Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Bardzo możliwe. Może chce ich zagadać, a potem zwiać.

Ale wbrew tym przypuszczeniom Pitt spróbował jednak nawiązać jakiś kontakt z Benińczykiem. Odezwał się w swoim ojczystym języku.

– Przepraszam, ale nie znam suahili. Czy mógłby pan spróbować po angielsku?

Na twarzach oficerów pojawił się wyraz kompletnego zaskoczenia.

Coraz bardziej rozzłoszczony Matabu z trudem panował nad sobą. Pitt ledwie rozumiał jego łamaną angielszczyznę.

– Jestem admirał Pierre Matabu, dowódca marynarki wojennej Beninu – przedstawił się oficer pompatycznie. – Natychmiast zatrzymajcie się i poddajcie się kontroli. W przeciwnym razie będziemy strzelać.

– Dobrze, dobrze, już się robi! – Pitt zamachał gwałtownie rękami nad głową. – Tylko nie strzelajcie, na litość boską, nie ma potrzeby!

Nie musiał hamować silnikiem, gdyż Calliope straciła już cały impet i dryfowała między okrętami Beninu. Marynarz z prawego ścigacza rzucił Pittowi linę, ale ten jej nie podniósł.

– Weź cumę – polecił Ketou.

– Nie trzeba, zaraz do was dobiję.

Nie czekając na odpowiedź, pchnął jedną z manetek gazu lekko do przodu i położył ster na prawą burtę. Jacht zatoczył ciasny łuk wokół rufy ścigacza i bardzo wolno posuwał się do przodu wzdłuż jego lewej burty. Pitt stwierdził z zadowoleniem, że jego przypuszczenia sprawdziły się. Przy rufowym działku nie było żywego ducha.Matabu patrzył na Pitta, a uśmiech triumfu rozlewał się po jego tłustych policzkach.

Ketou nie był aż tak pewny sukcesu. Jego twarz wyrażała raczej niepokój.

Pitt czekał, aż wieżyczka, w której ukryty był Giordino, zrówna się z maszynownią ścigacza. Trzymając jedną ręką koło sterowe, drugą sięgnął do wyrzutni granatów i skorygował jej ustawienie.

– Helikopter mamy prosto za rufą – rzekł cicho do mikrofonu – ścigacz po prawej burcie. No, panowie, zaczynamy przedstawienie!

Giordino odsunął pancerną osłonę otworu strzelniczego i podniósł lufę wyrzutni. Rapier był rzeczywiście doskonałą bronią. Już pierwsza rakieta trafiła precyzyjnie w zbiornik paliwa śmigłowca. Tymczasem Gunn oparł lufy obydwu swoich karabinów maszynowych na krawędzi prawego okienka wentylacyjnego i dwiema równoległymi seriami niemal natychmiast skosił całą obsługę dziobowego działka.

Pitt ustawił wyrzutnię w taki sposób, by granaty przelatywały nad okrętem operetkowego admirała i trafiały w drugi ścigacz. Nie widząc celu, tylko z grubsza mógł obliczyć trajektorię granatów, Pierwszy eksplodował w płytkiej wodzie za ścigaczami.

Uczynił wiele huku, ale żadnej szkody. Podobny był rezultat drugiego strzału.Ale huk miał również swoje znaczenie. Matabu w najmniejszym stopniu nie spodziewał się straszliwego spektaklu, jaki się wokół niego rozpętał. Miał wrażenie, że niebo za rufą rozdarło się, odsłaniając ogniste zaświaty. Minęła dłuższa chwila, nim zrozumiał, że to jego helikopter eksplodował, rozpadając się na setki płonących odłamków.

– Ten biały skurwysyn nas wykiwał! – wrzasnął Ketou, patrząc z wściekłością na Pitta i wymachując pięściami. – Strzelać, natychmiast strzelać!

– Za późno! – stwierdził ponuro Malabu, patrząc jak wszyscy jego ludzie walą się pod kulami jak łan zboża pod walcem kombajnu.

