4. Banknot pięćdziesięciozłotowy.
Na oddziale deliryków wybuchł spór o plagiat. Swoją drogą, kiedy pojawiłem się tam po raz pierwszy, nie miałem zielonego pojęcia, że przekraczam próg domu pracy twórczej, że wchodzę w środowisko ludzi pióra, pisarzy nieustannie tworzących deliryczne autobiografie, spisujących w ordynarnych sześćdziesięciokartkowych zeszytach, zwanych dziennikami uczuć, swe najskrytsze emocje, układających z mozołem alkoholiczne konfesje. Rankiem i przedpołudniami delirycy pisali lub całymi godzinami, w oczekiwaniu natchnienia, krążyli po korytarzach, z coraz opaslejszymi w miarę pobytu manuskryptami pod pachą, popołudniami odbywali terapeutyczne rozmowy z terapeutkami, doktorem Granadą lub terapeutą Mojżeszem alias Ja Alkohol, słuchali wykładów i uczęszczali na konwersatoria, wieczorami zaś miewali spotkania autorskie, po których wybuchały zażarte dyskusje. Podczas jednej z takich dyskusji licznie zgromadzona publiczność postawiła deliryczce Mariannie zarzut, iż jej przed chwilą wysłuchana konfesja pijacka jest łudząco podobna do przeczytanej tydzień wcześniej konfesji deliryczki Joanny. Ponieważ obie strony broniły się za pomocą wzajemnych oskarżeń, problemu, czy deliryczka Marianna odpisała wizję swej pijackiej nocy od deliryczki Joanny, czy na odwrót, nie dało się rozstrzygnąć prosto. Społeczność deliryków jednogłośnie zażądała, by nazajutrz odbyła się konfrontacja, by obie odczytały swoje prace, po czym w poprzedzonym dyskusją głosowaniu miał zapaść wyrok.
Praca deliryczki Marianny brzmiała mniej więcej tak: “Było to 21 grudnia 1985 roku. Obudziłam się w środku nocy. Miałam strasznego kaca, pociłam się i cała trzęsłam. Nie miałam ani grosza. Wiedziałam, że mój śpiący w sąsiednim pokoju mąż ma pieniądze. Zakradłam się tam, przeszukałam jego ubranie i w tylnej kieszeni spodni znalazłam portfel. Wyjęłam z niego pięćdziesiąt złotych, po cichu się ubrałam i wyszłam do nocnego sklepu, do którego miałam bardzo blisko. w sklepie kupiłam szampana, którego zabrałam do domu. w kuchni, nie zapalając światła – było tam zresztą wystarczająco widno, bo mieszkamy na parterze, i zaraz za oknem stoi uliczny neon – w kuchni otworzyłam tego szampana, choć cały czas się bałam, że korek wystrzeli i wystrzał zbudzi mego śpiącego męża. Ale powiodło się, otworzyłam butelkę po cichu i w ciągu pół godziny całą wypiłam. Poczułam się znacznie lepiej. Pojawiła się we mnie charakterystyczna odwaga i już nie zachowując żadnych środków ostrożności, a nawet brawurowo zapalając w przedpokoju światło, śmiało wyszłam z domu, by wyrzucić butelkę na śmietnik. Po drodze przyszła mi jednak do głowy myśl, że przydałby mi się jakiś zapasik na resztę nocy, a ponieważ miałam jeszcze pieniądze, ponownie udałam się do sklepu nocnego i kupiłam ćwiartkę wódki czystej. Tym razem po powrocie do domu też poszłam do kuchni, ale nie miałam zamiaru już tam pić. Wyjęłam z kredensu półlitrową butelkę soku malinowego, który zresztą sama sporządziłam