Литмир - Электронная Библиотека

Otworzyłam drzwi.

– Morty Beyers – rzekł, wyciągając rękę na powitanie. – A pani to zapewne Stephanie Plum.

– Czy nie powinien pan jeszcze przebywać w szpitalu?

– Ostre zapalenie wyrostka wymaga jedynie krótkiego zabiegu. Wracam do pracy. Lekarze doszli do wniosku, że nic mi nie dolega.

Sprawiał jednak wrażenie człowieka, który cierpi na wszystkie dolegliwości tego świata, o ile, rzecz jasna, nie spotkał się na schodach z wampirem.

– Nadal odczuwa pan bóle brzucha?

– Tylko wtedy, gdy się próbuję wyprostować.

– W czym mogę pomóc?

– Vinnie poinformował mnie, że przekazał pani wszystkie teczki z dokumentacją prowadzonych przezemnie spraw. Pomyślałem, że skoro już się dobrze czuję…

– Chce je pan odebrać?

– Właśnie. Przykro mi, że nie zdołała pani zbyt wiele na nich zarobić.

– Wcale nie było tak źle. Odstawiłam dwóch poszukiwanych na policję.

Przytaknął ruchem głowy.

– Ale nie miała pani szczęścia z Morellim?

– Niestety, nie.

– Mógłbym przysiąc, że to jego wóz stoi na parkingu przed pani domem.

– Wykradłam go. Miałam zamiar obezwładnić Morelliego, kiedy się zjawi, żeby odebrać swój samochód.

– I ukradła pani jego jeepa? Nie do wiary. To znakomity pomysł.

Zachichotał, ale szybko oparł się z powrotem o ścianę i przycisnął dłonie do brzucha.

– Może pan usiądzie na minutę? Nie chce się pan czegoś napić?

– Nie, dziękuję. Muszę wracać do pracy. Chciałem tylko odebrać dokumenty i fotografie.

Pobiegłam do kuchni, wyciągnęłam z szuflady wszystkie teczki i szybko wróciłam do drzwi.

– Proszę bardzo.

– Dzięki – mruknął, wpychając plik teczek pod pachę. – I ma pani zamiar jeszcze przez jakiś czas korzystać z tego samochodu?

– No cóż, sama nie wiem…

– Ale gdyby natknęła się pani na Morelliego, z pewnością ogłuszyłaby go i odstawiła do aresztu?

– Tak, oczywiście.

Uśmiechnął się.

– Na pani miejscu zrobiłbym to samo, wcale bym nie zrezygnował tylko dlatego, że minął wyznaczony mi tydzień. Nawiasem mówiąc, Vinnie jest gotów wypłacić honorarium każdemu, kto dostarczy zaświadczenie o schwytaniu poszukiwanego. Będę próbował szczęścia na swój sposób. Jeszcze raz dziękuję.

– Proszę uważać na siebie.

– Dobrze. Tym razem skorzystam z windy.

Zamknęłam drzwi, przesunęłam rygiel zasuwki i założyłam łańcuch. Kiedy się odwróciłam, Morelli stał już w przejściu do sypialni.

– Jak sądzisz? Domyślił się, że tu jesteś? – zapytałam.

– Gdyby się domyślił, to już bym miał rewolwer przytknięty do głowy. Nie lekceważ Beyersa, wcale nie jest taki głupi, na jakiego wygląda. Poza tym wyjątkowo rzadko bywa tak uprzejmy, jak podczas rozmowy z tobą. To były gliniarz. Został wylany ze służby za to, że domagał się łapówki od każdej napotkanej prostytutki. Koledzy zwykli go nazywać Morty „Dziurkacz”, ponieważ był gotów wetknąć fiuta w każdą napotkaną na swej drodze dziurę.

– Wygląda więc na to, iż doskonale się rozumieją z Vinniem.

