Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie przeżyje ani jeden wiarygodny świadek – oznajmił Yerli tonem proroka.

– Skąd ta pewność? – spytał Massarde.

– Nic nie wskazuje na to, by udało im się przekroczyć granicę Algierii. A zatem ukryli się gdzieś na terenie Mali i czekają na odsiecz.

– A Kazim zatrzyma każdą próbę odsieczy?

– Oczywiście.

– Ale mogą próbować ucieczki na zachód, do Mauretanii.

– Próbować mogą, ale umrą po drodze. Najbliższa oaza w tamtym kierunku, już na terytorium Mauretanii, jest oddalona o tysiąc kilometrów od Tebezzy. Prawdopodobnie nie mają dość paliwa na pokonanie takiego dystansu.

– Prawdopodobnie?! – zawołał Massarde wzburzonym tonem. – Ja muszę mieć pewność, panie Yerli. Trzeba ich koniecznie znaleźć, zatrzymać i zlikwidować!

– I tak właśnie zrobimy – zgodził się Yerli. – Przyrzekam panu, że nie wydostaną się z Mali. Wyłapiemy wszystkich. Jeśli nawet wykołują Kazima, to na pewno nie mnie.

El Hadż Ali siedział na piasku w cieniu swojego wielbłąda i czekał na pociąg. Wędrował dwieście kilometrów przez pustynię', z rodzinnej wsi Araouane, by zobaczyć kolej – niezwykły twór obcej cywilizacji, o którym opowiadał Anglik prowadzący wycieczki przez pustynię.W dniu swych czternastych urodzin, dniu przejścia do świata dorosłych, Ali dostał od ojca jednego z dwóch jego wspaniałych białych wielbłądów i ruszył na nim na północ, by na własne oczy ujrzeć stalowego potwora. Było to marzenie każdego dorastającego chłopaka w wiosce nie znającej jeszcze wielu współczesnych osiągnięć techniki. Właśnie teraz spełniało się dla ono Alego, ku zazdrości jego uboższych rówieśników.Czekał cierpliwie, popijając herbatę i żując suszone daktyle. Minęło jednak dużo czasu, a na lśniących szynach, biegnących w nieskończoną dal, nie pojawił się żaden pociąg. Ali wstał, wsiadł na wielbłąda i ruszył wzdłuż toru w stronę rozległych budowli, majaczących na wschodzie. Jeśli nawet nie zobaczy pociągu, będzie mógł opowiedzieć w Araouane o dziwnej fabryce. Przejezdny Anglik też o niej wspominał, ale nikt we wsi nie był w stanie zrozumieć, co się tam robi i po co.Wkrótce znalazł się w pobliżu starego fortu Legii Cudzoziemskiej. Widywał takie i w swojej okolicy, postanowił jednak obejrzeć go z bliska. Zbliżył się do bramy, zeskoczył z wielbłąda i spróbował wejść do środka. Wielkie, wyblakłe od słońca wrota były jednak mocno zamknięte. Obszedł fort dookoła, szukając jakiejś dziury, ale wysoki mur z kamienia i gliny trzymał się wszędzie mocno, wręcz doskonale. Wsiadł więc z powrotem na wielbłąda, by kontynuować wędrówkę wzdłuż toru.Gdy do niego dotarł, spojrzał jeszcze raz na zachód. Srebrzyste szyny wcale nie biegły tak prosto, jak to wynikało z opowieści Anglika. Wydawało się, że falują w promieniach słońca. Sprawiały to oczywiście gorące wyziewy rozpalonej do białości pustyni, ale El Hadż Ali nie znał praw fizyki. Nagle dostrzegł w oddali, tam gdzie szyny wtapiały się w horyzont, mały, ale szybko rosnący obiekt. To na pewno ten żelazny potwór, pomyślał z podnieceniem.Jednak gdy obiekt zbliżył się, zrozumiał, że nie tego oczekiwał. Nadjeżdżający pojazd był niewielki; przypominał samochody, jakie od czasu do czasu pojawiały się w Araouane. Tyle że ten był otwarty i poruszał się po szynach na ciężkich żelaznych kołach. Ali zsiadł z wielbłąda i odciągnął go nieco od torowiska. Drezyna zwolniła i zatrzymała się przy nim; siedzący w środku dwaj kolejarze, dokonujący rutynowej inspekcji odcinka toru, patrzyli na chłopca z zaciekawieniem. Jeden z nich był biały. Drugi, ciemnoskóry Maur, zwrócił się do Alego z arabskim pozdrowieniem:

– Salam al laikum.