latem z uzbieranych na naszej działce malin. Połowę zawartości butelki z sokiem wylałam do zlewu, a do pozostałej połowy wlałam przez lejek zakupioną w sklepie nocnym ćwiartkę wódki. Nawet niecałą, ponieważ w trakcie wylewania soku do zlewu zrobiło mi się smutno i jeszcze przed sporządzeniem mieszanki wypiłam wprost z butelki spory łyk. Kilka razy dobrze potrząsnęłam butelką i po to, by wódka dobrze przegryzła się z sokiem, i po to, by butelka wyglądała tak, jakby był w mej sam czysty sok Miałam bowiem zamiar zabrać ją do pokoju, położyć się i popijać w łóżku Wiedziałam, ze dobrze mi to zrobi, ze będę dobrze spała, a jak się obudzę, będę mogła w każdej chwili się napić, co mi pomoże Brałam jednak pod uwagę, ze mogę mocno usnąć, i chciałam, na wszelki wypadek, gdyby rano mąż obudził się wcześniej i zastał stojącą przy moim łóżku butelkę, zęby pomyślał, ze to jest czysty sok Pustej ćwiartki me wynosiłam już do zsypu, ukryłam ją za tapczanem. Położyłam się do łóżka i co prawda od czasu do czasu budziłam się, ale wtedy popijałam i cały czas czułam się bardzo dobrze. Rankiem mąż nie zauważył wprawdzie ani butelek, ani ze musiałam wychodzić, kupować i pić w nocy alkohol, ale zauważył w portfelu brak pięćdziesięciu złotych i zaczął mieć głośne pretensje. Ponieważ znów miałam potwornego, podszytego agresją kaca, urządziłam karczemną awanturę, ubrałam się, spakowałam trochę rzeczy i tak zaczęła się moja włóczęga po kraju, która tak naprawdę była gigantycznym pijackim ciągiem”.
Marianna odczytała swoją pracę łamiącym się głosem, co chwila ocierając rzekome, a może prawdziwe łzy, wszelkimi dostępnymi środkami dawała do zrozumienia, ze to ona została okradziona, ze to jej pracę odpisała Joanna.
– Jest mi bardzo przykro – powiedziała na koniec – ze zostałam okradziona z mojego życia Zaraz moje ukradzione usłyszę i me wiem, czy to przeżyję – tym razem głos łamał się jej w sposób całkowicie niekontrolowany i tym razem poza wszelkimi wątpliwościami wybuchnęła najprawdziwszym szlochem.
Ale jej adwersarka postępowała w sposób identyczny.
– To ja zostałam okradziona z mojego życia – powiedziała Joanna – i kiedy przed chwilą usłyszałam, jak ktoś najbezczelniej w świecie czyta o moim sobie przywłaszczonym życiu, myślałam, ze umrę – i swoją pijacką konfesję Joanna czytała identycznie jak Marianna, identycznie łamał się jej głos, identycznymi gestami ocierała identycznie rzekome lub prawdziwe łzy, co więcej, dla wzmożenia groteskowej symetrii obie ocierały oczy identycznymi chusteczkami z bladoróżową koronką.
Wersja Joanny brzmiała mniej więcej tak “Było to w połowie listopada 1997 roku Obudziłam się o trzeciej w nocy i byłam w strasznym stanie. Kac był okropny, co nie dziwota, bo cały poprzedni dzień piłam. Byłam cała roztrzęsiona i mokra od potu. Wiedziałam, że jestem zupełnie bez pieniędzy. Mieszkałam wtedy z siostrą i jej mężem i przeczuwałam, że szwagier ma pieniądze. Szwagier prawie w ogóle nie pił i zawsze miał pieniądze.
