Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nic…

– A brat? Odzywał się?

– Nie.

– Nawet nie zadzwonił? – spojrzał na nią zaskoczony. – Ależ jest opiekuńczy.

– Brian musi mieć swobodę. Zadzwoni, kiedy będzie gotowy. Na pewno.

– Zawsze dyplomatka, prawda? Spojrzała mu prosto w oczy.

– Nie krytykuj, zanim sam nie spróbujesz.

– Trafiony, zatopiony.

Stanęli pod Pierwszym Kościołem Scjentologicznym, tuż obok hotelu. Rozkrzyczane dzieci pluskały się w podłużnym basenie. Boże, jaki piękny dzień.

W chwilę później poszła za Davidem do hotelu „Midtown”.

W lobby hotelu było pustawo. Jakiś facet ukryty za gazetą, przemęczona matka z dwójką rozbrykanych dzieci. W recepcji siedziała niska, rezolutna ruda kobieta, której na widok Davida zaświeciły się oczy. Zadzwoniła do Larry’ego Diggera, jednocześnie śląc Davidowi powłóczyste spojrzenia.

Melanie doszła do wniosku, że nie lubi tej baby.

David ledwie zauważał rudą. W chwili przekroczenia progu hotelu zupełnie zmienił nastrój. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy, oczy rejestrowały wszystko. Nawet stał inaczej – lekko pochylony, jakby w każdej chwili gotowy do biegu. Jest na służbie, zdała sobie sprawę Melanie. Przygląda się lobby, ludziom, wszystkim wyjściom. Przygotowuje się do spotkania z Larrym Diggerem.

Ruda odłożyła słuchawkę i wskazała im drogę, do ostatniej chwili czarując Davida, który oddalił się bez jednego spojrzenia.

Larry Digger czekał na nich w drzwiach pokoju, bardzo z siebie zadowolony. Na widok Davida wyraźnie się rozczarował.

– A to kto? – spytał.

– Pomocnik – odparł David. Wprowadził Melanie, zamknął drzwi mocnym kopniakiem i stanął, założywszy ręce na piersi.

– Cholera, to ten kelner. – Digger odwrócił się do Melanie. – Po coś go przyprowadziła? To sprawa między nami.

– Chcę obejrzeć pańskie dowody. Pan Reese zechciał mi towarzyszyć. Będzie pan mówić czy mam wyjść? – Przysiadła na brzeżku krzesła, wyraźnie dając do zrozumienia, że w każdej chwili może opuścić pokój.

Digger spojrzał markotnie na Davida.

– Czy on nie może przynajmniej zaczekać w korytarzu?

– Nie – odparł David, zanim zdążyła się odezwać.

Digger poddał się. Zaczął krążyć nerwowo po małym pokoju. Miał na sobie te same spodnie, co wczoraj, ale włożył świeżą koszulę. W pokoju nie było żadnych dowodów, tylko zniszczony marynarski worek i sterta notatników na nocnym stoliku. Na środku łóżka leżał magnetofon, otwarty i bez kasety.

– Może pan już mówić – rzuciła Melanie pogardliwie. – Oczywiście jeśli ma pan coś do powiedzenia.

Digger przestał krążyć po pokoju i rzucił jej wyzywające spojrzenie.

– Nie, nie tak to rozegramy. Chcesz dowodu, najpierw odpowiesz na moje pytania. Tak to będzie.

– Dlaczego? Na razie wcale nie wiem, czy warto panu wierzyć. Może wszystko pan zmyślił dla pieniędzy.

– A co, to grzech? Co ty powiesz? Mieszkasz w takiej rezydencji, niczego ci nie brakuje, wszyscy spełniają twoje zachcianki, a czym sobie na to zasłużyłaś? Co zrobiłaś, że masz prawo do takiego życia?

Melanie zacisnęła usta. Digger uderzył w czułe miejsce.

– Miałam szczęście – wycedziła. – Większe niż pan.

– I dlatego jesteś taka wyjątkowa? Wiesz co? Już cię nie potrzebuję. Rozmawiałem z lekarzem, który znalazł się wtedy w szpitalu. Wszedłem w kontakt z ludźmi z opieki społecznej, którzy się tobą zajmowali…

– Rozmawiałeś z Harperem i Patricią Stokes? – odezwał się David spod drzwi.