Podeszłam do okna i wyjrzałam na parking. Beyers oglądał z zaciekawieniem wnętrze jeepa, przytykając nos do szyby. Sprawdził kolejno zamknięcie wszystkich drzwi i klapy bagażnika, później zapisał coś na jednej z kartonowych teczek. Wreszcie wyprostował się i podejrzliwie rozejrzał dookoła. Jego uwagę przyciągnęła niebieska furgonetka. Wolno podszedł do niej i także przycisnął nos do szyby, usiłując coś wypatrzyć przez przydymione szkło. Po chwili wdrapał się na przedni błotnik i osłaniając oczy dłonią, próbował zajrzeć do kabiny przez przednią szybę. Następnie cofnął się o parę kroków i obrzucił fachowym spojrzeniem anteny na dachu. Zapisał na teczce numer rejestracyjny auta. W końcu obejrzał się nagle, zadzierając głowę, toteż szybko odskoczyłam od okna.

Pięć minut później ponownie rozległo się pukanie do drzwi.

– Zaciekawiła mnie ta furgonetka, która stoi na parkingu – rzekł. – Zwróciła pani na nią uwagę?

– Chodzi o tę niebieską, z licznymi antenami na dachu?

– Owszem. Nie wie pani, czyj to wóz?

– Nie, ale widuję ją przed domem już od pewnego czasu.

Tak samo starannie zamknęłam drzwi, lecz obserwowałam Beyersa przez wizjer. Przez chwilę stał na korytarzu, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym zapukał do drzwi pani Woleskiej. Pokazał jej zdjęcie Morelliego i zadał półgłosem kilka pytań. Wreszcie podziękował uprzejmie, wręczył kobiecie swoją wizytówkę i odszedł.

Wróciłam do okna, lecz tym razem Beyers nie pojawił się na parkingu.

– Zdaje się, że będzie łaził od drzwi do drzwi – mruknęłam.

Cierpliwie wyglądałam przez okno, aż wreszcie zauważyłam, że pokuśtykał do swego samochodu. Jeździł granatowym, najnowszym modelem forda escorta wyposażonego w telefon komórkowy. Bez pośpiechu wycofał wóz z parkingu i włączył się do ruchu na ulicy Saint James.

Morelli siedział w kuchni, penetrując wnętrze mojej lodówki.

– Beyers naprawdę może nam przysporzyć wielu kłopotów – rzekł. – Wystarczy, że sprawdzi nazwisko właściciela furgonetki i poskłada do kupy parę informacji.

– Co to oznacza dla ciebie?

– Pewnie będę się musiał wynieść z Trenton i poszukać sobie jakiegoś innego pojazdu. – Wyjął z lodówki kartonik soku pomarańczowego i paczkę ciemnego chleba z rodzynkami. – Zapisz to na mój rachunek. Nie mam czasu do stracenia. – Ruszył w stronę wyjścia, lecz przystanął w drzwiach. – Obawiam się, że na razie będziesz musiała sobie radzić sama. Nie wychodź z domu, dokładnie zamykaj drzwi i nie otwieraj nikomu, a nic ci się nie stanie. Albo, jeśli wolisz, jedź ze mną, lecz gdyby policja złapała nas razem, zostałabyś oskarżona o pomoc w ukrywaniu przestępcy.

– Zostanę tutaj. Nic mi się nie stanie.

– Obiecaj, że nie będziesz wychodziła z domu.

– Dobra, obiecuję.

Niektóre obietnice składa się tylko po to, by ich nigdy nie dotrzymać. Ta była właśnie z tego rodzaju. Wcale nie zamierzałam siedzieć jak mysz pod miotłą i bezczynnie czekać na Ramireza. Chciałam stać się świadkiem realizacji jego gróźb. Pragnęłam, by cały ten koszmar zakończył się jak najszybciej i bokser wylądował za kratkami. Poza tym zależało mi na honorarium, marzyłam, by wreszcie wrócić do normalnego życia.

Wyjrzałam jeszcze przez okno, aby sprawdzić, czy Morelli już sobie poszedł, następnie chwyciłam torebkę i wybiegłam z mieszkania. Wróciłam na ulicę Starka i jak poprzednio zaparkowałam nie opodal sali gimnastycznej. Czułam się trochę nieswojo, mając w perspektywie chodzenie po ulicy bez osłony Joego, toteż zostałam w samochodzie. Dokładnie zamknęłam drzwi i zasunęłam szyby. Byłam pewna, że Ramirez musi rozpoznać czerwonego jeepa, uznałam więc, iż jest to wystarczająca przynęta.

