Литмир - Электронная Библиотека

24. Nieopisana ucieczka Szymona.

Noc zapadła nad oddziałem deliryków, rozgromiona armia pokotem leży, korytarz jedna oświetla żarówka, śpią. (Lecz jeden z nich nie śpi, on widzi wolność za mgłą). Szymon Sama Dobroć budzi się z płytkiej, czujnej drzemki, wstaje, wyjmuje spod łóżka brezentowy worek i bezszelestnie, by nie zbudzić śpiącego współtowarzysza, zaczyna się pakować. Szymon Sama Dobroć nie lubi swego śpiącego współtowarzysza, walczy z tym uczuciem, nieustannie powtarza: miłuj nieprzyjaciół swoich, nieustannie przypomina sobie dwanaście kroków anonimowych alkoholików, ale wrogość ciągle jest w sercu jego. Śpiący współtowarzysz chrapie i Szymon nocami nie może spać. Śpiący współtowarzysz pożyczył od Szymona dziesięć złotych i Szymon wie, że nigdy tych pieniędzy nie ujrzy, choć zwłaszcza teraz, gdy postanowił uciec, każdy grosz byłby na wagę złota. Śpiący współtowarzysz bez pytania używa zapalniczki i długopisu Szymona i Szymon nie ma w sobie dość siły, by zwrócić mu uwagę. Za to tamten bez ceregieli poucza Szymona, by zamykał szafę i by dokładniej zamiatał pokój, jak jest jego kolej. Wtedy wrogość jest nie tylko w sercu Szymona, wtedy on cały staje się wrogością.

– Co to jest wrogość? – zapytał na jednym z wykładów terapeuta Mojżesz alias Ja Alkohol. Co to jest wrogość? – powtórzył, a gdy milczenie w sali amfiteatralnej stało się nie do zniesienia, ogłosił, a następnie podyktował osowiałym delirykom definicję wrogości. Wrogość jest to – pisała zgodnie i ospale ledwo żywa armia – wrogość jest to wściekłość – pisał razem ze wszystkimi Szymon Sama Dobroć – wrogość jest to wściekłość skierowana przeciwko komuś lub czemuś. Szymon odczytał zapisane w ordynarnym sześćdziesięciokartkowym zeszycie zdanie, rozjaśniły się myśli jego i poczuł niepokój. Zdaniem Szymona, gdyby umiał on swoje zdanie wypowiedzieć, nadmierne rozjaśnienie umysłu prowadzi do nerwowości. Wiedzieć coś do końca to znaczy nie mieć już żadnego zapasu wiedzy na dany temat, a jak człowiek nie ma żadnego zapasu – głupio się czuje; człowiek wtedy czuje się tak, jakby kończyły mu się papierosy. Nie “człowiek”, ale ja Szymon, nie “się”, ale ja Juruś. i nie “czuje”, ale “pije”.

Czyżby piczka-terapeuciczka Kasia miała rację? Czyżby faktycznie odechciało mi się pisać o piciu? a może odechciało mi się pisać, bo odechciało mi się pić? Pisałem i ścigałem się z moim pisaniem o piciu, z odzwyczajaniem się od picia i przegrałem, a może wygrałem gonitwę? a może zdarzyło mi się to samo co Marcelemu Proustowi? Pourąuoi pas? Why not? Warum nicht? u Marcelego Prousta – teza zapamiętana z wykładu Jana Błońskiego sprzed dwudziestu ośmiu lat – u Marcelego Prousta stracony czas bohatera jest odzyskanym czasem narratora. u mnie jest prawie tak samo: ja, narrator Juruś, nie tylko odzyskuję stracony czas bohatera Pijaka, ale znajduję też to, czego on daremnie od pierwszego zdania szukał. Odzyskuję przy tym roztrwoniony i przepity czas innych postaci. Pomiędzy mną a moimi postaciami bardzo małe są nieraz różnice. (Żadnej sprzeczności z innym miejscem poematu). Pomiędzy mną a mną też niewielkie są subtelności, może jest nawet przez to na odwrót, może Pijak jest narratorem, a Juruś daremnie szuka miłości przedśmiertnej i w efekcie jeden drugiemu może skoczyć.

Czyli nie Don Juan Ziobro, ale Ja Don Juan Ziobro. Nie doktor Granada, ale Ja doktor Granada. Nie siostra Viola, ale Ja siostra Viola. Und so weiter.