– Jeszcze nie, ale skoro Melanie nie chce współpracować… – Digger wzruszył ostentacyjnie ramionami. Oparł się o biurko i łypnął na nich chytrze. – Pod koniec tygodnia artykuł będzie gotowy – oznajmił. – Sprzedam go tej gazecie, która mi najwięcej zapłaci, z komentarzem panny Holmes lub bez niego. Takie jest dziennikarstwo lat dziewięćdziesiątych.

– Więc jednak chodzi o pieniądze. To właśnie chciałam wiedzieć. Żegnam, panie Digger, miłego dnia.

Melanie pokręciła głową z obrzydzeniem i wstała. Digger złapał ją za ramię. Nie powinien tego robić. W mgnieniu oka David znalazł się przy nim.

– I co mi zrobisz, kulasie? – warknął dziennikarz.

David skamieniał. Melanie poczuła, że jeżą się jej włosy na karku. David Reese był zły, zły i niebezpieczny. W tej chwili nie miała wątpliwości, że jest zdolny do wszystkiego.

Digger też to poczuł. Bardzo powoli podniósł obie ręce.

– Hej, hej, hej, coś nam się poplątało. Wszystkim nam chodzi o to samo. Na pewno dojdziemy do porozumienia.

David nieco odtajał, ale w jego spojrzeniu nadal czaiła się groźba. Digger zwrócił się do Melanie.

– Nie chodzi mi o pieniądze – oznajmił kwaśno.

– Akurat.

– Do diabła! Myślisz, że nie mam dość tych gównianych kawałków, które muszę pisać? Mam prawdziwy temat i mało mnie obchodzi, czy zniszczę twój światek, czy nie. Zamierzam napisać wielki artykuł i nic na to nie poradzisz.

– Słucham – rzuciła Melanie opryskliwie. – Czekam na coś przekonującego.

Digger podszedł do szafki przy łóżku i wyjął z szuflady plik wymiętych kartek.

Chcesz prawdy, proszę bardzo. To historia Russella Lee Holmesa i kobiety, która urodziła mu dziecko.

– Skąd to wiesz? Skąd?

Digger milczał przez chwilę. Może chciwość walczyła w nim z dumą z dobrze wykonanego zadania. A może po prostu zastanawiał się, czy mają traktować jak równego partnera.

– Russell Lee Holmes miał na ramieniu tatuaż. Wszystko to jest w papierach z jego aresztowania. To był napis: „Śmieć kocha Anioła”. „Śmieć” to ksywka Russella Lee. Nikomu nie zdradził, kim jest ten Anioł, wyrwało mu się tylko, że to „żadna dziewica”. Na nieszczęście dla niego, gadał przez sen. O tym Aniele. I czasami rozmawiał z dzieckiem… ze swoim dzieckiem.

Zanim go posłali na krzesło, zacząłem szukać tej żony i dziecka. Chciałem się dowiedzieć, jak wyglądało życie z Russellem Lee. Zna się pani na pedofilach?

Pokręciła głową.

– Jest parę rodzajów. Można być takim, co naprawdę woli dzieci. Można się nim stawać w pewnych sytuacjach, kiedy dzieci są w pobliżu, choć ktoś dorosły też się nada. Ma to sens?

Skinęła głową, choć nie była pewna, czy coś tak ohydnego rzeczywiście może mieć sens. Larry Digger ciągnął z coraz większym ożywieniem, zadowolony, że może się pochwalić wiedzą.

– Pedofile przeważnie działają wtedy, kiedy nadarza się im dogodna okazja. Dzielą się na cztery kategorie: tłumiący popędy, amoralni, bez wyraźnych preferencji seksualnych i niedostosowani społecznie. Facet tłumiący popędy będzie molestował własne dzieci, nie szukając innych. Za to amoralny nie ma żadnych oporów. Zgwałci własne dzieci, dzieci sąsiadów, a potem, tak dla draki, przeleci jeszcze własną żonę i żonę sąsiada. W ogóle nie ma sumienia, a wykorzystywanie dzieci jest dla niego wyłącznie rozrywką. Potem mamy faceta bez wyraźnych preferencji seksualnych. On też rzuca się na wszystko, co żyje, ale z innego powodu. Ma nudne życie seksualne, potrzebuje ryzyka, przygody. Co jest gorsze, Melanie? Wykorzystywanie własnych dzieci, bo są wobec ciebie bezbronne, czy dlatego, że akurat nie masz nic lepszego do roboty?