– Al laikum es salam – odpowiedział Ali.

– Skąd przybywasz, chłopcze? – spytał Maur w języku Tuaregów.

– Z Araouane. Chcę zobaczyć stalowego potwora.

– Ho, ho! Przewędrowałeś kawał drogi!

– To dla mnie nic trudnego – odparł chełpliwie Ali.

– Pewnie masz dobrego wielbłąda.

– Jasne! Jest najlepszy w całej wsi.

Maur spojrzał na swój złoty zegarek.

– Nie będziesz już długo czekał. Pociąg z Mauretanii będzie tu za trzy kwadranse.

– To dobrze. Ale i tak bym nie odszedł, póki bym go nie zobaczył.

– Obejrzyj sobie na razie ten stary fort; to też jest ciekawe.

– Już tam byłem. Ale nie mogłem wejść do środka, brama jest zamknięta.

Kolejarze popatrzyli na siebie, zaskoczeni, potem przez chwilę szybko rozmawiali po francusku. Wreszcie Maur spytał:

– Jesteś pewien? Ten fort jest zawsze otwarty; trzymamy tam zapasowe podkłady i trochę sprzętu do naprawy torów.

– Ja nie kłamię! – oburzył się chłopiec. – Zresztą przekonajcie się sami.

Maur wysiadł z drezyny i poszedł w stronę fortu. Wrócił po paru minutach i, znów po francusku, powiedział do białego kolegi:

– Chłopak ma rację. Brama jest zamknięta od środka.

Na twarzy Francuza pojawił się wyraz zaniepokojenia.

– Musimy jak najszybciej jechać do zakładu i zameldować o tym.

Maur skinął głową, wsiadł i ponownie włączył silnik. Machnął Alemu ręką na pożegnanie.

– Nie podchodź za blisko toru, jak przyjedzie pociąg. I mocno trzymaj wielbłąda.

Pułkownik Levant mógł oczywiście łatwo uniknąć zdemaskowania. Przez cały czas, gdy niespodziewani przybysze kręcili się wokół fortu, prowadziły ich lufy karabinów maszynowych z tłumikami. Można było ich zastrzelić, wciągnąć do fortu, a drezynę zrzucić z toru i schować za wrakiem ciężarówki. Ale Levant nie był mordercą; nie chciał i nie mógł zabijać niewinnych ludzi.

– Co teraz? – spytał Pembroke-Smythe, kiedy drezyna ruszyła i nabierając szybkości pomknęła w stronę spalarni. Levant obserwował ze szczytu muru chłopca i jego wielbłąda.

Stali wciąż przy torze.

– Chłopak najwyraźniej czekał na przejazd pociągu; wielbłąd obojętnie wpatrywał się w horyzont, spluwając od czasu do czasu na tory.

– Jeśli ludzie z drezyny powiedzą w zakładzie, że fort jest zamknięty, możemy się tu spodziewać jakiegoś patrolu.

Pembroke-Smythe spojrzał na zegarek.

– Jeszcze co najmniej siedem godzin do zmroku. Miejmy nadzieję, że nie zareagują zbyt szybko.

– Są jakieś nowe wiadomości od generała Boćka?

– Mamy kłopoty z nawiązaniem kontaktu. Radio popsuło się od wstrząsów w czasie jazdy przez pustynię. Nadajnik w ogóle nie działa, odbiór jest kiepski. Ostatni komunikat generała przyszedł tak zniekształcony, że nie dało się go w całości zdekodować. Operator zrozumiał tylko tyle, że jakiś oddział amerykańskich sił specjalnych wyląduje w Mauretanii.

Levant popatrzył na swego zastępcę z niedowierzaniem.

– W Mauretanii? A kto i jak nam pomoże, jeśli zaatakują nas po drodze? To jeszcze ponad trzysta kilometrów.

– Komunikat był silnie zniekształcony, sir – powtórzył bezradnie Pembroke-Smythe.

– Operator robił co mógł, ale może jednak coś źle zrozumiał.

– Nie można wykorzystać do naprawy części z aparatów łączności lokalnej?

– Już próbował, sir, ale nie udało mu się. To całkiem inne systemy.

– A więc nie wiemy nawet, czy admirał Sandecker dobrze zrozumiał rebus Pitta – stwierdził ze złością Levant. – Bo przecież Bock wie tylko, że kryjemy się gdzieś na pustyni, albo że uciekamy do Algierii.