Co pół godziny włączałam na krótko nawiewnicę, żeby odświeżyć nieco powietrze w samochodzie i przerwać monotonię bezczynnego oczekiwania. Kilkakrotnie zauważyłam czyjąś sylwetkę w oknie gabinetu Jimmy’ego Alphy, za to sala treningowa sprawiała wrażenie wymarłej.

O wpół do pierwszej Alpha wyszedł na ulicę i zapukał w szybę auta.

Opuściłam ją szybko.

– Wybacz, że tu stanęłam, Jimmy, ale naprawdę bardzo mi zależy na odnalezieniu Morelliego. Chyba nie muszę ci tego tłumaczyć.

Zmarszczył brwi.

– Nie rozumiem cię. Gdybym to ja poszukiwał Morelliego, obserwowałbym jego krewnych i znajomych. Czemu więc uparcie wracasz na ulicę Starka i rozpytujesz wszystkich o Carmen Sanchez?

– Mam swoją teorię na temat tego, co się wydarzyło. Według mnie Benito pobił Carmen, podobnie jak teraz Lulę, a później chyba się przestraszył i wysłał Ziggy’ego z tym drugim facetem, żeby zrobili porządek i na dobre zamknęli jej usta. Prawdopodobnie Morelli zastał ich przy tej robocie. Kulesza wpadł w panikę, sięgnął po broń i Morelli zabił go w samoobronie, dokładnie tak, jak później zeznał na policji. Jakimś sposobem Carmen i ten drugi facet zniknęli z miejsca zbrodni, zabierając broń Kuleszy. Jestem przekonana, że Morelli podjął poszukiwania na własną rękę, dlatego uważam, że wcześniej czy później musi się tu pojawić.

– To czyste szaleństwo! Skąd ci wpadła do głowy ta zwariowana teoria?

– Wysnułam ją na podstawie zeznań Morelliego.

Alpha skrzywił się z obrzydzeniem.

– A co miał zeznawać w takiej sytuacji? Powiedzieć prawdę, że chciał się pozbyć Kuleszy? Ramirez to bardzo łatwy cel, powszechnie jest znany z tego, że dość ostro się obchodzi z kobietami. Wiadomo także, iż Ziggy wykonywał jego polecenia, dlatego też Morelli mógł bez trudu ułożyć tę bajeczkę.

– A co z tym tajemniczym mężczyzną? To również musiał być facet wykonujący polecenia Ramireza.

– Nic mi o tym nie wiadomo.

– Świadkowie utrzymują, że miał nos tak płaski, jak po uderzeniu ciężką patelnią. To raczej szczególna cecha…

Alpha uśmiechnął się przebiegle.

– Nie w tej okolicy. Co drugi tutejszy łobuziak chodzi ze złamanym nosem. – Spojrzał na zegarek. – Idę na lunch. Pewnie ci tu gorąco, w pełnym słońcu. Może przynieść ci coś zimnego do picia? Na przykład wodę mineralną. A może zjadłabyś kanapkę?

– Nie, dziękuję. Ja też wkrótce zrobię sobie przerwę na lunch. W dodatku muszę skorzystać z toalety.

– W moim biurze jest ubikacja. Poproś Lornę o klucz, powiedz, że wyraziłem zgodę.

Poczułam się niemal zaszczycona tym, że Alpha łaskawie pozwolił mi skorzystać ze swojej toalety, wolałam jednak nie ryzykować spotkania z Ramirezem, zwłaszcza w mrocznym korytarzu budynku.

Po raz ostatni rozejrzałam się po ulicy i wyruszyłam na poszukiwanie jakiegoś przytulnego baru. Pół godziny później zaparkowałam z powrotem w tym samym miejscu. Czułam się znacznie lepiej, chociaż nuda dotkliwie dawała mi się we znaki. Po drodze kupiłam sobie książkę, szybko się jednak przekonałam, że nie sposób równocześnie czytać i pocić się intensywnie, szczególnie wtedy, gdy nie można powstrzymać pocenia.

Do trzeciej strąki wilgotnych włosów obkleiły mi cały kark i czoło, bluzka lepiła się do pleców, a każdy oddech wymagał niewspółmiernie wielkiego wysiłku. Do tego nogi mi zdrętwiały i zaczął dokuczać nerwowy tik lewej powieki.

46
{"b":"93910","o":1}