Nie czekał na odpowiedź. Całkiem słusznie. Melanie nagle zaczęła się domyślać, dokąd zmierza Digger i zrobiło jej się niedobrze.

– Czwarty rodzaj to niedostosowany społecznie. Samotnik, prawdopodobnie nie ma związku z żadną osobą dorosłą, w którym mógłby realizować swoje potrzeby, więc w końcu wabi do siebie dzieci, z którymi łatwo nawiązuje kontakt, ponieważ nie mogą mu zagrozić, a on wie, że jest mięczakiem i nie stać go na wiele. Więc tak, to by były cztery rodzaje zboczków. Chcecie zgadnąć, do której należy Russell Lee Holmes?

– Jest amoralny – powiedział David bez wahania. – Nie ma sumienia, nie czuje skruchy. Nie wyraził żalu nawet siedząc na krześle elektrycznym.

Digger pokiwał głową z uznaniem. Spojrzał Melanie prosto w oczy.

– Jest jeszcze jedna cecha charakterystyczna takiego gada, ot, mała słabostka. Nie tylko wykorzystuje własne dzieci, ale je płodzi tylko po to, żeby mieć je w zapasie. Przygotowuje sobie ofiary. I ma do nich pełny dostęp, należący się takiemu nadczłowiekowi jak on. Chcę odnaleźć żonę Russella Lee Holmesa. Chcę się dowiedzieć, co taka kobieta czuje, kiedy zrozumie, że była tylko łonem, które wydało ofiarę. Czy teraz pani rozumie, dlaczego matka panią porzuciła, panno Holmes? Dlaczego została pani wysłana z Teksasu przy pierwszej okazji? Dlaczego rodzona matka nigdy nie zainteresowała się pani losem? Rozumie pani, dlaczego została pani spłodzona?

Melanie poczuła, że trudno jej oddychać. W głębi czaszki odezwał się pulsujący ból, zapowiedź nowej migreny. Przed oczami znów pojawiły się cienie, odsłaniające czas i miejsce, którego nie chciała widzieć. Drewniana szopa. Mała dziewczynka, przyciskając do piersi ukochaną zabawkę, patrzyła wprost na nią, jeszcze nie wiedząc, jaki spotka ją los.

– Ciągle nie dostałam dowodu – odezwała się ochryple. – Ustalił pan, że Russell Lee Holmes był uosobieniem zła. Rozumiem. Jego żona miała powód, by oddać dziecko do adopcji. Także rozumiem. Ale jeszcze nie usłyszałam nic, co by mnie przekonało, że jestem tym dzieckiem. Niby jak biedna kobieta z Teksasu miałaby wysłać swoje dziecko do szpitala w Bostonie?

– Prawdę mówiąc, nie wiem. Ale mam coś innego. Odnalazłem akuszerkę, która miała zaszczyt odebrać poród Baby Doe, dziecka samego Russella Lee Holmesa. Oczywiście wtedy nie wiedziała, z kim ma przyjemność. Ciekawe, że Russell Lee występował pod przybranym nazwiskiem, jeszcze zanim przystąpił do swoich brudnych sprawek. No, ale kiedy wszystkie gazety zamieściły jego zdjęcie, kobieta wszystkiego się domyśliła. I gdy się zastanawiała, czy powinna coś o tym wspomnieć, w jej mieszkaniu pojawił się pewien mężczyzna. Zaofiarował jej sporą sumę za milczenie. Powiedział, że jeśli kiedykolwiek coś piśnie, on wyciągnie konsekwencje. Bardzo poważne konsekwencje. Facet robił wrażenie kogoś, z kim lepiej nie zaczynać. Więc akuszerka się zgodziła. Nie wzięła pieniędzy – za bardzo się ceni i tak dalej – ale nigdy nikomu nie pisnęła ani słówka. Tożsamość dziecka Russella Lee pozostała nieznana nikomu długo jeszcze po śmierci.

28
{"b":"94040","o":1}