Литмир - Электронная Библиотека
A
A

przedramieniu olbrzyma spoczęła dłoń najstarszego z oficerów komisji.

– Obawiam się, koledzy, że przypadek poborowego Doni będzie wymagał od nas nieco

innego podejścia – powiedział czterogwiazdkowy weteran, spoglądając na zegarek. –

Pozwolicie?

Skinęli głowami, aczkolwiek niechętnie. Trzej podobni do siebie równo jak na komendę,

później pozostali.

– Sierżancie, przypilnujcie wejścia – rozkazał grubas spod okna.

Szczapowaty strzelił obcasami i natychmiast pognał za parawan.

– Poborowy Doni… – Weteran przeczytał szybko treść pisma i zwrócił się do mnie znacznie

uprzejmiej niż jego koledzy. – Widzę, że przygotowaliście się dobrze do tego spotkania. Co

więcej, przepisy, na które się powołujecie, mogą faktycznie stanowić istotną przeszkodę

w odbyciu przez was służby wojskowej, ale… Powiem bez ogródek, synu, jest wojna. Nasza

wojna. Twoi koledzy już walczą i giną za to, żeby ta planeta była bezpieczna. Żeby twoja

najbliższa rodzina… – Cwaniak przerwał na moment, rzucając okiem na moje dossier. Sporo

ludzi już poległo w tej wojnie, niemal każdy stracił kogoś bliskiego. Postanowiłem

wykorzystać ten moment wahania.

– Ma pan rację, jest wojna, ale wyłącznie wasza, nie moja. Nikt nie napadł Federacji.

Część systemów zewnętrznych zapragnęła sformalizowania niezależności, którą w praktyce

i tak już miała. Senat nie kontrolował nawet połowy terytoriów zdobytych przez kolonialistów

w ostatnich czterech dziesięcioleciach. Więcej powiem, miał ich w dupie, kiedy dzielono

kolejne budżety. Doił za to, ile wlezie, a gdy zaczęli się buntować, zamiast popuścić, wysłał

was, zipiących z nienawiści macho, żebyście siłą zaprowadzili porządek, którego i tak nie

będziecie w stanie na dłuższą metę upilnować.

– To… To… – Mięśniak znów zaczął sinieć.

– To wasza wersja zdarzeń, poborowy Doni. – Weteran znów go uciszył. – A chcecie

poznać moją?

– Nie chcę. Obawiam się, że nie będzie odbiegała od propagandowej papki, która sączy się

z każdego komunikatora przez całą dobę.

– A może jednak posłuchacie, co mam do powiedzenia?

– Dobrze. – Postanowiłem nie przeginać. Chociaż przepisy zabraniały im noszenia broni

podczas rekrutacji, ten osiłek mógłby mnie złamać jak trzcinkę i zawiązać w supeł

w najgrubszym miejscu. Pewnie by się przy tym nawet nie spocił.

– Dziękuję. – Weteran odłożył moje podanie na zamkniętą wcześniej teczkę. – Byłem na

Skotii 7, kiedy separatyści ogłosili niepodległość systemów zewnętrznych. Nie będę się

sprzeczał co do przyczyn tego kroku, wy wysnuwacie swoje wnioski, zapewne poparte jakimiś

konkretnymi danymi, ja opieram się na moich doświadczeniach ze służby w oddalonych

sektorach, a możecie mi wierzyć, że spędziłem tam naprawdę sporo czasu i poznałem wielu

wspaniałych ludzi. Momencik… – Teraz sześciogwiazdkowy mutant zaczął się czerwienić na

słowa swojego kompana, pozostali członkowie komisji także nie wyglądali na specjalnie

uszczęśliwionych, słuchając jego przemowy. Ale wystarczyło jedno spojrzenie weterana i za

stołem zapanował względny spokój. – Tak, tam też żyją wspaniali ludzie, wy to wiecie i ja to

wiem. Podejrzewam, że moi koledzy, w nieco innych warunkach, również byliby w stanie to

przyznać. – Uciszył gestem ręki rodzące się szmery protestu. – Ale nie o to mi chodzi. To nie

nasi znajomi podjęli decyzję o oderwaniu niemal trzeciej części planet Federacji od macierzy.

Zgodzicie się z tym? – Skierował to pytanie do mnie, przytaknąłem więc mechanicznie, nie

bardzo wiedząc, o co mu chodzi. Nie miałem czasu na sprostowania, gdyż natychmiast zaczął

mówić dalej. – Otóż śmiem twierdzić, że ludzie, których znamy, mają naprawdę niewiele do

powiedzenia w obecnej sytuacji. Dzisiaj do głosu doszedł najgorszy element tamtych

społeczności. Twierdzicie, że Senat miał dalekie prowincje w dupie. I to jest prawda.