Nie mówię językami obcymi, ale terapeucice działają na mnie tak intensywnie, że niekiedy czuję: lada chwila przemówię językami obcymi. Moja uśpiona w dziecięctwie niemczyzna rozbudzi się, moja szkolna ruszczyzna stanie się perfekt w mowie i piśmie, moja nigdy porządnie nie wyuczona angielszczyzna stanie się very fluently Nie takie rzeczy, jak nagłe mówienie językami, dzieją się na oddziale deliryków.

Szymon Sama Dobroć rozgląda się po obliczach zgromadzonych w sali amfiteatralnej towarzyszy broni i widzi, jak po tygodniu, po trzech tygodniach, po miesiącu oblicza szlachetnieją i klęsną, nosy bledną, oczy nabierają blasku. Przewodnik Pracy Socjalistycznej zmienił się nie do poznania. Jeszcze niedawno łeb miał obrzękły jak neon, siwe kłaki w nieładzie, odzież w rozgardiaszu, ręce w dygocie. a teraz jak on wygląda? Szczupła, opalona męska twarz, bujna siwa czupryna, elegancka flanelowa w czerwono-czarną kratę koszula, ręce żelaznym, precyzyjnym gestem ujmują kubek z kawą zbożową. Przewodnik Pracy Socjalistycznej wygląda teraz jak starszy brat Clinta Eastwooda.

Delirycy odzyskują wzrok, słuch i mowę. Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Świata for example. Nie wiem, czy wspominałem: dodatkową trudnością w spisywaniu bezładnych opowieści Terrorysty był fakt, iż mówił on nieczytelnym, chrapliwym szeptem. Słynny głos Jana Himilsbacha w fazie całkowitego zaniku, struny spopielone. a teraz? Po kilku tygodniach? Teraz Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Świata mówi nie tylko tak, że można go zrozumieć, teraz Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Świata mówi tak, że uwiecznić jego mówienie jest zadaniem pierwszym. Zatrzymuje mnie na korytarzu i konfidencjonalnie szepcze do ucha:

– Nie martw się, Jurusiu, nie martw się, jeszcze znajdą lekarstwo na naszą chorobę. Na fujarę znaleźli.

– Jeśli po paru zaledwie tygodniach absolwenci tej uczelni są w stanie przejść od niemoty i otępienia do klarownego formułowania aż tak strzelistych fraz, to ja – szepce do siebie w zachwycie Krzysztof Kolumb Odkrywca – to ja od dziś w rubryce wykształcenie gotów jestem wpisywać dwa ukończone wydziały: filozoficzny i deliryczny.

Albo Król Cukru. Mało o nim piszę, bo mało go lubię. Ale i on ma pewną wzruszającą cechę: wrażliwy jest mianowicie na piękno przyrody i los bezdomnych zwierząt. Cała armia deliryków jest prawie bez wyjątku czuła na piękno przyrody i los bezdomnych zwierząt. o zmierzchu na polach widać błądzące cienie – delirycy zbierają kwiaty polne. Porażone polineuropatią nogi wiodą ich na parujące łąki pomiędzy domami obłąkanych. Bujne bukiety stoją na stolikach nocnych, zapach chabrów, rumianku, mimozy wypełnia oddział niczym gaz łzawiący. Uduszeni szlochem, zapachem – śpią. w domach obłąkanych całą noc płoną pomarańczowe światła, pod murami słychać kocią gadaninę. Niezliczonym kotom dobrze się powodzi w lecznicy paranoików. Niepodobna wyjrzeć przez zakratowane albo niezakratowane okno, by nie ujrzeć zmierzającej z pawilonu do pawilonu, z sądówki na neurologię kociej watahy. Kotów jest tu więcej niż deliryków, schizofreników i samobójców razem wziętych. i w głębi twardej duszy Króla Cukru jest wielka miłość do kotów. Król Cukru ukradkiem każdego wieczora pakuje w strzęp “Gazety Wyborczej” mizerne resztki szpitalnego żarcia i chyłkiem zmierza w stronę oddziału dziennego. Naprzeciw, zza ceglanego muru, wychodzi prawie całkiem czarny kot Księżulo, prawie całkowicie jest czarny, jedynie pod szyją bieleje mu zarys, faktycznie, jakby koloratki. Na pytanie, czy Król Cukru i Księżulo pozostają w serdecznej zażyłości, odpowiedź nie jest jasna, a dlatego nie jest jasna, że dla dobra Króla Cukru nie chce być przecząca.