Ostrożnie, aby ich nie obudzić, otworzyłam drzwi do ich pokoju i weszłam tam na palcach. Szwagier starannie wieszał ubrania w szafie i wiedziałam, że tam trzeba szukać. Bałam się jednak, że kiedy będę otwierała szafę, jej drzwi mogą zaskrzypieć i obudzi się albo siostra, albo szwagier, albo że obudzą się oboje naraz. Udało mi się jednak, szafa otwarła się bezszelestnie, w jednej z wiszących marynarek szwagra wymacałam w kieszeni portfel. Nie wyjmując go z kieszeni, wyciągnęłam z niego na oślep banknot. Nie wiedziałam, jaki to banknot, i bałam się, że jego nominał okaże się zbyt niski. Kiedy jednak znalazłam się w swoim pokoju i sprawdziłam, okazało się, że udało mi się wyjąć całe sto złotych, co nawet mnie ucieszyło, ale też i trochę przestraszyło; miałam wprawdzie aż nadto pieniędzy, ale równocześnie zachodziła obawa, że szwagier zauważy brak tak znacznej kwoty. Moja rozterka nie trwała jednak zbyt długo, ewentualności, by wrócić do pokoju szwagrostwa i włożyć z powrotem do portfela szwagra banknot stuzłotowy i usiłować znaleźć jakieś mniejsze pieniądze, nawet nie rozważałam. Po cichu się ubrałam, wyszłam z mieszkania i windą zjechałam na parter, tak się bowiem składa, że w naszym wieżowcu na parterze znajduje się sklep nocny. Weszłam tam i kupiłam szampana. Ponieważ mój głód alkoholu był okropny oraz ponieważ bałam się, że kiedy będę otwierała szampana w domu, korek wystrzeli i obudzi śpiących domowników, otwarłam szampana pod drzwiami windy. Moje obawy były zbyteczne, korek i tak nie wystrzelił. Wsiadłam do windy i nacisnęłam wszystkie dwanaście guzików, mieszkamy bowiem na dwunastym piętrze. Dzięki temu winda zatrzymywała się co chwila, ja zaś cały czas podczas tej długiej, przerywanej częstymi postojami jazdy popijałam szampana. Piłam chyba jednak zbyt łapczywie, bo kiedy winda dotarła wreszcie na dwunaste piętro, okazało się, że w butelce pozostało już bardzo mało szampana. Ponieważ miałam jeszcze sporo pieniędzy, a wypite bąbelki nieźle mnie rozochociły, postanowiłam zrobić dodatkowe zakupy. Jeszcze raz zjechałam na dół i jeszcze raz weszłam do sklepu nocnego.
Tym razem kupiłam dwie ćwiartki wódki czystej. Jedną miałam zamiar schować na czarną godzinę, a drugą zmieszać z coca-colą, której półlitrową butelkę także kupiłam. Po powrocie do domu dalej zachowywałam ostrożność, ale tez byłam już dużo swobodniejsza. Część coca-coli wypiłam, część wylałam do zlewu, starałam się tak wycyrklować, by w butelce pozostało dokładnie pół butelki, co mi się w pełni udało Do ćwiartki coca-coli dodałam ćwiartkę wódki, tak żeby wyglądało, że piję samą colę. Pustą ćwiartkę schowałam za lodówkę. Ta rzekoma cola, którą miałam zamiar postawić przy mojej wersalce i popijać w nocy, wyglądała trochę blado, ale nie dbałam o to, szwagier był fanatykiem zdrowej żywności, nie pijał żadnych napojów gazowanych i na pewno dokładnie nie wiedział, jaki prawdziwa cola ma smak i jaki kolor. Siostry się nie bałam, wiedziałam, ze w razie czego stanie po mojej stronie albo przynajmniej będzie mnie kryła. Położyłam się i popijając w chwilach przebudzeń, dobrze spałam praktycznie przez całą noc. Rankiem okazało się, ze wprawdzie szwagier nie zauważył ani braku banknotu stuzłotowego, ani zmienionego koloru coli, której zresztą pozostało bardzo mało, ale za to siostra bez powodu wszczęła awanturę. Bez słowa spakowałam się i opuściłam ten nieżyczliwy mi dom. Byłam spokojna, miałam jeszcze około czterdziestu złotych, na dnie torebki zaś spoczywała ćwiartka wódki.
Nie wiem, którędy wiodła moja wędrówka, nie wiem, jak długo trwał mój ciąg, nie wiem, jak się tu znalazłam w każdym razie obecnie bardzo pragnę przestać pić”.
Dyskusji, która rozpoczęła się po wystąpieniu obu autorek i która wbrew przewidywaniom rozwijała się ospale, słuchałem ze ściśniętym sercem. Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Świata opowiadał się po stronie Joanny, Królowa Kentu po stronie Marianny. Siostra Viola podkreślała zarówno terapeutyczny bezsens, jak i etyczną grozę wzajemnego odpisywania prac. Krzysztof Kolumb Odkrywca twierdził, ze wprawdzie odpisywanie jest złem, ale ze być może zło to podszyte było dobrem, dobrą mianowicie, choć bezwiedną wolą, ponieważ me da się wykluczyć, iż autorki rozpoznały w swych pracach niejaką bliźniaczość przygód i wspólnotę losów. Doktor Granada i terapeuta Mojżesz alias Ja Alkohol milczeli.