Zabiegaliśmy wielokrotnie o rozbudowanie aparatu bezpieczeństwa w tamtych sektorach,

ale… – Uciszył gestem mój protest. – Przecież dobrze wiesz, młodzieńcze, że przed

rozpoczęciem wojny niemal połowa tych planet pozostawała poza jurysdykcją oficjalnych

władz. A to zrodziło szarą strefę i wzrost przestępczości.

– Nie chce pan chyba powiedzieć, że separację, a w konsekwencji tę wojnę wywołali

zwykli przestępcy – zdołałem wtrącić, gdy zamilkł na moment, aby zebrać myśli.

– Owszem, właśnie to chcę ci powiedzieć. Każda strona tego konfliktu ma wiele za uszami,

także my, ale uwierz mi, dobrzy faceci siedzą za tym stołem.

– Akurat.

– Akurat. Gdybyś odbywał pobór na którymś ze światów zewnętrznych, nie byłoby tej

rozmowy. Za odmowę dostałbyś kulkę w łeb na dziedzińcu szkoły, najlepiej na oczach wielu

świadków.

– Propaganda.

– Tak sądzisz? – Powiedział to tak lodowatym tonem, że poczułem się nieswojo.

– Tak sądzę. – Mimo wszystko postanowiłem nie ustępować.

– Ale dowodu nie masz?

– Nie muszę mieć żadnych dowodów. To nie proces. A zresztą gdyby nawet, wszelkie

niedomówienia interpretuje się na korzyść oskarżonego.

Spojrzał na mnie przenikliwymi niebieskimi oczami i uśmiechnął się.

– Nie mogę ci zaprezentować nawet ułamka tego, co sam widziałem w dziewiętnastym

i dwudziestym, ale powiem ci jedno: idealiści, do których bez wątpienia się zaliczasz,

postrzegają świat tylko w dwóch kolorach. A prawda jest taka, że pomiędzy czernią i bielą

istnieją miliardy odcieni szarości. Kiedy tacy jak ty stykają się z rzeczywistością, zaczyna się

dramat…

– Nie obawiam się konfrontacji z rzeczywistością.

– A powinieneś, chłopcze, powinieneś.

– Przepraszam, ale chyba odbiegliśmy za daleko od tematu – wtrąciłem szybko. – Ma pan

przed sobą dokument, który wyraźnie pokazuje, że nie możecie mnie wcielić do służby

czynnej, nie łamiąc przy tym co najmniej czterech artykułów konstytucji obowiązującej na

Nowym Brisbane. I to jest jedyny fakt, o którym powinniśmy rozmawiać. Nie o naszych

odczuciach czy wrażeniach. To nie moja wojna i nie chcę brać w niej udziału.

– Cóż… – Weteran po raz kolejny spojrzał na zegarek i sięgnął po moje pismo. – Tam –

wskazał głową w stronę sufitu – dzieją się tak odrażające rzeczy, że nawet ja nadal nie mogę

w nie uwierzyć. Mimo że sporo z tych, propagandowych według ciebie, wydarzeń widziałem

na własne oczy, a w kilku nawet aktywnie uczestniczyłem. I dlatego wiem, że musimy wygrać

tę wojnę, doprowadzić do pokoju w znanym wszechświecie, a potem całkowicie zmienić

politykę wobec systemów zewnętrznych. I zrobimy to. A ty, przyjacielu, weźmiesz udział

w tym gigantycznym przedsięwzięciu Federacji, jak miliony twoich kolegów – dokończył

i przedarł moje podanie na pół.

Byłem przygotowany na taki bieg wydarzeń, wyjąłem z kieszeni drugi egzemplarz

odwołania i pomachałem nim komisji. Weteran spojrzał na mnie z politowaniem.

– Jest teraz szesnasta zero jeden czasu centralnego. Minutę temu Senat ogłosił zawieszenie

obrad i przekazał władzę Wojskowej Radzie Ocalenia Federacji. Cytowane przez ciebie

zapisy konstytucji już nie obowiązują, przykro mi.

– Słucham? – Zdębiałem.

– Gdybyś trzasnął tymi drzwiami – weteran wskazał głową wyjście – zanim wdałeś się ze

mną w rozmowę, zyskałbyś jakieś dwa, trzy tygodnie odroczenia, może nawet więcej,

zważywszy na liczbę odwołań, które musimy teraz ponownie rozpatrzyć. Gdybyś

pokombinował, może by ci się nawet udało wywinąć od poboru na dłuższy czas. Ale

zdecydowałeś się na przedstawienie swoich racji. Chyba tylko po to, żeby zaimponować

51
{"b":"577817","o":1}