Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Kadecie Stachursky – usłyszał nosowy głos.

Odwrócił się wolno, czując, że mięśnie odmawiają mu posłuszeństwa. Był przerażony.

Musiał jednak spojrzeć prawdzie w twarz… a ta była ku jego wielkiej uldze znajoma:

piegowata, otoczona wianuszkiem miedzianych włosów.

– Tak?

– Proszę za mną – rzucił zwięźle Hondo, nie przekraczając progu.

– Dokąd? – Tylko tyle zdołał wybełkotać Nike.

Adiutant Święckiego nie raczył odpowiedzieć. Okręcił się na pięcie i już go nie było.

Stachursky przełknął ślinę i ruszył w stronę wciąż otwartych drzwi. Idąc, czuł, że po raz

pierwszy w życiu miękną mu kolana. Miał wrażenie, że nogi lada moment usuną się spod

niego.

– Ruchy tam! – z korytarza wieży dobiegło zniecierpliwione wołanie.

Był tak zdenerwowany, że nie wiedział, czy te słowa skierowano do niego, czy może ktoś

wzywa czekających na zewnątrz czarnych. Odległość dzieląca go od wyjścia zdawała się

z każdym krokiem powiększać, zamiast maleć.

– No co jest? – W drzwiach pojawił się znowu Hondo. – Chcesz ich wkurwić jeszcze

bardziej? Ruchy, powiedziałem.

Nike przyśpieszył kroku wbrew własnej woli. Wyszedł na korytarz, skręcił do wind i ruszył

za zapatrzonym w holopad porucznikiem.

– Dokąd idziemy? – zapytał, na co usłyszał w odpowiedzi niezbyt grzeczne burknięcie:

– Co ja, informacja turystyczna jestem?

Następnie adiutant kapitana zaczął rozmawiać z kimś przez komunikator.

Wzywał wahadłowiec, ale nie zwykłą cywilną jednostkę, tylko jedną z maszyn należących

do wojska. Wizja wyrzucenia w pustkę zaczynała się materializować…

Zjechali windą kilka pięter, potem identycznym kolistym korytarzem bez okien dotarli do

sporego pomieszczenia wypełnionego sprzętem nadawczym. Tam Hondo wskazał

Stachursky’emu fotel na podwyższeniu, a gdy Nike usiadł, ktoś aktywował ekrany oddzielające

to miejsce od reszty sali. Kadet znalazł się nagle w złotawym opalizującym kokonie. Zanim

zdążył wpaść w panikę, na konsoli przed nim pojawił się hologram kobiety o pociągłej,

bardzo wyniszczonej twarzy. Nie rozpoznał jej, zapewne z powodu ogromnego

zdenerwowania, jednakże gdy przemówiła, wszystko stało się dla niego jasne.

– Wiesz, synku, ile musimy zapłacić za każdą sekundę połączenia z Rubieżami? – Skinął

głową niezdolny do wymówienia jednego słowa. Kanclerz Modo przyjrzała mu się uważniej.

Zauważyła obrożę na szyi i detonator w dłoni. – To dobrze – dodała. – Na drugi raz nie każ mi

czekać, bo może cię to bardzo drogo kosztować. – Znów skinął głową, co ją chyba zirytowało,

bo przeszła do rzeczy. – Rozpatrzyliśmy twoją propozycję… – Zawiesiła na moment głos. To

znaczy Nike miał nadzieję, że to zrobiła, ponieważ krew pulsowała mu w uszach tak głośno, że

mógłby nie usłyszeć kolejnego zdania. Na jego szczęście Modo poruszyła jedynie szczęką.

Skutki zatrucia wciąż ją męczyły, a jednym z objawów była potworna suchość w ustach. –

W świetle przekazanych nam dokumentów nie mieliśmy wielkiego wyboru – podjęła

wyćwiczonym obojętnym tonem. – Na dzisiejszym spotkaniu Rady rektor Dreade-Ravenore

został poproszony o natychmiastową rezygnację z zajmowanych stanowisk. Zrzekł się również

dobrowolnie wszystkich zaszczytów i tytułów otrzymanych po wybudzeniu z hibernacji.

Uzyskaliśmy też solenne zapewnienie, że jego osobista wendeta dobiegła końca. Rada

Federacji jest gwarantem, że nigdy więcej o nim nie usłyszysz, jeśli sam tego nie zechcesz. Do

sztabu trzeciego metasektora trafiły już dokumenty unieważniające wystawiony na twoje

nazwisko akt zgonu. Oficjalna wersja będzie głosić, że uszkodzona kapsuła przedostała się

jakimś cudem przez skupisko wraków i wylądowała na Delcie, skąd zabrała cię po kilku

miesiącach przymusowej hibernacji załoga innego naszego okrętu, który pojawił się

w systemie New Rouen i przechwycił przypadkiem sygnał alarmowy. W ramach rekompensaty

otrzymasz stosowną kwotę i zostaniesz przedstawiony do odznaczenia. Admiralicja awansuje

cię także do stopnia podporucznika.

