Литмир - Электронная Библиотека

– Jak się macie kłócić, to ja kota biorę…

– On moim myszom przeznaczony! Mój to kot!

– A jak ja jego od Kargula dostanę?

– Taż ja go nie oddam! – rzucił się Kargul bez wahania.

– Ot, kałakunio jeden – zachrypiał Kaźmierz, ściskając pięści.

– Mnie też nie oddasz?

– Jak on twój, to czego on na moim przesiaduje'?

– Ty Kargul, nie udawaj głupszego, jak jesteś, bo cię raz-dwa rozumu nauczę, jakżeś już zdążył zapomnieć te lekcje, co ci mój brat, Jaśko, dał!

– A, ty Kaźmierz, lepiej pilnuj swoich gnid na głowie – huknął basem Kargul. Pawlak porwał umaczany w wapnie pędzel i gotów był ruszyć z nim na Kargula, kiedy ten, zasłaniając na wszelki wypadek twarz kapeluszem, zwrócił się do sołtysa:

– Niech władza rozsądzi. Po to jest ustanowiona. Ta propozycja spotkała się z uznaniem ze strony sołtysa. Skinął z godnością głową, pyknął z fajeczki, odsunął z czoła wyszmelcowaną rogatywkę i szukał w myśli rozwiązania, które byłoby sprawiedliwe dla wszystkich, ale i korzystne dla niego. Jadźka przyniosła kota w klatce i przechylając się przez płot postawiła ją u stóp sołtysa. Pawlak już się schylił, żeby ją porwać w swoje ręce, ale Fogiel, brzęcząc orderami, pierwszy chwycił klatkę i przytulił do błyszczącej od odznaczeń piersi.

– Ot, pomorek – zdenerwował się Pawlak.

– To jest kot z centralnej Polski przywieziony. Dwa kwintale pszenicy ja za niego dał, że rowera nie wspomnę…

– To niech kot sam wybierze, kogo woli – padła ostrożna propozycja sołtysa.

– Taż on mleko woli – zdenerwował się nie na żarty Pawlak.

– Wie, co dobre – zabuczał Kargul i to już ostatecznie rozwścieczyło Pawlaka. Zakipiał jak czajnik na wolnym ogniu.

– Ot, stary bzdyk. Ty masz dwie krowy, ale ja mam karabin.

– Oba mamy – mitygował go Kargul. Sołtys uspokoił ich gestem, zasiadł na pieńku i trzymając klatkę z kotem na kolanach ogłosił werdykt.

– Obywatele pionierzy – zaczął uroczyście.

– Ja dam sprawiedliwe wyjście, bom od tego Władzą jest, żeby łatać, co nie do załatania. Kargul da Pawlakowi jeden kwintal pszenicy i koło od rowera, za to kot będzie trzy dni u Kargula, trzy dni u Pawlaka, a w niedzielę i święta moje myszy obrobi.

– Prawdziwy Salomon – szepnęła babcia Leonia, patrząc na sołtysa jak na święty obraz.

42
{"b":"89164","o":1}