Nie pojmował, w jaki sposób spokojny jacht płynący pod przyjazną francuską banderą mógł nagle okazać się śmiercionośnym monstrum, niszczącym jego wygodny, uporządkowany świat. Głupawo uśmiechający się cudzoziemiec za sterem sprawił im straszliwą niespodziankę. Matabu był wściekły na swoich ludzi; zachowali się jak bydło rzeźne, dali się wybić, nie oddawszy ani jednego strzału. I nagle, dopiero teraz, zdał sobie sprawę, że i on zaraz umrze. Upewniła go w tym kolejna rakieta wystrzelona z rufy jachtu: pocisk przebił cienki pancerz maszynowni na linii wodnej, zniszczył generator prądu i załatwił silniki.

Niemal w tym samym momencie Pitt wystrzelił trzeci granat. Tym razem miał więcej szczęścia. Burząco-zapalający granat trafił w ścianę nadbudówki drugiego ścigacza, odbił się od niej i przez otwarty luk wpadł do magazynu amunicji. Nastąpiła cała seria potężnych eksplozji, które wyrzuciły wysoko w powietrze fragmenty grodzi i pokładu, wentylatorów i łodzi ratunkowych, aparatury elektrycznej i ciał ludzkich. W ciągu sekundy ścigacz przestał istnieć. Potężna fala uderzeniowa popchnęła bezwładny już okręt admirała Matabu na Calliope. Wstrząs był tak silny, że aż zrzucił Pitta z jego fotela za sterem.

Przez wyrwaną eksplozją rakiety dziurę w kadłubie obficie wlewała się woda; z poszarpanego otworu zaczęły się wydobywać gęste kłęby tłustego, czarnego dymu. Obawiając się pożaru, Pitt włączył wsteczny bieg, by jak najszybciej odsunąć się od ścigacza.W wąskim okienku wentylacyjnym, jak na ekranie małego telewizora, przesuwał się pokład. Kiedy w polu widzenia Gunna pojawiły się dwie stojące na mostku postacie, bez wahania puścił następną serię z M-16. Kule przeszyły pierś Matabu. Admirał na moment wyprężył się jak struna, zaciskając rękę martwym chwytem na poręczy relingu; potem opuścił głowę, jakby ze zdziwieniem i niesmakiem oglądał rozlewającą się na nieskazitelnie białym mundurze plamę krwi – i powoli osunął się na pokład.

Przez chwilę panowała nad rzeką śmiertelna cisza. I nagle rozdarł ją straszliwy, szarpiący nerwy krzyk.

13

– Wy białe świnie! – wrzeszczał Ketou – Wyrżnęliście mi załogę! Nie daruję wam tego!

Stał na tle bladosinego nieba. Z rany na ramieniu ciekła mu krew. Był najwyraźniej w szoku. Gunn znad dymiącej jeszcze broni przyglądał się samotnemu kapitanowi. Ale cała złość komandora Ketou skupiła się na siedzącym przy sterze Pitcie; tylko jego wciąż widział.

– Ty wstrętna biała świnio! – powtórzył; najwyraźniej dużo lepiej znał angielski niż jego chwalebnie poległy admirał.

– Gra była fair – odkrzyknął Pitt, przebijając się przez szum płomieni, ogarniających pokład ścigacza. – Po prostu przegraliście tę partię. Ratuj się, skacz! – dorzucił. – Wyciągniemy cię z wody.

Ketou nie skorzystał z oferty. Zeskoczył z mostku na pokład i najszybciej jak mógł pobiegł w kierunku rufy. Ścigacz był już mocno przechylony na lewą burtę, woda zbliżała się do poziomu pokładu.

– Uważaj na niego, Rudi! – rozległ się głos Pitta w hełmofonach – Idzie do działa na rufie!

Gunn wymierzył spokojnie i nacisnął spust. Nic się nie stało: w magazynku M-16 nie było już naboi. Odrzucił bezużyteczną broń i sięgnął po następny przygotowany automat. Gdy jednak wrócił do swojego "telewizora", nie zobaczył już ani benińskiego oficera, ani jego ścigacza. W szalonym tempie migały przed nim nadrzeczne krajobrazy.

Pitt, nie mogąc się doczekać zbawczej serii Gunna, pchnął do oporu wszystkie trzy manetki gazu i położył ster na lewą burtę. 'Calliope zatoczyła ciasny łuk i pomknęła w panicznej ucieczce w górę rzeki.

