brata.

– Tak. Uśmiechnął się do niej ciepło. Ustami i oczami.

Uświadomiła sobie, że on także jest podenerwowany.

Chodź, chodź, siadaj.

– Strasznie wyglądasz. Taki śmiertelnie poważny.

Położył rękę na ramieniu siostry i poprowadził ją do krzesła.

– Chcę z tobą porozmawiać o poważnych sprawach.

Usadowił ją, po czym odszedł kilka kroków i założył ręce za plecami. Dopiero teraz dziewczyna zauważyła, że brat coś trzyma w ręku. Kopertę.

– Co to jest? – spytała. Dusza jej się skurczyła ze strachu, że oto spraw

dzają się jej najgorsze obawy. Jeżeli monsieur Constant, człowiek niewąt

pliwie bystry, dołożył starań i odkrył adres, pod którym przebywała, napi

sał do niej bezpośrednio… Czy to list od mamy? Z Paryża?

Po twarzy Anatola przemknął dziwny cień, jakby brat sobie przypomniał o czymś, co mu umknęło.

– Nie – odparł. – To znaczy, owszem, list, ale nie od mamy. Ja go napi

sałem. Do ciebie.

W Leonie na nowo obudziła się nadzieja. Może jeszcze wszystko będzie dobrze?

– Do mnie?

Anatol przygładził włosy i westchnął ciężko.

– Sytuacja jest dość wyjątkowa – zaczął cicho. – Są pewne sprawy…

o których powinniśmy porozmawiać, ale ja nie potrafię tego zrobić. Przy

tobie brakuje mi słów.

Leonie zaśmiała się głośno.

– Niemożliwe! Tobie? Przy mnie?

W zamierzeniu jej słowa miały być lekką drwiną, lecz Anatol nadal miał ponury wyraz twarzy. Uśmiech zamarł jej na ustach. Zerwała się z krzesła, podbiegła do brata

– Co się dzieje? Coś niedobrego z mamą? Z Izoldą? Anatol spuścił wzrok na list.

– Powierzyłem swoją spowiedź papierowi – rzekł.

Spowiedź?

Jest tam wiadomość, którą powinienem był… powinniśmy byli podzielić się z tobą jakiś czas temu. Izolda mnie do tego namawiała, ale mnie się zdawało, że racja jest po mojej stronie.

Anatolu! – Pociągnęła go za rękę. – Mów!

Lepiej będzie, jeśli w spokoju przeczytasz, co napisałem. Sytuacja stała się znacznie poważniejsza, wymaga mojego natychmiastowego działania. A ja potrzebuję twojej pomocy.

Wysunął rękę z uścisku siostry i włożył jej w dłoń kopertę.

– Mam nadzieję, że zdołasz mi wybaczyć. Głos mu się łamał. – Za

czekam na zewnątrz.

I wyszedł.

Drzwi się zamknęły. Zapadła cisza.

Leonie, niebotycznie zdumiona, obejrzała kopertę. Rzeczywiście, znajdowało się na niej jej imię, wypisane czarnym atramentem, eleganckim romantycznym pismem Anatola.

Lękała się tego, co znajdzie w środku. Musiała zebrać w sobie całą odwagę, by otworzyć list.

Piątek, trzydziesty października

Moja kochana, petite Leonie,

Zawsze mi zarzucałaś, że traktuję Cię jak dziecko. Nawet wtedy, gdy jeszcze biegałaś w krótkich spódniczkach i z kokardami we włosach, słuchałem Twoich pretensji, całkiem nieuzasadnionych. Tym razem jednak sprawa jest poważna, ponieważ jutro o zmierzchu na polanie w bukowym lesie stanę twarzą w twarz z człowiekiem, który robi co w jego mocy, by nas zniszczyć.

Może nie wyjdę z tego starcia zwycięsko, tym bardziej więc nie chcę Cię pozostawiać bez odpowiedzi na wszystkie te pytania, które na pewno byś mi zadała. A i tak, niezależnie od wyniku pojedynku, chcę, byś poznała prawdę.

