– Jaaadźkaa! – wrzasnął, a echo powtórzyło za nim: – Jaadźkaaa! – Witiaaaa! – darł się Pawlak, przykładając ręce do ust: – Witiaaaa!! Tylko echo było odpowiedzią. Kargul poszedł w lewo wzdłuż brzegu wody – Pawlak zaś w prawo. Kiedy się spotkali po drugiej stronie wodnego oczka, Pawlak prowadził za uzdę swoją kobyłkę, Kargul trzymał krótko przy pysku ogiera. Popatrzyli na siebie z serdeczną nienawiścią.
– Źrebaka się jemu zachciało, a syna stracił!
– A ty córkę – Kaźmierz nie pozostał mu dłużny.
– Ot, durna bździągwa. Myśli, że jakikolwiek Pawlak by ją chciał!
– Niech no ona tylko do chaty wróci, a do końca życia popamięta tę rękę! – Kargul uniósł w górę potężną jak cegła łapę, jakby składał niebu przysięgę, że tym razem ostatecznie uwolni córkę od skłonności do wszelkiego grzechu.
– I nigdy już nie zapomni, że tam gdzie Pawlaki, tam zaprzaństwo! Splunęli sobie pod nogi i każdy poszedł inną drogą, prowadząc swojego konia.