– Władek, czyś ty zdurniał?! – krzyknęła z rozpaczą.
– Przecie to nasze garnki!!! Kargul zamarł i patrzył osłupiałym wzrokiem na żonę. Rozległ się radosny chichot Pawlaka. Sierpem wskazywał nieprzyjaciela, który sam sobie zgotował klęskę. Kargul kolebał się z boku na bok, Aniela zaś patrząc na skorupy, prawie płakała: „I gdzie ja teraz takie garnki dostanę?” Kaźmierz, dumny z dokonanego pogromu, uśmiechnął się triumfalnie do nadchodzącej Maryni. Wystarczyło jednak, żeby zobaczył wyraz jej oczu: trzymając w ręku pocięte koszule, patrzyła na niego jak prokurator na niepoprawnego recydywistę.
– Nowiuteńkie koszule – wyszeptała bliska płaczu.
– Teraz tylko siadłszy – płacz. Kaźmierz odruchowo schował sierp za plecami. Spojrzał na Kargula i demonstracyjnie splunął w jego stronę. Przerażony skutkami swojej wizyty Wieczorek wycofał się pospiesznie za bramę. Na podwórzu leżały skorupy garnków, poobcinane rękawy, a na ścianie domu Kargula widniała plama po rozbitym jajku, od którego zaczął się kolejny pojedynek sąsiedzkiej wojny.