Литмир - Электронная Библиотека
A
A

ludzkiego życia było to zjawisko niezwykle rzadkie. W ciągu ostatnich dwóch stuleci nauka

odnotowała tylko dwa takie przypadki. Raz zdarzyło się też, że czerwony olbrzym przechwycił

biegnącą w jego pobliżu anomalię, dzieląc ją i tworząc „punkt przesiadkowy”, jak określano

to zjawisko w nieoficjalnych raportach pionu badawczego. Naukowcy obserwowali teraz ten

system, by sprawdzić, czy dalszy ruch gwiazdy nie doprowadzi do ponownego scalenia

przepołowionego tunelu nadprzestrzennego.

Brak działającej stacji monitorowania oznaczał konieczność wstrzymania odlotów

z systemu. Wprawdzie ruch na Valis 11 nie należał do największych – tylko dwie z sześciu

odkrytych tu anomalii prowadziły na terytoria Federacji – ale i tak strefa skoku obsługiwała

kilka, a czasami nawet ponad dziesięć frachtowców na dobę. Do tego trzeba było dodać

wszystkie statki kurierskie, teledrony oraz prywatne jednostki należące do ludzi zatrudnionych

w kopalniach Gammy i Kappy. No i sondy korpusu, które korzystały z pozostałych czterech

studni. Czterdzieści osiem godzin lotu wewnątrzsystemowego – bo tyle potrzebował FSS

Walternest Rutheford na dotarcie do strefy skoku – oszczędzi górnikom trzy, a może nawet

cztery doby przestoju. Ich jednostki remontowe były naprawdę powolne, zwłaszcza

w porównaniu z potężnym okrętem wojennym.

Kolejnym impulsem skłaniającym komandora do udzielenia pomocy kolonistom był fakt, że

do uszkodzenia stacji monitorowania musiała doprowadzić któraś z powracających sond. Ze

studni prowadzących poza granicę nie przylatywało na Valis 11 nic, co nie należało do

Korpusu Zwiadowczego.

– Zajmiemy się tym – obiecał Zachs, widząc, że spoconemu zarządcy zaczyna nerwowo

drgać powieka. – Jeśli awaria stacji nastąpiła z naszej winy, dokonamy wszystkich napraw na

koszt korpusu. Jeśli sprzęt korporacji zawiódł z innego powodu, rozliczymy się jak zwykle.

Ramirez skinął szybko głową i rozłączył się bez zbędnych pożegnań. Każda sekunda tej

rozmowy pozbawiała jego kolonię kolejnych, jakże cennych megawatów energii. Komandor

spojrzał na timer. Połączenie trwało niemal minutę. Górnicy na pewno nie będą zadowoleni

z dzisiejszego przymusowego zaciemnienia – pomyślał, wyłączając pole izolacyjne.

– Mam dla was świetną wiadomość – rzucił w kierunku zaniepokojonych rekrutów. – Nasz

lot potrwa nieco dłużej, niż przypuszczałem. Wracamy do strefy skoku, by udzielić pomocy

technicznej tutejszej kolonii. Zanim dotrzemy do bazy, zdążymy przećwiczyć w polu

standardowe procedury alarmowe i ratunkowe, które i tak musielibyście zaliczyć przed

przyznaniem podstawowych kodów dostępu.

* * *

– Dziwne – mruknął Zachs, wpatrując się w przepływające przez wyświetlacze

komputerów ciągi danych. – Sprawdźcie to jeszcze raz – polecił, odwracając się do

podoficerów siedzących na kolistych stanowiskach operacyjnych po prawej. To oni

odpowiadali za łączność i sensory.

– Tak jest! – Zwięzła odpowiedź nadeszła niemal natychmiast.

Tu nie było czasu ani miejsca na dyskusje, choć zarówno komandor, jak i jego podwładni

doskonale zdawali sobie sprawę, że ponowne skanowanie przestrzeni nie może przynieść

niczego nowego.

FSS Walternest Rutheford dotarł do strefy skoku przed planowanym czasem, po niespełna

czterdziestu dwu godzinach lotu. Tak blisko gwiazdy można było podlecieć jedynie przy

włączonych na maksymalną moc polach siłowych. Krążownik klasy Minotaur nie miał z tym

jednak najmniejszego problemu. Jego generatory osłon, jak w przypadku każdego dużego

okrętu wojennego, dysponowały ogromnymi rezerwami nawet wtedy, gdy główny reaktor

pracował na pełnych obrotach od wielu godzin, a tak właśnie się stało, ponieważ Zachs chciał

jak najszybciej znaleźć się na miejscu i wyjaśnić sprawę.