– Myślę, że Sandecker dobrze nas zrozumiał. Stąd ta Mauretania.

Levant usiadł ciężko pod parapetem muru.

– Ale jak tam dotrzeć? Paliwa nie starczy nawet na połowę drogi.Nie mamy łączności ze światem zewnętrznym. Jeśli zaatakują nas Malijczycy – a to już teraz prawie pewne – wybiją nas jak szczury, poruczniku.

Giordino leżał na plecach pod jednym z transporterów, próbując wymontować resor piórowy. Nagle kątem oka zauważył zbliżające się buty i wysunął trochę głowę, by zobaczyć przybysza: był to Pitt.

– Gdzie się, do cholery, włóczyłeś? – warknął, i zaczął szarpać kluczem kolejną oporną, zapieczoną nakrętkę.

– Pielęgnowałem słabych i potrzebujących – odparł Pitt.

– Lepiej byś wykombinował jakąś ramę do tej twojej machiny.

– Niezłe byłyby belki stropowe z szopy. Zauważyłem, że są jeszcze mocne, chociaż strasznie wysuszone.

Pitt schylił się i zajrzał pod transporter.

– Widzę, że nie próżnowałeś.

– Szkoda, że o tobie nie można tego samego powiedzieć. Lepiej nie gadaj tyle. Pomyśl raczej, czym można by łączyć te belki.

Pitt postawił w zasięgu wzroku Giordina drewnianą skrzynkę.

– Problem rozwiązany – powiedział. – Odkryłem całą skrzynkę gwoździ w spiżarni.

– W spiżarni? – zainteresował się Giordino.

– Powiedzmy: w komórce, która kiedyś była spiżarnią.

Giordino wysunął głowę spod pojazdu i uważnie przyjrzał się przyjacielowi: od rozsznurowanych butów, przez rozchełstaną bluzę panterki aż po zmierzwione włosy.

– Coś mi się zdaje, że nie tylko skrzynkę z gwoździami odkryłeś w tej komórce – rzekł w końcu z wyraźnym sarkazmem.

52

Wiadomość o tym, co widzieli dwaj kolejarze, przekazano szybko z zakładu Fort Foureau do sztabu generała Kazima. Tutaj trafiła na biurko majora Sid Ahmeda Gowana, szefa tajnej służby wywiadowczej. Gowan nie dostrzegł w niej nic szczególnie istotnego, a już zupełnie nie widział powodu, by podsuwać ją swemu nowemu konkurentowi, Ismaiłowi Yerli'emu.Gowan nie skojarzył zamkniętej bramy z trwającym wciąż po-szukiwaniem zbiegów z kopalni, odległej od pustynnego fortu o kilkaset kilometrów. A dziwną, bądź co bądź, wiadomość, że brama jest zamknięta od środka, uznał za wymysł informatorów, którzy chcieli się czymś wyróżnić w oczach przełożonych.Po paru godzinach jednak, kiedy poszukiwania na północy kraju wciąż nie przynosiły żadnych sukcesów, major Gowan jeszcze raz przejrzał wszystkie otrzymane w ciągu dnia meldunki. Zlekceważona uprzednio wiadomość z Fort Foureau przykuła jego uwagę. Młody, bardzo inteligentny oficer, jedyny w armii Kazima absolwent sławnej francuskiej akademii wojskowej Saint Cyr, potrafił myśleć. Teraz zdał sobie sprawę, że ma przed sobą wielką szansę sukcesu służbowego i wyprzedzenia Yerli'ego w wyścigu o względy generała Kazima.Podniósł słuchawkę, połączył się z dowódcą sił powietrznych i zażądał przeprowadzenia zwiadu lotniczego na południe od Tebezzy, ze szczególnym uwzględnieniem śladów opon na piasku. Na wszelki wypadek zalecił kierownictwu zakładu w Fort Foureau całkowite wstrzymanie ruchu pociągów. Jego rozumowanie było proste. Jeśli oddział ONZ rzeczywiście skierował się z Tebezzy na południe, mógł ukryć się właśnie w starym forcie Legii Cudzoziemskiej. Po zmroku będą chcieli uciekać dalej, ale z pewnością nie mają już w swoich pojazdach zbyt wiele paliwa. Przypuszczalnie więc spróbują opanować pociąg jadący z zakładu do Mauretanii.

84
{"b":"97609","o":1}