– Dziękuję… – wychrypiał Nike przez ściśnięte gardło.

– W zamian oczekujemy – nie dała sobie przerwać – że przekażesz nam wszystkie

dokumenty i dane na temat Obcych oraz że zaprzestaniesz dalszego rozpowszechniania

dziennika szkalującego dobre imię Federacji. – Zamilkła, mierząc go groźnym spojrzeniem. –

Jeśli ktoś kiedyś dotrze do prawdy o Kuźni, nasza umowa zostanie anulowana ze skutkiem

natychmiastowym, a ty odpowiesz za to własną głową. Rozumiemy się?

– Tak – mruknął.

– Słucham?

– Tak jest – powtórzył bardziej zdecydowanie.

– No! – Prychnęła i zniknęła na sekundę przed tym, zanim automat dezaktywował pole

izolacyjne.

Oszołomiony Nike pozostał w fotelu, dopóki Hondo nie potrząsnął nim mocno.

– Ruszaj się, bracie. Wahadłowiec już czeka.

– Dokąd lecimy? – Stachursky rozejrzał się po centrum łączności, jakby dopiero teraz się

obudził.

– Na Cervantesa.

– A co z kapitanem Święckim?

– Dołączy do nas później, jak tylko załatwi wszystkie sprawy na księżycu.

.

TRZYNAŚCIE

Przedział osobowy niewielkiej maszyny mógł pomieścić trzydzieści dwie osoby, ale tym

kursem zabrano ich dwa razy tyle. Nike przycupnął w kącie za ostatnimi siedziskami,

trzymając się jak najdalej od grupki przerażonych kobiet i dzieci. Od porucznika się

dowiedział, że Święcki postanowił zapakować do krążownika tylu ludzi, ilu tylko zdoła, tak

więc wahadłowce Cervantesa krążyły nieustannie pomiędzy planetą a orbitującym wokół niej

okrętem wojennym. To był jeden z ostatnich kursów. Nawet tak wielki krążownik nie mógł

pomieścić więcej niż tysiąc pięciuset dodatkowych pasażerów.

Przez pierwsze kilka minut po starcie prom leciał równo jak po sznurku, potem jednak

zaczął lekko drżeć i w końcu wierzgnął kilka razy mocniej, jakby zderzał się z materialnymi

obiektami. Ludzie trzymający się lin rozpiętych pomiędzy rzędami foteli krzyczeli za każdym

razem, gdy pokład uciekał im spod tyłków. Stachursky wiedział, że to nie są oznaki zbliżającej

się katastrofy. W czasie nielicznych lotów z akademii na Ziemię przeżył o wiele gorsze

turbulencje. Liczył więc upływające sekundy, świadom, że gdy tylko maszyna opuści

atmosferę, wszystko wróci do normy.

Tak też się stało; silniki manewrowe umilkły, ciążenie zaczęło maleć, zrobiło się też

zauważalnie chłodniej. Nike przymknął oczy. Nareszcie mógł spokojnie pomyśleć. Od

pewnego czasu zastanawiał się, ile jeszcze może powiedzieć przedstawicielom floty. Na

pewno nie powinien wyjawiać wszystkiego. Nerwowość kapitana podczas pierwszej

rozmowy i jego późniejsze sugestie były bardzo czytelne. Nikt w sztabie metasektora nie

uwierzy w całą prawdę. On sam miał z tym problemy, a przecież był naocznym świadkiem

spotkania z ma’lahnem.

Przymknął powieki, wracając myślami do tamtych chwil…

.

CZTERNAŚCIE

System New Rouen, Sektor Victor,

27.06.2354

– Skoro temat mamy już zamknięty i skoro mam dzisiaj umrzeć, a piekła nie ma, pora

dotrzymać słowa danego Damiandreasowi, panie córeczkojebco…

Zanim dymiąca wciąż lufa fazera uniosła się wystarczająco wysoko, Annataly stanęła

pomiędzy Morriseyem a człowiekiem, do którego ten mierzył.

– Opuść broń, durniu – wycedziła przez zaciśnięte zęby.

– Bo co? – warknął butnie.

– Bo to! – Przytknęła mu pistolet do policzka, rozbijając do reszty pokruszony wizjer.

68
{"b":"577817","o":1}