Kocham Izoldę z całego serca. To przy jej grobie stałaś w marcu. Fałszywy pogrzeb miał ją… nas uchronić przed gwałtowną zawiścią człowieka, z którym przez pomyłkę, na krótko się związała. Nie znaleźliśmy innego wyjścia.

Leonie sięgnęła do tyłu, namacała oparcie krzesła. Usiadła.

Przyznaję, spodziewałem się, że odkryjesz oszustwo. W ciągu tych trudnych miesięcy, wiosną i na początku lata, nawet w czasie, gdy stale atakowano mnie w brukowcach, sądziłem, iż przejrzysz nasz spisek i mnie oskarżysz, lecz widać grałem swoją rolę nazbyt dobrze. A Ty, osoba tak szczera i otwarta, dlaczego miałabyś wątpić, że moje spierzchnięte usta i podkrążone oc.y nie były skutkiem rozpusty, ale żałoby?

Musisz wiedzieć, że Izolda nigdy nie chciała utrzymywać Cię w błędzie. Od momentu gdy przyjechaliśmy do Domaine de la Cade, od pierwszej chwili gdy cię poznała, miała ufność w Twoją miłość do mnie i nadzieję, że z czasem i ją obdarzysz siostrzanym uczuciem, a wtedy pozwolisz sobie na odsunięcie moralnych wątpliwości i wesprzesz nas w naszym spisku. Ja się z nią nie zgadzałem.

Byłem głupcem.

Pisząc do Ciebie ten list, być może w przeddzień śmierci, przyznaję, że moją największą winą było tchórzostwo moralne. Największą, ale nic jedyną.

Cieszę się, że dane nam było spędzić razem czas w Domaine de la Cade. Że mogliśmy tutaj być razem. Ty, Izolda i ja.

To nie wszystko. Popełniłem jeszcze jedno oszustwo i błagam Cię, jeśli nie o wybaczenie, bo możesz go nie znaleźć w swym sercu, to przynajmniej o zrozumienie. W Carcassonne, gdy błądziłaś po ulicach obcego miasta, Izolda i ja zawarliśmy związek małżeński. Jest teraz panią Vernier, twoją siostrą w świetle prawa w równym stopniu, jak za sprawą uczuć.

Będę ojcem.

A jednocześnie, w tych najszczęśliwszych dniach, dowiedziałem się. że ów człowiek, przed którym uciekaliśmy, odkrył naszą kryjówkę. Taki właśnie był prawdziwy powód nagłego wyjazdu z Carcassonne. Takie jest wyjaśnienie choroby Izoldy. Nie sposób ciągnąć tego dłużej. Nerwy ją zabiją. Czas rozwiązać tę sprawę.

Okrutnik zorientował się w oszustwie, wytropił nas, najpierw w Carcassonne, potem w Rennes-les-Bains. Właśnie dlatego podjąłem rzucone przez niego wyzwanie. To jedyny sposób na zakończenie tej fatalnej historii.

Jutro wieczorem stawię mu czoło. Błagam Cię o pomoc, petite, jak powinienem byt błagać przed nieomal rokiem. Teraz proszę, ukryj wieści o pojedynku przed moją najukochańszą Izoldą. Jeśli nie wrócę, zadbaj o bezpieczeństwo mojej żony i dziecka. Dom jest wasz.

Twój kochający brat Anatol

Dłonie opadły jej na kolana. Po policzkach wolno spłynęły łzy. Płakała nad ludzką niedolą, nad niepowodzeniem spisku i nieporozumieniami, które ich rozdzieliły. I nad Izoldą. I dlatego, że Anatol ją oszukiwał, a także dlatego, że ona oszukiwała ich oboje.

Płakała długo, aż ze łzami wypłynęły z niej wszystkie emocje.

Odzyskała jasność myśli. Zrozumiała cel przedpołudniowej wyprawy Anatola.

Przecież on jutro może stracić życie!

Podbiegła do okna i otworzyła je szeroko. Dzień spochmurniał, w pobladłych promieniach słońca świat trwał wilgotny i nieruchomy. Nad trawnikami i lasem zawisła jesienna mgła, spowijając wszystko zdradzieckim spokojem.