Okręt komandora Ketou coraz szybciej nabierał wody; spod pokładu z sykiem wydobywała się para – widomy znak, że woda dotarła już do rozgrzanych silników i płonących instalacji. Ostatnie kroki w drodze do rufowej baterii komandor robił już po kolana w wodzie. Dotarł jednak do działka, obrócił lufy w stronę uciekającego jachtu i sięgnął do przycisku spustowego.

– Al! – krzyknął Pitt alarmująco.

Odpowiedział mu gwizd rakiety, wystrzelonej z wieżyczki przez Giordina. Pocisk pomknął w stronę tonącego ścigacza, zostawiając za sobą białą smugę spalin. Ale kołysanie jachtu, który wciąż jeszcze nabierał szybkości, nie pozwoliło na celny strzał.

Pocisk przeleciał nad ścigaczem i eksplodował wśród nadbrzeżnych drzew.

W tym momencie spod pokładu wynurzył się Gunn. Przyklęknął w kokpicie obok stanowiska Pitta i ponad rufą Calliope posłał w kierunku ścigacza długą serię z remingtona.

Widzieli gwałtowne rozbryzgi wody u podstawy działka, byli już jednak za daleko, by dostrzec, że część kul ugodziła w komandora Ketou, zabijając go na miejscu. Nie mogli też widzieć, jak jego bezwładna, martwa dłoń ciężko opada na przycisk spustowy.Dwa łańcuszki pocisków pobiegły w stronę Calliope, a złośliwy demon sterujący przebiegiem tej bitwy sprawił, że martwy strzelec osiągnął efekty lepsze, niż mógłby z tej odległości uzyskać człowiek żywy. Szeroki, przypominający skrzydło samolotu, plastikowy płat nad kokpitem, kryjący w sobie anteny radiowe, satelitarne i namiarowe, rozpadł się na kawałki i razem z resztkami zawartości runął do rzeki. Odłamki rozbiły też szybę przed stanowiskiem sternika. Gunn rzucił się płasko na pokład, ale Pitt nie mógł pójść w jego ślady. Skulił się tylko pod kołem sterowym, nie puszczając go z ręki, w nadziei, że uniknie śmiertelnej nawałnicy, a jednocześnie nie rozbije jachtu o brzeg. W ryku pracujących na najwyższych obrotach silników nie słyszeli pocisków, ale na własnej skórze doświadczyli ich skutków. Zewsząd sypały się na nich szczątki rozbitego osprzętu.Wreszcie Giordino zdecydował się na wystrzelenie ostatniej przygotowanej rakiety. Strzał był nie tylko celny, ale i skuteczny. Ognista eksplozja dosłownie urwała część rufy ścigacza razem z działkiem i leżącym na nim martwym komandorem. Chwilę później ostatnia jednostka floty rzecznej Beninu poszła na dno. W otwartym luku maszynowni pojawił się Giordino.

– Udało się! – krzyknął radośnie do Pitta.

– Nie jestem pewien. Na szczęście już za dwadzieścia minut opuścimy Benin.

– Może nie przeżył żaden świadek?

– Nie licz na to. Nawet jeśli zginęli wszyscy uczestnicy bitwy, na pewno ktoś ją widział z brzegu.

Hałas silników, pchających jacht do przodu z szybkością siedemdziesięciu węzłów, był nieznośny. Gunn chwycił Pitta za ramię i krzyknął mu do ucha:

– Jak tylko znajdziemy się na terytorium Nigru, zredukuj prędkość do trzydziestki. Muszę wznowić moje pomiary.

– Oczywiście – rzekł Pitt i rzucił szybkie spojrzenie w górę, gdzie jeszcze parę minut temu znajdował się aerodynamiczny płat z systemem anten. Dopiero teraz zauważył, że wszystko zniknęło. – Chociaż nie będziemy już mogli przekazywać wyników admirałowi.

– Nie opowiemy mu też – dodał ze złością Giordino – jak naprawdę wygląda jego "wycieczka po rzece".

21
{"b":"97609","o":1}