Korpus nie dysponował niestety nagraniami z momentu katastrofy – a z nią najwyraźniej

mieli do czynienia, sądząc po rozpływającej się z wolna chmurze szczątków – ponieważ

Gamma, stacja orbitalna i transportowce w liczbie siedmiu, zmierzające obecnie w kierunku

strefy skoku, znajdowały się w czasie zdarzenia po drugiej stronie gwiazdy centralnej,

znacznie dalej niż krążownik. Jedynymi dowodami pozostawały więc odczyty sensorów

i przechwycone wcześniej transmisje kwantowe, które – Zachs musiał to przyznać niemal od

razu – niczego nie wyjaśniały.

Wielokrotnie odczytywał zwięzły komunikat zawierający informację o aktywności studni

numer pięć. Potem nadeszło jeszcze krótsze potwierdzenie wykonanego skoku i pięć sekund

później odbiorniki zarejestrowały kolejny sygnał, tym razem dotyczący wejścia

w nadprzestrzeń tego samego obiektu. I to by było na tyle.

Nic tu nie pasowało. Po pierwsze: tego dnia standardowego nie przewidywano powrotu

żadnej z osiemnastu sond badających pobliskie sektory przestrzeni. Po drugie: wszystkie

urządzenia przebywające za granicami Federacji wysłały prawidłowy sygnał zwrotny, po tym

jak komandor zarządził natychmiastową kontrolę wykonywanych misji. Po trzecie:

w przestrzeni przy strefie skoku znaleziono tylko czarną skrzynkę zniszczonej stacji

monitorowania. Ściągnięte z niej dane nie pomogły jednak w wyjaśnieniu zagadkowej kolizji.

Eksploatująca bogactwa Valis 11 firma StarMin była typową korporacją nastawioną na

maksymalizację zysków, nic więc dziwnego, że oszczędzała, na czym tylko mogła. Zwłaszcza

tutaj, na Rubieżach, gdzie mało kto liczył się z przepisami i ludźmi. W każdym cywilizowanym

systemie tak wiekowa stacja trafiłaby już dawno na złom, tutaj jednak posłużyłaby jeszcze

wiele lat, gdyby nie to niefortunne zdarzenie.

Z trzech przepisowych rejestratorów działał tylko jeden, a i to nie do końca. Ktoś odłączył

w nim moduł zapisu wizji, zapewne aby zmniejszyć do minimum obciążenie zabytkowych

procesorów. Zachs nie zdziwił się więc specjalnie, gdy jego technicy wydobyli z pamięci

czarnej skrzynki informacje o tym, że wspomnianej ingerencji dokonano już kilka lat temu. Dla

korporacji najważniejszy był przekaz kwantowy – tylko dzięki niemu koloniści mogli

kontrolować zdalnie ruch pozasystemowy. Problemami wynikającymi z niemożności ustalenia

przebiegu ewentualnego wypadku nikt więc nie zaprzątał sobie głowy. Słyszał ktoś w ogóle

o zniszczeniu takiego sprzętu podczas kolizji z obiektem wychodzącym z nadprzestrzeni?

Komandor nie pamiętał takiego wydarzenia, a miał za sobą kilka dekad czynnej służby

w sektorach zewnętrznych. Ale – jak słusznie zauważył kiedyś jego zastępca – zawsze musi

być pierwszy raz. Pech chciał, że do tego nietypowego wypadku doszło właśnie tutaj i teraz.

Jedno wszakże komandor ustalił ponad wszelką wątpliwość. Nie chodziło o przypadkową

kolizję stacji z uszkodzoną sondą. Korpus nie będzie więc musiał wypłacać górnikom

odszkodowania, a wręcz przeciwnie, otrzyma od zarządu kolonii całkiem ładną sumkę za

przeprowadzenie akcji ratunkowej i użyczenie sprzętu zastępującego zniszczoną stację do

czasu, aż StarMin sprowadzi na Rubieże jakiś nowy złom.

Mimo to Zachs czuł podskórnie niepokój. Choć wykonał skany i przeprowadził skrupulatne

dochodzenie, nadal nie wiedział, co zniszczyło stację. Z dostępnych danych i kolejnych analiz

rozproszenia szczątków wynikało, że kilkadziesiąt godzin wcześniej doszło tutaj do

bezpośredniego zderzenia z obiektem, który wyszedł z nadprzestrzeni. I to właśnie było

najdziwniejsze w tej całej sprawie.

Ludziom nawykłym do życia na planetach mogłoby się wydawać, że takie zderzenie to nic

3
{"b":"577817","o":1}