Jutro o zmierzchu.

Spojrzała na swoje odbicie w wysokim oknie. Jakim cudem wyglądała ciągle tak samo, choć się zupełnie odmieniła? Ta sama twarz, oczy, usta -takie same jak jeszcze wczoraj. Jak przed kilkoma chwilami.

Zadrżała. Jutro wigilia Wszystkich Świętych. Nocy wyjątkowej urody, gdy granica oddzielająca dobro od zła jest zaledwie cienką linią. To czas, gdy może się zdarzyć wszystko. Pora demonów i złych uczynków.

Nie wolno dopuścić do pojedynku. I właśnie ona mu zapobiegnie. Czas przerwać fatalny splot wydarzeń.

Tylko jak? Nie mogła zawrócić Anatola z raz obranej drogi.

– Wobec tego nie może chybić – syknęła.

Gotowa do rozmowy, podeszła do drzwi i otworzyła je zdecydowanym gestem.

Anatol stał w korytarzu, spowity chmurą dymu z papierosów. Każda minuta czekania pogłębiała niepokój na jego twarzy.

– Och, Anatolu! – krzyknęła Leonie, obejmując brata.

Teraz i jemu łzy napłynęły do oczu.

– Wybacz – szepnął. Tak mi przykro. Czy zdołasz przebaczyć bratu,

petite?

ROZDZIAŁ 79

Resztę dnia spędzili we dwoje. Izolda odpoczywała w swoim pokoju, więc rozmawiali całkiem swobodnie. Anatol był tak przytłoczony, ze Leonie czuła się starszą siostrą.

Miotała się między gniewem, że została oszukana, że była oszukiwana przez długie miesiące, a wdzięcznością za miłość brata i podziwem dla wszystkiego, czego dokonał, by ją chronić.

– Mama wiedziała? – spytała, wspominając dzień pogrzebu, trumnę opuszczaną do dołu na Cimetiere de Montmartre. – Czy tylko ja byłam nieświadoma, co się dzieje?

– Nic jej nie powiedziałem – rzekł Anatol – ale chyba się domyślała, iż dzieje się coś więcej niż tylko to, co się z pozoru wydaje.

– Nikt nie umarł – powiedziała spokojnie. – A co z kliniką? Rzeczywiście było dziecko?

– Nie. To jeszcze jedno kłamstwo dla uwiarygodnienia naszej historyjki.

Tylko w spokojniejszych chwilach, gdy Anatol na krótko odchodził od siostry, Leonie pozwalała sobie na dojmujący strach przed następnym dniem. Brat niewiele mówił o swoim przeciwniku. Że bardzo skrzywdził Izoldę. Że jest paryżaninem. Nie dał się zmylić fałszywym tropom i wyśledził ich na południu. Anatol nie rozumiał jedynie, jakim cudem zdołał w Carcassonne połączyć ich z Rennes-les-Bains. I ani razu nie wymienił jego imienia.

Leonie słuchała z uwagą historii o pragnieniu zemsty, które pchało do działania ich wroga. O atakach na łamach prasy, o napaści w Passage des Panoramas. o posunięciach, które miały zniszczyć oboje kochanków i wtedy słyszała w głosie brata niekłamany strach.

Nie rozmawiali o tym, co się stanie, jeśli Anatol chybi. Obiecała mu jednak, że w razie potrzeby znajdzie sposób, by pod osłoną nocy wywieźć Izoldę z Domaine de la Cade.

– Rozumiem z tego, że on nie jest człowiekiem honoru – powiedziała. Twoim zdaniem, nie będzie przestrzegał zasad pojedynku?

– Obawiam się – tego przyznał ze smutkiem. – Jeśli jutro mi się nie powiedzie, przyjdzie tu po Izoldę.

– Szatan wcielony!

– A ze mnie głupiec – rzekł Anatol cicho – skoro sądziłem, że uda nam się przed nim ukryć.

85
{"b":"98562","o":1}