Księżulo zjada resztki lodowatych parówek albo kiełbasy zwyczajnej, bez zapału obwąchuje niedogotowany strzęp kurczaka i na chwilę, jakby przez roztargnienie, pozwala się Królowi Cukru wziąć na ręce. Zza mętnych szyb znieruchomiali niczym nieboszczycy pacjenci neurologii patrzą na zwalistego mężczyznę w szmaragdowym dresie, który głaszcze i tuli zwierzę, twarz przyciska do czarnego futra i płacze, łzy spływają po smolistej sierści. Niewesołe rzeczy przypominają się Królowi Cukru, zmarnowane życie, przepadłe zabawy, stracone kobiety. Kiedy Król Cukru ostatni raz w życiu brał na ręce kota? Za okupacji? Za Stalina? Później chyba nie.

Rytualna scena karmienia i płaczu powtarza się każdego wieczora. Od paru dni już się wszakże nie powtarza. Księżulo zniknął, o ustalonej porze nie wychodzi zza ceglanego muru. Król Cukru obszedł cały obszar, wszystkie pawilony, przez ciemny las dotarł nawet nad Utratę, Księżula ani widu, ani słychu.

Nie mamy śmiałości, by wprost się nabijać z dziecięcej rozpaczy Króla Cukru, ślemy mu jednak faryzejsko-porozumiewawcze spojrzenia, on omiata nas martwymi jak kamyki w Utracie źrenicami i krzyczy:

– Co kot! Co kot! Co kot będzie na człowieka patrzył, jak on tu wszędzie na boku dziwki ma! Kot sobie sam konia nie zwali, i to jest rozumowanie nie do pobicia!

Nie przepadam za Królem Cukru, ale przyznaję: różnica między mną a nim jest niewielka. Różnica między mną a Szymonem Sama Dobroć jest zasadnicza. Szymon ucieka.

Z punktu widzenia dalszego picia gorzkiej żołądkowej rozumowanie Szymona jest nie do pobicia. Gdyby Szymon ukończył fakultet deliryków, gdyby pilnie uczęszczał na wykłady i konwersatoria, gdyby sumiennie prowadził dziennik uczuć, pisał wszystkie konfesje i wypracowania, gdyby wytrwał – byłoby mu znacznie trudniej pić niż po ucieczce. Po ucieczce z fakultetu deliryków pić nie tylko łatwiej, po ucieczce picie to jest wyższa konieczność – a z jakiegoż powodu w końcu się ucieka? z powodu konieczności wyższej.

Skończyć zaś fakultet deliryków i dalej pić – jakoś nietaktownie. Co ludzie powiedzą? Taki a taki, powiedzą, na fakultecie deliryków był i po skończeniu fakultetu dalej pije, on już trupem jest. Ludzie zresztą jak ludzie, ludzie mnie nieraz jako trupa cuchnącego widywali i ja trup przeżyłem, i oni przeżyli. Ludzie jak ludzie, ale co by powiedziały widma, które od lat przywoływałem piciem kolejnych butelek gorzkiej żołądkowej? Co by one powiedziały, otaczając mnie ciasnym kręgiem? Co by powiedział zielonoskrzydły anioł o posturze zapaśnika? Co by powiedział mój dziadek, Stary Kubica? Co by powiedział pachnący korzenną wodą kolońską rzekomy kolega ze szkółki niedzielnej?

Poczułem, jak przechodzą mnie fale zimna i gorąca, oparłem czoło o zaciągniętą szronem szybę i ujrzałem, jak pod porosłą świńską szczeciną skórą pulsują rakowate trzewia.

– Zbieraj się, uciekaj, uciekaj czym prędzej – głos miał bardzo podobny do głosu rzekomego Cieślara Józefa, ta sama przyjazna tonacja domowego lekarza, barwa trochę inna, piskliwsza, ale mówił przyjaźnie. Słuchałem go i nie czułem zimna.

– Zbieraj się, uciekaj, przecież możesz w każdej chwili pojechać gdzie oczy poniosą.

34
{"b":"88198","o":1}